powrót; do indeksunastwpna strona

nr 6 (CCXVIII)
lipiec-sierpień 2022

Lagasz. Za cenę krwi
Barbara Konopka
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Hefirhenn roześmiała się dźwięcznie. Jej głos brzmiał jak pieśń małych, srebrnych dzwoneczków. Była w nim jednak pełna goryczy nuta, twardy dysonans. Niezbyt wyraźny fałsz, a jednak Nasserheh usłyszał go i zastanawiał się, czym jest – nienawiścią, żalem, tęsknotą?
• • •
Dotknięcie Bahtu było trochę tylko cięższe niż muśnięcie skrzydeł ćmy, ale Nasserheh zbudził się natychmiast. Instynktownie sięgnął po sztylet pod poduszką. Nałożnica przekręciła się tylko na drugi bok, gdy król szedł już przez komnatę, naciągając szatę i aż nazbyt dobrze rozumiejąc, że pobudka w środku nocy oznacza niepokojące zdarzenia.
– Co się stało? – spytał. Wpadające przez wąskie okna światło księżyca ledwie rozpraszało mrok, ale wystarczyło, by dostrzegł gniew na twarzy Bahtu.
– Wybacz mi, Ensi. Moi ludzie zawiedli. Hefirhenn zabiła strażników i pomogła Hassemowi uciec.
Te wieści zaskoczyły go, choć być może nie powinny. Mógł przewidzieć, że harfiarka, o której mówiono, że jest niebezpieczna jak jadowity karakurt czający się wśród róż, jest też lojalna i nie zmienia panów. Dopiero teraz zrozumiał, że pozorna uległość była tylko oczekiwaniem na właściwy moment. Nie lubił popełniać takich błędów, nie lubił towarzyszącego temu uczucia rozczarowania i zawodu. Zacisnął wargi.
– Jak to się stało? – spytał pozornie obojętnym tonem, który nie zdradzał żadnego z uczuć.
– Najmłodszy ze strażników przeżył, bo wypił wino, które przyniosła. Uśpiło go. Pozostali byli zbyt karni, żeby pić, ale nie dość ostrożni, by nie patrzeć, jak tańczy. Pijany nie pamięta nic więcej. Reszta ma poderżnięte gardła, nic nam już nie powie.
– Ilu zabiła?
– Trzech, mój panie.
– Ktoś jej pomagał?
– Nic na to nie wskazuje. – Bahtu z odrobiną wahania podrapał się po policzku. – Ale nie można tego całkiem wykluczyć.
– Zbierz mały oddział. Wybierz szybkich i wytrzymałych ludzi, za których możesz ręczyć. Isirhat niech zostanie tutaj i sprawuje pieczę nad miastem. Musi się dowiedzieć, kto jeszcze brał udział w tym… spisku. Winni mają zostać straceni. Ja pojadę z wami. Musimy schwytać Hassema.
– Mają tylko kilka godzin przewagi, a tropiciel śladów twierdzi, że kierują się w stronę Lagasz.
– Wobec tego musimy ich schwytać, nim tam dotrą. Jeśli Hassem dostanie pomoc swego wuja, grozi nam nowa wojna.
• • •
Ilustracja: <a href='mailto:aszady@uw.lublin.pl'>Agnieszka ‘Achika’ Szady</a>
Ilustracja: Agnieszka ‘Achika’ Szady
Hefirhenn pokochała Hassema za jego brutalność i przenikliwość. Był niczym żywioł. Władza sprawiała mu przyjemność. Korzystał z niej i był w tym nieposkromiony. A Hefirhenn nie pamiętała, jaka była, zanim jej nie odnalazł, zanim nie zaczął mówić, jak bardzo jest piękna i wyjątkowa. Bez niego traciła poczucie kim jest. Tylko on mógł jej to powiedzieć. Tylko w jego oczach widziała świat. W jego ramionach poranki były porankami, a noce płonęły żarem pożądania.
Gdy gońcy donieśli jej o porażce armii, nie mogła w to uwierzyć. Myślała, że już zawsze będzie niezwyciężony. Ta niewiara sprawiła, że harfiarka ani na chwilę nie pogodziła się z myślą o przegranej. I nie zamierzała się poddawać. Gdy obcy wkroczyli do sali tronowej, wiedziała, że są tam tylko na chwilę – ich motyla obecność szybko stanie się przeszłością. Hassem odbije miasto i przejdzie po ich kościach.
Mknęli jak wiatr. Mieli szybkie konie. Szybkie nawet w promieniach palącego słońca i po wielu godzinach jazdy – ale i tak trzeba będzie dać im odetchnąć. Sami też nie zaznali snu tej nocy i zmęczenie stawało się obezwładniające.
Hefirhenn zerknęła do tyłu. Uspokoiła się, nie widząc żadnych śladów pogoni. Potem, gdy zobaczyła na swoim ramieniu niedomyte ślady krwi, zadrżała mimowolnie. Chłód i odrętwienie przepełniły ją bez reszty. Odpędziła obrazy śmierci. Oczyściła myśli, aż stały się puste jak opróżniony dzban. Prawie tak puste jak jej bukłak.
– Widzisz tamte skały? Zatrzymamy się tam na noc.
– Lepiej byłoby jechać dalej – zaoponowała, rzucając niepewne spojrzenia przez ramię. – Mam przeczucie, że nas ścigają.
– Nie. Potrzebujemy odpoczynku. Słaniasz się w siodle. Nie poprawimy naszej sytuacji, jeśli konie padną z wycieńczenia.
Kiwnęła głową. Marzyła o kilku godzinach snu. Ale marzyła też, żeby dotrzeć do Lagasz i chciała być tam jak najprędzej.
Wplótł dłoń w jej włosy i zacisnął ją, unieruchamiając jej twarz. Jego usta, żarłoczne i namiętne, zwarły się z jej własnymi.
– Tęskniłem za tobą. Zsiądź z konia.
Zsunęła się z siodła i znalazła w jego ramionach, w twardym, bezwzględnym chwycie, który nie był czuły nawet w chwili największej bliskości. Ich połączenie bardziej przypominało walkę niż miłość, a spojrzenie obalonego króla pozostało zimne jak pustynna noc.
• • •
Nasserheh i jego ludzie podążali tropem zbiegów noc i dzień. Zatrzymywali się tylko aby dać odpocząć wierzchowcom. Tropiciel twierdził, że są coraz bliżej i dogonią uciekinierów o świcie. Zmęczeni i głodni przemierzali więc kamienistą, nieprzyjazną równinę.
Gdy w końcu jutrzenka rozświetliła horyzont bladym blaskiem, a Nasserheh pomyślał, że tropiciel się mylił, Bahtu krzyknął nagle, wskazując rząd skał. Król spojrzał w tamtą stronę, ale w pierwszej chwili niczego nie zobaczył. Dopiero gdy podjechali bliżej, na moment zaparło mu dech. Zeskoczył z siodła i ruszył w tamtą stronę.
Wśród skał, na obumarłym i na poły skamieniałym szkielecie drzewa, wisiała Hefirhenn.
Bahtu na ten widok z sykiem wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby, potem zaklął siarczyście, z niedowierzaniem. Nasserheh tylko patrzył.
Przywiązano ją za nadgarstki. Krew płynęła z ran na całym ciele. Długie pasy zaklęć wycięto na każdym skrawku skóry. Krew spływała na spękaną, piaszczystą ziemię, jakby miała napoić to miejsce. Jakby miała zaspokoić pragnienie samych bogów. Musieli być naprawdę spragnieni…
Otaczające ich, pozornie nieregularne skały mogły być kiedyś czymś więcej. Dziełem człowieka, budowlą lub świątynią, która zniszczała przed wiekami. Kamienne płytki, po których szedł (pozostałość posadzki lub chodnika), nie były dziełem natury, podobnie jak pismo pokrywające potrzaskane i zniszczałe kamienie.
„Czy dlatego Hassem wpadł na ten pomysł? Czy pomyślał, że skoro bogowie doprowadzili go do tej pradawnej świątyni, to znak, że ma szansę odzyskać ich przychylność, jeśli tylko odda im to, co zostało mu najcenniejszego?”
Nasserheh dotknął szyi harfiarki. Z trudnością wyczuł puls. Złożono ją w ofierze, ale to drapieżniki miały dokonać dzieła, a może głód lub pragnienie… Hassem oddał jej życie w darze bogom, licząc, że w zamian odzyska utracone miasto i władzę. Ale czy ofiara była szczera? Jeśli tak wysoko cenił ambicję, ta kobieta nic dla niego nie znaczyła. Jej krew, jej życie nie miały znaczenia.
Bahtu odciął dziewczynę i łagodnie ułożył na ziemi. Zimną wodą spryskał jej twarz i czekał, czy odzyska świadomość.
– Przeżyje? – spytał Nasserheh.
– Być może… Jeśli jest silna – odparł podwładny, wzruszając ramionami, ale jego myśli biegły w stronę Hassema. – Twój wróg, panie, ma teraz dwa konie, które może wymieniać aż do samego Lagasz, to pozwoli mu zyskać nieco przewagi.
– Nieistotne, drogi Bahtu. Pozwólmy mu uciec.
Dlaczego? – zdawało się pytać niedowierzające spojrzenie wiernego wojownika.
Ensi przeniósł wzrok na nieprzytomną harfiarkę. Nie zamierzał jej tu zostawić. Poruszyła się z głuchym jękiem. Nasserheh czuł, że przeżyje, wiedział to tak, jakby ujrzał przyszłość. Była silna, a poza tym… Uśmiechnął się do siebie ironicznie i bez cienia rozbawienia. Ich losy splotły się w dziwny sposób. Najwyraźniej nie on jeden omylił się, co do cudzych intencji. Hefirhenn nie tylko zaryzykowała własne życie, aby ratować ukochanego króla, zabijała, aby go chronić. Tymczasem on bez chwili wahania zrezygnował z niej, próbując odzyskać władzę i koronę.
Bogowie mieli tu swój plan, tkali sieć. Nasserheh czuł ciężar ich obecności. Fatum. Bliskość śmierci, nieuchronnej dla śmiertelników. Przytłaczającą potęgę transcendencji, wobec której byli tylko pyłem.
• • •
Hassem dotarł do Lagasz wiele dni później. Poraniony, na skraju śmierci z pragnienia, osunął się bez świadomości u bram miasta.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

5
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.