„Biały koszmar” to kolejny – po „Feralnym Majorze” oraz dwuczęściowym „Świecie Edeny” – wydany przez Egmont album prezentujący dokonania Moebiusa (czyli Jeana Girauda), jednego z największych mistrzów współczesnego komiksu. Tym razem otrzymaliśmy zbiór kilkunastu shortów oraz jedną dłuższą opowieść. Wszystkie historie powstały w latach 70. ubiegłego wieku i pierwotnie prezentowane były w różnych magazynach komiksowych.  |  | ‹Mistrzowie Komiksu: Biały koszmar. Szalony erektoman›
|
Jean Giraud to jeden z gigantów współczesnego komiksu, którego bez obaw można by postawić w jednym rzędzie obok Hugona Pratta, Milona Manary, Grzegorza Rosińskiego czy Enkiego Bilala. Rozgłos zyskał powstającą od połowy lat 60. westernową serią „Blueberry”. W następnej dekadzie coraz więcej prac Francuza zahaczało jednak o tematykę fantastyczną. By nie wprowadzać w błąd swoich dotychczasowych fanów, znających go przede wszystkim z przygód porucznika amerykańskiej kawalerii Mike’a Blueberry’ego, nowe dziełka zaczął publikować pod pseudonimem. I właśnie wówczas światu objawił się najpierw Gyr (w 1971), a następnie (od 1974 roku)… Moebius. W „Białym koszmarze” zebrano dziesięć krótkich historyjek, opublikowanych pierwotnie w latach 1971-1979 na łamach „Pilote annuel” i „Pilote”, „Ah Nana”, „L’Écho des Savanes” oraz przede wszystkim współzałożonego przez Moebiusa magazynu „Metal Hurlant”. Drugą część albumu wypełnia natomiast nieco dłuższa opowieść, zatytułowana przewrotnie „Szalony Erektoman”, której pierwodruk miał miejsce w 1974 roku w „Les Éditions du fromage”. Kto wcześniej zaczytywał się w „Blueberrym”, musiał teraz przecierać oczy ze zdumienia. I nie chodziło tylko o zupełnie odmienną tematykę opowieści; szok mogły wywołać już same rysunki – oniryczne, psychodeliczne, w wielu przypadkach całkowicie odmienne od klasycznej kreski, której Giraud hołdował w swoich wczesnych pracach. Ten sposób rysowania Francuz doprowadził w przeszłości do perfekcji, co widać wyraźnie na planszach jego najbardziej znanych dzieł z kolejnych dekad – „Feralnego Majora” i „Świata Edeny”. Opowieści z „Białego koszmaru” świetnie zresztą nadają się do prześledzenia tej warsztatowej (r)ewolucji. A byłoby to jeszcze łatwiejsze, gdyby historyjki ułożono chronologicznie… Pierwsza część albumu to przysłowiowy miszmasz. Jest tu dosłownie wszystko: realistyczna nowelka o uprzedzeniach rasowych i wynikającej z tego przemocy wobec obcych (tytułowy „Biały koszmar”), pozbawione słów, ale niemniej działające na wyobraźnię, fantasmagoryczne przypowieści o kondycji człowieka („Absoluten szczelny” i „Rock City”), podlane ironią i groteską historie science fiction, w których autor konfrontuje ludzkość z przedstawicielami innych cywilizacji, co najczęściej kończy się tragicznie dla przedstawicieli homo sapiens („Opowieść wigilijna”, „Rudobrody i Mózgotwór-Pirat”, „Artefakt”), są również dwie humorystyczne opowieści, które uznać można za naigrywanie się z feminizmu („Na Feniksonie jest królewicz z bajki” oraz „Tarta z jabłkami”). Tę część albumu uzupełniają jeszcze dwie oniryczne historyjki fantastyczno-naukowe jak z sennego koszmaru („Podejście do Centauri”, do którego scenariusz napisał Philippe Druillet, oraz „Wariacja numer 4070 na ten temat”). Jak zawsze w przypadku shortów, o ich wartości decyduje zgrabna puenta, zawierająca – mniej lub bardziej poważne – intrygujące przesłanie. Giraud – jako Gyr i Moebius – radzi sobie z tym całkiem nieźle. Jego puenty są najczęściej dowcipne i przewrotne, a gdy trzeba – przejmujące lub nawet mrożące krew w żyłach. Nieco inaczej ma się rzecz z „Szalonym Erektomanem”. Powagi nie ma tu za grosz. Od początku do końca jest to anarchistyczna drwina z ludzkich fobii i obsesji. Zabawny jest już sam punkt wyjścia opowieści – głównemu bohaterowi przytrafia się niekontrolowany megawzwód, który ściąga na jego głowę ogromne kłopoty. Z jednej strony ściga go tajna policja, chcąca zmusić Erektomana do obowiązkowego corocznego spółkowania z rozpłodówką, z drugiej – zagina na niego parol znana w całym Wszechświecie „cesarzowa rozkoszy”, señora Kowalska, mająca nadzieję, że będzie on w stanie zaspokoić jej wyuzdane żądze. Aż trudno uwierzyć, że całość może zakończyć się nawet wojną międzygalaktyczną… „Szalony Erektoman” nie wszystkim się jednak spodoba. Dowcip jest momentami dość ciężki, a fabuła tak luźna, że niekiedy czytelnik może się zastanawiać, czy autor na pewno ma wszystkie klepki na miejscu. Jeżeli jednak przyłożymy do tej opowieści nieco inną miarę, uznając ją za przejaw niczym nieskrępowanej wyobraźni autora, docenimy przede wszystkim jej prowokacyjny i wywrotowy charakter. Graficznie album prezentuje Moebiusa w jego okresie przejściowym, gdy stopniowo odchodzi on od klasycznego rysunku, poszukując nowej formy wyrazu. Jedną nogą tkwi jeszcze w przeszłości, drugą jednak podnosi już, aby za chwilę wykonać odważny krok naprzód. Dla fanów Francuza studiowanie tej artystycznej metamorfozy może być niezwykle fascynującym zajęciem, dla całej reszty już niekoniecznie. Jeśli więc kogoś nie interesują Moebiusowe imponderabilia, lepiej niech sięgnie po „Feralnego Majora” bądź „Świat Edeny” – albumy, w których mamy do czynienia z w pełni już ukształtowanym nowym stylem autora. Niekiedy co prawda drażniącym, ale już całkowicie własnym.
Tytuł: Biały koszmar. Szalony erektoman Tytuł oryginalny: Cauchemar Blanc. Le bandard fou Data wydania: 19 maja 2008 ISBN: 978-83-237-2453-7 Cena: 49,00 Gatunek: SF Ekstrakt: 70% |