powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CCXIII)
styczeń-luty 2022

Z filmu wyjęte: Spotkanie w świetle księżyca
Niektóre liryczne na pierwszy rzut oka spotkania w rzeczywistości kończą się źle. Przynajmniej dla jednej ze stron.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Dzisiaj wyjątkowo kadr urokliwy, czyli po prostu ładny widoczek. Taki kiczyk wprost na tapetę komputera. Mamy śliczny księżyc, którego promienie oblewają przykryty puchową kołderką krajobraz, mamy stojącego wilka (zamiast jelenia na rykowisku), oraz mamy kobietę w pozycji przewróconego na plecy żółwia. Elegancję harmonii pejzażu mąci jednak smuga krwi, ciągnąca się od nóg wilka do nóg kobiety. Bo spotkanie nocą wilka – a raczej wilkołaka, skoro wilki na dwóch łapach nie chodzą – nie jest czymś, co warto posiadać na liście „do zrobienia”. Takie spotkania są zazwyczaj krótkie i towarzyszy im chrzęst, chrupanie i fontanny krwi. Rzadko kiedy wilczej.
Powyższy widoczek pochodzi z dość nowego, nakręconego w 2020 roku filmu „The Wolf of Snow Hollow”, czyli „Wilk ze Snow Hollow”. Pozornie jest to horror, choć z różnych przyczyn – których nie mogę wyjawić – bliżej mu do krwawego kryminału. W tytułowym miasteczku zaczynają ginąć w straszny sposób młode kobiety. Śledztwo prowadzi syn i zarazem zastępca szeryfa, tracący kontrolę i nad sytuacją, i nad samym sobą – bo ojciec jest już mocno zniedołężniały, ale wciąż próbuje szeryfować, żona, z którą bohater się rozstał, wcisnęła mu do niańczenia 17-letnią córkę, niezbyt się z nim dogadującą, a podwładni albo są lekkomyślni (jeden powiadomił media o zbrodni i niechcący rozpętał burzę), albo upierają się przy teorii morderczego wilkołaka. Bohater, wciąż się ze wszystkimi żrący, wraca więc do alkoholizmu, co w jakiś sposób pozwala mu przytłumić problemy i rozjaśnić myśli.
Film wart jest uwagi z paru przyczyn. Przede wszystkim – proponuje zwartą, sensowną fabułę oplecioną wokół krwawej intrygi, znajdującej więcej niż satysfakcjonujące, dalekie od tuzinkowości zamknięcie. Do tego całość została skrojona z ogromnym wdziękiem, twórcy bowiem zaproponowali historię lekko przerysowaną, w której postawili na galerię mocno zróżnicowanych charakterologicznie postaci. Praktycznie każda osoba, przewijająca się na ekranie nawet i przez kilka sekund, natychmiast zapada w pamięć – jeśli nie osobliwym zachowaniem, to komplikacją przyziemnych problemów. Jak na horror, i to nieprzesadnie ambitny, jest to osiągnięcie niebagatelne.
Swoje trzy grosze wtrąciło do fabuły również samo życie. Grający szeryfa Robert Foster, chyba rzeczywiście już wówczas zniedołężniały, zmarł w trakcie kręcenia filmu. Co prawda zabrakło szeregu scen, które twórcy pierwotnie przewidzieli z jego udziałem, ale dość gładko udało się spiąć fabułę, tym bardziej, że szeryf i tak miał w pewnym momencie odejść zupełnie w cień. Polecam więc „Wilka ze Snow Hollow”, bo to jeden z niewielu naprawdę przyzwoitych filmów z tematyką wilkołaczą.
powrót; do indeksunastwpna strona

111
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.