powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (BRE2)
Sebastian Chosiński #1 2022

Esensja na wakacje: Podróże w czasie i przestrzeni
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Cały świat w stylu retro (Ferdynand Goetel „Pisma podróżnicze” i Ferdynand Antoni Ossendowski „Przez kraj ludzi, bogów i zwierząt”)
Dzisiaj nieco już zapomniani, Ferdynand Goetel oraz Ferdynand Antoni Ossendowski, w czasach II Rzeczypospolitej zaliczali się do najbardziej poczytnych polskich autorów. Publikowali bardzo dużo i w olbrzymich, jak na tamte lata, nakładach. Najchętniej pisali powieści, ale Goetel dodatkowo zajmował się publicystyką polityczną, zaś Ossendowski – literaturą dla dzieci. To, co ich połączyło, to liczne podróże po całym świecie, po powrocie z których nader chętnie dzielili się z czytelnikami swoimi spostrzeżeniami. Co symptomatyczne, dla obu bodźcem do pisania dzieł podróżniczych stały się przeżycia wojenne na Wschodzie, doświadczenie rewolucji październikowej i dramatyczny powrót do kraju.
Pierwszy swoje przygody w ogarniętej wojną domową Rosji opisał Ossendowski („Przez kraj ludzi, bogów i zwierząt”, 1923); Goetel swoją relację wydał rok później („Przez płonący Wschód”, 1924). Czytelnicy, nie tylko w Polsce zresztą, przyjęli obie pozycje z ogromnym uznaniem. W latach 20. i 30. obaj pisarze podróżowali po wszystkich kontynentach, a opisy tych wojaży na trwałe weszły do historii polskiej literatury międzywojennej. Na co warto zwrócić szczególną uwagę? „Cud bogini Kwan-Non” (1924) Ossendowskiego opowiada o historii i współczesności Kraju Kwitnącej Wiśni, w „Za chińskim murem” (1924) ten sam autor przyjrzał się bliżej życiu Chińczyków; z kolei wypady na Czarny Ląd zaowocowały książkami: „Czarny czarownik” (1926), „Niewolnicy Słońca” (1927) oraz „Wśród czarnych” (1927); o Bliskim Wschodzie opowiadają natomiast „Gasnące ognie” (1931). Niestety, żadna z tych pozycji – nie licząc „Przez kraj ludzi…” – nie została po wojnie wznowiona. Jeśli więc ktoś pragnie poznać nieco już archaiczne, ale niezwykle plastyczne i wciąż działające na wyobraźnię, opisy podróży Ossendowskiego, musi pogrzebać w katalogach bibliotek uniwersyteckich.
Nieco lepiej mają sympatycy Goetla. Przed czterema laty bowiem krakowskie wydawnictwo Arcana wydało tom „Pism podróżniczych” pisarza, w którym znalazły się wybrane fragmenty (sic!) czterech najpopularniejszych przed wojną globtroterskich opowieści autora „Przez płonący Wschód”. Właśnie ta pozycja otwiera książkę. Poza nią przypomniano jeszcze „Egipt” (1927), „Wyspę na chmurnej Północy” (1928, opis wypadu na Islandię) oraz „Podróż do Indii” (1933). Goetel pisze w sposób bardzo podobny do Ossendowskiego – trochę już staroświecki, ale niezmiennie ujmujący. Co jeszcze istotne, obaj literaci są zafascynowani światem, który „odkrywają” dla siebie i swoich czytelników, nie znać w ich prozie wyższości „białego człowieka”, która bardzo często przebijała z książek autorów z krajów będących kolonialnymi potęgami.
Sebastian Chosiński
Dniestrem na Madagaskar (Arkady Fiedler „Przez wiry i porohy Dniestru”, „Madagaskar. Gorąca wieś Ambinanitelo”)
W PRL-u najbardziej poczytnym i najchętniej wydawanym autorem książek podróżniczych był Arkady Fiedler. Pisarska kariera przyszłego autora „Dywizjonu 303” rozpoczęła się już jednak w drugiej połowie lat 20. XX wieku. W pierwszy ze swoich trzydziestu wojaży po świecie wyruszył w 1927 roku. Jego głównym zadaniem było wówczas – jak i w następnych latach, nim sam mógł finansować swoje wypady – zbieranie okazów fauny dla polskich muzeów przyrodniczych. Korzystając jednak ze swego talentu literackiego, Fiedler postanowił spisywać relacje z podróży i publikować je w formie książkowej. Tak oto w 1931 roku ukazała się pozycja zatytułowana „Bichos, moi brazylijscy przyjaciele”. Ale nie był to wcale pisarski debiut podróżnika. Pięć lat wcześniej nakładem poznańskiego Zakładu Chemigraficznego Antoniego Fiedlera (a więc ojca Arkadego) ukazała się niewielka książeczka „Przez wiry i porohy Dniestru”. W ciągu kolejnych lat popadła ona w całkowite zapomnienie. Dopiero w 2006 roku – a więc dokładnie w 80. rocznicę publikacji – ukazał się jej reprint. Jak we wstępie napisał sam Arkady Fiedler: „[książka ta] jest skromnym opisem naszej wycieczki i spełni swoje zadanie, gdy zwabi jakiegoś wspaniałego włóczęgę na Dniestr”. I choć to rzeczywiście dopiero wprawka do późniejszych podróży i kolejnych książek, to jednak warto po nią sięgnąć. Fiedler pisze bowiem z taką pasją, że nie sposób nie poddać się magii tej wyprawy, wiodącej od Sambora po Zaleszczyki. Jest to jednak również fantastyczna podróż w czasie – do świata, który już nie istnieje, na polskie Kresy.
Na drugim biegunie twórczości Fiedlera sytuuje się inna jego książka, która również po raz pierwszy ukazała się dopiero w 2006 roku – „Madagaskar. Gorąca wieś Ambinanitelo”. Jej pierwowzorem był wydany w 1944 „Radosny ptak drongo”, który w wydaniach powojennych – pierwsze w 1953 – przemianowano na „Gorącą wieś Ambinanitelo”. Problem polegał jednak na tym, że książka została… ocenzurowana. Dopiero w wydaniu sprzed dwóch lat usunięto wszystkie ingerencje cenzorskie i przywrócono oryginalny tekst Fiedlera. Co tak bardzo nie spodobało się peerelowskim cenzorom? Chociażby liczne – nieraz bardzo pikantne – opisy ludowych obyczajów. Autora zmuszono również (a może zrobił to ktoś za niego?) do dodania licznych fragmentów, mających stanowić mniej lub bardziej zakamuflowaną propagandę ustroju komunistycznego. Wreszcie niezwykle podejrzana była sama geneza tej książki. Fiedler wybrał się bowiem w 1937 roku na Madagaskar w… tajnej misji – jako ekspert, który miał ocenić, czy Polsce opłaci się ewentualna kolonizacja wyspy. Nowe wydanie wyczyszczone zostało z obcych elementów, dodano do niego także kilkadziesiąt czarno-białych fotografii wykonanych podczas tamtej podróży. Efekt jest – bez dwóch zdań – wspaniały!
Sebastian Chosiński
Śladami polskich emigrantów (Zbigniew Uniłowski „Żyto w dżungli”, „Pamiętnik morski”)
Zbigniew Uniłowski przemknął przez polską literaturę jak meteor. Wprowadzony na artystyczne salony przez Karola Szymanowskiego, w końcu lat 20. XX wieku zadebiutował najpierw jako poeta, a potem prozaik (powieści „Wspólny pokój”, niedokończone „Dwadzieścia lat życia” i głośne opowiadanie „Dzień rekruta” – wszystkie te utwory staną się wiele lat później kanwą serialu „Życie Kamila Kuranta”). W 1934 roku zaledwie dwudziestopięcioletni pisarz otrzymał stypendium z Ministerstwa Spraw Zagranicznych i wybrał się w podróż swego życia – do Brazylii. Tam, zapoznając się z życiem miejscowej Polonii, przebywał zaledwie miesiąc. Mógłby dłużej, ale wezwano go nagle do kraju w związku ze skandalem, jaki wywołało opublikowanie w lewicujących „Wiadomościach Literackich” „Dnia rekruta” (tekst ten w nienajlepszym świetle przedstawiał stosunki panujące w armii II Rzeczypospolitej).
Efektem eskapady pisarza do Ameryki Południowej stały się dwa tomy reportaży: „Żyto w dżungli” (1936) oraz „Pamiętnik morski” (1937) – oba szczęśliwie wznowione po wojnie. Brazylia zrobiła na młodym Polaku spore wrażenie. Ale nie ma się co dziwić, skoro dane mu było odbyć podróż z południa na północ stanu Parana. „Żyto w dżungli” jest właśnie relacją z tego wojażu. W drodze autor spotykał się przede wszystkim z rodakami – emigrantami bądź potomkami emigrantów – którzy wielką falą płynęli do Ameryki Południowej od końca XIX wieku do wybuchu I wojny światowej. Uniłowski przypomina tu trochę malca, który dopiero się uczy – wszystko go dziwi, zachwyca, bulwersuje. Niektóre z jego spostrzeżeń mogą wydawać się dzisiaj nieco infantylne, ale właśnie w tym naiwnym zauroczeniu światem tkwi siła jego prozy. Nie był wytrawnym podróżnikiem, a w wielkim świecie czuł się trochę jak zakompleksiony prowincjusz.
„Pamiętnik morski” to z kolei kronika drogi powrotnej – z argentyńskiego portu Buenos Aires do Gdyni. Pisarz miał sporo wolnego czasu, który mógł poświęcić na przemyślenia, poukładać sobie w głowie to, co przeżył i zobaczył, wyciągnąć wnioski. Jest więc bardziej zdystansowany, ale też melancholijny. Z drugiej strony sporo miejsca poświęca codziennemu życiu na statku, kreśląc interesujące portrety członków załogi i pasażerów. Jak się niebawem okazało, była to jedyna tak daleka podróż Uniłowskiego. Zmarł w 1937 roku, mając zaledwie 28 lat (przyczyną śmierci było zapalenie opon mózgowych).
Sebastian Chosiński
Śladami Jamesa Cooka (Tony Horowitz „Błękitne przestrzenie”)
Tony Horowitz postanowił rozpocząć swoją podróż tropem odkryć osiemnastowiecznego podróżnika od zaciągnięcia się na żaglowiec, na którym wiernie oddano warunki panujące w czasach Jamesa Cooka. Wyszedł z niego po kilku tygodniach wymięty jak ścierka do podłogi i przesiąknięty szacunkiem dla tych dzielnych ludzi, którzy z górą dwieście lat temu odważyli się wypłynąć na dalekie morza, mając pomiędzy sobą a oceanem jedynie deski.
Szacunkiem tym przepojone są całe „Błękitne przestrzenie”, podróż z Anglii, na Hawaje, od Aleutów po Australię. Horowitz niejednokrotnie przystaje w swej wyprawie rozmyślając, jak niezwykłym próbom poddany został Cook i jakiego hartu wymagało ich przejście. Ale to szacunek – nie podziw. Autor nie ulega zbyt głębokim pasjom; obserwuje, notuje, tworzy syntezy, jest życzliwy i ciekawy, ale stara się być nieustannie reporterem, okiem czytelnika, którego nie należy nadmiernie mącić własnymi uprzedzeniami.
To tylko jedna z cech, które czynią Tony’ego Horwitza niezwykłym podróżnikiem-pisarzem. Ma też w sobie cierpliwość do siedzenia przy źródłach, co czytelnie widać w drobiazgowych opisach trzech wypraw kapitana Cooka. Ma też to, co wielu podnosi jako największą zaletę reportera: zdolność do patrzenia i słuchania, ale też do zastanawiania się nad tym, czego się dowiedział: bez tego mądrych pytań się nie zada.
A jeszcze w dodatku Horowitz umie pisać, zamieniając lekturę „Błękitnych przestrzeni” we frajdę, jakich mało.
Eryk Remiezowicz
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

416
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.