Nieco jasności wnoszą tutaj wspomnienia Miłosza, wyważone, wolne od emocji, biorące pod uwagę racje obu stron, w dużym stopniu obiektywne. O Mackiewiczu pisał: „Niemniej wyłamywał się. Bardzo silnie naznaczony przez rosyjskie gimnazjum i przez swoje, w szkolnych latach, fanatyczne zainteresowanie książkami z zakresu zoologii i ornitologii (w czym byliśmy podobni), z wykształcenia i z nawyków obserwacji był przyrodnikiem. Może ta jakby pozytywistyczna zaprawa wyrobiła w nim sceptycyzm co do „polskiego Wilna”. Naraził się temu Wilnu od pierwszych numerów „Gazety Codziennej”, ogłaszając artykuły, w których rozpacz i gniew z powodu wrześniowej klęski wyładowały się we wściekłych atakach na całą Polskę międzywojenną, tak że nie zostawiał na niej suchej nitki. Nie lubił Piłsudskiego ani sanacji (choć pracował przecie w sanacyjnym „Słowie”), ale żeby znaleźć teraz współpracownika w osobie Piotra Kownackiego, „narodowca”, i razem z nim rządy „pułkowników” wyszydzać, choć przecie nic go poza tym z Kownackim nie łączyło, to już było dużo. Wyglądało to na znęcanie się nad powaloną Polską, żeby przypodobać się litewskim gospodarzom. Bez ustanku masakrowana przez cenzurę i oskarżana przez Litwinów o tendencje wywrotowe (bo co to za podstępne gadanie o Wielkim Księstwie?), „Gazeta Codzienna” dała początek potępieńczym swarom, w których niejawnym przeciwko niej argumentem była „kolaboracja z okupantem”. (…) Niewątpliwie, uczucia gniewu i goryczy po klęsce były powszechne i dawał im wyraz z samego zgryzu, nie żeby się komuś przypodobać. Ale większość, choć tak samo czuła, powściągała się, bo jakoś nieładnie prać brudną bieliznę w tak smutnej chwili”.  | Czesław Miłosz w studio BBC © www.bbc.co.uk
|
Miał rację Miłosz, takie wrażenie było można odnieść i większość Polaków je odnosiła. Konflikt między Mackiewiczem a jego późniejszymi adwersarzami (z okresu okupacji niemieckiej) tu właśnie miał swój początek. Chmury nad głową Mackiewicza gromadzić się zaczęły jesienią już 1939 roku. Jak widać, żywot redaktora naczelnego „Gazety Codziennej” nie był wcale łatwy. Lecz mimo swoich kontrowersyjnych poglądów, które nie cieszyły się popularnością w polskim społeczeństwie, udało się Mackiewiczowi skompletować spory zespół redakcyjny, w którym nie zabrakło nazwisk znanych i uznanych. „Jako przyczynek dziś już historyczny – pisał Mackiewicz w roku 1954 – chciałbym wymienić listę zarówno stałych współpracowników „Gazety Codziennej”, jak i piszących do niej dorywczo. Cytuję w kolejności, jak przychodzą na pamięć: prof. Zygmunt Jundziłł, Ludwik Chomiński, prof. Jan Otrębski, prof. Mieczysław Limanowski, prof. konserwatorium Michał Józefowicz, Franciszek Hryniewicz, dr Odyniec, Bolesław Skirmuntt, Michał K. Pawlikowski, Barbara Toporska, Konstanty Szychowski, prof. Michał Romer, kowieński korespondent ryskiego Siegodnia i nasz, Boris Osieczkin, Fryderyk Łęski, Władysław Łepkowski, Kazimierz Luboński, Bohdan Mackiewicz, Władysław Abramowicz, Euzebiusz Łopaciński, Wacław Studnicki, Piotr Kownacki, Kazimierz Hałaburda, adw. Szyszkowski, Jakub Kowarski, Leszek Bartkiewicz, Światopełk Karpiński, Janusz Minkiewicz, Romuald Węckowicz, prof. Hurynowiczówna; z dzienniakrzy warszawskich Liński, Kaffel i jeszcze kilku, których nie pamiętam. Błysnął raz nawet W.[acław] A.[lfred] Zbyszewski piórem z Londynu. Wreszcie Czesław Miłosz i wtedy również świetny, którego jeden z artykułów sprowadził nam na dobitkę pogróżki rozbitków Oeneru. No i – Teodor Bujnicki, zastępca naczelnego redaktora”. Skład był przypadkowy i większość piszących nie musiała wcale podzielać poglądów Mackiewicza, a jednak nikt z wyżej wymienionych nie wstydził się drukować swoich tekstów w sygnowanej przez niego gazecie. Wielokrotnie Mackiewicz skarżył się na cenzurę litewską, która bezlitośnie okrawała pismo. „Najgorzej było z prasą – pisał po wojnie na emigracji. – Według ustaw litewskich każde pismo musiało zamieszczać tzw. privalymas, artykuły obowiązkowe. W praktyce oznaczano miejsce, czcionki, tytuł i podpis. Przysyłano artykuły głoszące tezy odwrotne do kierunku pisma. Nie wolno było zaznaczać, że nie są to artykuły redakcyjne. System ten stosowano zwłaszcza do prasy polskiej. Cenzura czyniła spustoszenia. W tych warunkach co tępsi czytelnicy przestali w ogóle orientować się w politycznym zabarwieniu gazety”. Parę lat później dodawał: „(…) „Gazeta Codzienna” stała się szczególnym obiektem prześladowań ze strony urzędu prasowego, przy jednoczesnej ostrej nagonce ze strony tego odłamu społeczeństwa polskiego, które trafnie scharakteryzował Miłosz jako skupiający się wokół hasła: nie oddamy ani guzika. Obydwa te przeciwstawne sobie czynniki, okazały się w praktyce również zacięte, co tępe. (…) To trochę, co z przejawów sentymentu do Wielkiego Księstwa Litewskiego przepuściła cenzura, zwęszono po stronie polskiej jako tendencje ugodowe względem Litwy. Natomiast władze tej Litwy oświadczyły mi, co następuje: – Musi pan w gruncie rzeczy być wdzięczny cenzurze. Bo gdyby publicznie pisał pan to, co mówi, już powinien pan siedzieć w więzieniu za robotę antypaństwową. (…) Dlatego, że żądaniem pana jest obalenie ustroju istniejącej Republiki Litewskiej. A właściwie w ogóle jej unicestwienie drogą włączenia jako prowincji do jakiegoś zupełnie obcego tworu państwowego. Niezależnie od tego, czy chce go pan nazwać Wielkim Księstwem Litewskim, Ruskim czy Chińskim. Litwa jest tylko jedna, ta mianowicie, która jest. I przeciwko tej Litwie pan konspiruje”. Litwini nie chcieli lojalistycznej „Gazety Codziennej”, nie pretendowali do sukcesji po Wielkim Księstwie Litewskim. Inna sprawa, że zagrożeni sąsiednim imperializmem, na sukcesję tę nie mieli szans. Cenzura natomiast naprawdę okazywała się drakońska i bezsensowna jednocześnie. W czasie wojny fińsko-radzieckiej rząd litewski, mimo że zajmował stanowisko mniej lub bardziej profińskie, zabraniał tego polskiej prasie. Zakazywano umieszczania komunikatów fińskich na pierwszym miejscu. Wówczas wpadł Mackiewicz na pomysł, by komunikaty radzieckie drukować petitem, zaś fińskie – zgodnie z poleceniem – na drugim miejscu, ale tłustą czcionką. Zabroniono i tego. Nie miała „Gazeta” prawa używania w tytułach przymiotnika „bohaterski” w odniesieniu do Finów. W roku 1940 zabroniono nazywać Wilno stolicą Wielkiego Księstwa Litewskiego inaczej niż w znaczeniu historycznym. Zabraniano również głoszenia idei politycznej restytucji Księstwa. Wykreślano takie rzeczy, jak na przykład wierszyk Bujnickiego o wiośnie, gdyż slogan „byle do wiosny” uznano za buntowniczy. Nie wolno było sprostować błędu korektorskiego z poprzedniego numeru, bo już posiadał placet cenzury. Zalecano jak najmniej używać słowa „śmietana”, gdyż mogło oznaczać kpiny z prezydenta Smetony. Niedopuszczalna była najbardziej nawet wyważona krytyka poczynań władz (chociażby na temat planów urbanistycznego zagospodarowania miasta). Poza tym ustawa prasowa nie dopuszczała białych plam po cenzurze, a jednocześnie przewidywała tzw. „privalymas”, „obowiązek drukowania nadsyłanych urzędowych notatek lub całych artykułów. Artykuł mógł zawierać tezy wręcz sprzeczne z kierunkiem pisma. Mógł być też podpisany jakimś inicjałem, którego nie wolno było zmienić ani usunąć. Miejsce było również wskazywane z góry. Teoretycznie mógł to być np. wstępny artykuł, podpisany np. inicjałami naczelnego publicysty danego organu i zaprzeczać jego własnej linii politycznej (!) lub ją wyśmiewać. (…) Naturalnie, przeciętny czytelnik nie był o tym poinformowany, a raczej z reguły brał „privalymas” za istotny wyraz poglądu redakcji”. Czyniło to normalną pracę dziennika niemożliwą.  | Wino – Góra Trzech Krzyży © www.szukamypolski.com/gap
|
30 stycznia 1940 roku zgłosił się Mackiewicz do zastępcy pełnomocnika rządu litewskiego Antanasa Trimakasa. Skarżył się na ostrość cenzury, która nie pozwala pisać inaczej, aniżeli podają to oficjalne komunikaty. Oświadczył mu także, iż „cenzura spycha go do obozu polskiego nacjonalizmu, chociaż nie jest on nacjonalistą i nie chciałby nim zostać”. Na spotkaniu tym Mackiewicz – podający się jako gorący rzecznik współpracy polsko-litewskiej – zaprosił szereg „autorytatywnych osób” spośród Litwinów i Polaków do wypowiedzenia się na łamach „Gazety” na temat możliwości porozumienia się i współpracy, na co Trimakas sprzeciwu nie zgłosił, ale zaznaczył, iż wypowiedzi te będą podlegały ogólnym rygorom cenzury. W tej sytuacji „dyskusja” nie miała sensu. W lutym 1940 delegacja polska spotkała się z prezydentem Smetoną. W rozmowie nawiązywał on do idei krajowców – wielkiej, historycznej Litwy (z Grodnem, Nowogródkiem i innymi ziemiami), czy doszło jednak do jakichś konkretnych ustaleń czy propozycji, nie wiemy. Brak bowiem bliższych danych o treści i wynikach tego poufnego spotkania. |