Imre Kertesz i Elie Wiesel to dwaj najbardziej znani w świecie pisarze, którzy postanowili w swojej twórczości ocalić od zapomnienia wojenną gehennę węgierskich Żydów. Łączy ich jednak znacznie więcej: obaj jako kilkunastoletni chłopcy trafili do obozu w Auschwitz, a potem do Buchenwaldu. Obaj uhonorowani zostali Nagrodą Nobla. Tyle że Kertesza wydaje się ostatnimi laty niemal bez przerwy, a Wiesel popadł w niepamięć. Niesłusznie, bo jego autobiograficzna powieść „Noc” stanowi preludium do tego, co Kertesz zawarł w „Losie utraconym”.  |  | ‹Noc›
|
Imre Kertesza i Eliezera Wiesela łączy wspólny, tragiczny los. Są niemal rówieśnikami – Wiesel urodził się w roku 1928, Kertesz zaledwie rok później. Obaj, mając zaledwie kilkanaście lat padli ofiarą eksterminacyjnej polityki hitlerowców. Przeszli przez obozy koncentracyjne Auschwitz-Birkenau i Buchenwald, gdzie doczekali wyzwolenia przez Amerykanów. Po latach przyznano im Nagrody Nobla, w różnych jednak dziedzinach: Wiesel otrzymał w roku 1986 nagrodę pokojową (głównie za przewodniczenie powołanemu w Stanach Zjednoczonych US-Holocaust Memorial Council), Kertesz – szesnaście lat później – literacką (m.in. właśnie za „Los utracony”, w którym opisał piekło Oświęcimia i Buchenwaldu). Czy dane im było spotkać się w którymś z obozów? Żaden z nich w swojej twórczości o fakcie takim nie wspomina. Wiesel pochodził z Siedmiogrodu, który w chwili urodzenia Eliego należał do Rumunii. Dopiero w rok po wybuchu drugiej wojny światowej, za przyzwoleniem Hitlera, dokonano korekty granic w tym regionie Europy. Wówczas to Sighet – rodzinne miasto Wiesela – wraz z całym Siedmiogrodem, zajęty został przez Węgry. Państwem madziarskim rządził, sprzymierzony z III Rzeszą, regent admirał Miklos Horthy. I chociaż po zakończeniu wojny węgierscy komuniści oskarżali go o największe zbrodnie, przyznać trzeba, że aż do roku 1944 czynił wszystko, aby uchronić swoją ojczyznę od wojennych nieszczęść. Musiał wprawdzie, pod naciskiem Hitlera, wyrazić zgodę na wypowiedzenie wojny Związkowi Radzieckiemu i nawet wysłać dywizje węgierskie na front wschodni, ale była to i tak niewielka cena za utrzymanie względnej niezależności państwa. Ta niezależność miała zresztą bardzo konkretny wymiar: Horthy sprzeciwiał się eksterminacji węgierskich Żydów, którzy, dzięki jego niezłomnej postawie, do wiosny 1944 roku cieszyć się mogli spokojem i bezpieczeństwem. A przypomnijmy: był to okres, kiedy na terenie Polski hitlerowscy zlikwidowali już kilka fabryk śmierci – tzn. obozy w Treblince, Sobiborze, Bełżcu i Chełmnie nad Nerem – ponieważ zdecydowana większość polskich Żydów została już uśmiercona. Wczesną wiosną doszło w Budapeszcie do swoistego zamachu stanu. Nie pozbawiając jeszcze władzy Horthyego (to uczynił Hitler dopiero w październiku), do rządu doszli węgierscy faszyści spod znaku strzałokrzyżowców, kraj zaś został zajęty przez Wehrmacht. W ruch poszła maszyna eksterminacyjna. Hitlerowcy podjęli, zresztą przy wydatnej pomocy węgierskiej policji i faszystowskich bojówek, natychmiastowe działania. Od kwietnia do lipca 1944 roku wywieźli do obozów koncentracyjnych na terenie Polski i Niemiec ponad pół miliona madziarskich Żydów. Los ten podzielili również Imre Kertesz i Elie Wiesel. Obydwóm udało się jednak, na szczęście, przetrwać. Już po wojnie, będąc zagranicznym korespondentem izraelskiego dziennika „Ostatnie Wiadomości”, Wiesel zawodowo zajął się pisaniem. Efektem tych zainteresowań stały się wspomnienia oświęcimskie zatytułowane „A świat milczał”. Dwa lata później, ulegając namowom Francoisa Mauriaca, przeredagował i skrócił tamtą książkę, a właściwie napisał ją od nowa – tym razem po francusku. Nadał też swojej powieści – w toku prac redakcyjnych książka bowiem dość znacznie zmieniła swą formę – nowy tytuł: „Noc”. Dla polskiego czytelnika zbeletryzowane wspomnienia Wiesela mogą być sporym zaskoczeniem. Zwłaszcza w początkowych partiach, w których autor opisuje spokojne życie prowadzone przez Żydów z Sighetu – i to w dokładnie w tym samym czasie, kiedy na terenie Generalnego Gubernatorstwa hitlerowcy przystępowali już do „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, kiedy krwawo rozprawiali się z powstańcami warszawskiego getta, kiedy rozpalali krematoryjne piece Treblinki i Bełżca. Jakże odmiennie wyglądał zwykły dzień piętnastoletniego Żyda z siedmiogrodzkiego miasteczka. „W dzień studiowałem Talmud, a nocą biegłem do synagogi, by opłakiwać zburzenie Świątyni” – wspomina Wiesel. Pierwsze getta utworzono bowiem na Węgrzech dopiero po zajęciu kraju przez wojska niemieckie, a i wtedy jeszcze istniała możliwość uzyskania od oficjalnych władz węgierskich zgody na emigrację do Palestyny – tyle że mało kto chciał wyjeżdżać. Nawet gdy do miasteczka dotarły pierwsze wieści o zbrodniach popełnianych przez hitlerowców na Żydach… Jakże tragiczna wydaje się w tym kontekście postać zaprzyjaźnionego z młodym Eliezerem Moszego Stróża, który cudem uratował się z rąk Gestapo i wrócił do Sighetu, by ostrzec innych. „Ludzie nie chcieli wierzyć jego opowieściom ani nawet ich słuchać. – Po prostu chce, żebyśmy się nad nim litowali. Ale ma wyobraźnię! – powiadali” – wspominał po latach w „Nocy” Wiesel. A kilka tygodni później siedmiogrodzcy Żydzi poszli pokornie do bydlęcych wagonów, które zawiozły ich do Oświęcimia. Dla większości z nich była to ostatnia stacja w życiu. Sielankowy początek opowieści mocno kontrastuje z opisem pierwszych godzin spędzonych w obozie – z obrazem mordowanych niemowląt i pracujących pełną parą krematoryjnych pieców, z opisem smrodu palonych ciał i ludzkiego przerażenia podczas dokonywanej przez hitlerowskich lekarzy selekcji na tych, którzy od razu pójdą do „łaźni” oraz tych, którzy będą mogli jeszcze trochę pożyć. Wiesel bez zbędnego patetyzmu opisuje obozową codzienność – najpierw Brzezinki i Oświęcimia, a później Monowic (które stanowiły jeden z licznych podobozów Auschwitz). Codzienność, która pozbawiała ludzi resztek godności, gdy w skrajnie nieludzkich warunkach walczyli o przetrwanie, zapominając o człowieczeństwie. Często katami dla więźniów stawali się ich towarzysze niedoli, imający się przeróżnych sztuczek, by przeżyć kosztem innych. Przyjaciel zdradzał przyjaciela, syn ojca, nikomu nie można było ufać. Piętnastoletni narrator z przerażeniem odkrywa to drugie oblicze świata i człowieka. Ale również – drugie oblicze Boga. Wiesel nie ukrywa, że – widząc Oświęcim – stracił wiarę. To zresztą motyw przewijający się w większości wspomnień ocalonych z Zagłady. „Po co, dlaczego miałbym Go wysławiać? Każda cząstka mojej istoty sprzeciwiała się temu. Dlatego, że tysiące dzieci spłonęło w dołach spaleniskowych? Dlatego, że podsycał płomień w sześciu krematoriach, we dnie i w nocy, w niedzielę i święta? Dlatego, że w swej potędze stworzył Auschwitz (…)?” – zadawane przez autora pytania zdają się być retoryczne. Wiesel, podobnie zresztą jak i Kertesz, przeżył Oświęcim. Ale to wcale nie oznaczało jeszcze przetrwania. W styczniu 1945 roku, kiedy do obozu zbliżała się Armia Czerwona, Niemcy zdecydowali się na ewakuację. Część więźniów w morderczym marszu popędzono do Gliwic, a stamtąd odkrytymi wagonami – a był to przecież środek srogiej zimy – przetransportowano do Buchenwaldu. Tutaj, w kwietniu, zostali oni wyzwoleni przez wojska amerykańskie. Wspomnienia Wiesela urywają się w tym właśnie miejscu. Jaki był dalszy jego los? Po uwolnieniu wyjechał do Francji, w Paryżu mieszkał przez lat jedenaście, potem przeniósł się do Nowego Jorku. Kertesz nie zdecydował się na wyjazd na Zachód, wrócił na Węgry, by – wyzwoliwszy się spod jednego totalitaryzmu – popaść w niewolę drugiego. Wiesel po kilkunastu latach zajął się działalnością literacką i społeczną, Kertesz długo ukrywał żydowskie pochodzenie, przerywając milczenie dopiero połowie lat siedemdziesiątych, kiedy napisał „Los utracony”. W swojej twórczości obaj pisarze stale powracają do Holokaustu, ponieważ – jak napisał w jednej ze swoich książek dojrzały już Eliezer – „być Żydem to dawać świadectwo”.
Tytuł: Noc Tytuł oryginalny: Night Data wydania: 1992 ISBN: 83-85047-10-7 Format: 120s. Cena: 3,– Gatunek: historyczna Ekstrakt: 70% |