Australijczyk Oren Ambarchi to muzyk, którzy rzadko kiedy robi sobie wolne. Podróżuje po świecie i – w różnych konstelacjach – nagrywa płyty. Jesienią 2018 roku wybrał się do Sztokholmu, by z towarzyszeniem kontrabasisty Johana Berthlinga i perkusisty Andreasa Werliina zarejestrować „Ghosted”. Dlaczego jednak na publikację tego materiału musieliśmy czekać trzy i pół roku – nie pojmuję.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Oren Ambarchi (rocznik 1969) – jeden z najpłodniejszych współczesnych gitarzystów okołojazzowych – ma skomplikowane pochodzenie. Choć urodził się w australijskim Sydney, jego korzenie sięgają Iraku. Przodkowie nie byli jednak Arabami, lecz… Żydami, którzy później wyemigrowali na Antypody. Karierę zaczynał jeszcze jako nastolatek, grając na perkusji. Co ciekawe, muzyka freejazzową była jego pierwszym wyborem – nie dochodził do niej przez młodzieńczą fascynacją punkiem, metalem czy jakimkolwiek innym gatunkiem rockowym. Na koncie ma nieskończoną (choć – na upartego – zapewne policzalną) ilość (względnie liczbę) płyt. Zarówno solowych, jak i nagranych w różnorakich konstelacjach. W „Esensji” pisałem o nim dotąd (zaledwie) dwukrotnie: omawiając jego produkcje zarejestrowane ze szwedzkim kontrabasistą (i dodatkowo klawiszowcem) Johanem Berthlingiem („ Tongue Tied”, 2015) oraz francuskim gitarzystą Richardem Pinhasem („ Reverse”, 2017). Teraz przyszła pora na „Ghosted”. Ambarchi bywa częstym gościem w Europie. By nagrać „Ghosted”, zawitał do Sztokholmu – do znanego w światku jazzowym studia Rymden, gdzie w listopadzie 2018 roku spotkał się ze wspomnianym już Berthlingiem oraz jego rodakiem, perkusistą Andreasem Werliinem. Obaj Szwedzi to wielkie postaci na scenie muzycznej. Dość powiedzieć, że ten pierwszy udzielał się w takich projektach, jak Arashi i Goran Kajfeš Subtropic Arkestra, ten drugi – w Anguish i Tonbruket, a razem – w Angles 9, Fire! i Fire! Orchestra oraz Time is a Mountain. Zjedli więc ze sobą beczkę soli, a jako członkowie sekcji rytmicznej znają się perfekcyjnie. Do tego tria w jednym (z czterech) utworów dołączył jeszcze jeden muzyk: to – znany z Fire! Orchestra i Nu Ensemble Matsa Gustafssona – klarnecista Christer Bothén, który tutaj zagrał na nietypowym dla siebie instrumencie, czyli… ngoni (malijskiej lutni bądź harfo-lutni). Wydany w połowie kwietnia tego roku przez amerykańską wytwórnię (rodem z Chicago) Drag City „Ghosted” to bez wątpienia concept-album, o czym świadczą nie tylko tytuły kompozycji (jasno świadczące o tym, że mamy do czynienia z kolejnymi rozdziałami tej samej opowieści), ale także sama muzyka, którą zresztą nie tak łatwo jest sklasyfikować. Po pierwsze: słychać w niej wyraźnie wpływy muzyki etnicznej, po drugie – za sprawą wykorzystywanych przez Orena efektów elektronicznych trio zahacza o stylistykę ambient, po trzecie – całość wyrasta z korzeni jazzowych, względnie jazzrockowych. Można chyba stwierdzić, że skomplikowane pochodzenie Australijczyka miało swój udział w powstaniu tak niejednoznacznych kompozycji, w których tradycje europejskie mieszają się z bliskowschodnimi i zachodnioafrykańskimi.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Wszystkie utwory – począwszy od „I”, poprzez „II” i „III”, a na „IV” skończywszy – oparte są na etnicznym, transowym rytmie, który sprawia, że trudno się od nich oderwać. Nawet od tego najdłuższego, trwającego prawie szesnaście minut. Mógłby być zresztą rozciągnięty i do pół godziny, a słuchacze zapewne i tak nie odczuwaliby żadnego znużenia. Ale zacznijmy według porządku chronologicznego. „I” otwiera niezwykła introdukcja, oparta na duecie Berthlinga z Bothénem, czyli kontrabasu z ngoni. Wkrótce w tle pojawia się subtelna perkusja, która z czasem wysuwa się na plan pierwszy – i tak pozostaje praktycznie do końca. Rytm jest zadziorny, intensywny, mocno zasysający. Minimalistyczne, ale za sprawą nakładanych na siebie ścieżek sprawiający wrażenie aranżacyjnego bogactwa, lecz nie przepychu. Gitara Ambarchiego pojawia się w zasadzie dopiero pod koniec, a i tak jedynie wypełnia tło, pozwalając wybrzmieć egzotycznemu instrumentowi Christera. W „II” gitary jest znacznie więcej, tyle że jest przetworzona elektronicznie, a grany przez nią motyw – bardzo mechaniczny. Czyli ona też bardziej spełnia zadanie instrumentu rytmicznego, nie solowego. Chociaż z czasem to właśnie gitara Orena odpowiada za odbiegające od reguły „smaczki”, które – to może nieco zaskoczyć – wprowadzają do narracji elementy zaskakująco optymistyczne. W tych fragmentach trio brzmi nie tylko psychodelicznie, ale wręcz… krautrockowo! W „III” ponownie na plan pierwszy wybijają się bębny z super pulsującym groove’em, wokół którego Ambarchi budują swoją improwizację. W niej z kolei zahacza o wpływy noise’u, nie brakuje bowiem ani zgrzytów, ani świstów (to pewnie pozostałości po współpracy z Merzbowem). Wszystko zmierza zaś do klasycznego freejazzowego przesilenia, po którym następuje wyciszenie emocji. Nastroju tego nie burzy „IV”, mająca bardzo powłóczysty i smutno-elegijny charakter. Pięknie i wzruszająco kończy się ta płyta. Gdyby była ścieżką dźwiękową do filmu, moglibyśmy podejrzewać, że to wyjątkowo melodramatyczny „wyciskacz łez”. Skład: Oren Ambarchi – gitara elektryczna, efekty elektroniczne Johan Berthling – kontrabas Andreas Werliin – perkusja, instrumenty perkusyjne
gościnnie: Christer Bothén – ngoni (1)
Tytuł: Ghosted Data wydania: 15 kwietnia 2022 Nośnik: Winyl Czas trwania: 38:09 Gatunek: ambient, elektronika, jazz W składzie Utwory Winyl1 1) I: 08:01 2) II: 09:33 3) III: 15:50 4) IV: 04:45 Ekstrakt: 80% |