W dwusetnym odcinku cyklu proponuję odrobinę złota. Z dalekiej Japonii.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ponieważ dzisiejszy kadr jest już dwusetnym w serii (tak jest, lada moment stuknie czwarty rok, odkąd „Z filmu wyjęte” pojawia się na łamach „Esensji”), proponuję złotego członka… To jest odzianego w złoty pancerz członka bandy niegodziwców nękających bohaterkę pewnego zwariowanego japońskiego filmu. Nie będę się rozwodził nad tym, co konkretnie widać na zdjęciu – a dzieje się tam wiele – nadmienię tylko, że ta rozmazana smuga nad głową złotej postaci to… wirujący warkocz. Niegodziwiec lata bowiem jak śmigłowiec, unosząc się w powietrzu dzięki pracy splotów swoich własnych włosów. Film, z którego pochodzi powyższy kadr, to „Cutie Honey” (z grubsza „Słodki kociak”), nakręcona w 2004 roku ekranizacja erotyzowanej mangi. Główną bohaterką jest tytułowa dziewczyna, będąca czymś w rodzaju androida. Swego czasu zginęła w jakimś wypadku i ojciec złożył ją na nowo, robiąc miks klona i androida, a potem dodając tzw. I System, czyli naszyjnik, który pozwala jej zmieniać wygląd (może wówczas podszywać się pod dowolną osobę) i od czasu do czasu odziewać się w superbohaterskie wdzianko z dodatkowymi mocami. Pewnego dnia wysłannicy tzw. Siostry Jill, wrednej staruchy-drzewa, zabijają jej ojca, a wkrótce potem porywają wuja, kontynuującego jego badania. Dziewczyna musi więc zmierzyć się z pięcioma Pazurami – Złotym (na zdjęciu), Czarnym, Kobaltowym, Purpurowym i Panterowym – zbirami obdarzonymi nadprzyrodzonymi zdolnościami i wyposażonymi w wyrafinowane pancerze i bronie. W walce pomaga jej samolubna, zimna policjantka (którą co i rusz musi ratować bohaterka) oraz rzekomy dziennikarz (w istocie agent amerykański). Film jest zagrany w przeuroczo przerysowany sposób, ze sporym dystansem i znaczną dawką humoru, choć zdaje się, że Japończykom – mimo całego tego udziwnienia i wizualnego kociokwiku – nie przypadł do gustu i planowane kontynuacje nie doszły do skutku. W latach 2007-2008 wyprodukowano za to na bazie tej samej mangi skromny, tani serial aktorski „Cutie Honey: The Live”, nie posiadający już takiego zadęcia, a w 2016 zrealizowano nową wersję aktorską, „Cutie Honey: Tears”, zdaje się znacznie słabszą niż ta z 2004. Mimo że „Cutie Honey” z 2004 żadną miarą nie jest filmem ambitnym, polecam seans, bo naprawdę mało co tak odpręża jak japońskie kiczyki kręcone wyłącznie dla zgrywy. |