powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (BRE1)
Beatrycze Nowicka 2022

Burtmany, czyli Batmany Burtona
Zostawmy na chwilę Nolana, jeszcze będzie czas, by podsumować jego trylogię Mrocznego Rycerza. Cofnijmy się w czasie o ponad 20 lat i przypomnijmy sobie wcześniejsze podejście Tima Burtona do ekranizacji kultowego komiksu. Wiecie, te z Kim Bassinger i Michelle Pfeiffer.
‹Batman›
‹Batman›
Konrad Wągrowski: „Batmana” Tima Burtona obejrzałem na początku lat 90. w taki sposób, jak wtedy oglądało się większość premier – na małym ekranie, z VHS, z kopii zgranej z kina. Po seansie stwierdziłem – „I co, to już? Tylko tyle?”. Film docierał do nas wówczas otoczony nimbem najbardziej kasowego filmu świata, ale chyba ani nie rozumieliśmy wówczas Batmana, ani za dobrze nie znaliśmy estetyki kina Burtona. I choć po latach nie jestem już tak krytyczny, to do uwielbienia mi nadal daleko. A wy jak odbieracie „Batmany” Burtona?
Alicja ’Vika’ Kuciel: Myślę, że najbardziej z nich lubię Michaela Keatona. Podobał mi się jego Batman, to, że nie był to jakiś szalony przystojniak, tylko bardziej facet o dyskusyjnej urodzie. Batman ze wszystkich superbohaterów jest po prostu ludzki w każdym wymiarze i mam takie wrażenie, że Keaton doskonale tę ludzką twarz Batmana oddał.
Jakub Gałka: Tak samo jak ty, Konradzie – na zasadzie docenienia po latach (chociaż u mnie to nie jest „nie jestem już tak krytyczny” ale raczej „teraz mi się naprawdę podoba”). Na takie a nie inne spojrzenie rzutował przede wszystkim wiek i, tak jak mówisz, właściwie nieznajomość tej postaci. Ot, gdzieś tam już pojawiały się pierwsze komiksy TM-Semic, nie wiem czy w TV animacje już nie leciały (ale to chyba później), ale generalnie postać, a właściwie jej poważniejsze cechy, pozostawały nieznane. „Powrót Mrocznego Rycerza” czy „Zabójczy żart” – nikt o tym nawet nie słyszał, Batman był raczej kolesiem w śmiesznym wdzianku, który „z karata” lał po gębach przestępców. Po latach doceniam te filmy, szczególnie „Powrót Batmana” jako przede wszystkim filmy Burtona, a niekoniecznie filmy „o Batmanie”.
Agnieszka Hałas Kiedy na ekrany wszedł pierwszy „Batman”, miałam 8 lat. Rodzice zabrali mnie na ten film, bo im powiedziano, że to „taka tam bajka dla dzieci"… To była moja druga czy trzecia w życiu wizyta w kinie i skończyła się tak, że przy scenie, gdzie chirurg zdejmuje Jokerowi bandaże, ze strachu uciekłam na ulicę, a mama pobiegła mnie łapać… Na kilka lat znienawidziłam wszelkie filmy poza kreskówkami. „Batmana” oraz „Powrót Batmana” obejrzałam ponownie w dorosłym wieku i bardzo mi się podobały – doceniłam reżyserską fantazję Burtona, tę jego „mroczność z przymrużeniem oka”, oraz malownicze postacie czarnych charakterów.
Konrad Wągrowski Dochodzimy więc do wniosku, że kraj nasz w 1990 roku był na Batmana zupełnie nieprzygotowany. Nie da się cieszyć filmem Burtona bez zrozumienia legendy Człowieka-Nietoperza, bez umiejętności wychwytywania komiksowych smaczków, bez radości z samego faktu, że jest szansa zobaczyć go na wielkim ekranie.
Swoją drogą mam pewien szacunek dla Burtona, że odważył się pójść zupełnie swoją drogą – w oderwaniu od telewizyjnego campu, ale też w swojej, autorskiej wersji mroku (a pamiętajmy, że było to już po premierze „Powrotu Mrocznego Rycerza” i „Batman: Rok pierwszy”, które nadały zupełnie nowy obraz postaci Zamaskowanego Krzyżowca). Tymczasem Burton zrobił coś, za co dziś pewne każde studio wieszałoby reżysera za jaja – zrobił film przerysowany, przestylizowany, oscylujący w kierunku groteski, a na dodatek (choć to akurat dużo bardziej w „Powrocie Batmana”) jawnie nawiązywał i cytował niemieckich ekspresjonistów. I wygrał, bo na film poszły tłumy. Czy nie był to czas, że każdy filmowy Batman by takie tłumy przyciągnął?
Jakub Gałka: W Polsce pewnie tak, podobnie jak prawie każdy inny przejaw zachodniej popkultury – chociaż za młody jestem by dobrze pamiętać te czasy, więc się nie upieram. Na Zachodzie? Można ciekawością i potrzebą zobaczenia lubianego bohatera tłumaczyć popularność pierwszej części. Teorię „efektu nowości” tłumaczyłyby zresztą dużo słabsze wyniki kolejnych filmów, zwłaszcza „Powrotu Batmana”, przy którym widzowie być może wiedzieli już w co się pakują, a także niezadowolone głosy fanów (komentujących dobór aktorów, muzyki, rozwiązania fabularne typu „Joker mordercą Wayne’ów”), których ponoć nie brakowało. Oczywiście lepszy taki Batman niż żaden, zwłaszcza, że ostatnio był na ekranie w campowej wersji w latach 60-tych, ale śmiem twierdzić, że fani komiksów, znający te prawdziwe arcydzieła, które wymienialiśmy, nie mogli być w pełni zadowoleni. Batman Burtona to taka wariacja na temat, elseworld, który sprawia przyjemność nie dzięki rozwijaniu bohatera i jego historii, ale przez zabawę z nietypową scenerią i otoczeniem – tak samo jak komiksowe „Gotham by Gaslight” czy „Doom that Came to Gotham”. Tutaj bym trochę odwrócił Twoje twierdzenie: nie da się cieszyć filmami Burtona (zwłaszcza sequelem) będąc nadmiernie przywiązanym do Batmana i komiksowych kanonów, bez znajomości i uwielbienia dla kina jako takiego i otwartości na filmowe eksperymenty.
‹Powrót Batmana›
‹Powrót Batmana›
Alicja ’Vika’ Kuciel Ja w takim razie miałam to szczęście, że film oglądałam będąc już raczej dużą dziewczynką, po drugie nie będąc specjalnie zaznajomioną z Batmanem, po trzecie nie będąc wtedy jeszcze fanką Burtona. W efekcie czego filmy mi się podobały, ich mroczność, klimat, bohaterowie ci dobrzy i ci źli, szczególnie specyficzne przerysowanie złych bohaterów – Joker Nicholsona to dla mnie klasa sama w sobie czy obrzydliwy Pingwin Danny’ego de Vito. Podobała mi się też tragiczność postaci Catwoman.
Beatrycze Nowicka Pierwszego Batmana oglądałam w dzieciństwie, na małym ekranie. Od tamtej pory widziałam go jeszcze tylko raz, więc szczegóły zatarły się już w mojej pamięci. Niemniej film wspominam dobrze – przyjęta estetyka nadawała mu oryginalny klimat. Zaznaczam tu, że również nie jestem fanką ani tym bardziej znawczynią komiksów, więc kwestia zgodności z pierwowzorem niezbyt mnie zajmowała. Podobało mi się samo Gotham – mroczne w specyficznie przerysowany sposób, było swego rodzaju alegorią Miasta Bezprawia, odbiciem w krzywym zwierciadle prawdziwych metropolii, ucieleśnieniem obaw przed miastem-molochem pochłaniającym ludzi. I oczywiście Nicholson jako Joker. Jestem jedną z mniej licznych osób, których „nowy” Joker Ledgera nie przekonał. Nicholson ma w sobie coś diabolicznego, pierwiastek chaosu. Dlatego, moim zdaniem, pasował do roli bardzo dobrze. A przynajmniej takim go pamiętam – szaloną figurę w krzykliwej baśniowo-komiksowej ekranizacji Burtona.
Konrad Wągrowski Mnie burtonowski Joker nigdy nie przekonał – za dużo było w nim samego Nicholsona. Joker Ledgera – nowatorski, zaskakujący dla dotychczasowego image’u tego aktora – zjadał go na śniadanie.
Beatrycze Nowicka Zgodzę się też z Alicją, że Keaton w roli Batmana wypada dobrze. W każdym razie wolę go od ślicznego lecz plastikowego Vala Kilmera. Natomiast „Powrót Batmana” widziałam znacznie później, w telewizji, stąd pamiętam go lepiej. O ile Pingwin wydał mi się nazbyt groteskowy, uwielbiam cały wątek Kobiety-Kota. Michelle Pfeiffer zagrała cudownie – rzec można z odpowiednim pazurem. Sama koncepcja postaci jest świetna – zahukana i wykorzystana kobieta, która odradza się w nowym, wyzwolonym wcieleniu. Wiele scen i tekstów utkwiło mi w pamięci. Przede wszystkim nieraz zdarzało mi się wchodzić do domu ze słowami „Kochanie, wróciłam! Zapomniałam… nie mam męża.” To mój prywatny kultowy tekst. Wspominam też scenę, w której Batman spotyka Kobietę-Kota – o ile mnie pamięć nie myli – po raz pierwszy, gdy ta opuszcza budynki, w których podłożyła materiały wybuchowe i które oczywiście potem efektownie eksplodują za jej plecami. Albo, gdy bohaterka dopełnia swojej zemsty, wyliczając przy tym swoje życia. „Ostatnie zostawię sobie na święta.”. Wątek „związku” z Batmanem też mi się bardzo podobał. Zresztą, sama Kobieta-Kot z jej słuszną zemstą podobała mi się nawet bardziej niż Nietoperz, była bardziej wieloznaczna, nie do prostego zakwalifikowania po którejś ze stron.
Konrad Wągrowski No właśnie, sam Batman… Przyznać należy, że Keaton nigdy nie kojarzył się z jakąś charyzmą i pamiętam, że już wówczas dziwiono się tej decyzji obsadowej. Gdy myślę o nim, jako o Batmanie… nic nie przychodzi mi do głowy. To chyba dobrze dowodzi, że to nie Batman był dla Burtona najważniejszy.
Alicja ’Vika’ Kuciel Ja właśnie pamiętam Keatona i Nicholsona. Też wolę jego Jokera. Nawet jeśli jest w nim za dużo Nicholsona, to akurat ta rola doskonale pomieściła w sobie całe szaleństwo Jacka. Ale Konrad ma rację, że nie sam Batman był dla Burtona najważniejszy, a bardziej powiązanie wszystkiego w jedną całość, stworzenie odpowiedniej scenerii, i sprawienie, że wszystko razem zagrało.
Agnieszka Hałas I okraszenie tego specyficzną burtonowską atmosferą: to przerysowanie, przymrużenie oka, domieszka groteski czy może raczej tragikomedii. Dodam jeszcze, że po gustownie mrocznych Batmanach Burtona, filmy Schumachera okropnie mnie rozczarowały wizualnie: kicz, plastik, kolorki… Burton po pierwsze pokazał, uwydatnił ciemną stronę Gotham, te obskurne budynki, zaśmiecone zaułki, kanały ściekowe, a po drugie – świetne są u niego postacie „tych złych”, przeciwników Batmana. Podpisuję się pod tym, co powiedziały poprzedniczki: diaboliczny Joker, niejednoznaczna, zmysłowa, fascynująca Catwoman, Pingwin ze swoją jaskinią pełną dziwadeł zapadają w pamięć bardziej niż główny bohater, ale chyba właśnie dzięki temu jest ciekawiej, nieschematycznie.
Konrad Wągrowski: To ja podsumuję z punktu widzenia sceptyka – „Batmany” Burtona są przede wszystkim filmami Burtona – aby je lubić, trzeba lubić estetykę tego twórcy. Ja za Burtonem nigdy nie przepadałem, pierwsze zetknęcie z „Batmanem” było wielkim rozczarowaniem i choć z czasem pojąłem konwencję, nigdy nie uznałem jej za swoją i z ulgą przywitałem to, co zrobił z Batmanem Nolan. Ale jestem w stanie pojąć fascynację ekspresjonistyczną scenografią, klimatem, Jokerem Nicholsona czy Kocicą Michelle Pfeiffer. To po prostu nie moja filiżanka herbaty.
Co oczywiście nie zmienia faktu, że nawet dla mnie na tle „Batmanów” Schumachera filmy Burtona były arcydziełami. Ale o tym – mam nadzieję – już w następnym odcinku.



Tytuł: Batman
Data premiery: 7 września 1990
Reżyseria: Tim Burton
Zdjęcia: Roger Pratt
Muzyka: Danny Elfman
Rok produkcji: 1989
Kraj produkcji: USA
Cykl: Batman
Czas trwania: 126 min
Gatunek: sensacja
Zobacz w:

Tytuł: Powrót Batmana
Tytuł oryginalny: Batman Returns
Data premiery: 2 października 1992
Reżyseria: Tim Burton
Zdjęcia: Stefan Czapsky
Scenariusz: Daniel Waters
Muzyka: Danny Elfman
Rok produkcji: 1992
Kraj produkcji: USA, Wielka Brytania
Cykl: Batman
Czas trwania: 126 min
Gatunek: sensacja
Zobacz w:
powrót; do indeksunastwpna strona

543
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.