powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (BRE2)
Sebastian Chosiński #1 2022

Józef Mackiewicz jako dziennikarz wileńskiego „Słowa” (1924-1939): Część 1 – Litwini
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Jednakże już następnego dnia doszło do „buntu” generała Lucjana Żeligowskiego, który na czele dywizji litewsko-białoruskiej 9 października bez rozlewu krwi zajął Wilno. Ogłosił wówczas utworzenie niezależnego państwa, tzw. Litwy Środkowej. Niespełna półtora roku później, 20 lutego 1922 r., Sejm Wileński podjął uchwałę o przyłączeniu Wileńszczyzny do Polski. W ten sposób skończono z wszelkimi pozorami. „Żeligiada” oraz późniejsze wcielenie Litwy Środkowej do Polski przekreśliły wszelkie nadzieje na polsko-litewskie porozumienie. Litwa jednak nigdy nie pogodziła się z zaborem Wilna – przez cały czas uważała, że znajduje się w stanie wojny z Polską, w kraju zaś nadal panował stan wojenny. Nawet po nawiązaniu stosunków dyplomatycznych w roku 1938 rząd litewski nie zrezygnował ze swoich roszczeń.
Pogrobowcy „idei krajowej”
Ogromny wpływ na publicystykę Józefa Mackiewicza wywarła „idea krajowa”, mająca w Wilnie wieloletnią tradycję. Na początku XX wieku propagował ją na łamach „Gazety Wileńskiej” (1905/1906) Tadeusz Wróblewski, później (do roku 1922) „Gazeta Krajowa”, a przez prawie cały okres międzywojenny – w redagowanym przez siebie „Przeglądzie Wileńskim” (1921-1938) – Ludwik Abramowicz. Sens „idei krajowej” wymierzony był przeciwko wszelkim nacjonalizmom – czy to polskiemu, czy litewskiemu, czy też białoruskiemu. Te właśnie nacjonalizmy oskarżał bowiem Mackiewicz o zaprzepaszczenie szansy na odbudowę „jakiegoś” „Wielkiego Księstwa Litewskiego”, w którym wszystkie te narody (Żydów tu raczej nie uwzględniał) mogłyby żyć na równych prawach. Równie ostro oceniał działania zarówno rządu polskiego, jak i litewskiego. Chociaż, wychodząc z punktu widzenia „polskiej racji stanu” i „mocarstwowości państwa”, bywał w swych poglądach niesprawiedliwy. Miał żal do Litwinów – jednego z narodów będących spadkobiercą Wielkiego Księstwa – o to, że po wojnie porzucili oni ideę odbudowy Wielkiej Litwy (chociażby z Wilnem jako stolicą) i zasklepili się w ciasnym nacjonalizmie. To doprowadziło Mackiewicza-krajowca, publicystę uważającego się za człowieka „tutejszego”, do jawnej wrogości w stosunku do kolejnych rządów litewskich.
„Słowo” zawsze żywo reagowało na wydarzenia na Litwie i w Kownie. W latach 20. znajdowały się w piśmie stałe rubryki („Z Kowieńszczyzny” bądź „Z ziemi prześladowań”) informujące o sprawach wewnętrznych Litwy, o jej stosunku do mniejszości polskiej itd. Pisując do nich, Józef Mackiewicz zawsze brał stronę prześladowanych Polaków. Często nie przebierał w słowach, domagając się na przykład od rządu w Warszawie „stanowczej demonstracji ku obronie braci naszych, nad którymi się znęca sadyzm potwornego karła”. Dalej pisał: „Litwini z iście szatańską perfidią wpadli na pomysł przeprowadzenia gruntownego wysiedlenia Polaków z granic swego państwa. Stworzyli warunki życia dla nich nie do zniesienia”. I dodawał na zakończenie: „Szykany względem ludności polskiej na Litwie przybierają rozmiary wprost apokaliptyczne”.
Pierwszy numer „Słowa” z dnia 1 sierpnia 1922 r.<br/>Fot. www.wilno.pl/naszczas
Pierwszy numer „Słowa” z dnia 1 sierpnia 1922 r.
Fot. www.wilno.pl/naszczas
Gdy w marcu 1925 roku ludność polska zamieszkująca Litwę wniosła skargę na postępowanie rządu kowieńskiego do Ligi Narodów, Mackiewicz – popierając tę decyzję – oskarżał Kowno o łamanie deklaracji z 12 grudnia 1923, dotyczącej praw mniejszości narodowych i religijnych na Litwie. Dowodził, że Polacy są tam „pozbawieni elementarnych praw obywatela, prymitywnych uprawnień człowieka”: nie mają prawa samookreślenia, prawa używania własnego języka, nie mogą uczyć się w polskich szkołach, nie dano im możliwości obrony swojej własności przed rabunkiem państwowym. Oskarżał także Litwinów o zaniżanie liczby mniejszości polskiej oraz krytykował wprowadzoną tam niedawno reformę rolną, która uderzyć miała szczególnie w polskich właścicieli folwarków, w każdej chwili narażonych na konfiskatę majątków. Wyrażał przy tym głębokie przekonanie, że na forum Ligi Narodów „brutalne, zwierzęce wprost postępowanie rządu kowieńskiego z mniejszością polską zostanie w całej pełni wyświetlone i należycie napiętnowane”. Pozostał jednak Mackiewicz sceptykiem i nie bardzo wierzył, by po ogłoszeniu wyroku Ligi Narodów (który musiał być, według niego, przychylny dla Polski) Litwa zmieniła swoje dotychczasowe postępowanie.
Co słychać w Kownie?
Mackiewicz był wiernym czytelnikiem prasy kowieńskiej. Czytał ją systematycznie, zwracając oczywiście swą uwagę głównie na artykuły dotyczące stosunku Litwy do Wilna, do Polski i do ewentualnego konfliktu z II Rzeczypospolitą. Co jakiś czas dokonywał przeglądu prasy litewskiej na łamach „Słowa”. Dostrzegał na Litwie pewne rozdwojenie opinii w sprawie Wilna i stosunku do państwa polskiego. Społeczeństwo litewskie nie było, jego zdaniem, tak jednomyślne w tej kwestii, jak chcieliby tego litewscy nacjonaliści i przedstawiciele władz z prezydentem na czele. To, co oni określali mianem „upadku ducha narodu”, Mackiewicz nazywał o wiele oględniej „wytrzeźwieniem części społeczeństwa litewskiego w jego zapatrywaniach na sprawę wileńską”. Ze zrozumieniem i radością przyjął poglądy demokratów litewskich, twierdzących – w przeciwieństwie do nacjonalistów – że spór polsko-litewski powinien zostać rozstrzygnięty na drodze pokojowej. Uznał to za rewelację. „Dotychczas nikt nie śmiał na Litwie tak śmiało wypowiadać swych pacyfistycznych, względem Polski, przekonań” – napisał w jednym z artykułów wstępnych w sierpniu 1925 roku.
Rok 1926 przyniósł ważne wydarzenia w dziejach obu państw. W Polsce drogą zamachu (12-15 maja) do władzy doszedł Marszałek Józef Piłsudski, zaś siedem miesięcy później (16/17 grudnia) na Litwie, w podobny sposób, Antanas Smetona. Smetonę ogłoszono „wodzem narodu” i obrano prezydentem, o czym zdecydowała partia prezydencka, czyli Związek Narodowców Litewskich. Premierem mianowany został Augustinas Voldemaras, jeden z najbardziej antypolskich polityków litewskich. Powtórzyła się sytuacja z lat 1919-20, kiedy to Piłsudski był Naczelnikiem Państwa z jednej strony, a Smetona prezydentem i Voldemaras ministrem spraw zagranicznych – z drugiej. Jak można się było spodziewać, spór o Wilno rozgorzał na nowo, gdy naprzeciwko siebie stanęli starzy wrogowie. I być może doszłoby wówczas do wojny, gdyby nie pamiętne posiedzenie Rady Ligi Narodów w Genewie 10 grudnia 1927 roku, na którym Piłsudski wymógł na Voldemarasie przyznanie, że „stan wojenny między Polską a Litwą nie istnieje”. Po tej dyplomatycznej scysji na międzynarodowym forum oba państwa miały nawiązać rozmowy.
Józef Mickiewicz przyglądał się tym wydarzeniom ze zrozumiałym zainteresowaniem. Cieszyła go każda próba unormowania stosunków między zwaśnionymi, niegdyś tworzącymi jedno państwo, narodami. Denerwowało go niepomiernie dwuznaczne postępowanie premiera Voldemarasa – podczas spotkania z polskim ministrem spraw zagranicznych Augustem Zaleskim w Genewie manifestował swą dobrą wolę do nawiązania stosunków z Polską, zaś po powrocie na Litwę ponownie „wyciągnął” na wierzch sprawę przynależności Wilna. Mackiewicz jasno określił zachowanie Voldemarasa jako „prowokacyjne”. Krytykował go także za „brak samodzielności, zrozumienia interesów własnego kraju”, co przejawiało się uzależnieniem polityki zagranicznej Litwy od Niemiec.
Na drodze ku normalności
Wiosną 1928 na neutralnym terenie Prus Wschodnich, w Królewcu, odbyły się pierwsze od 1920 roku rokowania polsko-litewskie. Specjalnym wysłannikiem „Słowa” na tej konferencji był, oczywiście, Józef Mackiewicz. Jeszcze parę dni przed jej rozpoczęciem dowodził, że uregulowaniem stosunków politycznych między Polską i Litwą zainteresowane są również pozostałe państwa bałtyckie i inne kraje europejskie. Samo zaś podpisanie układu miałoby, jego zdaniem, ogromne znaczenie gospodarcze dla Litwy i portu w Kłajpedzie, których sytuacja gospodarcza była wówczas fatalna. Zaznaczał jednak jasno: „(…) Wilno może być stolicą Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale nigdy stolicą dzisiejszej republiki litewskiej. Sprawa Wilna w płaszczyźnie stawianej przez czynniki kowieńskie nie istnieje. Natomiast istnieje kwestia prestiżu republiki litewskiej, najniefortunniej w świecie związana przez poprzednich polityków kowieńskich ze sprawą wileńską. Ci sami politycy rozumieją to doskonale, że to powiązanie było niefortunne, a może być dla Litwy i zgubne”.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

373
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.