„Suite for Piano” – tytuł najprostszy z możliwych. Skład ograniczony do trzech muzyków. Jak w klasycznych triach jazzowych Billy’ego Evansa czy Keitha Jarretta. Ale zawarta na płycie muzyka już taka oczywista nie jest. Czy jednak może to dziwić, skoro jest ona dziełem Johna Zorna, który na dodatek postanowił inspirować się dokonaniami Jana Sebastiana Bacha i Arnolda Schönberga?  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Uważni czytelnicy „Esensji” wiedzą doskonale, jak różnorodne są zainteresowania muzyczne właściciela Tzadik Records Johna Zorna. Że z równym powodzeniem komponuje on muzykę (free)jazzową i jazzrockową, awangardową i klasyczną. I że jest tytanem pracy, który gdy sam nie gra na swoim ulubionym instrumencie, jakim jest saksofon, to zajmuje się aranżowaniem i produkowaniem muzyki. Efektem są ukazujące się z zaskakującą regularnością nowe płyty sygnowane nazwiskiem Zorna, aczkolwiek rejestrowane przez różne projekty, jakim patronuje. Wydana w drugiej połowie lipca płyta „Suite for Piano” to jego najnowsze – przynajmniej na dzisiaj – dzieło, które zaklasyfikować można jako połączenie awangardy i jazzu improwizowanego z muzyką klasyczną. Do jego nagrania autor zaprosił trzech muzyków, z którymi wcześniej wielokrotnie już pracował, był więc pewien, że idealnie oddadzą oni to, co skomponował. Inspiracją do powstania „Suite for Piano” Zorna były dwa dzieła sprzed lat. Chronologicznie pierwsze to… „Wariacje Goldbergowskie” (1741) Jana Sebastiana Bacha, oryginalnie napisane na klawesyn, ale bardzo często wykonywane na fortepianie. Powstały one na zamówienie hrabiego Hermana Karla von Keyserlinga, a ich pierwszym wykonawcą był Johann Gottlieb Goldberg (stąd ich nazwa). Drugie natomiast to „Suita fortepianowa” (1921-1923) Arnolda Schönberga – austriackiego i amerykańskiego kompozytora pochodzenia żydowskiego, który opuścił Europę w 1933 roku, czyli od razu po dojściu do władzy Adolfa Hitlera. W tym momencie Schönberg mieszkał w Berlinie i uznawany był za czołowego modernistę, pioniera muzyki dodekafonicznej i atonalnej, czyli – patrząc z perspektywy nazistów – „sztuki zdegenerowanej”. A z perspektywy Zorna: fascynującej na tyle, by sto lat po powstaniu „Suity fortepianowej” stworzyć jej własną wersję. Jest więc „Suite for Piano” dziełem klasycznie awangardowym, tyle że nagranym przez muzyków… stricte jazzowych. Główną rolę kompozytor powierzył pianiście Brianowi Marselli (między innymi „ Meditations on the Tarot”, „ Calculus (The Mathematical Study of Continual Change)”, „ Chaos Magick (Nothing is True – Everything is Permitted)”, „ The Ninth Circle (Orpheus in the Underland)”), natomiast drugoplanowe – kontrabasiście Jorgemu Roederowi („ New Masada Quartet”, „ Azoth”) i perkusiście Chesowi Smithowi („ Heaven and Earth Magick”). O ile dwaj ostatni mieli okazję wcześniej parokrotnie ze sobą współpracować, o tyle Marsella był w tej układance Zorna elementem nowym. Jak się jednak okazało, przy skali jego talentu i umiejętności improwizatorskich – nie miało to najmniejszego znaczenia. „Suita fortepianowa” Johna Zorna – zarejestrowana w nowojorskim studiu EastSide w ciągu dwóch lutowych dni (siedemnastego i osiemnastego) tego roku – składa się z dziesięciu fragmentów (to z kolei nawiązanie do „wariacji” Bacha), których wspólnym mianownikiem jest wykorzystane instrumentarium, natomiast pod każdym innym względem to kompozycje nadzwyczaj zróżnicowane i tym samym mogące zaspokoić najbardziej wyrafinowane gusta muzyczne. Aczkolwiek stwierdzenie, że każdy znajdzie na tej płycie coś dla siebie, byłoby wprowadzeniem sporej części czytelników w błąd. Kto bowiem ma alergię na free jazz i dwudziestowieczną awangardę, raczej nie powinien zbliżać się do „Suite for Piano”. Mogłoby to mu zagrozić jeśli nie zawałem serca, to na pewno lekkim pomieszaniem zmysłów. Tym, którzy nie wierzą w tego typu ostrzeżenia, powinno wystarczyć już sześciominutowe „Praeludium”, którego początek brzmi wprawdzie jeszcze bardzo stonowanie, choć jednocześnie niepokojąco, to jednak z czasem nabiera dużej intensywności, zamieniając się w porcję czadowego free. Jeszcze więcej energii niesie ze sobą „Allemande”, w którym Marsella bardzo płynnie przechodzi od szalonej improwizacji do lirycznej subtelności, by wrócić do dynamicznego punktu wyjścia. Dopiero w „Sarabande” słuchacz może nieco odetchnąć, ale próbować zatańczyć do tej kompozycji Zorna jednak bym nie radził. Roeder i Smith zadbali bowiem o to, aby potencjalni tancerze popodkładali sobie nawzajem nogi. Lepiej już skupić się na nastrojowej partii fortepianu. Zwłaszcza że następujące po tym (nie)tańcu „Scherzo” ponownie przyprawi o szybsze bicie serca. To najbardziej agresywnie zagrany fragment suity; nawet kiedy Brian stara się tonować emocje, to jego koledzy z sekcji rytmicznej dbają o odpowiedni rozmach. Ba! w tej krótkiej, ledwie trzyminutowej kompozycji znajduje się nawet miejsce na solówkę perkusyjną. Po tym szalonym przerywniku Zorn ponownie łagodnieje i w kolejnym utworze – zgodnie z jego tytułem – zaprasza do tańca. Z tą różnicą, że tym razem naprawdę można spróbować swych sił w „Menuecie” – delikatnym, melodyjnym, wzruszającym, osobliwie pięknym. Najdłuższą częścią „Suity fortepianowej” jest „Passacaglia”. W teorii to rodzaj pieśni hiszpańskiej wykonywanej z towarzyszeniem gitary, aczkolwiek można też do niej tańczyć. W tym konkretnym przypadku może to być o tyle trudne, że John Zorn zadbało odpowiednią intensywność doznań. W każdym razie po niemal siedmiu minutach takiej ekspresji większość tancerzy mogłaby potrzebować specjalistycznej pomocy. A trzeba być gotowym na pojawiający się w dalszym ciągu opowieści nie mniej dynamiczny „Gigue”. Wprawne ucho, zwłaszcza w warstwie rytmicznej, wychwyci nawiązania do muzyki irlandzkiej, lecz nie spodziewajcie się eteryczności typowej na przykład dla Clannad. Nie brakuje jej za to w „Pavane”, po której można by się – wzorem dawnych mistrzów – spodziewać jakiegoś saltarella, tymczasem Zorn łączy ten powolny „taniec” ze skocznym „Intermezzem”, w którym nie brakuje mocniejszych akcentów fortepianu czy perkusji. W kontekście wszystkiego, co możemy usłyszeć do tego momentu, zaskoczeniem może być utwór finałowy – „Air”, który przywodzi na myśl klasyczne kompozycje freejazzowe z lat 60. ubiegłego wieku (w tym Johna Coltrane’a). Widać awangardową formę suity amerykański twórca postanowił zwieńczyć fragmentem stylistycznie sobie najbliższym. I tym samym podkreślić ważność klasyków free jazzu na tle takich autorów, jak Bach czy Schönberg. Skład: Brian Marsella – fortepian Jorge Roeder – kontrabas Ches Smith – perkusja
oraz John Zorn – muzyka, aranżacja, produkcja
Tytuł: Suite for Piano Data wydania: 22 lipca 2022 Nośnik: CD Czas trwania: 45:45 Gatunek: jazz, klasyczna W składzie Utwory CD1 1) Praeludium: 05:57 2) Allemande: 03:12 3) Sarabande: 03:54 4) Scherzo: 03:08 5) Menuet: 03:46 6) Passacaglia: 06:44 7) Gigue: 05:33 8) Pavane: 04:47 9) Intermezzo: 03:58 10) Air: 04:44 Ekstrakt: 80% |