powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (BRE2)
Sebastian Chosiński #1 2022

Józef Mackiewicz jako dziennikarz wileńskiego „Słowa” (1924-1939): Część 3 – Żydzi
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Zbąszyń w 1938 r<br/>Fot. www.jewishvirtuallibrary.org
Zbąszyń w 1938 r
Fot. www.jewishvirtuallibrary.org
Decyzja Niemców była reakcją na ustawę rządu polskiego, który w październiku 1938 roku ogłosił, że wszyscy obywatele polscy, zamieszkujący poza granicami kraju dłużej niż 5 lat, utracą to obywatelstwo w ciągu nadchodzących 48 godzin. Wówczas Niemcy zebrali z całych Niemiec 8 tysięcy Żydów – obywateli polskich – i odstawili na polską granicę. „I oto byliśmy zaskoczeni. Bo nie wierzyliśmy w możliwość takiej organizacji (…) Musieliśmy przyjąć” – przyznał Mackiewicz. Żydów doprowadzono do granicy i pod groźbą strzelania do nich zabroniono powrotu. Stali przez całą noc na zimnie i deszczu. Starcy, kobiety i dzieci. Co mieli zrobić Polacy? Też strzelać?
Mackiewicz odpowiedział: „(…) to po prostu zdrowy rozsądek: strzelać do nich nie było podobna! – Polska przyjęła tych ludzi i zrobiła dobrze!” dziennikarz nie ukrywał jednak, że choć Polska odniosła moralne zwycięstwo, to jednak poniosła materialną klęskę. „Wyszło tak – napisał dziennikarz – [że] kosztem rodzimego antysemityzmu popieramy antysemityzm cudzy. Zamiast wygnać własnych Żydów, przyjmujemy wygnanych przez innych. Jeżeli zaś traktujemy ich jako swoich obywateli, dlaczego pozwalamy, żeby ich obcy ograbili? Sami nie konfiskujemy mienia żydom – obywatelom polskim, a pozwalamy, żeby to mienie konfiskowali im Niemcy”. W całej sprawie najważniejszy wydawał się Mackiewiczowi przede wszystkim „nadrzędny interes państwa” i „prestiż Rzeczypospolitej”; humanitaryzm i współczucie dla pokrzywdzonych było tu rzeczą drugorzędną.
Prestiż ponad wszystko
Ale Mackiewicz im współczuł. Spacerował ulicami Zbąszynia, rozmawiał z Żydami, obserwował. „Wszędzie ten sam obraz: żydzi. Nędzne palta. Czasem twarz wytarta, przygnębiona, blada…”. Przyznał jednak, nie odchodząc daleko od stanowiska endeków, że: „Polska nie chce tych Żydów przyjąć, nie chce zwiększyć liczby żydowskiej ludności państwa jeszcze o pięć tysięcy. Słusznie. Chce, żeby wyjechali za granicę. Słusznie. Czyni podobno starania, jak to u nas: przewlekłe, biurokratyczne konferencje, które ciągną się w nieskończoność. Niesłusznie”. Dalej pisał: „W naszym interesie, naszą koniecznością chwili jest rozładować Zbąszyń, zlikwidować to średniowieczne cudactwo – miasto, z którego wyjść nie można. Co stoi temu na przeszkodzie? – Brak organizacji”. W czym widział rozwiązanie? „Powinna zjechać do Zbąszynia specjalna komisja, urzędować stale, urzędować tak długo, aż się rozładuje to miasto. (…) Inaczej rzecz grozi przewlekaniem i oby się nie skończyła tym, przeciw czemu się władze rzekomo bronią: wsiąkaniem ich w Rzeczypospolitą”. Co stało się niebawem, ponieważ z 8 tysięcy deportowanych przez Niemców Żydów, 3 tysiące szybko rozpierzchło się po Polsce, a w Zbąszyniu pozostało ich niespełna 5 tysięcy.
Reportaże Mackiewicza spotkały się z wrogim przyjęciem prasy żydowskiej. Dziennikarza „Słowa” w „odwecie” zaatakował krakowski „Nowy Dziennik”. Mackiewicz, odwracając słowa „kolegi po piórze”, pisał: „Więc Żyd, aby spełnić swój obowiązek wobec Polski, musi wyemigrować? – Ależ brawo! Wygląda, że z pierwszą częścią tej enuncjacji zgodzić się musimy w zupełności”. Skąd u Mackiewicza zażarty sprzeciw wobec deportacji Żydów? Jeden z argumentów wydaje się być szczególnie przekonujący: „Jeśli chodzi o Zbąszyń, są tam Żydzi nie znający absolutnie języka polskiego, w znacznym odsetku urodzeni już w Niemczech, przepojeni zewnętrznym polorem niemieckim, kulturą, oczytaniem niemieckim (…)”. Argument ten można uznać za słuszny albo i nie, ale nadaje się on przynajmniej do polemiki. Powinien był sobie bowiem Mackiewicz zadać inne pytanie: Jaki procent Żydów – obywateli polskich, mieszkających w Polsce i tu urodzonych, można by uznać za „przepojonych zewnętrznym polorem polskim, kulturą i oczytaniem polskim”?. Zaiste niewielki.
Żydzi, gdziekolwiek by żyli, zawsze byli przede wszystkim Żydami (wyłączając niewielki procent tych, którzy dobrowolnie poddawali się asymilacji) – nieważne, jakie obywatelstwo posiadali. Zdaniem Mackiewicza nie zasługiwali oni na „moralną ochronę ze strony Rzeczypospolitej”, lecz na ochronę „prawną”. I to „nie ze względu na ich zasługi, tylko na prestige i interes Rzeczypospolitej. Prestige wymaga bowiem – aby nikt nie mógł bezkarnie zagrabić majątku obywatelom polskim, chociażby tylko formalnym, bez zgody Polski”. Deportację postrzegał Mackiewicz głównie jako problem natury państwowej, będący wyrazem konfliktu między Niemcami a Polską, a w którym ośmieszony został międzynarodowy prestiż Polski. Na inne racje pozostał wówczas, w styczniu 1939 roku, niewrażliwy.
Niestety.
Lata II wojny światowej i zagłada ludności żydowskiej przyniosły zmiany w poglądach Mackiewicza. Zniknęła cała antysemicka otoczka, pozostał żal i współczucie. W swej międzywojennej publicystyce akceptował wprawdzie pogląd o rozmijaniu się „interesu Rzeczypospolitej” i społeczności żydowskiej, po wojnie jednak pozostawił kilka świadectw, które – jak napisał Jerzy Malewski [Włodzimierz Bolecki] – „należą do najpiękniejszych kart literatury polskiej poświęconych pamięci pomordowanych Żydów”.
powrót; do indeksunastwpna strona

383
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.