Nie znacie jeszcze norweskiego kwartetu Soft Ffog? Nic dziwnego! Jego debiutancka płyta, której tytułem jest nazwa zespołu, ukazała się zaledwie dwa tygodnie temu. Uwierzcie jednak, że jest to prawdziwa supergrupa. W jej składzie znaleźli się bowiem muzycy znani z takich formacji, jak Krokofant, Grand General, Red Kite czy Rune Your Day. A muzyka? Mówiąc najkrócej: progresywny jazz-rock z ciągotkami metalowymi.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
To prawdopodobnie nigdy nie będzie normalnie funkcjonujący zespół rockowy. Raczej projekt poboczny norweskich muzyków związanych na co dzień z kilkoma innymi formacjami (także jazzowymi), który co kilka lat, jeśli w ogóle, przypomni o sobie okazjonalnie nagraną płytą. Tak jak stało się to w przypadku debiutanckiego albumu „Soft Ffog”, który powstał tylko dlatego, że lider grupy postanowił ocalić od zapomnienia utwory, jakie do tej pory prezentowane były podczas nielicznych koncertów. Tym liderem jest natomiast gitarzysta (i przy okazji kompozytor całego materiału) Tom Hasslan, znany głównie z wielokrotnie chwalonego na łamach „Esensji”, mogącego pochwalić się już pięcioma wydawnictwami, Krokofant. Do współpracy zaprosił on jeszcze trzech artystów: klawiszowca Vegarda Liena Bjerkana (wziętego muzyka sesyjnego, który kooperował zarówno z wykonawcami jazzowymi, rockowymi, jak i popowymi), basistę Tronda Frønesa (dobrze znanego w Skandynawii z takich projektów, jak Grand General czy Red Kite) oraz swojego dobrego kompana z macierzystego zespołu, to jest perkusistę Axela Skalstada (także w jazzowym Rune Your Day). Początki Soft Ffog sięgają 2016 roku. To wtedy do Hasslana zgłosili się organizatorzy prestiżowego Kongsberg Jazzfestival i zamówili u niego koncert formacji, która miała być jednorazowym projektem. Tom zgodził się, zebrał skład i przygotował zupełnie nowy materiał, starając się przy tym bardzo, aby nie był on bezpośrednim nawiązaniem do dokonań Krokofant. Oceny po występie były bardzo przychylne, więc padł oczywisty w takiej sytuacji pomysł, aby tak pięknie rozpoczętą przygodę – kontynuować. Na przeszkodzie stały jednak napięte harmonogramy, zaangażowanie muzyków na innych polach, wreszcie pandemia koronawirusa. Kwartet, jeśli wychodził na scenę, robił to od „wielkiego dzwonu”, raz na kilka miesięcy, może nawet rzadziej. Aż w końcu Hasslan doszedł do wniosku, że nawet jeśli historia Soft Ffog ma być krótka, byłoby dobrze, gdyby mimo wszystko została jakoś udokumentowana. Kolegów nie trzeba było do tego długo namawiać; wystarczyło znaleźć wolny termin, by zamknąć się w studiu Paradiso w Oslo i w ekspresowym tempie nagrać materiał. Udało się to w 2020 roku. Na wydanie albumu trzeba było jednak trochę poczekać. Światło dzienne ujrzał on bowiem dopiero pod koniec maja tego roku, a stało się to za sprawą powołanej do życia w tym roku bergeńskiej wytwórni o nieco zaskakującej nazwie… Is It Jazz? Records, która jest sublabelem nieco bardziej znanej w światku rockowym Karismy. Jak można zdefiniować muzykę Soft Ffog? Pomagają w tym nieco sami muzycy, wyraźnie wskazując swoje podstawowe inspiracje artystyczne: Terje Rypdal i Deep Purple, Pat Metheny i King Crimson. Ciekawa mieszanka, prawda? Ale, co najważniejsze, wcale nie przesadzona, choć – co należy uczciwie podkreślić – najmniej na debiucie Norwegów słychać wpływów Metheny’ego. W ogóle to płyta, jak na dzisiejsze standardy, zaskakująco krótka – cztery instrumentalne utwory trwają niespełna trzydzieści sześć minut. Ale za to sporo się w nich dzieje, więc ta „krótkość” nie rzuca się aż tak bardzo w uszy. Na pierwszy ogień Hasslan wybrał niemal dziesięciominutowy „Chun Li”. Zaczyna się on od powłóczystych brzmień klawiszy, do których po kilkudziesięciu sekundach dołącza zadziorna gitara lidera. A potem następuje tak potężne uderzenie, że aż nieprzygotowanego słuchacza może zwalić z nóg. No dobra… nieco przesadziłem, ale rzeczywiście zespół nagle podkręca tempo: do ostrej, przeszywającej słuch gitary dochodzi demolujący uszy bas i szalona perkusja. Wszystko to urywa się jednak szybko i niespodziewanie, by zmienić się w lekko jazzującą fazę przejściową, po której następuje wyjątkowo energetyczna i zaskakująco długa, kilkuminutowa solówka Hasslana. Przybrudzone brzmienie gitary przydaje temu utworowi charakter „garażowy”, choć jednocześnie całość nie jest pozbawiona poloru progresywnego z jazzowo-metalowym zacięciem (tu kłania się King Crimson z połowy lat 90. ubiegłego wieku).  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Drugi w kolejności „Zangief” kontynuuje główny wątek podjęty w „Chun Li”. Niepotrzebne są więc w nim subtelne introdukcje – tu niemal od początku królują potężne decybele, choć zdarzają się również fragmenty stonowane. Przychodzi jednak taki moment, kiedy całość w niepodzielne władanie ponownie obejmuje Hasslan, który płynnie przechodzi od partii jazzrockowej do progresywno-metalowej (z mnóstwem kombinacji rytmicznych). Kiedy zaś Tom postanawia chwilę odpocząć, korzysta z tego Bjerkan, który wybija się na plan pierwszy ze swymi organami, by następnie zaserwować słuchaczom elektryzujące solo na syntezatorze. Dzieje się, nieprawdaż? A to dopiero połowa albumu! Chciałoby się rzec, że najlepsze dopiero przed nami, choć gwoli ścisłości – to „najlepsze” mamy przez cały czas. Chodzi jednak o to, że następujący po „Zangief” „Ken” może okazać się najbliższy polskiemu słuchaczowi. Dlaczego? Ponieważ Vegard gra tu w taki sposób, jakby przez wiele tygodni poprzedzających sesję nagraniową „Soft Ffog” nie robił nic innego, tylko wsłuchiwał się w syntezatorowe popisy Józefa Skrzeka. I chociaż nic mi nie wiadomo o koncertach grupy SBB w Norwegii (co nie musi znaczyć, że do nich nie doszło), to jednak należy pamiętać, że w Skandynawii polskie trio było w latach 70. zespołem znanym i podziwianym. Bjerkan może więc znać stare nagrania śląskiej formacji, a stąd już tylko krok do ewentualnej inspiracji. W każdym razie to, co klawiszowiec wyczarowuje w „Kenie” w żaden sposób nie pasuje do inspiracji Deep Purple ani King Crimson. Jak już, to może kojarzyć się nieco z dokonaniami Terjego Rypdala z czasów „ After the Rain” (1976). Skrzekowe syntezatory powracają jeszcze w finale, spinając progresywną klamrą całą tę opowieść. W zamykającym album „Dhalsim” czeka nas kolejne zaskoczenie, którym jest… heavymetalowe zakończenie. Zanim jednak do niego dochodzi przez osiem minut norweski kwartet raczy nas motorycznym progresywnym fusion, którego główną ozdobą jest – jak we wszystkich wcześniejszych kompozycjach – gitarowa solówka lidera. Po przesłuchaniu całego albumu przestaje dziwić fakt, dlaczego Tomowi Hasslanowi tak bardzo zależało na zarejestrowaniu tego materiału. Skład: Tom Hasslan – gitara elektryczna, muzyka Vegard Lien Bjerkan – organy, syntezatory Trond Frønes – gitara basowa Axel Skalstad – perkusja
Tytuł: Soft Ffog Data wydania: 27 maja 2022 Nośnik: CD Czas trwania: 35:39 Gatunek: jazz, rock W składzie Utwory CD1 1) Chun Li: 09:44 2) Zangief: 08:46 3) Ken: 07:40 4) Dhalsim: 09:28 Ekstrakt: 80% |