Czyli co najbardziej rozśmieszyło mnie w „Przygodach Galla Asteriksa”. Nie zabierałam głosu w redakcyjnej dyskusji, ponieważ nigdy nie byłam zagorzałą fanką komiksu, a z przygód dzielnego Galla i jego towarzyszy przeczytałam tylko zeszyt pierwszy. Wciąż jednak pamiętam, że lektura sprawiła mi ogromną frajdę. Już przedstawione na pierwszej stronie cztery obozy rzymskie o dźwięcznych nazwach Relanium, Akwarium, Delirium i Rabarbarum przyprawiły mnie o wybuch śmiechu (po prawdzie nie wiedziałam wtedy, co to jest delirium). Dalej było tylko lepiej. Gdzieś w pamięci mi się kołacze, że jednym z powodów, dla których przez parę miesięcy uczyłam się w liceum łaciny, były wspomnienia marudzących Rzymian. Redakcyjny kolega zachęcał do opisywania swoich ulubionych „asteriksowych” kadrów, ja jednak najcieplej wspominam całą scenkę, w której Gajus Globus, przekonany, że właśnie wypił napój zapewniający mu nadludzką siłę, próbuje podnosić ciężary. Przyznam, że w życiu nieraz mi się zdarzało najpierw ucieszyć z jakiegoś sukcesu, a potem nagle przed oczyma stawał mi centurion dzierżący nad głową nieduży kamień i sławiący swą niezwykłą moc… Na marginesie dodam, że niektóre aspekty pracy naukowca przypominają mi tę scenkę – chodzi mianowicie o publikowanie wyników. Mamy oto publikację, efekt wielomiesięcznej, a czasem kilkuletniej pracy i wysyłamy ją do dobrego czasopisma, by po paru dniach dostać odpowiedź, że nie są zainteresowani. Wysyłamy do innego, o trochę niższym impakcie i dostajemy jedną recenzję, że ciekawe, ale trzeba by dorobić drugie tyle doświadczeń; w drugiej zaś ktoś stwierdza, że wyniki są za mało nowatorskie. Więc znowu wysyłamy niżej i po pewnym czasie przychodzą opinie – jedna pozytywna, że ciekawe i wartościowe a druga spod znaku „z czym do ludzi”. I tak to się toczy, kamyk coraz mniejszy. Kiedy w końcu praca się ukazuje, człowiek już nawet się nie cieszy, jak Gajus, tylko czuje ulgę, że to koniec wydawniczej peregrynacji. Wracając zaś do przygód dzielnych Galów – poza humorem sytuacyjnym, zapamiętałam także humor słowny. Wielkie brawa dla tłumacza za dialog Asteriksa i Panoramiksa ze wspomnianym Gajusem Globusem, już po tym, jak się okazało, że uwarzony przez druida napój tak skwapliwie wypity przez legionistów powoduje gwałtowny porost włosów: GG: Kpisz sobie ze mnie, Gallu. A ja chcę z tobą poważnie porozmawiać! A: Mów, ale nie dzielmy włosa na czworo. GG: Dość, nie chcę więcej słyszeć o włosach! A: Nie, to nie! Ale pamiętaj… cała sprawa wisi na włosku! GG: Zaraz! Poczekaj! A: Dobrze, ale nie próbuj mnie brać pod włos! Zresztą nie ma co rwać włosów z brody. Mów. Słuchamy cię! GG: Wygraliście ze mną. Przyznaję. Dajcie mi odtrutkę a ja zwrócę wam wolność! P: Ale mi się nie chce pracować! A: Tu mi włosy wyrosną, jeśli uda ci się zmusić go do pracy! A niech nam tylko włos z głowy spadnie, to zobaczysz! Zaiste piękna kolekcja około-włosowych wyrażeń. Rozrysowane wygląda to jeszcze zabawniej, zwłaszcza wychodzący z siebie coraz bardziej kudłaty Globus. |