Świat może i przeżył kataklizm, ale charakter ludzi, którzy go przeżyli, nic a nic po tym wydarzeniu nie zmienił się. Wciąż są chciwi i mściwi. Z kolei Jeremiah i Kurdy Malloy wciąż pozostają czuli na wdzięki niewieście, co tradycyjnie wpędza ich – mniej lub bardziej świadomie – w kłopoty. W albumie zatytułowanym „A jeśli któregoś dnia Ziemia…” niewiele brakuje, aby za swoje zaangażowanie zapłacili najwyższą cenę.  |  | ‹Jeremiah #25: Jeśli któregoś dnia ziemia...›
|
Mija już osiem lat, od kiedy Elemental zaczął publikować „Jeremiaha” Hermanna Huppena. W tym czasie, wydając po kilka rozdziałów opowieści w ciągu roku, zdążył właśnie dotrzeć do albumu numer dwadzieścia pięć. Ćwierć setki! A przecież belgijski scenarzysta i rysownik wciąż tworzy nowe historie i pewnie za rok bądź dwa dobije do czterdziestki. Ale nie o tym chciałem. W momencie kiedy na polskim rynku ukazał się pierwszy komiks o Jeremiahu i Kurdym Malloyu („ Noc drapieżców”, 1979), czytelnicy w Europie Zachodniej mieli ich już do dyspozycji trzydzieści dwa (względnie trzy). Pamiętam doskonale, jak zastanawiałem się wtedy, czy Huppen na pewno da radę? Utrzyma w miarę równy poziom przez tyle lat? Czy tylko – po dwóch, trzech dekadach od startu cyklu – będzie jedynie odcinał kupony od dawnej sławy, żerując na sentymencie swoich wielbicieli? Dziś mogę stwierdzić bez najmniejszych obaw, że nic takiego się nie stało. „Jeremiah” jest wciąż tak samo wciągający, jak na samym początku. Powie ktoś: to na pewno dlatego, że historia osadzona w postapokaliptycznej Ameryce Północnej to praktycznie samograj. Wystarczy tylko tego nie zepsuć. I może nawet taka osoba będzie miała rację, lecz przecież nic – nawet najbardziej atrakcyjne tło opowieści – nie zastąpi dobrego scenariusza. A jeśli będzie on zły, na nic nie zdadzą się najbardziej intrygujący i pełnokrwiści bohaterowie. Przeciwnie: uwypuklą oni jedynie miałkość fabuły. Na szczęście wszystkie obawy okazały się płonne. Wprawdzie po wydaniu pod koniec ubiegłego stulecia doskonałego „ Kuzyna Lindforda” (1998) Huppen zrobił sobie trzy lata odpoczynku od Kurdy’ego i Jeremiaha, ale kiedy powrócił – uderzył z podwójną mocą, nie tyle restartując, co nieco odświeżając serię. „ Karabin w wodzie” (2001), znany też jako „Noc na bagnach”, „ Błękitny Lis” (2002) oraz „ Ostatni diament” (2003) tchnęły nową energią. Której nie zabrakło również w wydanym w kwietniu 2004 roku tomie „A jeśli któregoś dnia Ziemia…”. Huppen w „Jeremiahu” zawsze unikał jednoznaczności, nie wykładał wszystkich kart na ławę, pozostawiał sporo miejsca do snucia domysłów i stawiania przeróżnych hipotez. Nie należy więc oczekiwać, że nagle – przy dwudziestym piątym podejściu do swojej postapokaliptycznej sagi – zmieni przyzwyczajenia. A to tym razem jest o tyle istotne, że na drodze dwójki przyjaciół pojawia się wyjątkowo dziwaczna i złowroga grupa osób. W zasadzie do samego końca trudno orzec, kim oni naprawdę są i kim jest poniekąd więziona przez nich Tamara vel Agatha, która sama o sobie mówi, iż jest „gwiazdą wyrwaną ze swej galaktyki”. Równie dobrze mogłaby być nawiedzoną członkinią sekty co wariatką, a może… przybyszem z obcej planety? Belgijski scenarzysta prawie do końca pozostawia wszystkie te furtki otwarte. Ludzie, z którymi podróżuje Tamara / Agatha, a wśród których jest także jej chorowity brat, sami nazywają siebie Klubem. Zachowują wojskowy rygor i wyraźnie kogoś się boją, przed kimś uciekają. Jeremiah i Kurdy dołączają do nich, biorąc na siebie rolę zewnętrznych ochroniarzy. Nie dla przyjemności, raczej z przymusu – brakuje im bowiem benzyny do motocykli, a nowo poznani towarzysze mają jej tyle, że mogą się podzielić. Gdyby nie wścibstwo Malloya (dla stałych czytelników serii będące czymś w pełni naturalnym) oraz dobre serce Jeremiaha (też chyba nie wywołujące u nikogo zaskoczenia) – układ z Klubem funkcjonowałby perfekcyjnie. Otóż to: „gdyby”! Szybko bowiem zaczyna się psuć, a kiedy na dodatek Jer poznaje dramatyczną historię Tamary / Agathy, zamienia się w jawną wrogość. W efekcie życie przyjaciół zostaje zagrożone. W kolejnych rozdziałach sagi Hermann nie tylko wprowadza na arenę wydarzeń nowe postaci, tym samym sukcesywnie poszerzając uniwersum, ale chętnie nawiązuje również do tych, które odgrywały znaczącą, choć epizodyczną rolę w poprzednich odsłonach cyklu. Tym razem, jako wyjątkowo złowrogie i mroczne memento mori, objawia się jeden z bohaterów obecnych w „ Kuzynie Lindfordzie”. Tropi on Jeremiaha i Kurdy’ego, przysparzając przyjaciołom dodatkowych problemów (jakby i bez niego mieli ich mało). Już sam jego wygląd wywołuje ciarki na plecach. To zresztą chyba nie przypadek, że Huppen ucharakteryzował go na wywołującego wyjątkową trwogę złoczyńcę rodem z komiksów superbohaterskich. A skoro doszliśmy do strony graficznej… – czy za dwudziestym piątym podejściem da się napisać coś nowego? Zwłaszcza że autor rysunków posługuje się wciąż tą samą charakterystyczną kreską, za pomocą której kreśli niezmienny turpistyczny świat. Tyle tylko, że nie bacząc na upływ lat robi to z absolutną perfekcją, osiągając arcymistrzostwo w sposobie kadrowania, co prowadzi do idealnej wręcz symbiozy fabuły z obrazem.
Tytuł: Jeremiah #25: Jeśli któregoś dnia ziemia... Data wydania: 27 lipca 2022 ISBN: 9788396540300 Format: 48s. 220x295 mm Cena: 45,00 Gatunek: sensacja, SF Ekstrakt: 80% |