Skupiony na Hefirhenn Nasserheh ledwie zauważył, że Isirhat wprowadził obcego przybysza. Uniósł nieznacznie brwi, czując ukłucie niepokoju. Wiedział, że tylko wyjątkowe okoliczności mogły sprawić, by zaufany wojownik dopuścił przed jego oblicze tego obcego – tak bezceremonialnie i najwyraźniej w ogromnym pośpiechu. Mężczyzna niósł jeszcze na sobie kurz i brud z podróży. Długa broda nadawała mu dostojeństwa i miał postawę człowieka nie pochodzącego z gminu. Isirhat pokłonił się odrobinę niżej niż należało. – Wybacz, królu, to najście i moje zachowanie, lecz musisz poznać najnowsze wieści. Ten oto człowiek, do niedawna doradca króla Szaachanna, przywozi ci ważne wieści z Lagasz. Hefirhenn, która początkowo ściszyła tylko tony swej melodii, teraz przerwała grę. Z napięciem przyglądała się nowo przybyłym. Nasserheh przeniósł surowy wzrok na obcego mężczyznę. – Jak cię zwą? – Jestem Jisimanu i, jak powiedział twój wojownik, doradzałem królowi Szaachannowi, który umarł wskutek spisku. Zginęli jednej nocy, on i jego drugi syn, Girunhem. – Padli ofiarą spisku? – spytał Nasserheh, przeczuwając już następstwa. – Mówi się, że za sprawą księcia Hegala, który pragnął przedwcześnie przejąć władzę. Ale mój panie! Książę ma tylko czternaście lat. Jest bystry, to prawda, ale sam nie mógłby tego sprawić! – Kogo więc oskarżasz? – wtrąciła Hefirhenn głosem stężałym z niecierpliwości. Ona także miała złe przeczucia i wiedziała, jakie imię padnie w odpowiedzi. – Kto twoim zdaniem stoi za tą rodzinną tragedią? – Myślę, że to Hassem, który rządzi teraz w Lagasz w imieniu młodego Hegala. Asystuje mu także matka księcia i chory z ambicji kapłan Gizzoh. Wspólnie wygnali wszystkich uczciwych doradców, wiernie służących staremu królowi i kazali utopić pozostałe królewskie dzieci płci męskiej. – Powiedz, dobry człowieku, czy wasz stary król zgodził się poprzeć roszczenia Hassema do miasta Urhussum? – spytał Nasserheh. – Nie, nie wyraził na to zgody – odrzekł Jisimanu. – Odmówił, gdyż nie chciał wojny. – Popełnił straszliwy błąd, lekceważąc bratanka. – Nasserheh wymienił znaczące spojrzenia z Hefirhenn i Bahtu. – Złe to dla nas nowiny. Isirhat ponuro kiwał głową. – Wkrótce Hassem zbierze armię i wyruszy. Musimy się przygotować. – Być może – podjęła Hefirhenn. – Nie zapominaj jednak, że musi najpierw zabezpieczyć swą władzę. Nie sądzę, by jego pozycja w Lagasz była stabilna. Poza tym, już raz pokonałeś go w polu. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Dlaczego miałby podjąć to ryzyko? – Z zemsty. Myślisz, że nie chciałby mi udowodnić swej wyższości? Poświęciłby wszystko… i każdego, by mnie dopaść i zniszczyć. Czuje się władcą Urhussum, a moja obecność tutaj jest mu solą w oku. – Masz słuszność, mój panie – odezwał się Jisimanu. – Hassem pragnął bitwy o Urhussum. Liczył, że wuj da mu wojsko, a gdy te nadzieje okazały się płonne… – Usunął go – dokończyła ponuro Hefirhenn. – Osadził na tronie młodego i posłusznego jego woli księcia. W ten sposób nie tylko zabezpieczył swoje roszczenia wobec Urhussum, gdyż nikt już nie odmówi mu pomocy w jego przedsięwzięciu, niejako zdołał podporządkować sobie Lagasz, zyskał tam władzę, którą z czasem będzie nawet mógł rozszerzyć… Zwłaszcza jeśli uda mu się nas zwyciężyć. Hefirhenn patrzyła na żywą wstęgę rzeki. Tyle poranków stała w tej samej komnacie, patrząc jak Eufrat spokojnie płynie – tak niewzruszony w porównaniu z jej pędzącym życiem, pełnym niepokojów i napięć. Obserwowała mężczyzn łowiących ryby, praczki, dziewczęta noszące wodę. Patrzyła, jak chłopcy pływają w rzece, ścigając się i przekrzykując. Na chwilę zapominała o bólu i krwi, o ciężarze złych decyzji, które nie pozwalały jej spać, zatruwając długie godziny w oku nocy. Jej historia, wspomnienia, były skażone obecnością Hassema. Zatrute, niszczyły ją od środka. W zamyśleniu zasznurowała wiązania błękitnej sukni i nałożyła naszyjnik, misterną konstrukcję złotych liści i kwiatów z chalcedonu. Dziś był wyjątkowy dzień. Nasserheh ułoży pierwsze cegły nowej świątyni boga Ningirsu. Wieczorem wszyscy będą świętować, jeść i tańczyć; to była wyjątkowa okazja. Artyści stworzą stelę, która upamiętni tę chwilę. Widziała posąg Ningirsu, który miał spocząć w świątyni – imponująco piękny, ubrany w najpiękniejsze stroje i klejnoty, czekał na swój nowy dom, odzwierciedlenie niebiańskiego pałacu. Nasserheh często udawał się do niego i na wiele godzin znikał w „zgrozę budzącym miejscu”. Nie wystarczało mu, że kapłani otaczali go czcią i modlili się wiele razy dziennie, zanosząc prośby i ofiary zwykłych ludzi. Ale Hefirhenn bała się Ningirsu. Zbyt długo składała ofiary innemu bogu, temu, którego imienia teraz nie wolno jej było nawet wymawiać. Zbyt mocno miała w pamięci stary ziggurat, labirynt pradawnych cel i korytarzy. Żywe w jej pamięci były jeszcze twarze dawnych kapłanów. Wspomnienia ożywały. Pamiętała, gdy to Hassem udawał się do „ciemnego pokoju” boga. Czuła się tak, jakby zburzono nie tylko pradawną świątynię, ale też i jakąś część jej jestestwa. Zmiany, które zachodziły w jej świecie, zachodziły też w samym rdzeniu jej samej. Prochy dawnego życia rozwiał wiatr, a nowe, chaotyczne zalążki nie potrafiły jeszcze stać się stabilną całością, na której mogłaby polegać. Pomimo dobroci Nasserheha, jego miłości i troski, czasami pragnęła tylko uciec gdzieś z dala od tego wszystkiego, z dala od walki i cudzych ambicji. – Ensi wzywa cię, pani. Jego eskorta zaraz wyruszy. Musisz mu towarzyszyć. – Tak – wymamrotała Hefirhenn. – Oczywiście. Wiedziała, że zwleka zbyt długo. Nie powinna kazać mu czekać, ale dręczyły ją złe przeczucia. Nie potrafiła ich nazwać, ale czuła, że Hassem wkrótce przeprowadzi swą zemstę. Zburzy ich szczęście. Gdyby tylko potrafiła przewidzieć, kiedy i skąd nadejdzie uderzenie… Kapłani od wielu dni śledzili gwiazdy i formowali proroctwa, a mimo to nie uzyskali odpowiedzi. Bogowie nie chcieli im jej udzielić. Nie chcieli, by dowiedzieli się prawdy. Wahadła losu były ciągle w ruchu, a to oznaczało, że Hassem mógł być faworytem w tej rozgrywce. Być może bogowie na nowo obdarzyli go sympatią i rozważali, czy jego odwaga i śmiałość nie powinny zaskarbić mu zwycięstwa. W krótkim czasie odzyskał utraconą pozycję i niezależność. Ponownie stał się potężny. Nawet Hefirhenn pomimo całej swej nienawiści, musiała niechętnie przyznać, że było to imponujące. Zręczność, wyrachowanie i spryt cechowały każde jego działanie. Za każdym razem umiał sprawić, by niczego nie podejrzewające ofiary jego intryg działały zgodnie z jego zamysłem, aż do samego końca. – Pani? – ponagliła cicho skonsternowana niewolnica, widząc, że nadal w bezruchu stoi przy oknie. – Tak, pora iść. Hadnatuss udał się do prywatnych komnat króla w towarzystwie czterech silnych niewolników i dwóch wielkich skrzyń pełnych tabliczek klinowych, aby zdać pełen raport na temat stanu spichrzy oraz planu tegorocznych zbiorów. Liczby były dobre i wiedział, że zyskają aprobatę nowego króla. Z trudem zachowywał opanowanie. Nerwowość i niepokój sprawiały, że ręce miał zimne i wilgotne, a żołądek ściskał mu się w ciasny węzeł. Dopiero kilka miesięcy minęło, odkąd czujne oczy przestały obserwować go na każdym kroku i zyskał nieco swobody. Wielu innych urzędników zostało straconych. Nie tak ostrożnych. Nie tak dbałych o każde słowo i okazywanie posłuszeństwa nowemu władcy. Ale Hadnatuss przetrwał czystki. Był pracowitym sługą, który robił, co do niego należało. Nikomu nie wadził. Nikomu się nie narażał. Nie zadzierał głowy zbyt wysoko. Był cierpliwy.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Komnata wyglądała nieco inaczej niż wówczas, gdy jej rezydentem był Hassem. Draperie miały teraz jasny kolor, przepuszczały więcej światła. Ciężki stół zastąpił mniejszy mebel o rzeźbionych nogach i blacie inkrustowanym kością słoniową. W kącie komnaty stał malowany dzban pełen kwiatów. I przy samym wyjściu na tarasy, wśród zieleni i poduszek, półleżała Hefirhenn. Wycięcia jej sukni rozbudzały wyobraźnię. Spoczywała w zmysłowej, nieco uwodzicielskiej pozie, niby upajając się słońcem poranka, niby tylko popijając napój z hibiskusa – ale jej oczy śledziły uważnie Hadnatussa i jego ludzi. Wiedział, że nie umknie jej żaden detal ani słowo. Wysoką pozycję miała teraz przy Nasserhehu. Wiele plotkowano o niej i o miłości króla. Oczywiście cieszył się, że jest tu dzisiaj… Plan zakładał jej obecność. Nastręczyłoby wielu nieprzyjemnych konsekwencji, gdyby król był sam. |