powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (BRE1)
Beatrycze Nowicka 2022

Stulecie Stanisława Lema: Przeciętniak w swym zawodzie
ciąg dalszy z poprzedniej strony
AH: Musiałabym poświęcić strasznie dużo czasu na risercz… Bardzo lubię czytać kosmiczne SF, ale to nie moja dziedzina kompetencji twórczych, niestety. Poza tym chciałabym przeczytać czyjąś rekonstrukcję tej awarii, a nie sama wymyślać, co tam się popsuło w reaktorze i dlaczego!
ASz: Co w tym ciekawego?
AH: (która uwielbia czytać rekonstrukcje katastrof takich jak wybuch reaktora w elektrowni czarnobylskiej, awaria w zakładach chemicznych w Seveso czy zderzenie samolotów na Teneryfie): WSZYSTKO!!!!
MM: Nie neguję walorów literackich „Albatrosa”, ale nie wywarł on na mnie aż takiego wrażenia. Mimo całego kosmicznego sztafażu przecież wszystko sprowadza się do emocji, które mogłyby równie dobrze towarzyszyć obserwowanej katastrofie morskiej…
AH: Niby tak, ale z drugiej strony elementy składowe tej konkretnej katastrofy są dla mnie znacznie bardziej przerażające niż tonięcie statku na morzu!
ASz: Popieram – na morzu przynajmniej mieliby JAKIEŚ szanse na uratowanie się.
AH: Przegrzany reaktor, „maszynownia pod roztworem tarcze przebite”, rosnąca temperatura w sterowni, a potem głos, który krzyczy z głośnika, „zmieszany […] z przeciągłym szumem, jakby odgrodzony ścianą płomieni”. I świadomość, że wokół statku nie ma oceanu, tylko kosmiczna próżnia.
ASz: Tak, ten rwący się głos z radia zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Dobrze, że czytałam to przed 1986 rokiem (katastrofa w Czarnobylu), bo chyba bym zasłabła przy lekturze.
AK: Drgające od emocji, świetne opowiadanie tylko właściwie nie bardzo wiadomo co robi w „Opowieściach o pilocie Pirxie” skoro obecność samego Pirxa kompletnie nic nie zmienia w przebiegu wypadków. W każdym z pozostałych Pirx swym działaniem (albo niedziałaniem) odciska znaczące piętno na fabule – tutaj jego obecność jest tylko pretekstem do ukazania dramatycznej sytuacji. I choć akcja ratowania tytułowego „Albatrosa” oczywiście dominuje, dla mnie ciekawe było samo pojawienie się luksusowego „Tytana” tak niepasującego do raczej siermiężnego wszechświata kosmicznych podróży w którym obracał się Pirx. Kogoś musiało być stać na takie loty, ktoś musiał mieć interes w budowaniu takich statków…
AH: Pirx jest w tym opowiadaniu po to, żebyśmy katastrofę oglądali oczami wstrząśniętego, bezsilnego świadka, który nawet nie jest członkiem załogi „Tytana”, do kabiny łączności na liniowcu wlazł na krzywy ryj, nie widział początku akcji ratunkowej, ale zdążył prześledzić jej rozpaczliwy ostatni etap oraz tragiczny finał! Z literackiego punktu widzenia to zdecydowanie ma sens.
• • •
KW: „Terminus”. Dla mnie niekwestionowane arcydzieło. Opowiadanie, które niegdyś uznaliśmy za najlepsze polskie opowiadanie SF w dziejach. Ja do dziś podzielam tę opinię. Z jednej strony kolejna Lemowska opowieść o ludzkiej bezradności w spotkaniu z Nieznanym, z drugiej strony jeden z najlepszych horrorów SF. Rany boskie, do dziś budzi we mnie dreszcz. Przez lata nie mogłem dojść do siebie po tym tekście.
AH: O, na mnie „Terminus” zrobił mniejsze wrażenie. Wiem, że to źle o mnie świadczy, ale tragiczny los załogi „Koriolana” jakoś po mnie spłynął (skoro już i tak od dawna byli martwi), natomiast było mi bardzo żal nieszczęsnych białych myszy, które się męczyły w przegrzanym pomieszczeniu. Natomiast warto odnotować, że właśnie w tym opowiadaniu pojawia się urocza scena kosmicznej katastrofy kulinarnej: „Półtora miliona kilometrów za Arbitrem przeżyli pierwszy wstrząs: obiadu nie dało się jeść. Radiomonter zawiódł straszliwie. Najbardziej pieklił się felczer – okazało się, że jest chory na żołądek, przed samym startem kupił kilka kur, dał jedną monterowi – i rosół był pełen pierza.” Coś mi mówi, że Lem tego nie wymyślił, tylko zaczerpnął z życia, może ktoś ze znajomych opowiedział mu taką anegdotę z rejsu jachtem czy urlopu na żaglówkach?
ASz: Ale przecież esencją „Terminusa” nie jest tragiczny los załogi, tylko zadziwiający fakt, że robot jest w stanie symulować ich wypowiedzi i praktycznie wdać się w rozmowę z Pirxem. Ciekawa jestem, czy Lem urwał w najciekawszym momencie, bo nie miał pomysłu na to, czym właściwie była tak starannie sugerowana tajemnica? Jako nastolatka czytałam to opowiadanie kilka razy pod rząd, mając nadzieję, że znajdę jakąś przeoczoną informację, która wszystko mi wyjaśni. A tu nic. To było rozczarowujące, chociaż dziś już bym tak tego nie odebrała.
KW: Ale przecież w tym opowiadaniu właśnie o to chodzi, że to jest niewytłumaczalne! Nie chodzi o to, by Lem miał pomysł na wyjaśnienie tej kwestii, bo zgodnie z założeniem tego wyjaśnienia miało nie być. „Terminus” jest w jakimś stopniu o spotkaniu człowieka z czymś, czego nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć – i o tym, co człowiek może zrobić sam z taką sytuacją (odpowiedź Lema: uciec). Gdyby w finale znalazło się jakiekolwiek wytłumaczenie zagadki Terminusa, ten tekst straciłby swój największy atut.
AH: Jeśli dobrze pamiętam, esencją „Terminusa” jest fakt, że w elektronicznym mózgu robota jakimś sposobem zakodowały się reakcje tamtych umierających ludzi i utrwaliły się w formie „pseudoosobowości”, które dziewiętnaście lat później nie tylko wciąż odtwarzają swoje komunikaty Morse’em z okresu po katastrofie, ale też są w stanie zareagować na nowy bodziec (wystukany komunikat Pirxa). A Pirx po przemyśleniu sprawy podejmuje decyzję, że robota wraz z pseudoosobowościami należy miłosiernie zezłomować.
KW: Nie wiesz tego, czy „w elektronicznym mózgu robota jakimś sposobem zakodowały się reakcje tamtych umierających ludzi”, bo na to nie ma wyjaśnienia. To objaw, a nie powód. Tego powodu nigdy nie poznamy.
MM: Szczerze mówiąc, właśnie ta decyzja Pirxa budzi u mnie mieszane uczucia. Z jednej strony w tym przypadku jest jednak niebezpiecznie blisko eutanazji, z drugiej można się zastanawiać, czy bohaterem rzeczywiście kierowała litość dla robota, czy może jednak przeważył lęk przed kolejnymi z nim spotkaniami. Przecież skoro Terminus nie jest świadomy istnienia swych pseudoosobowości i mimo wszystko wykonuje swoją pracę, to czy naprawdę konieczne było jego zezłomowanie? Czy na pewno trzeba było usuwać ostatni (co prawda nieco makabryczny) ślad po zmarłych członkach załogi? Tak po prawdzie, zezłomowany powinien zostać raczej sam statek, który swoim stanem technicznym ewidentnie stwarzał zagrożenie.
KW: Decyzja Pirxa wynika z lęku przed Nieznanym i Niewytłumaczalnym. To jest symbol zachowań ludzkich – boimy się tego, czego nie potrafimy zrozumieć i wolimy o tym zapomnieć.
AK: Horror i zgroza. Zgroza, że Pirx decyduje się pomimo wszystko startować oraz lecieć takim wrakiem i horror w czystej postaci gdy odkrywa „uwięzione” w umyśle Terminusa cienie członków poprzedniej załogi „Koriolana” miotające się w swej niekończącej się agonii po katastrofie. Myślę, że podpisując wyrok na Terminusa bardziej niż strachem Pirx kierował się jednak litością – przerywał w ten sposób cierpienie tych najwyraźniej obdarzonych w jakimś stopniu samoświadomością bytów, bo pomóc im w żaden sposób przecież nie mógł. Miał im spróbować Morse’em wytłumaczyć, że są jedynie śladem po dawno nieżyjących prawdziwych ludziach, który nie wiedzieć czemu wykluł się w sztucznym umyśle zdezelowanego robota naprawczego? To by było dopiero okrucieństwo…
AH: Zawsze mi się zdawało, że Pirx zadziałał po prostu z nieubłaganą logiką: robot jest zepsuty (nie zawsze reaguje na polecenia, momentami zachowuje się dziwacznie, jak wtedy, kiedy niby to niesie wodę myszom, a potem stwierdza, że zapomniał wody, albo oznajmia, że szuka kota, ale sam nie wie, w jakim celu; ciężko przewidzieć, co mu strzeli do głowy). Jestem w ogóle zaskoczona tak emocjonalną reakcją wszystkich (i Pirxa, i waszą)…
ASz (lekko oburzona): Ludzkość już tak ma, że emocjonalnie reaguje na duchy, szczególnie jeśli są to duchy wzywające pomocy!
AH: …na artefakt, który się wygenerował w elektronicznym mózgu: naprawdę trudno tu wyciągać argument z eutanazją, w Terminusowej głowie powstało raczej coś w rodzaju bota, który nie tylko odtwarza zasłyszane dialogi, ale też jest w stanie generować nowe odpowiedzi w oparciu o pewien wzorzec. Owo rozpaczliwe „K–t–o–m–o–w–i–l–o–d–e–z–w–i–j–s–i–e–k–t–o–m–o–w…”, które tak przeraziło Pirxa, to moim zdaniem za mało, żeby uznać te szczątkowe pseudoosobowości za pełnoprawne byty.
ASz: O, było jeszcze pytanie, czemu kapitan nie odpowiada. I prawie udzielona odpowiedź – którą, jak w kiczowatym serialu, przerwało jakieś przypadkowe zdarzenie.
AH: Ja bym przed wydaniem decyzji o zezłomowaniu sprawdziła tylko, czy robot został przebadany przez śledczych badających katastrofę „Koriolana”, chociaż z tego, co Pirx mgliście pamięta z doniesień prasowych, wynika, że tak.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

534
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.