Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj drugi longplay „Europejskiego Kwartetu” amerykańskiego pianisty Keitha Jarretta z Janem Garbarkiem w roli głównej.  |  | ‹My Song›
|
Nagrany (i także wydany) w 1974 roku przez monachijską wytwórnię ECM Records longplay „ Belonging” zapoczątkował działalność zespołu, który nieoficjalnie ochrzczono mianem Keith Jarrett’s European Quartet. Pamiętajmy bowiem, że Jarrett był pianistą amerykańskim, a towarzyszący mu podczas tej sesji, mającej miejsce w studiu Arnego Bendiksena w Oslo, artyści byli Skandynawami: kontrabasista Palle Danielsson – Szwedem, natomiast saksofonista Jan Garbarek i perkusista Jon Christensen – Norwegami. Po wydaniu płyty sporo koncertowali na Starym Kontynencie, po czym – jak mogło się wydawać – ich drogi rozeszły się. Keith nagrywał swoje rzeczy, a Jan – zresztą z pomocą Pallego i Jona – swoje (jak na przykład krążek sygnowany z Bobo Stensonem „ Dansere”). Ale do ponownej kooperacji amerykańsko-europejskiego zespołu w końcu doszło, choć trzeba było na nią czekać ponad cztery lata. W listopadzie 1977 roku Keith Jarrett ponownie zameldował się w stolicy Norwegii, trzymając w rękawie sześć asów, czyli nowych kompozycji, które miał zamiar zarejestrować z Garbarkiem, Danielssonem i Christensenem. Spotkanie panowie wyznaczyli sobie w studiu Talent, z którego wcześniej korzystał nie tylko Jan, ale również jego wieloletni przyjaciel i współpracownik – gitarzysta Terje Rypdal. Efektem ich ciężkiej pracy okazał się wydany siedem miesięcy później, to jest w czerwcu 1978 roku, longplay „My Song”, który – mimo że to Amerykanin był twórcą całości repertuaru – sygnowany był na okładce nazwiskami wszystkich muzyków. Wsłuchując się uważnie w drugie wydawnictwo „europejskiego kwartetu” Jarretta nie trudno jest dostrzec liczne podobieństwa z opublikowanym cztery lata wcześniej „ Belonging”. Świadczy o tym przede wszystkim rozpiętość stylistyczna: od nastrojowego, zahaczającego wręcz o pop, jazzu charakterystycznego (w drugiej połowie lat 70. XX wieku) dla ECM Records, poprzez wtręty bluesowe i country’owe (Keith nie byłby sobą, gdyby nie przemycił elementów stricte północnoamerykańskiej muzyki), aż po ekscytujące improwizacje fortepianowe i saksofonowe, przywodzące na myśl początki kariery Johna Coltrane’a. To bogactwo brzmień można uznać za atut „My Song”, choć zdaję sobie sprawę, że znajdzie się wielu słuchaczy, których takie rozchwianie będzie mocno irytować. Moje wrażenia są w tym przypadku również ambiwalentne… Płytę otwiera ponad dziewięciominutowy „Questar” – i jest to początek, który mógł przypaść do gustu wielbicielom miękkiego brzmienia ECM Records. Ton nadaje bowiem stonowany fortepian, do którego dołącza popowy saksofon. Dopiero od trzeciej minuty, kiedy Jarrett decyduje się na pierwszą improwizację (a wspomagają go w tym wydatnie Danielsson z Christensenem), robi się naprawdę smakowicie i, co ciekawe, nie psuje tego nawet powrót „pościelowo” zaaranżowanego dęciaka. Taka jest siła improwizacji Keitha! Który zresztą w finale wciąga do niej jeszcze Garbarka, tym samym ratując tę kompozycję. Tytułowy „My Song” utrzymany jest w podobnym klimacie: szczęście, że partia saksofonu z czasem ewoluuje – od bardzo delikatnej i popowej do nieco energetyczniejszej i powłóczystej. Fani dawnego Garbarka poczują się usatysfakcjonowani dopiero po dotarciu do zamykającego stronę B numeru „Tabarka”. Raz, że dochodzą tu perkusjonalia (na których gra Keith), dwa, że wreszcie mogą wyjść na pierwszy plan Palle i Jon, to na dodatek Jarrett przypomina sobie czasy, kiedy z większą chęcią grywał free jazz. Za jego sprawą utwór ten nabiera mocy, zapracowując sobie na miano najciekawszego fragmentu całego „My Song”. Zaskoczeniem może być natomiast pierwszy na stronie B – dobrze chociaż, że jednocześnie najkrótszy – „Country”. Wiele wyjaśnia już sam tytuł. Keith zdecydował się tutaj, w kontraście do pozostałych kompozycji, na więcej optymizmu (którego nośnikiem jest saksofon). Fortepian z kolei odpowiada za wstawki country’owe, choć gwoli ścisłości należy dodać, że mimo country’owej treści, forma jest jazzowa. Wszystkie niedogodności związane z tym utworem rekompensuje „Mandala” – najbardziej rozimprowizowany kawałek longplaya, na dodatek z wtrętem awangardowym (vide preparowany fortepian). Całość wieńczy najdłuższy w zestawie, wielowątkowy „The Journey Home”, oparty głównie na instrumentalnych dialogach saksofonu z fortepianem oraz z perkusjonaliami. Jarrett też jednak nie próżnuje, zahaczając w swoich improwizacjach a to o free jazz, a to o… bluesa. Słowem: dla każdego coś miłego. Publikacja „My Song” sprawiła, że kwartet ponownie ruszył w trasy koncertowe – między innymi w 1979 roku po Japonii, po której pamiątkami pozostały wydane po latach płyty „Personal Mountains” (1989) oraz „Sleeper” (2012). Powstał też trzeci krążek studyjny – „Nude Ants” (1980) – o którym najprawdopodobniej napiszę w niedalekiej przyszłości. Skład: Keith Jarrett – fortepian, instrumenty perkusyjne, muzyka Jan Garbarek saksofon tenorowy, saksofon sopranowy Palle Danielsson – kontrabas Jon Christensen – perkusja
Tytuł: My Song Data wydania: 1978 Nośnik: Winyl Czas trwania: 48:34 Gatunek: jazz W składzie Utwory Winyl1 1) Questar: 09:12 2) My Song: 06:12 3) Tabarka: 09:13 4) Country: 05:03 5) Mandala: 08:20 6) The Journey Home: 10:34 Ekstrakt: 70% |