powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (BRE1)
Beatrycze Nowicka 2022

„Hobbit” Tolkiena czy „Hobbit” Jacksona?
Czego oczekujemy po filmowym „Hobbicie”? Wspomnienia wielkiej przygody, psychologicznej głębi, przemiany bohaterów, drugiego dna, trzeciego tła, epickości, widowiskowości, ale chyba przede wszystkim leniwych, chciwych i niewdzięcznych krasnoludów. To chyba nie wygórowane oczekiwania?
‹Hobbit: Niezwykła podróż›
‹Hobbit: Niezwykła podróż›
Konrad Wągrowski: My jeszcze czekamy, a dziś (to znaczy w momencie rozpoczęcia tej dyskusji, co było na kilka dni przed jej publikacją) pojawiły się w sieci pierwsze recenzje. Nie są złe, ale entuzjazmu nie widać, w esensyjnej skali jakieś 7-8/10. Czy bowiem po wystawnym „Władcy” da się wnieść coś nowego, intrygującego do tego świata? I jak, na litość boską, twórcy chcą 200-stronicową książkę opowiadać w trzech filmach…?
Jakub Gałka: Pytanie trochę na siłę, bo czy w ogóle trzeba wnosić coś nowego i intrygującego? Może wystarczy po prostu kolejna podróż do magicznego świata, zgodnie z zasadą, że lubimy to co już znamy. Zresztą fakt kręcenia trzech filmów i pierwsze zwiastuny sugerują, że tym tropem poszli właśnie twórcy – nie ekranizujemy dosłownie infantylnej bajki, tylko na podstawie opowiedzianej w niej historii robimy prequel trylogii (w formie kolejnej trylogii), zachowując jak najwierniej klimat filmów sprzed dekady. Gdybym dostał film zrobiony jak najlepsze momenty „Władcy”, to byłbym chyba aż nadto usatysfakcjonowany. Powiem więcej: mógłbym się bardzo rozczarować, gdyby okazało się, że Jackson drastycznie zmienił konwencję…
Miłosz Cybowski: To prawda, we „Władcy” udało się z powodzeniem przedstawić Śródziemie jako nie-tak-cukierkowe, jak opisał je Tolkien. W efekcie nie od rzeczy jest oczekiwanie od „Hobbita” przedstawienia tej infantylnej powieści w o wiele ciekawszych i poważniejszych barwach. Czy po „Władcy” da się wnieść coś nowego? Cóż, jak widać (po planach stworzenia nowej trylogii), się da. Albo ktoś myśli, że się da… Wydaje się właśnie, że plany ekranizacji tak małej (w porównaniu z „Władcą”) powieści dają twórcom o wiele większe pole do popisu – bo czymś trzeba jednak wypełnić te trzy filmy w luźnym oparciu o literacki pierwowzór.
Mateusz Kowalski: Mówisz „nie-tak-cukierkowe”. „Hobbit”, trzeba zauważyć, jest książką zupełnie innego kalibru. To pierwsze podejście Tolkiena do konkretnej powieści w tym świecie i też zupełnie inna kreacja świata. Wystarczy spojrzeć na krasnoludy, które są tu zdecydowanie bardziej rubaszne i bliskie kanonowi fantasy sprzed ery tolkienowskiej niż to, co później zostało wykreowane. Wciąż mam w związku z tym nadzieję, że „Hobbit” będzie dla mnie baśnią, a nie epickim do kwadratu dramatem z gigantycznymi scenami batalistycznymi. Niestety – rozbicie ekranizacji na trylogię wymusza na mnie inne nastawienie. Mam jednak nadzieję, że to, co zobaczę, będzie chociaż spójne z treścią pierwowzoru i go poszerzy, a nie zgwałci fabularnie.
Beatrycze Nowicka: Także liczę na to, że twórcy filmów dołożyli sporo od siebie i/lub zgrabnie włączyli motywy z wciąż wydawanych „materiałów dodatkowych”. Przyznaję, miałam – i nadal mam – pewne obawy zarówno dlatego, że nie uniknie się porównań z „Władcą”, jak i spowodowane rozbiciem na trzy części, przetasowaniami na reżyserskim stołku (rozmaite były plotki, ale nie przestaję się zastanawiać, czy przypadkiem wizja del Toro nie okazała się za bardzo autorska, vide „Hellboy 2”). Dostrzeżono potencjał czy też Peter Jackson, którego kolejne filmy nie odniosły tak spektakularnych sukcesów, postanowił sięgnąć po coś wypróbowanego? I tak biłam się z myślami przez czas długi, ale w końcu doszłam do wniosku, że nawet jeśli nie będzie to cud, to przejdę się do kina choćby po to, by znów zobaczyć zapierające dech w piersiach pejzaże oraz ślicznego Aidana Turnera, znanego mi z serialu „Being Human”.
Alicja Kuciel Nie mogę powiedzieć, że czekam na „Hobbita”. Szczerze mówiąc, nie do końca mi pomysł Jacksona przypadł do gustu. Z drugiej strony, nie potrafiłam też zrozumieć, dlaczego nakręcił ponownie King Konga. Owszem, lubię Martina Freemana i jest wysoce prawdopodobne, że uda mu się stworzyć fajną postać, ale problem w tym, że nie lubię Bilbo Bagginsa jako takiego, a Ian Holm tylko mnie w tym nielubieniu upewnił (choć to muszę aktorowi policzyć na plus, on to potrafi grać takie antypatyczne postaci). Natomiast Richard Armitage w roli Thorina mocno mnie zaskoczył, szczególnie, że niedawno obejrzałam z nim „Chris Ryan’s Strike Back” i jego metamorfoza w krasnoluda jest zdumiewająca. Tyle że jeden Thorin wiosny nie czyni. Chyba że Jackson tak to wszystko wymyślił i zrealizował, że się zdziwię. Niemniej jednak nie ciągnie mnie do kina. „Hobbit” to trochę jak „Atlas chmur” – boję się na niego iść, bo nie do końca wiem, czego oczekiwać, i czy dużo czy mało, i jak go obejrzeć, żeby nie być na nie. Wystarczyło rozczarowania przy „Prometeuszu”.
Konrad Wągrowski: Dla mnie kluczem do ekranizacji są słowa Gandalfa do Bilba znane ze zwiastuna: „Jeśli wrócisz, nie będziesz już taki sam”. Przy całej przygodowej otoczce oczekuję więc nieco głębszego spojrzenia na charakter Bilba i to, co z nim się dzieje podczas Niespodziewanej Podróży.
Jakub Gałka: Jednym słowem liczysz na to, że Jackson zrehabilituje się za zmasakrowanie postaci Pippina i Merry’ego i tym razem w końcu pokaże przemianę ciepłych hobbickich kluch w małego rycerza, świadomego otaczającego go świata i wagi dziejących się wydarzeń?
Konrad Wągrowski: Raczej rzekłbym, że liczę na to, że film będzie miał drugie dno, będzie swego rodzaju przypowieścią o tym, jacy jesteśmy, do czego dążymy, co na nas wpływa, przez co i jak się zmieniamy… No co? Jak się 200 stron zamyka w trzech trzygodzinnych fabułach (a nie zapominajmy o przyszłych wersjach reżyserskich, w których sama walka z pająkami zostanie poszerzona o 50 minut niewykorzystanych scen), to na takie dywagacje powinno być miejsce…
Alicja Kuciel Ja raczej liczę, że to Martin Freeman będzie wymiatał…
Mateusz Kowalski: Jak będzie bullet time ze Smaugiem, to i wytrzymam zinfantylizowanych hobbitów. A tak serio – nie chcę drugiego dna. Chcę ekranizacji książki, nieważne, jak by była infantylna. Książki, która mnie urzekła w dzieciństwie i wciąż urzeka (i jest jedyną, do której, oprócz „Kowala z Podlesia Większego” wracam).
Marcin Osuch: Nie zgadzając się z Miłoszem co do infantylności „Hobbita”, mam nadzieję, że Jackson zachowa specyfikę krasnoludów. Tolkien przedstawił ich jako leniwych, chciwych i niewdzięcznych, i moim zdaniem to dobry punkt wyjścia do filmu. We „Władcy…” wszystkie postacie były płaskie, albo dobre, albo złe (może poza Boromirem). Osobiście też liczę, a właściwie jestem pewien, że Jackson rozwinie kilkustronicowy opis bitwy w wielką batalię na miarę tych z filmowej Trylogii.
Beatrycze Nowicka Hmmm, ja pamiętam krasnoludów z książkowego „Hobbita” jako bandę wprawdzie narwaną i kłopotliwą, ale ogólnie sympatyczną. Leniwi, chciwi i niewdzięczni – phi, elfickie pomówienia! Zastanawiam się, jak Jackson ich rozegra – całą kilkunastokrasnoludową bandę. Poprowadzenie dialogów między nimi jest kluczową sprawą – chodzi o to, by każdy dostał choć trochę czasu ekranowego i został przynajmniej zgrubnie naszkicowany, ale też łatwo wpaść w pułapkę. W końcu po „Hobbicie” oczekuje się widowiskowości i za duża ilość scen dialogowych, choćby nawet skrzących się humorem, będzie zwyczajnie nudzić. Obawiam się w związku z tym, że nie wszystkie krasnoludy będą miały szansę naprawdę się pokazać. Ale może się mylę – w końcu mają być aż trzy filmy. Przy okazji – jeśli w trylogii była scena konna z Arweną, to aż się prosi o jakąś krasnoludzicę. Choćby we wspomnieniach któregoś z uczestników wyprawy – na przekór złośliwym pomówieniom, jakoby tolkienowskie krasnoludy lęgły się z kamieni albo ich kobiety miały brody. W kwestii zaś bitwy – musi być. I żeby był ładnie animowany Smaug – ale na to zapewne przyjdzie jeszcze poczekać.
Mateusz Kowalski: Masz całkowitą rację, Beatrycze. Niezaprzeczalnym atutem książki była lekkość prowadzonych dialogów i kreślenia postaci. Przełożenie tego na ekran wymaga naprawdę dobrej woltyżerki ze strony scenarzysty. Natomiast wolę nie myśleć o krasnoludzicy – wyobrażasz sobie wojnę fanów, jaka może potem wybuchnąć? Cudem „Władca Pierścieni” nie ugiął się pod zdurniałymi wymaganiami poprawności politycznej, wedle której musi w filmie znaleźć się osoba o innym niż biały kolorze skóry, kobieta i najlepiej jeszcze lesbijka/gej-fircyk. Z feminizmem poszło torem Arweny (mniej zgodnie z fabułą) i Eowiny (już trochę bardziej), ale nie chciałbym zobaczyć krasnoludzicy. Za nic. Od takich numerów jest „Spellsinger” (którego, nawiasem mówiąc, można by również zekranizować wreszcie…). Informacja o tym, że w filmie ma się pojawić Arwena doprowadziła mnie na skraj stanu przedzawałowego i naprawdę wtedy zrodziły się we mnie pierwsze obawy. Mam nadzieję, że przynajmniej krasnoludy nie wyewoluują w jakichś patetycznych paladynów-dobrodziejów.
Jakub Gałka: Zgadzam się z Marcinem – fajnie byłoby pokazać krasnoludów nie jak jednowymiarowych, szlachetnych bohaterów, a raczej niepoprawną bandę cwaniaków kierujących się chciwością. Chociaż z drugiej strony, zdaję sobie sprawę, że epickość historii wymaga, by w finale tą właśnie bohaterskością i szlachetnością się wykazali. Ale dobrze by było, gdyby odbywało się to na zasadzie przemiany podobnej do tej, którą (mam nadzieję) przejdzie Bilbo.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

545
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.