powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (BRE2)
Sebastian Chosiński #1 2022

Kšatrápavan
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Kulejąc, powędrował za Angelą. Poprowadziła go korytarzem, także ku windzie, ale umiejscowionej w przeciwległej części do tej, w której zniknął Rastenberger ze swoimi współpracownikami. Potem zjechali kilka poziomów w dół. Kiedy ponownie otworzyły się przed nimi drzwi, Adrian miał wrażenie, że trafił wprost na operacyjny stół.

13.
Gdy się przebudził, zobaczył pochyloną nad sobą twarz Rebeki. Nie, Rebeka była jedynie przywidzeniem, ekstrapolacją jego marzeń. Nad prawdziwym Adrianem pochylał się jak najbardziej nieprawdziwy doktor Rastenberger, a za jego plecami majaczyła postać Angeli Carter. Rozmawiali ze sobą, ale czego dotyczyła ich dyskusja, mógł się jedynie domyślać.
Chwilę później doktor Carter wyszła. Adrian został w sali sam z Rastenbergerem.
– Cz-czy zabieg się powiódł? – zapytał, z trudem łącząc słowa w składne zdanie.
– Miałeś co do tego wątpliwości?
– Ni-nigdy nie można być pewnym…
Dopiero po chwili dotarło do niego, czego ów zabieg dotyczył. Automatycznym, niezależnym od siebie, ruchem dotknął szyi. Chciał wyczuć miejsce, w którym wprowadzono implant do jego organizmu.
– Rana jest jeszcze świeża – usłyszał. – Ale zagoi się, jak to powiedziałeś, do wesela.
– Nie mam zamiaru się żenić – powiedział z trudem. Myślał znacznie szybciej i jaśniej, niż mówił.
Doktor Rastenberger spojrzał na zegarek; przeliczył coś w myśli i oznajmił:
– Za dwie godziny zacznie świtać. Wtedy wyjedziemy.
– Czy ja będę mógł…?
– Dojdziesz do siebie znacznie szybciej, niż się spodziewasz! A teraz – Adrian poczuł, jak lekarz przykrywa go cieniutkim jak kartka papieru, ale dającym dużo ciepła przezroczystym materiałem – pośpij jeszcze trochę.
Sen, choć o niego nie prosił, był silniejszy od jego woli; zapewne wywołany został jakimiś środkami farmakologicznymi. Kiedy przebudził się ponownie, czuł się całkowicie wypoczęty, gotów do działania.
W fotelu, stojącym tuż przy łóżku, na jego powrót do świata żywych czekała doktor Carter.
– Gratuluję panu – powiedziała uniżenie, kiedy już stanął na swoich nogach. Nie mniej grzecznie, podziękował. Chciał z grzeczności pocałować lekarkę w dłoń. By to zrobić, przeszedł kilka kroków, obchodząc szpitalne łóżko dokoła. Zaskoczyło go, że nie czuje już bólu w kostce.
Wydało mu się to podejrzane. Równie dziwne było to, że w całym pomieszczeniu nie znalazł ani jednego lustra czy też chociażby małego lusterka.
Doktor Carter poprosiła, by usiadł jeszcze na chwilę na jej fotelu, ona zaś w tym czasie zawoła „pana Rastenbergera”. Skorzystał z zaproszenia, ale gdy tylko został sam, rzucił się okna – niestety, szkło było przyciemnione i nie mógł w nim dostrzec swego odbicia.
Czuł, że wygląda inaczej. Odnosił wrażenie, jakby nagle znalazł się w cudzej skórze, jakby nie był sobą. Za jego plecami otwarły się drzwi i do sali oprócz Angeli wkroczył „pan Rastenberger”. Adrian spojrzał mu głęboko w oczy. Co chciał tam dostrzec?
– Brawo! – towarzysz Adriana zwrócił się do doktor Carter. Ta jedynie ukłoniła się i wyszła bez słowa.
Przez minutę patrzyli na siebie w milczeniu, nie mając odwagi powiedzieć pierwszego słowa. Nieznośną ciszę przerwał w końcu Rastenberger, stwierdziwszy:
– Wszystko idzie zgodnie z planem.
– Wyjeżdżamy? – spytał Adrian.
– Jeśli tylko jesteś gotowy…
– Jestem – odparł. – Chyba jestem.
Samochód czekał na nich w miejscu, gdzie go pozostawili. Ta sama delegacja, która ich powitała, teraz wyszła ich pożegnać. Wciąż także siąpił deszcz.
Rastenberger wymienił z pozostałymi naukowcami kilka zwyczajowych formułek. Zapewnił, że niedługo ponownie ich odwiedzi, być może nawet z kolejnym klientem, po czym wsiadł do samochodu, niemal siłą ciągnąc za sobą wciąż zdezorientowanego Adriana. Tym razem zajął on miejsce z przodu. Nie bez obaw spojrzał w umieszczone nad kierowcą lusterko. Spoglądała nań stamtąd zupełnie obca twarz.
– Kto to? – spytał. – Kim teraz jestem?
Mężczyzna, którego osobowość otrzymał, był nieco starszy od Adriana; miał brązowe, nie zaś niebieskie, oczy, wydatny podbródek i nieco orli nos. Miał także wrażenie, że był o kilka centymetrów wyższy.
– Jak się sobie podobasz?
Adrian długo zwlekał z odpowiedzią, w końcu stwierdził:
– Spodziewałem się chyba czegoś podobnego.
– Co masz na myśli?
– Kogoś, kto będzie zupełnie różny… ode mnie.
Kiedy wyjechali za bramę kliniki, Rastenberger powrócił do tożsamości Rebeki. Kobieta przyjrzała się Adrianowi jeszcze raz, uważniej.
– Mógłbyś podobać się dziewczynom – doszła do wniosku po pierwszych oględzinach.
– Jestem stary – zaoponował.
– Dojrzały – poprawiła go. – Młode kobiety lubią takich mężczyzn.
Zatrzymała samochód na poboczu i z wewnętrznej kieszeni kurtki wyciągnęła plik papierów. Podała je Adrianowi, mówiąc:
– Naucz się teraz wszystkiego na pamięć!
Zaczął od dowodu osobistego, w którym widniało jego nowe, a raczej jego nowej osobowości, zdjęcie.
– Rembrandt Desiree, laborant w Instytucie Chemii Organicznej – przeczytał głośno. – Przecież ja się nie znam na chemii! – krzyknął. – To się wyda!
Rebeka z trudem powstrzymała śmiech.
– A ty myślisz, że ja się znam na inżynierii genetycznej? – Zamilkł, węsząc w jej pytaniu jakiś podstęp. – Wystarczy, że specjalistą w tej dziedzinie jest „doktor Ralf Rastenberger”. Podobnie jest w twoim przypadku. Zdziwiłbyś się wiedząc, jak rozległa jest twoja wiedza w tym zakresie…
Ilustracja: Artur Wawrzaszek
Ilustracja: Artur Wawrzaszek
Zaczynał powoli rozumieć, jak ogromne możliwości dają eksperymenty genetyczne przeprowadzane w tajnych laboratoriach, czy też – jak oni je zwali – klinikach, na Kserksesie. Kondensacja osobowości! Kilka osób, postaci, w jednej! Ciekawe, ile maksymalnie tożsamości można pomieścić w jednym człowieku? Jeśli nie było to kompletne szaleństwo, odkrycie to warte było setek nagród Nobla!
Gapił się w lusterko, chcąc przyzwyczaić się do swego nowego oblicza. Czy wygląda teraz na chemika? A na kogo wyglądał w swoim poprzednim wcieleniu…? Rebekę bawiły jego wątpliwości; w końcu kiedyś przeżywała dokładnie to samo. I to w formie zwielokrotnionej!
– Ile osobowości zaimplantowano mi podczas zabiegu? – spytał, przypominając sobie o jej innych, nie znanych mu jeszcze, poza Rebeką i Rastenbergerem, wcieleniach.
– Jedną – odpowiedziała kobieta. – Na więcej nie było czasu. Zabieg, któremu mnie poddano, trwał z parogodzinnymi przerwami prawie tydzień.
– Kim jeszcze jesteś? – zapytał z ciekawości.
Spojrzała na niego z wyrzutem. Zrozumiał, że popełnił faux-pas, że nie powinien był zadawać tego pytania. Może mówiąc mu o tym, zdradziłaby jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic? A może pozostałe osobowości, których nie było mu jeszcze dane poznać, traktowała jak zabezpieczenie na wypadek poważnego zagrożenia? Wcale by się nie zdziwił, gdyby się kiedyś okazało, że którąś z nich mimo wszystko poznał, nie zdając sobie jednak sprawy, iż ma do czynienia właśnie z Arweną.
Odwrócił lusterko pod takim kątem, by nie widzieć w nim swojego odbicia. Chciał poukładać myśli w głowie, a widok człowieka, którego nie znał, co chwila go rozpraszał.
„Rembrandt! Kto wymyślił takie imię? Czy człowiek o takim imieniu i nazwisku rzeczywiście kiedyś istniał? A jeżeli tak, to co się z nim stało?” – Pytanie za pytaniem kotłowało się w jego umyśle. Co gorsza, na żadne bez pomocy Rebeki nie byłby w stanie odpowiedzieć.
Nie spytał nawet, dokąd jadą, ale trasa wydawała mu się znajoma. Szybko więc doszedł do wniosku, że są w drodze z powrotem do stolicy. Wracają do paszczy lwa. Tyle że tym razem ten lew nie będzie już taki groźny. Polując na antylopę, nie zwróci uwagi na tygrysa przechodzącego tuż obok.
Adrian przyłapał się na myśli, że chciałby jeszcze spotkać Alisę. Stanąć z nią twarzą w twarz, oczywiście korzystając ze swego nowego kamuflażu. Co by jej wtedy powiedział? Czy w ogóle miałby ochotę z nią rozmawiać?
Miasto nie zmieniło się nic a nic, chociaż spoglądał na nie teraz innymi oczyma.
– Chcesz się tu zameldować? – spytała z uśmiechem Rebeka, kiedy przejeżdżali obok hotelu, w którym mieszkał.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

97
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.