Dziewiąty tom „Invincible” wjeżdża z pełnym impetem! Robert Kirkman i jego artyści dostarczają kolejną porcję niezwykłych przygód oraz szybkiej akcji. Na Ziemi pojawiają się nowi najeźdźcy – tym razem zagrożenie przybywa z jej wnętrza. Dochodzi do przetasowania w obozie Viltrumian. Powraca Angstrom Levy i wersje Marka z alternatywnych wszechświatów. Plan Dinosaurusa wkracza w kolejną fazę. A Eve spodziewa się dziecka. A to tylko część z tego, co znajdziecie w dziewiątym tomie serii.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jak zwykle jest szybko, widowiskowo – ale nie głupio. Kirkman dba o to, by kolejne wydarzenia, nieważne jak zakręcone i niewiarygodne, miały swoją logikę w ramach świata przedstawionego. Po tylu rozdziałach opowieść wciąż potrafi zaskakiwać. Seria przekroczyła w tym tomie setny numer, a wciąż kolejne zwroty akcji są świeże i mają posmak niespodzianki. Co więcej – mają sens, a także gładko się ze sobą zazębiają. Kirkman musiał sobie to wszystko dokładnie przemyśleć i rozplanować – a przy tym rzeczywiście kochać ten komiks: z każdego rozdziału bije czysta radość opowiadania historii tych bohaterów. Autor cały czas panuje nad narracją. Mimo zatrzęsienia wątków, postaci oraz łączących ich relacji, ani na chwilę nie wkrada się chaos, a czytelnik nie ma prawa czuć się zagubiony. Kirkman pilnuje, by w danej scenie bohaterów nie było za wielu oraz by każda z postaci miała znaczenia dla historii, subtelnie przypomina ważne wydarzenia z przeszłości i dba, by nadmiernie nie komplikować. Doskonale potrafi wyważyć też proporcje między akcją a elementami obyczajowymi, tak, by nie konkurowały o uwagę czytelnika, ale wzajemnie się dopełniały. Jako że „Invincible” jest projektem w pełni autorskim, Kirkman ma pełną kontrolę nad tym, co się wydarzy. Dzięki temu może stworzyć uniwersum, w którym nic nie jest ustalone na zawsze, bohaterowie przechodzą przemianę, układ sił jest płynny, a decyzje poszczególnych postaci mają rzeczywiście znaczenie i konkretne konsekwencje. Autor zna się dobrze na komiksie superbohaterskim, umie wykorzystywać właściwe dla tego gatunku zagrania z pożytkiem dla własnej opowieści – wie, które z nich zaimplementować do swojej fabuły, które odświeżyć, a które wywrócić na drugą stronę. W ten sposób cykl pozostaje atrakcyjny zarówno dla trykociarskich wyjadaczy, jak i zwykłych czytelników, którzy po prostu liczą na porządną rozrywkę. W tym tomie rysunki dostarczają Ryan Ottley i Cliff Rathburn. Ich style są podobne – oszczędne, ale nie minimalistyczne; bardzo zgrabnie oddają tempo scenariusza. Tworzone przez nich plansze doskonale przekazują energię, bijącą z fabuły Kirkmana i dynamikę nieustannie zmieniającego się świata. Rysunki podkreślają udane przyjemne dla oka kolory Johna Raucha. Na pierwszy rzut oka warstwa wizualna sprawia bardzo „przyjaznej”, jednak kiedy pojawiają się sceny pełne przemocy i fruwających flaków, widać, że tutaj też autorzy spisują się lepiej niż dobrze i umiejętnie potrafią zagrać kontrastem, co podkreśla wymowę tych fragmentów. Dziewiąty tom, podobnie jak poprzednie, zawiera solidną porcję dodatków – szkiców, rysunków, blanków, omówień procesu powstawania komiksu. W sumie 40 stron – dla tych, którzy lubią tego typu bajery to dobrze, dla innych może być to niepotrzebne marnowanie miejsca, które można by wypełnić komiksem. „Invincible” w dalszym ciągu nie zawodzi. To jedna z najlepszych serii rozrywkowych dostępnych obecnie na rynku. Czekam niecierpliwie na kolejny tom. Plusy: - Świetnie skrojona, wielowątkowa fabuła
- Wiarygodne postaci
- Seria wciąż potrafi czytelnika zaskoczyć
- Rysunki dobrze dopasowane do opowiadanej historii
- Udane wykorzystanie motywów właściwych dla komiksu superbohaterskiego
Minusy:
Tytuł: Invincible #9 (wyd. zbiorcze) Data wydania: 28 października 2020 ISBN: 9788328198531 Format: 320s. 170x260mm Cena: 99,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 90% |