powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (BRE1)
Beatrycze Nowicka 2022

Dom duszy
Ursula K. Le Guin ‹Wracać wciąż do domu›
Zbiorcze wydanie prozy Ursuli K. Le Guin oprócz tytułowego „Wracać wciąż do domu” i wydanego już wcześniej pierwszego tomu trylogii o mieszkańcach Zachodniego Brzegu pt. „Dary” zawiera także niepublikowane wcześniej w Polsce dwa pozostałe tomy („Głosy” i „Moce”) oraz zbiór opowiadań „Międzylądowania”.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
‹Wracać wciąż do domu›
‹Wracać wciąż do domu›
Właściwie nie umiem wytłumaczyć, dlaczego nie sięgnęłam po ten tom zaraz po jego wydaniu. Może dlatego, że pierwsza część „Darów”, pomimo otwartego zakończenia wydała mi się zamkniętą opowieścią. Po cichu liczyłam też na to, że w serii zbiorczych wydań ukażą się wszystkie utwory prozatorskie amerykańskiej pisarki i wtedy kupię sobie całość – w innym przypadku nie widziałam zbytniego sensu w dublowaniu książek w swojej biblioteczce. Szczerze pisząc, wolałabym, aby zamiast zbioru wpisów na bloga i tomiku poezji, ukazała się część zawierająca brakujące do kompletu „Oko czapli”, „Jesteśmy snem”, „Dziewczyny Bufallo…”, czy „Otwarte przestworza”. Szkoda, że tak się nie stało, jednak i tak wypada pochwalić Prószyńskiego za serię eleganckich, porządnie wydanych książek zawierających także utwory wcześniej niepublikowane w języku polskim.
W czasach studenckich nie miałam zbyt wiele czasu na czytanie dla przyjemności i kiedy po kilkuletniej przerwie zaczęłam ponownie, poczułam się, jakbym wróciła do domu. Z twórczością Ursuli K. Le Guin było podobnie o tyle, że jej powieści i opowiadania były lekturami mojego dzieciństwa i lat dorastania, potem zaś sięgałam po nie jedynie sporadycznie. Także w tym przypadku – czytanie „Wracać wciąż do domu” tym właśnie się okazało.
O książkach i wolności
Na temat „Darów”, pisałam już wcześniej, więc nie będę się powtarzać. Moje obawy odnośnie dalszych losów bohaterów okazały się płonne – głównie dlatego, że protagonistami „Głosów” i „Mocy” są inni, Orrec i Gry pojawiają się zaś w tych tomach już jako dorośli ludzie, odpowiednio na drugim i trzecim planie.
„Kroniki Zachodniego Brzegu” są klasyfikowane jako literatura dla nastolatków. Owszem, czytelnik poznaje bohaterów jako dzieci i obserwuje ich dorastanie, ale jeśli porównam te książki ze znanymi mi, ostatnio pisanymi młodzieżówkami fantasy, to różnica jest bardzo duża (na niekorzyść tych nowszych, przeważnie będących prostymi opisami nastoletnich fantazji). Nie ma tutaj dosadnych scen seksu i przemocy, ale tych nigdy w książkach Le Guin nie było. Jeśli zaś chodzi o obraz świata oraz przedstawienie tego, jak bohaterowie znajdują przezeń własną drogę, to powieści te są dojrzalsze i głębsze od zdecydowanej większości obecnie pisanej fantasy dla dorosłych.
Każdy tom trylogii opowiada o relacjach międzyludzkich, braniu odpowiedzialności za siebie i innych, konieczności dokonywania wyboru. Każdy z bohaterów musi zdecydować, co dla niego jest ważne, kim zostać, czemu być wiernym. Są to książki o wartości tradycji i więzi, ale także o tym, że to, co zastane, trzeba kwestionować. Zadawać pytania, czemu służy ustalony porządek rzeczy, co z tego jest wartościowe. Dziecięcy bohaterowie przyjmują okoliczności i zasady, w jakich ich wychowano, jako coś oczywistego, nawet jeśli warunki są trudne czy wręcz okrutne. Potem jednak – każde z nich w nieco innym momencie – uczą się, że nie jest to jedyna możliwa ścieżka – a czasem i tego, że cały system, który wcześniej uważali za uświęcony, opiera się na wyzysku i krzywdzie.
Ursula Le Guin miała rzadki dar tworzenia wiarygodnych społeczności opartych na zasadach odmiennych od tych, na jakich zbudowano szeroko pojętą zachodnią cywilizację. Także tutaj ten talent się objawia – każda przedstawiona na kartach trylogii grupa etniczna ma swoje zwyczaje, poglądy, sposób życia, który uważa za właściwy. Le Guin pokazuje ich wszystkich „od wewnątrz”, sprawia, że czytelnik patrzy na świat ich oczami. To zawsze jest ciekawe doświadczenie. Uważam tę cechę jej pisarstwa za jedną z najcenniejszych; pozwala otworzyć umysł, na krótką chwilę wykroczyć poza siebie i spojrzeć z zewnątrz, zdziwić się czymś, co wcześniej było oczywiste, a zaakceptować coś, co odmienne. Wśród rzeczy, za które jestem życiu wdzięczna, jest to, że miałam okazję poznać twórczość Le Guin na tyle wcześnie, by wpłynęło to na mój sposób postrzegania świata. Tak wielu dorosłych nigdy nie zadało pytań, które postawili sobie bohaterowie „Darów”, „Głosów” i „Mocy”.
Pisarka często pokazuje też swoje światy z innej strony, niż to zwykle bywa w fantasy – jak np. w „Mocach”, gdzie oblężenie miasta zostaje opisane z perspektywy niewolników i kobiet, nie biorących udziału w walkach. Wiarygodność powieściowego uniwersum budują eleganckie opisy, jak choćby te:
„Z morza i wszystkich wychodzących na zachód okien w mieście widać białą górę Sul, otoczoną chmurami, które unoszą się nad nią jak jej sny.”
„Gdyby wieczność miała porę roku, byłaby nią pełnia lata. Jesień, zima, wiosna są zmienne i przechodnie, ale pełnia lata to bezruch. Trwa tylko przez chwilę, lecz dopóki jest, wszyscy czują, że nie może się zmienić.”
„Nad wodą i trzcinami położył się przejrzysty niebieskozielonobrązowy mrok. Wieczorna gwiazda drżała jak kropla wody nisko na zachodzie.”
Aż kusi mnie, by stwierdzić, że dziś, w dobie pośpiesznej, powierzchownej narracji już się tak nie pisze, a już zwłaszcza fantastyki.
„Kroniki zachodniego brzegu” to także opowieść o mocy literatury i miłości do czytania. Słowo pisane otwiera bohaterom oczy na świat poza ich najbliższym otoczeniem, towarzyszy im w trudnych chwilach, daje nadzieję. Wszyscy oni kochają opowieści, przeżywają je, czynią częścią samych siebie, wreszcie – tworzą własne. One uwalniają ich umysły, co z kolei pozwala bohaterom świadomie zmienić swoje życie.
Trylogia nie jest pozbawiona wad – przede wszystkim ktoś, kto zna inne utwory pisarki, dostrzeże pewną powtarzalność motywów, typów postaci, przebiegu fabuły. Stosunkowo bezkrwawe rozwiązanie pewnego wieloletniego konfliktu wydało mi się nieprawdopodobne – ludzie, którzy na rzecz pokoju rezygnują z zemsty i przemocy, gdy mają ją w zasięgu ręki? Widać Le Guin miała lepsze mniemanie o naszym gatunku. Albo przynajmniej przekonanie, że warto propagować postawę zwracania się w stronę tworzenia i porozumienia, zamiast niszczenia i konfliktu. W trzecim tomie wędrówka bohatera nieco mi się dłużyła. Wszystko to blednie jednak w obliczu przyjemności obcowania z dobrą literaturą, która potrafi i skłonić do refleksji, i głęboko wzruszyć (to drugie już od lat mi się nie zdarzyło).
Niebo nad Doliną
„Wracać wciąż do domu” to jedna z najdziwniejszych, jeżeli nie najdziwniejsza z rzeczy, które wyszły spod pióra amerykańskiej pisarki. Książka nietypowa, eksperymentalna. Nie zdobyła wielkiego rozgłosu. Nierzadko zastanawiałam się, co by było, gdyby nazwiska Le Guin nie kojarzono głównie z fantastyką – czy wtedy pozycja ta miałaby szansę dotrzeć do większej liczby odbiorców?
„Wracać…” sprawia wrażenie utworu, który powstał z czystej pasji, z „pisania dla siebie”. To obraz świata, wizja przyszłości inna od standardowych przewidywań SF. Całość jest mozaiką, z której ten świat się wyłania. Znalazła się tutaj opowiedziana w odcinkach historia przypominająca zwykłą mikropowieść. Reszta to natomiast, jak sama autorka nazywa, „okruchy”. Coś w rodzaju notatek etnografa, badającego nowy lud, a więc fragmenty prozy, podania, poezje – od filozoficznych wierszy i pieśni śpiewanych umierającym, po rubaszne przyśpiewki (do oryginalnego wydania dołączona była także kaseta z muzyką, co pokazuje, że Le Guin udało się zarazić swoją wizją innych, gdyż tę muzykę skomponował dla niej znajomy, zaś jeszcze inna osoba narysowała mapy i ilustracje), opisy przedstawień, wywiady z mieszkańcami Doliny, słowniczek… Ale też informacje na temat wierzeń, rytuałów i tabu, symboliki, postrzegania czasu, klasyfikowania form narracyjnych, architektury i planowania miast. Znalazły się tu diagramy pokrewieństwa, fragment stylizowany na wypracowanie dziecka, ba, nawet przepisy kulinarne. Na użytek książki Le Guin wymyśliła gatunki literackie i dramatyczne – oczywiście w tomie znalazły się też przykłady ich realizacji. Co pewien czas pojawiają się mniej lub bardziej klarowne fragmenty, w jakich postać, którą w pewnym przybliżeniu można by nazwać narratorką (poszczególne opowiadania i fragmenty mają swoich narratorów a wiersze – swoje podmioty liryczne), albo może raczej duchem przewodnim tomu, zwraca się bezpośrednio do czytelnika. Czasem odsłania swoje zamysły, czy zaprasza do współudziału w tworzeniu tego świata, do zatrzymania się w pędzie, refleksji, wyjścia do świata, innym razem wygłasza mniej lub bardziej spójny monolog. „Jestem siostrą Adolfa Hitlera oraz Anny Frank” – mówi w jednym z nich.
Społeczeństwo przedstawione we „Wracać…” jest bardzo różne od naszego. Chwilami aż idylliczne – życie poza kieratem dążenia do posiadania więcej niż inni, osiągania więcej niż inni, bycia lepszym. Bez pędu i hierarchii, bez obsesji współczesnej cywilizacji. Życie spokojne, w zgodzie z naturą. Lud Doliny nie pracuje ponad siły, a swój wolny czas wykorzystuje na rytuały i tworzenie sztuki. Choć, jak się głębiej nad tym zastanowić, są to małe społeczności ze wszystkimi tego wadami, całe ich życie obraca się dookoła kultywowania obyczaju. Co, jeśli ktoś nie pasuje do tego wzorca?
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

420
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.