Witalij Worobiew specjalizuje się w kinie wojenno-sensacyjnym. Akcja prawie wszystkich jego filmów – a od 2004 roku nakręcił ich już sześć – rozgrywa się bądź w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, bądź też tuż po jej zakończeniu. Nie inaczej jest z „Tajną bronią”, którą – choć bywa miejscami schematyczna – mimo wszystko ogląda się z przyjemnością. Film ma bowiem niepowtarzalny klimat i trzyma w napięciu do ostatniej minuty.  | ‹Tajna broń›
|
Przyglądając się rosyjskiej kinematografii, można odnieść wrażenie, że po dziś dzień – choć od zakończenia drugiej wojny światowej minęło już ponad sześćdziesiąt lat – nie potrafi ona się oderwać od tematyki poświęconej Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Mimo wszystko wydaje się to zrozumiałe – Rosjanie stracili przecież w tym konflikcie ponad dwadzieścia milionów ludzi, a ostateczne zwycięstwo nad hitlerowskimi Niemcami stało się mitem założycielskim sowieckiego imperium. Odwróciło jednocześnie uwagę od szalejącego w kraju terroru, który trwał nieprzerwanie od połowy lat 30. do dnia niemieckiego ataku na Związek Radziecki, czyli 22 czerwca 1941 roku. Coraz częściej jednak Rosjanie traktują wojnę jako punkt wyjścia do dzieł filmowych niekoniecznie utrzymanych w śmiertelnie poważnej tonacji, co w minionej epoce było praktycznie nie do pomyślenia. Czas wojennych rozliczeń w rosyjskim kinie w zasadzie już minął – nowych obrazów pokroju „Wniebowstąpienia” (1976) Larisy Szepitko czy „Idź i patrz” (1985) Elema Klimowa nie ma się raczej co spodziewać. Słynna „Dziewiąta kompania” Fiodora Bondarczuka i najnowszy film Nikity Michałkowa „12” więcej zawdzięczają mimo wszystko kinu amerykańskiemu niż rodzimej tradycji. I, co jeszcze istotniejsze, dotyczą wojen współczesnych – w Afganistanie i Czeczenii. Witalij Worobiew zalicza się do grona tych młodych rosyjskich reżyserów, którzy postanowili na wojennych sentymentach przede wszystkim zarobić. Zrezygnował więc w swoich filmach z obowiązkowego hurrapatriotycznego przesłania, stawiając przede wszystkim na akcję i emocje. Nie bez przyczyny w jego obrazach dostrzec można wpływy amerykańskich klasyków kina wojenno-sensacyjnego – „Parszywej dwunastki” czy „Złota dla zuchwałych”. Nie inaczej jest w przypadku „Tajnej broni”, która spotkała się w Rosji z tak dobrym przyjęciem, że niemal z biegu nakręcono „Protiwostojanije” – ciąg dalszy opowieści o grupie bohaterskich żołnierzy tzw. „płytkiego wywiadu”, czyli rozpoznania wojskowego, z ich dowódcą, porucznikiem Biesfamilnym na czele. W postać tę wcielił się Kirył Pletniew, będący dzisiaj jedną z największych gwiazd kina rosyjskiego, znany między innymi z ról w „Dywersancie”, „Żołnierzach”, „Sztrafbacie”, „Dziewięciu żywotach Nestora Machno”, „Admirale Kołczaku” oraz dziewiątej – tak, tak, to nie pomyłka! – serii „Bandyckiego Petersburga”. Ta mnogość ról zagranych w ostatnich latach przestanie dziwić każdego, kto zobaczy Pletniewa na ekranie. Ma on bowiem wszystkie cechy filmowego idola – jest nie tylko bardzo zdolnym aktorem, ale na dodatek także zabójczo przystojnym mężczyzną. Fabuła „Tajnej broni” na pozór nie wyróżnia się niczym szczególnym. Oddział zwiadowców otrzymuje rozkaz sprawdzenia informacji o odkryciu sekretnego niemieckiego bunkra, w którym może być przechowywana niezwykle groźna dla wrogów broń rakietowa. Wiadomość jest o tyle alarmująca, że Armia Czerwona lada dzień przejdzie na tym odcinku frontu do ofensywy, sztabowcy zaczęli się więc obawiać pokrzyżowania drobiazgowo ułożonego planu ataku. Gdy grupa dowodzona przez porucznika Biesfamilnego dociera na miejsce, okazuje się, że bunkier jest pusty – nie ma śladu po broni, są natomiast zwłoki rozstrzelanych jeńców. To daje żołnierzom do myślenia, dlatego też – pomimo braku odpowiedniego rozkazu – postanawiają iść dalej. Przekraczają linię frontu i podejmują działania na terenie wroga. Część żołnierzy przypłaci ten nieplanowany rekonesans życiem. Historia zatem niczym specjalnym nie zaskakuje, a jednak trudno jest się od „Tajnej broni” oderwać. Magnetyzm filmu bierze się przede wszystkim z niepokojącego klimatu, umiejętnie podkreślonego muzyką Aleksieja Karpowa. Momentami można odnieść wrażenie, że oglądamy nie film wojenny, ale horror, cały czas czekając na nieprawdopodobny zwrot akcji. I choć nic takiego nie następuje, uczucie niepokoju będzie nam towarzyszyć do ostatnich kadrów. Postaci bohaterów skrojone są, jak na tego typu kino, wymownie i jednoznacznie: Niemcy i kolaborujący z nimi Rosjanie (a jakże, pojawiają się i tacy) tradycyjnie nie są zbyt rozgarnięci, natomiast żołnierze Armii Czerwonej mogą pochwalić się nadzwyczajną przebiegłością, wielokrotnie dając przy tym przykłady nieprawdopodobnego wręcz męstwa. Jak w starym westernie! Z tym wyjątkiem, że w skazanych z góry na porażkę Indian wcielili się hitlerowcy, krasnoarmiejcom natomiast przypadła rola heroicznych zdobywców Dzikiego Zachodu. Cena za bycie bohaterem jest jednak bardzo wysoka. Worobiew umiejętnie przez cały film rozgrywa wątek niepewności i osaczenia. Z jednej strony prowadzi fabułę w sposób przewidywalny, z drugiej – unika jednak najprostszych rozwiązań. Efekt jest taki, że wiemy, dokąd dotrą i co ostatecznie osiągną sowieccy zwiadowcy, ale zaskakuje nas to, co spotkają na swej drodze. Reżyser nie stroni także od cytatów z klasyki rosyjskiego kina wojennego – końcówka „Tajnej broni” wprost przywodzi na myśl dramat Stanisława Rostockiego „Tak tu cicho o zmierzchu” (1972). Jednak to przecież żaden wstyd korzystać z dorobku mistrzów – tym bardziej jeśli potrafi się klasyczny motyw odczytać na nowo.
Tytuł: Tajna broń Tytuł oryginalny: Секретное оружие Rok produkcji: 2006 Kraj produkcji: Rosja |