powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (BRE1)
Beatrycze Nowicka 2022

Esensja czyta: Wrzesień 2016
‹Wielka księga ekstremalnego SF. Tom 1›, Viviano Domenici ‹Wyspy nieznane›, Jarosław Grzędowicz ‹Popiół i kurz›, Ulrich Hesse ‹Tor! Historia niemieckiej piłki nożnej›, Aleksandra Janusz ‹Utracona Bretania›, Hanna Samson ‹Patyk›, Robert M. Wegner ‹Pamięć wszystkich słów. Opowieści z meekhańskiego pogranicza›, David G. Williamson ‹Polski ruch oporu 1939-1947›
Prognozy mówią że w weekend nadejdzie pogoda iście jesienna, więc to dobry moment na wybranie ksiązki do kocyka i herbaty. Nasz przegląd wrzesniowych lektur może to wam ułatwić.
ZawartoB;k ekstraktu: 50%
‹Wielka księga ekstremalnego SF. Tom 1›
‹Wielka księga ekstremalnego SF. Tom 1›
Jarosław Loretz [50%]
Ekstremalne SF tylko z nazwy. Pierwszy tom proponuje teksty na ogół przeciętne i szybko ulatujące z głowy, i to niezależnie od renomy, jaką cieszą się ich autorzy. Nie ratuje ich ani wyuzdana erotyka (autorzy dwóch opowiadań opaczne zrozumieli „ekstremalność”), ani wartka fabuła (co czytelnikowi po niej, skoro z pomysłami średnio), a już na pewno nie pomagają przeciętne, niekiedy pospiesznie klecone zakończenia.
Z ogólnej liczby dziesięciu tekstów warte uwagi są dwa, w porywach trzy. Na pewno nie zawadzi rzucić okiem na „Działo Merlina” Alistaira Reynoldsa – mięsistą, wartką i ciekawie napisaną space operę, opartą na interesującym pomyśle i proponującą pełnokrwistych bohaterów. Podobnie ma się rzecz z „Zagadką Pacyfiku” Baxtera, rozgrywającą się w alternatywnej rzeczywistości w której II wojna światowa na kontynencie europejskim zakończyła się separatystycznym pokojem Wielkiej Brytanii z Niemcami. Naziści mogą więc spokojnie zbudować gigantyczny latający pancernik i wyruszyć w rejs do Ameryki – przez Pacyfik. Rzecz jest napisana zgrabnie i z jajem, choć mimo wszystko bawi założenie, że wojny globalnej uniknięto wyłącznie dzięki nadprzyrodzonemu zachowaniu Pacyfiku.
Od biedy ujdzie też najdłuższa, stustronicowa „Śmierć w ziemi obiecanej” Pat Cadigan, będąca czymś w rodzaju cyberpunkowego kryminału. Niestety, z biegiem czasu jej fabuła zaczyna się rozmywać, detale przestają mieć większy sens, a sam finał rozczarowuje, nie do końca przystając do ustaleń poczynionych przez bohaterkę w świecie wirtualnym. Reszta opowiadań niekoniecznie jest warta lektury, a już całą pewnością pamiętania.
Konrad Wągrowski [70%]
Nic wielkiego, ale jednak ładna i przyjemna rzecz, polecana zwłaszcza miłośnikom podróży po atlasie i marzących o dalekich lądach. Viviano Domenici opowiada historie, które pozbierał sam podczas własnych podróży. Motywem przewodnim są wyspy (których w książce pojawi się aż 27), ale to nie one są głównym tematem tej książki. Autor nie opowiada historii lądów ze wszystkich stron otoczonych wodą, ale przedstawia opowieści, które są z konkretnymi wyspami związane, które na różnych lądach zasłyszał. Wyspy są jedynym ograniczeniem dla autora, bo poza tym przeskakuje on w czasie całe stulecia, opowiada historie głośne, ale też (chyba częściej) opowieści lokalne, zapomniane, gdzieś tam zagubione między prawdą a legendą. Nie jest ambicją autora dokładne oddzielanie faktów od zmyśleń, docieranie do źródeł największych tajemnic, raczej chodzi o tworzenie klimatu danego lądu, o poruszenie wyobraźni (nie traktowałbym więc „Wysp nieznanych” jako dzieła popularnonaukowego). Domenici z oczywistych względów koncentruje się na historiach powiązanych ze swymi rodakami (a świat wydaje się być u niego pełen włoskich rozbitków), niektóre tematy traktuje dosyć pobieżnie, ale rekompensuje te braki poetycki momentami styl opowieści i ładne wydanie książki. Warto przeczytać, nieźle też mogą się też „Wyspy nieznane” jako prezent.
Jarosław Loretz [70%]
Bardzo fajnie napisana książka, z doskonale skrojonymi dialogami i wiarygodnymi, „namacalnymi” postaciami, których nie sposób nie polubić. Świetnie jest też wykreowany świat będący niejako podszewką naszej rzeczywistości – tajemniczy, niebezpieczny, zasnuty mrokiem i zaludniony budzącymi dreszcze stworami. To się naprawdę czyta z przyjemnością, nawet gdy trafia się akcent grozy czy budzący odrazę detal. Szkoda tylko, że cała ta maestria, przejawiająca się w pracowicie cyzelowanych zdaniach i niegrzęznącej w mieliznach fabule, ma tak marne zamknięcie.
Książka, której od początku do niemal samego końca chciałem wystawić mocne 8/10, z tak pracowicie zbudowaną intrygą, na finiszu niespodziewanie zarabia kopa w krocze i wali się na pysk, przygnieciona kikutami rżniętych tępą maczetą wątków i dognieciona kilkoma warstwami bezczelnych deus ex machina, zbitych z pulpą w jedność grubym drzewcem wielkiej flagi „happy end”. Tak się nie robi czytelnikowi. Nawet, jeśli autor już się zmęczył bohaterem.
Mimo to wciąż uważam lekturę za udaną i zapewne kiedyś chętnie ją powtórzę. Nawet jeśli finał opowieści ma smak – nomen omen – popiołu.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
‹Tor! Historia niemieckiej piłki nożnej›
‹Tor! Historia niemieckiej piłki nożnej›
Konrad Wągrowski [90%]
„Tor! Historia niemieckiej piłki nożnej” Ulricha Hesse to z pewnością jedna z najlepszych książek o piłce nożnej, spośród tych, które ukazały się w Polsce. Oczekiwałem tu opowieści o wzlotach i upadkach (a pewnie, były i upadki) niemieckiego futbolu, a dostałem przy okazji kawał społeczno-politycznej historii Niemiec, na dodatek sprzedany w formie wartkiej, wciągającej opowieści. Krótko mówiąc, książka o piłce, której – no, fragmenty – mogłyby z zainteresowaniem przeczytać nawet osoby na co dzień futbolem się nie interesujące. Wszak cytaty w stylu „Często używane tłumaczenie „my tylko wypełnialiśmy rozkazy” maskuje przerażający fakt, że nazyfikacja niemieckich klubów była przeprowadzana przez ludzi, którzy chętnie wykonywali rozkazy, zanim zostały one wydane” świadczą, że to nie książka o tym kto i w której minucie strzelił. Znajdziemy w „Tor!” takie tematy jak futbol a pruski kult gimnastyki, burżuazyjne a robotnicze pochodzenie niemieckich klubów, naziści a piłka nożna, jedyny mecz Hitlera, genialnie opisany „Cud w Bernie” (czyli zwycięstwo Niemców nad Węgrami w 1954 r. w finale mistrzostw świata) jako wydarzenie założycielskie współczesnych Niemiec, dlaczego całe Niemcy nienawidzą Bayernu (będzie tu uroczy fragment opisujący sytuację, gdy autor słyszy okrzyki radości z sąsiednich mieszkań, gdy FC Porto strzela gola Bawarczykom w 1987 r.), analiza, dlaczego w latach 80. i 90. świat niemieckiej piłki nie znosił (ustawiony mecz z Austrią w 1982 r., faul Toniego Schumachera na tym samym turnieju), aż do współczesnej wieloetnicznej reprezentacji. Świetna rzecz, która też po 2014 roku doczekała się osobnego suplementu, będącego idealnym zwieńczeniem tej historii.
Szczególnie zaś podobają stwierdzenia w rodzaju (parafrazując): „Zdobyte wicemistrzostwo świata nie powinno przysłonić kryzysu, jaki dotykał wówczas niemiecki futbol”. O rany, jakie to szczęście, że żadne wicemistrzostwo świata nigdy nie przykrywało kryzysu polskiego futbolu.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

303
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.