Polityka rządu kowieńskiego wobec Polaków nie nastrajała optymizmem. Od razu po zajęciu Wilna Litwini przystąpili do przyśpieszonej lituanizacji. Zimą 1940 roku wprowadzono tzw. „ustawę paszportową”. Jej znaczenie tłumaczył Mackiewicz „na gorąco” w roku 1940 następująco: „Sprawa przedstawia się tak: wszyscy mieszkańcy Wileńszczyzny podpadają, biorąc z grubsza, pod trzy kategorie: 1) obywatele, to ci, którzy posiedli, ewentualnie posiadają, prawo do uzyskania praw obywatelskich państwa litewskiego. Ich sytuacja jest jasna. 2) Uchodźcy, to ci, którzy na skutek działań wojennych znaleźli się tu bądź przypadkiem, bądź też świadomie uchodzący przed zawieruchą. Ich sytuacja jest równie jasna, normowana przepisami państwa, które im gościny udziela, sytuacja wielokrotnie już mająca swój precedens w historii wojen. 3) Obcokrajowcy, to ci, którzy nie będąc uchodźcami, nie posiadają jednocześnie praw do uzyskania obywatelstwa. Sytuacja tych ostatnich o tyle nie wydaje się nam słusznie sprecyzowaną, gdyż zarządzeniem ustawy, pod pojęcie te podpada istotnie wielu przybyszów, obcych tej ziemi, ale jednocześnie liczba o wiele większa rdzennych mieszkańców Litwy historycznej, po prostu mówiąc ludzi tutejszych”. Parę lat później, już bez obaw przed litewską cenzurą, na temat ten Mackiewicz napisał: „Szczytowym punktem tej [wewnętrznej; w stosunku do Polski] polityki była ustawa paszportowa, zimą 1940. Doprowadziła ona do takiego absurdu, że w Wilnie, ogłoszonym za stolicę państwa, znalazło się raptem 150 000 obcokrajowców na 200 000 mieszkańców! Człowiek urodzony poza granicami nakreślonej przez traktat moskiewski republiki litewskiej, np. w Smorgoniach, jako obcokrajowiec politycznie uciążliwy, posiadał w Wilnie prawa mniejsze, niż np. Francuz urodzony w Paryżu, ale przebywający na Litwie na prawach normalnego cudzoziemca”. I dodawał: „Fatalnym rezultatem tego rodzaju polityki było rozszczepienie i pokłócenie całej ludności w obliczu wspólnego wroga”. Wystarczy dodać, że zgodnie z zawartym przez władze Litwy i ZSRR porozumieniem, na terenie Litwy (i innych państw bałtyckich), znajdowały się radzieckie bazy wojskowe. Sprawa zajęcia tych terenów przez Stalina była kwestią miesięcy. Litwini natomiast, zamiast dążyć do scementowania różnych narodowości na podłożu antykomunistycznym, robili wszystko, aby do tego nie doszło. „Gazeta” przeżywała swoje ciężkie dni. W początkach roku 1940 wlepiono jej karę za wyrzucenie inicjałów z narzuconego artykułu. Zawsze samowystarczalna, stanęła teraz przed widmem upadku. I niechybnie tak by się stało, gdyby nie finansowa pomoc hrabiego Michała Tyszkiewicza, który niejednokrotnie wspomagał pismo materialnie. Udało się przezwyciężyć jeden kryzys, nie udało kolejnego. W maju 1940 roku na przedmieściu Wilna został skrytobójczo zamordowany litewski policjant. Po pogrzebie młodzież litewska i bojówki rozpoczęły w mieście pogrom Polaków. Następnego dnia urząd prasowy zażądał potępienia zabójstwa policjanta na łamach „Gazety”. Mackiewicz wyraził na to zgodę tylko pod warunkiem, że „wolno będzie potępić fakt pogromu Polaków”. Szesnaście godzin później Rada Ministrów w Kownie odebrała mu prawo „wydawania jakichkolwiek druków na terenie Republiki Litewskiej”. I tu powstaje pewne zamieszanie. Sam bowiem Mackiewicz w roku 1947 napisał: „Początkowo pisałem memoriały do władz i walczyłem z cenzurą. W rezultacie w kwietniu 1940, decyzją rady ministrów w Kownie odebrano mi prawo redagowania czasopism na całym terytorium Republiki Litewskiej”. Informację tę potwierdza Łossowski, podając nawet dokładną datę: 13 kwietnia 1940 roku. Różnica nie tylko w datach, ale i w zakazach: kwiecień to „zakaz redagowania”, maj – „zakaz wydawania”. Zatem: w kwietniu 1940 roku Mackiewicz przestaje być redaktorem naczelnym „Gazety Codziennej” (zostaje nim Romuald Węckowicz, zastępcą nadal jest Bujnicki), ale nadal występuje – wraz z Bolesławem Szyszkowskim – jako jej wydawca (aż do numeru 111 z 19 maja 1940 roku). Nadal też pisze. W końcu maja natomiast odebrano mu gazetę. Wysłał wówczas – dokładnie 31 maja – list do redakcji „Kuriera Wileńskiego” z prośbą „o zamieszczenie następującej notatki: z dniem dzisiejszym ustępuję ze składu redakcyjnego „Gazety Codziennej”. Józef Mackiewicz”. Tak pożegnał się z „Gazetą”, pismem, które chciało doprowadzić do wskrzeszenia Wielkiego Księstwa Litewskiego, ściągając za to na siebie nienawiść nie tylko cenzury litewskiej, ale i w dużej mierze społeczeństwa polskiego zamieszkującego Wilno. Jak potoczyłyby się losy „Gazety” bez Mackiewicza, nie wiadomo. W połowie czerwca, na tereny państw bałtyckich wkroczyły wojska sowieckie, w sierpniu była już Litwa jedną z republik radzieckich. „Tragedia tamtych dni – napisał później Mackiewicz – to błędna polityka litewska, która na mniejszą skalę dokonała tego, co Niemcy zrobili później na większą – mimowolnej popularyzacji bolszewików. To – z drugiej strony – stanowisko społeczeństwa polskiego, które zamiast naprawiać błąd litewski, jeszcze go pogłębiało angażując się politycznie w innym kierunku, niż tego wymagał zarówno rozum, jak interes obydwóch narodów. – Jeżeli mianem polityki określimy działania na przyszłość, musimy przyznać, że była ona wyjątkowo krótkowzroczna, gdyż ówczesna waśń polsko-litewska musiała się skończyć tak, jak się skończyła już 15 czerwca 1940, gdy armie czerwone ostatecznie przekroczyły granice i wspólny wróg ogarnął cały kraj”. Mackiewicz nie pracował już wówczas jako dziennikarz i do pracy tej przez cały okres okupacji radzieckiej nie powrócił. |