powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (BRE2)
Sebastian Chosiński #1 2022

Goth mit uns
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Made in Poland, Germany and Great Britain
Ostatni dzień Castle Party otworzył kowieński kwintet Xess ze swoimi ambientowo-gotyckimi brzmieniami; po nim natomiast na scenie zainstalował się rodzimy białostocki duet Red Emprez – kolejny projekt elektroniczny. Bardziej rockowo zrobiło się podczas występu Made in Poland. Przed dwoma laty w Jarocinie Artur Hajdasz i Sławomir Lenart dali chyba najgorszy koncert w swojej karierze. W Bolkowie było, na szczęście, znacznie lepiej. Zamiast automatu perkusyjnego usłyszeć można było żywą sekcję rytmiczną, zespół zamienił się więc z duetu w kwartet. Większość występu wypełniły nowe anglojęzyczne produkcje z wciąż jeszcze przygotowywanej do wydania płyty; ze starych hitów, które przed ponad dwoma dekadami zapewniły grupie status gwiazdy polskiego cold wave, usłyszeliśmy jedynie „To tylko kobieta”. Chciałoby się krzyknąć: a gdzie „Obraz we mgle” lub też „Ja myślę”? Niestety, trzeba się chyba pogodzić z tym, że na koncertach Made in Poland kawałków tych już raczej nie uświadczymy. Podobnie zresztą jak i Rozzy’ego (Roberta Hilczera), pierwszego wokalisty zespołu. Dwie kolejne grupy, czyli Reaper oraz [:SITD:], znów przeniosły nas w świat electro. O ile jednak ten pierwszy poza łomotem niewiele miał do zaoferowania, w kompozycjach [:SITD:] można się było doszukać i melodii, i sensu. Zaskoczeniem dla bywalców Castle Party mógł być za to występ Closterkeller, a najbardziej – jego metalowe oblicze. Po kilku latach przerwy w działalności, które Anja Orthodox wypełniła sobie działalnością społeczną, postanowiła reaktywować kapelę i nagrać nową płytę. W Bolkowie usłyszeliśmy trzy premierowe kawałki; na pozostałą część repertuaru złożyły się wybrane piosenki z całego dorobku – po jednej z każdego krążka, w tym m.in. „Lady Makbet”, „Scarlett”, „Cisza w moim domu”, „Graphite”, „Miraż” oraz na bis fantastycznie zagrana i zaśpiewana „Agnieszka”. Anja pokazała prawdziwie rockowy pazur, a cały zespół zabrzmiał jak, nie przymierzając, Nightwish.
Emocje rozbudzone przez Closterkeller ostudził nieco koncert FlyKKiller, czyli wspólnego projektu Pati Yang i jej angielskiego męża Stephena Hiltona. Zaprawiony elektroniką pop i trip hop mógł przypaść do gustu głównie fanom Portishead i Massive Attack, choć nie była to oczywiście ta półka. Amerykanie z The Crüxshadows dali całkiem niezły show – było na co popatrzeć (w zespole jest w końcu aż pięć ślicznych pań) i czego posłuchać. Rouge dwoił się i troił na scenie, wchodził nawet na rusztowanie, nie przestając ani na moment śpiewać i dyrygować swoją miniorkiestrą. Muzycznie było skocznie i radośnie, a wrażenie to potęgowały jeszcze pląsające w tle Jessica Lackey i Sarah Kilgore. Z biegiem czasu pod sceną dało się jednak wyczuć coraz większe napięcie, koncert Deine Lakaien zbliżał się bowiem wielkimi krokami. I wreszcie nadszedł ten moment. Krótko przed pierwszą na scenie pojawił się i zajął miejsce za fortepianem i innymi instrumentami elektronicznymi Ernst Horn. Po nim pojawili się: gitarzysta Robert Wilcocks (wcześniej współpracujący m.in. z Cobalt 60, Cassandra Complex, Sleeping Dogs Wake oraz Artwork), ukrywający się pod pseudonimem „B. Deutung” wiolonczelista Tobias Unterberg (mający na koncie występy z The Inchtabokatables i Eric Fish & Friends) oraz skrzypaczka Yvonne Fechner. Jako ostatni pokazał się publiczności Alexander Veljanov. Podobnie jak przed czterema laty, ubrany był w brązowy garnitur i białą koszulę z kołnierzykiem. To było największe podobieństwo z poprzednim występem Deine Lakaien na Castle Party, poza tym niemal wszystko – włącznie ze sporą częścią repertuaru – było inne.
Twój Sługa kłania się nisko
Deine Lakaien – największa gwiazda Castle Party A.D. 2008<br/>Fot. Radosław Zwoliński
Deine Lakaien – największa gwiazda Castle Party A.D. 2008
Fot. Radosław Zwoliński
Koncert rozpoczął się niemrawo – od pochodzącego z debiutanckiej płyty (a więc liczącego już sobie ponad dwadzieścia lat) „Colour-ize”. Trudno zgadnąć, dlaczego właśnie tym kawałkiem Horn i Veljanov od kilku lat otwierają swoje występy. Może mają do niego sentyment, a może traktują jako swoisty symbol nawiązujący do trudnych początków kariery. Jeśli ktoś poczuł się rozczarowany tym wstępem, chwilę później mógł o nim zapomnieć na dobre. Otwierający album „April Skies” utwór „Over and Done” to bowiem najprawdziwszy dynamit, świetnie sprawdzający się w wersji koncertowej. Po raz pierwszy dał o sobie znać w tym numerze Wilcocks, którego gitarowe solówki jeszcze parokrotnie tej nocy wywołały ciarki na plecach. W „Into My Arms”, przywodzącym na myśl najlepsze miłosne ballady Nicka Cave’a i Petera Hammilla, Veljanov wzniósł się na szczyty interpretacji tekstu. Podobnie zresztą jak podczas wykonanego prawie w całości akustycznie, z dominującym fortepianem Horna, kolejnym klasyku z „Kasmodiah” – „Return”. Refren: „When you hear me calling / Will you be there? / When you see me falling / Will you be there?” publiczność śpiewała razem z Aleksandrem. Na pomoc ze strony widowni Veljanov mógł zresztą liczyć również podczas „Generators” i „Try”; jedynie w czasie śpiewanego po francusku „Vivre” (z „April Skies”) nikt nie miał odwagi z nim konkurować. Gdy już mogło się wydawać, że cały koncert będzie utrzymany w melancholijno-romantycznym klimacie, Deine Lakaien podkręciło obroty – najpierw wykonując „Reincarnation” (odkurzone przez zespół na krążku „1987”), a następnie „Overpaid” (z nieśmiertelnego „Kasmodiah”). To, co działo się na scenie podczas drugiego z nich, sprawiało wrażenie, jakby w muzyków wstąpił… szatan. Na kilka minut grupa zamieniła się w iście metalowy band. Unterberg podszedł na brzeg sceny, chwycił wiolonczelę jak gitarę basową i zaczął wymiatać, dostosowując się do szalejącego po przeciwległej stronie Wilcocksa. Wrażenie było piorunujące, choć nikt nie miał wątpliwości, że było to jedynie mrugnięcie okiem do publiczności. O czym zresztą przekonał od razu kolejny utwór – „Dark Star”. Ku wielkiemu zaskoczeniu zebranych, po tym numerze zespół opuścił scenę.
Wrócił jeszcze dwukrotnie. Po raz pierwszy, aby zaprezentować „Where You Are” (z płyty „White Lies”) oraz „Love Me to the End” (kolejny numer z krążka „Dark Star”), po raz drugi – aby na finał wykonać „Wunderbar”. Veljanov sprawiał wrażenie człowieka znacznie bardziej otwartego niż cztery lata wcześniej, nie stronił od rozmów z publicznością, pochwalił się także znajomością kilku zwrotów w języku polskim. Cały zespół był zresztą w świetnej formie. Żałować można tylko jednego – że występ był tak krótki. W ciągu niespełna osiemdziesięciu minut nie można było zagrać wszystkich oczekiwanych przez widownię kawałków. Lista nieobecności była, niestety, dość długa: „Fighting the Green”, „Away”, „The Game”, „Sometimes”, „Kiss the Future”, „Fleeting”, „Lonely”, „Mindmachine”, „Walk to the Moon”, „Manastir Baroue” czy też „Follow Me”. Z kawałków, których zabrakło, można by złożyć drugi – równie fantastyczny – koncert. I może jeszcze kiedyś się go doczekamy. Ponownie na Castle Party? Za rok? Byłoby to zbyt piękne, ale jest przecież tyle innych znakomitych kapel, które w Bolkowie jeszcze nigdy nie wystąpiły, a zapewne świetnie sprawdziłyby się na tym właśnie festiwalu. By nie być gołosłownym, można wspomnieć Lacrimosę, Tanzwut, Morgenstern… A i zapewne zaprzysięgli fani gotyku byliby bardziej usatysfakcjonowani, nie będąc narażonymi na obcowanie z tak dużą ilością kapel electro, które choć wprawdzie mieszczą się w rozszerzonej od kilku lat formule imprezy, to jednak w zdecydowanej większości nie wpływają na podniesienie jej rangi ani poziomu. Nie można mieć wątpliwości, że Castle Party A.D. 2008 zostanie zapamiętane przez fanów przede wszystkim z powodu koncertu Deine Lakaien, co bardziej wnikliwsi będą wspominać jeszcze występy Closterkeller, XIII. Století, Garden of Delight, Die Krupps, Cinema Strange oraz mimo wszystko The Crüxshadows. Jak na dwa pełne festiwalowe dni to całkiem sporo.
powrót; do indeksunastwpna strona

830
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.