powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CCXII)
grudzień 2021

Non omnis moriar: Pożegnanie z przytupem
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj definitywnie ostatnie spotkanie z freejazzowym big bandem The German All Stars.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Żywot tej formacji był krótki, ale intensywny. W ciągu niespełna trzech lat funkcjonowania, to jest pomiędzy 1969 a 1971 rokiem, opublikowała trzy oficjalne longplaye, zagrała trasy koncertowe po Ameryce Południowej i Kraju Kwitnącej Wiśni, wreszcie regularnie występowała na deskach monachijskiego klubu jazzowego Domicile. Jej płytowy dorobek otwiera dwupłytowy album „In Südamerika” (1969), później światło dzienne ujrzało zarejestrowane w Tokio wydawnictwo „Out of Each – The German All Stars in Japan” (1971), a całą historię zamknął krążek „Live at the Domicile” (1971), który do sprzedaży wprowadziła niezwykle zasłużona dla promocji europejskiego fusion zachodnioniemiecka wytwórnia MPS Records (rodem z Villingen). Do tego należałoby dodać jeszcze wydane w poprzedniej dekadzie, omawiane już w tej rubryce, doskonałe – zarówno pod względem artystycznym, jak i technicznym – bootlegi: „Domicile, Munich – January 1969”oraz „Domicile, München, 1971”.
Dzisiaj, na zakończenie przygody z The German All Stars (w którego składzie pojawił się również jeden Holender, zmarły przed miesiącem trębacz Ack van Rooyen), zajmiemy się ostatnim wydanym za życia tej orkiestry longplayem (ponownie dwupłytowym!), który nagrany został „na żywo” w klubie Domicile 11 lipca 1971 roku (a więc kilka miesięcy po powrocie z Japonii). Na jego repertuar złożyły się w dwóch trzecich kompozycje opublikowane na dwóch poprzednich wydawnictwach, a zatem doskonale znane wielbicielom big bandu. Biorąc jednak pod uwagę, że mieliśmy do czynienia z zespołem improwizującym, nie miało to najmniejszego znaczenia – przecież i tak żadnego utworu nie zagrali nigdy dwa razy tak samo. Wystarczy porównać różne wersje „Hornsalut” i „When Lights are High” (vide „In Südamerika”) oraz „Out of Reach” (w tym przypadku nawet tytuł nieznacznie się różni), „Nuggis” czy też „Sweet Lament” („Out of Each – The German All Stars in Japan”), by przekonać się, ile w tym prawdy.
Na „Live at the Domicile” słyszymy drugie wcielenie The German All Stars, a więc już bez Rolfa Kühna, za to z Michelem Pilzem. Jak również z Wolfgangiem Daunerem sięgającym nie tylko po akustyczny, lecz także elektryczny fortepian (choć gwoli ścisłości niezbyt często). Bez zmian pozostała natomiast sekcja rytmiczna (czyli kontrabasista Günter Lenz i perkusista Ralf Hübner), jak i większość rozbudowanej do ośmiu muzyków sekcji dętej. Pojawił się również gościnnie odpowiadający za ekscytujące wokalizy Willie Johanns, którego artyści chętnie chętnie zabierali ze sobą na trasy zagraniczne, choć zazwyczaj na scenie pojawiał się zaledwie na kilka, maksymalnie kilkanaście minut (był jednak w tamtym czasie etatowym pracownikiem centrali Goethe-Institut, więc mógł pełnić też funkcje administracyjne). „Live at the Domicile” okazał się być ostatnim albumem niemieckiej – tak, pamiętam o van Rooyenie! – superorkiestry, nic więc dziwnego, że postanowiono pożegnać się z przytupem. Wszak dwupłytowe wydawnictwa ciągle były w tamtych czasach rzadkością.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Na początek muzycy wybrali kompozycje nowsze, którym nieznacznie zmienili zresztą tytuły: „Out of Each” Manfreda Schoofa przechrzcili na „Out of Reach”, a „Figurations” Güntera Lenza na „Figures”. Ta pierwsza przy okazji rozrosła się do prawie szesnastu minut (wersja japońska trwa zaledwie dziesięć), ale trudno być tym faktem zaskoczonym, skoro pierwsze minuty to w zasadzie strojenie się orkiestry, a kolejne – puszczony na pełen żywioł bigbandowy free jazz z wybijającymi się na plan pierwszy dęciakami (grającymi unisono i solo). „Figures” zostało za to odrobinę przycięte, choć i tak znalazło się w nim miejsce na figle trąbkowo-saksofonowe, jak i pojawiające się pomiędzy wstawkami instrumentów dętych kombinacje kontrabasu i perkusji. Stronę B pierwszego longplaya wypełniają z kolei tworzące całość utwory premierowe, które jednak zespół wykonywał w tamtym czasie na koncertach; to „Gebäude” Acka van Rooyena, „Hammerkopp” puzonisty Alberta Mangelsdorffa oraz „Epilog” saksofonisty Heinza Sauera.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Pierwszy z wymienionych numerów to klasyczny free jazz w stylu lat 60. XX wieku. Gdyby John Coltrane i Ornette Coleman grywali wtedy z orkiestrami, ich muzyka mogłaby brzmieć właśnie tak! Drugi utwór otwiera solowy popis perkusisty, do którego z czasem dołączają mocno harcujące dęciaki, które w jednej chwili rozbiegają się w różne strony, aby w kolejnej znaleźć się w jednym miejscu. Z czasem improwizacja się zazębia, a całość zyskuje dzięki temu na dynamice. Dwuminutowe zwieńczenie tej freejazzowej suity to ponownie powrót do lat 60. – momentami czadowy, ale generalnie utrzymany w dostojnym stylu. Drugi longplay ponownie zaczynają kompozycje znane z krążka zarejestrowanego w Japonii: „Nuggis” Wolfganga Daunera i „Sweet Lament” Williego Johannsa. Wnoszą one sporo świeżości! W tym pierwszym rozbrzmiewa wreszcie – jako instrument solowy – fortepian akustyczny, a do tego pojawiają się jazzrockowe sprzężenia, które świadczą dobitnie o tym, że Wolfgang musiał mieć ze sobą na scenie także piano elektryczne.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Sweet Lament” zaczyna się bardzo nastrojowo: od wokalizy Johannsa, któremu akompaniują fortepian i dęciaki. Z każdą kolejną minutą robi się jednak coraz bardziej energetycznie, w czym również wielka zasługa nie oszczędzającego się ani przez moment wokalisty. Na koniec koncertu zespół sięgnął po wcześniejsze swoje dzieła, wybierając dwa utwory z albumu „In Südamerika”: „Hornsalut” Schoofa oraz „When Lights are High” Daunera. Zaaranżowano je jednak na nowo, eksponując solistów. W przypadku tego pierwszego mamy długie sekwencje, w których swoimi umiejętnościami popisują się kolejno – i na przemian – trębacze i saksofoniści, a całość otwiera i zamyka nadzwyczaj melodyjna sekcja dęta. W „When Lights are High” na scenie ponownie pojawia się Johanns, którego improwizacja wokalna dosłownie przyprawia o ciarki na plecach. Także wtedy, gdy Willie dopasowuje się do rozognionych i rozochoconych dęciaków. Lipcowy koncert nie był wcale ostatnim występem The German All Stars w klubie Domicile. Dwa miesiące później (9 września 1971 roku) muzycy spotkali się w tym miejscu ponownie (chociaż bez Johannsa), co dokumentuje bootleg „Domicile, München, 1971”. Być może przygotowywali się do kolejnej trasy, która już nie doszła do skutku… Szkoda!
Skład:
Rudi Füsers – puzon
Albert Mangelsdorff – puzon
Emil Mangelsdorff – saksofon altowy
Gerd Dudek – saksofon tenorowy
Heinz Sauer – saksofon tenorowy
Michel Pilz – saksofon
Manfred Schoof – trąbka
Ack van Rooyen – trąbka
Wolfgang Dauner – fortepian, fortepian elektryczny
Günter Lenz – kontrabas
Ralf Hübner – perkusja

gościnnie:
Willie Johanns – wokaliza (5)



Tytuł: Live at the Domicile
Wykonawca / Kompozytor: The German All Stars
Data wydania: 1971
Wydawca: MPS Records
Nośnik: Winyl
Czas trwania: 73:54
Gatunek: jazz
Zobacz w:
W składzie
Utwory
Winyl1
1) Out of Reach: 15:44
2) Figures: 03:41
3) Gebäude: 07:03
4) Hammerkopp: 09:47
5) Epilog: 02:00
Winyl2
1) Nuggis: 12:09
2) Sweet Lament: 06:11
3) Hornsalut: 13:52
4) When Lights are High: 04:23
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

99
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.