Dawno już nie miałem takiego problemu, aby wybrać najlepsze płyty roku. Obrodziło bowiem ciekawymi tytułami. Zwłaszcza na naszym rynku. Ale co będę mówił, przekonajcie się sami.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
30. Cannibal Corpse „Violence Unimagined” Ekipa ekstremalnych death metalowców z Buffalo działa od 1988, regularnie wydając płyty. Choć nigdy nie brali jeńców (a jeśli, to potem ich zjadali), to ich ostatnie płyty nie stanowiły tak ekscytującej uczty, jak te z lat 90. Tym bardziej cieszy powrót do formy. „Violence Unimagined” nie stanowi żadnego nowego otwarcia. Nie ma tu innowacji, czy przełamywania ram stylu. To po prostu kawał solidnego, soczystego muzycznego mięcha, zagranego z godną podziwu energią.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
29. Lisa Gerrard & Jules Maxwell „Burn” Dokonania Lisy Gerrard nie kończą się jedynie na Dead Can Dance i soundtracku do „Gladiatora”. Dość regularnie nawiązuje współpracę z mniej lub bardziej znanymi artystami (np. ze Zbigniewem Preisnerem). Najczęściej nie są to najweselsze nagrania. Tym bardziej „Burn” jawi się jako rzecz wyjątkowa. Choć nie ma mowy o skocznych rytmach, można odnieść wrażenie, że Gerrard, wraz z Julesem Maxwellem, nagrała jeden z pogodniejszych i przystępnych albumów w swojej dyskografii.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
28. Czesław Mozil „#IDEOLOGIAMOZILA” Ideologia Mozila nie jest wywrotowa, czy szczególnie kontrowersyjna. Powiedziałbym, że składa się z dość oczywistych prawd, na czele których jest miłość i poszanowanie bliźniego. To w sumie smutne, że o takich rzeczach należy wciąż przypominać. Tu ten przekaz ubrany jest dodatkowo w atrakcyjne melodie i w pełni zaangażowany śpiew Czesława, który albo się kocha, albo nienawidzi. Ja kocham.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
27. Kuba Kawalec „Ślepota” Debiutancki solowy album wokalisty Happysad i… daleko od tego zespołu nie uciekliśmy. Zwłaszcza, kiedy słyszy się specyficzną manierę wokalisty, oraz jego neurotyczne teksty. A jednak ten album bardziej mnie przekonuje, niż ostatnie dokonania macierzystej formacji. Może to dlatego, że przyzwyczaiłem się do jej pierwszych, radośnie gitarowych propozycji, a może, ponieważ minimalizm muzyczny w tym wypadku świetnie koreluje ze słownym przesłaniem?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
26. Anneke Van Giersbergen „The Darkest Skies Are the Brightest” Anneke głównie znana jest ze współpracy z zespołem The Gathering, ale nie tylko, bo fani szeroko pojętego metalu na pewno kojarzą jej występy z takimi formacjami, jak The Gentle Storm, Ayreon, Anathema, Within Temptation, Moonspell, a nawet Napalm Death. Tymczasem wokalistka tworzy także bardziej przystępną muzykę. „The Darkest Skies Are the Brightest” to nie jest w prawdzie pop, ale ładnych melodii, wyśpiewywanych aksamitnym głosem Anneke na nim nie brakuje. Wszystko podlane jest sosem półakustycznej, zwiewnej muzyki, o zabarwieniu folkowym, co łącznie tworzy niepowtarzalny klimat.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
25. Carcass „Torn Arteries” Miazga. Tak w jednym słowie można określić najnowszą płytę klasyków death metalu z Carcass. Pomimo upływu lat, panowie nie tracą wigoru i umiejętności tworzenia ultraciężkich, ale jednocześnie na swój sposób melodyjnych utworów. Dla nas ten album jest jednak wyjątkowy z jeszcze jednego powodu – pomysłową grafikę na okładce stworzył nasz rodak Zbigniew Bielak.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
24. Greta Van Fleet „Battle of Garden’s Gate” Greta Van Fleet swoimi pierwszymi EP-kami objawiła się, jako nowe wcielenie Led Zeppelin. Na debiucie panowie zasygnalizowali, że nie chcą być postrzegani jako epigoni. „Battle of Garden’s Gate” jeszcze bardziej oddala ich od twórców „Stairway to Heaven” (choć utwór „Broken Bells” ma w sobie coś z niego). Głos Joshuy Kiszki wciąż brzmi potężnie, niczym Roberta Planta z najlepszych czasów, ale od strony muzycznej ekipa skręca bardziej w stronę folku i blues rocka, niż mocnego uderzenia.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
23. Tori Amos „Ocean to Ocean” Chciałoby się zakrzyknąć: „nareszcie”. Tori Amos całkiem wraca do formuły albumu złożonego z piosenek. I to bardzo udanych. Artystka po dziesięcioletniej przerwie odnowiła współpracę z perkusistą Mattem Chamberlainem i basistą Jonem Evansem, dzięki czemu całość brzmi ciepło i wyjątkowo rytmicznie. Stąd skojarzenia z nagraniami artystki sprzed dwóch dekad, kiedy to własne emocje i przeżycia przekazywała słuchaczom w zmysłowej i zwiewnej oprawie.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
22. Muchy „Szaroróżowe” Muchy są zespołem, który gdyby powstał gdzieś na Zachodzie, miałby szansę na wielką międzynarodową karierę. Tymczasem u nas są jak z tytułu ich drugiej płyty – „notorycznymi debiutantami”. „Szaroróżowe” to nowe otwarcie, w którym zespół definiuje się po raz kolejny, dostarczając następne hity w swoim dorobku. Całość materiału stanowi połączenie nadzwyczajnej przebojowości z inteligentnymi, niebanalnymi tekstami.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
21. Batushka „Царю Небесный (Carju Niebiesnyj)” W tym wypadku mówimy o odnodze zespołu dowodzonej przez Bartłomieja Krysiuka. „Carju Niebiesnyj” to wprawdzie tylko EP, ale ponieważ trwa prawie pół godziny, można je śmiało traktować jako pełnoprawne wydawnictwo. Zespół w dalszym ciągu kroczy wyznaczoną przez siebie blackmetalową ścieżką z wyraźnymi wpływami muzyki cerkiewnej. I niezmiennie posiada w sobie powiew świeżości. |