Z trójki wymienionych pisarzy bezsprzecznie przed wojną najbardziej znany był Ferdynand Goetel – człowiek o niezwykle „zakręconej” i pasjonującej biografii.  | Ferdynand Goetel – taternik
|
Urodził się w zaborze austriackim 15 maja 1890 roku w rodzinie o niemieckich korzeniach (jego ojciec pisał się jeszcze Goettel). W młodości, jeszcze jako student architektury, stał się zapalonym taternikiem. Chodził po górach, pisywał wiersze i reportaże, w których wychwalał piękno polskich Tatr. Gdy wybuchła I wojna światowa, w 1914 roku trafił do rosyjskiej niewoli i został – jako austriacki jeniec – wywieziony do Turkiestanu. Po opuszczeniu rosyjskiego więzienia początkowo był robotnikiem, a następnie najmował się do pracy przy osuszaniu bagien i budowie dróg. W Turkiestanie założył także rodzinę, tam urodziła mu się dwójka dzieci. Tam również dane było mu przeżyć wybuch rewolucji bolszewickiej. Okrucieństwa, jakich się napatrzył, spowodowały, że postanowił za wszelką cenę jak najszybciej wrócić do kraju. Nie było to jednak wcale takie łatwe. Uciekał przez ogarnięty wojną domową kraj do Persji, Indii, Anglii i w końcu stamtąd – do Polski. W wywiadzie udzielonym w 1926 roku powiedział: Niewola rosyjska, w którą popadłem, nie należała wcale do rzędu przyjemności, ale teraz, gdy się to złe i ciężkie przetoczyło w przeszłość, jak młyński kamień, gdy przeminęły trudy i troski – dziś błogosławię ją i stwierdzam, że była dla mnie dobrodziejstwem i jako dla człowieka, i jako dla pisarza. Dane mu było poznać wówczas prawdziwe oblicze komunistów, która to „skaza” pozostała w nim do końca życia. Pobytowi w Turkiestanie i doświadczeniach, jakie tam zdobył, poświęcił także kilka swoich książek: m.in. relację z ucieczki „Przez płonący Wschód” (1923), powieść „Kar Chan” (1923) oraz tomy opowiadań „Pątnik Karapeta” (1923) i „Ludzkość” (1930). Zdobyły one znakomite recenzje i cieszyły się ogromną popularnością. W dwudziestoleciu międzywojennym dał się Goetel poznać również jako znakomity reportażysta; swoje podróże opisywał w kolejnych książkach zatytułowanych: „Egipt”, „Podróż do Indii”, „Wyspa na chmurnej Północy” (o Islandii). Nader chętnie czytano też jego romanse: „Serce lodów” czy „Cyklon”. Dał się też poznać jako wybitny scenarzysta filmowy (m.in. „Pan Tadeusz”, „Janko Muzykant”, „Bogurodzica”). To wszystko spowodowało, że doceniono go w jeszcze inny sposób: w 1926 roku wybrany został prezesem polskiego PEN-Clubu, a w 1933 – Związku Zawodowego Literatów Polskich (którym pozostał do wojny). Rok przed wojną opublikował jednak broszurę polityczną, która stała się jedną z późniejszych przyczyn oskarżania pisarza o kolaborację z hitlerowcami. Nosiła ona tytuł „Pod znakiem faszyzmu” (1938) i zbierała artykuły publikowane przezeń wcześniej w prawicowej prasie. Goetel starał się dostrzec w faszyzmie (nawiązując do jego włoskiej idei) szansę dla Polski. Poglądy zawarte w książce były, z perspektywy czasu, bardzo naiwne. Stawiając się jednak nawet po stronie przeciwników pisarza, trudno byłoby dostrzec w tym „dziele” apologię faszyzmu, znacznie więcej jest w nim – krytyki komunizmu, czego mu „czerwoni” wybaczyć nie mogli. Pisarz zresztą bardzo szybko po wrześniu 1939 roku odżegnał się od wyrażonych tam poglądów, nawiązując współpracę z podziemiem (najpierw ZWZ, potem AK). Na dodatek w „Czasach wojny” napisał: Jak dalece moje poglądy na faszyzm odbiegały od tego, co wyznawał hitleryzm, świadczy dobitnie, że wypowiedź ma „Pod znakiem faszyzmu” znalazła się na pierwszej liście książek polskich, podlegających konfiskacie przez okupacyjne władze niemieckie. Tego jednak w PRL-u nikt nie chciał zauważyć. Nie pamiętano również faktu – a może jednak o nim nie wiedziano? – że to właśnie Goetel w oblężonej we wrześniu 1939 roku Warszawie pisał płomienne przemówienia dla prezydenta miasta Stefana Starzyńskiego… Goetel był postacią zbyt znaną i szanowaną w środowisku literackim, aby w czasie okupacji hitlerowcy dali mu spokój. Nie bez znaczenia było też zapewne jego niemieckie pochodzenie. Okupacyjne władze Warszawy starały się przekonać go do podpisania volkslisty i nawiązania bliższej współpracy z instytucjami III Rzeszy. Gdy odmówił, trafił na Pawiak. Po opuszczeniu więzienia został jednak współpracownikiem Rady Głównej Opiekuńczej – działającej od 1940 roku (najpierw w Warszawie, potem w Krakowie), koncesjonowanej przez Niemców polskiej instytucji charytatywnej. W ramach RGO m.in. zorganizował i prowadził w Warszawie stołówkę dla literatów. Cieszył się z tego powodu nie tylko szacunkiem rodaków, ale także – Niemców, słusznie podejrzewających, że atencja, jaką obdarzano tego pisarza przed wojną, wciąż jest spora. Kiedy więc wiosną 1943 roku odkryli oni pod Smoleńskiem groby polskich oficerów zamordowanych przez NKWD, zwrócili się m.in. do Goetla z propozycją wyjazdu do Katynia. Ten, uzyskawszy zgodę Komendy Głównej AK, poleciał do Katynia z pierwszą polską delegacją – 10 kwietnia. To wydarzenie także miało zaważyć na dalszym życiu pisarza. Po zajęciu Polski przez Armię Czerwoną, NKWD i polscy komuniści przystąpili bowiem do tropienia wszystkich „świadków” katyńskiej zbrodni. W lipcu 1945 roku wysłano za Goetlem pierwsze listy gończe. Pisarz ukrywał się w tym czasie w Krakowie (w klasztorze Karmelitów Bosych); w grudniu zaś – na fałszywych papierach – wyjechał z Polski do Włoch, skąd z armią generała Władysława Andersa trafił do Londynu. Tam żył aż do śmierci w 1960 roku. Na emigracji pisał głównie wspomnienia i prozę opartą na własnych przeżyciach: „Patrząc wstecz”, „Czasy wojny”, powieść „Nie warto być małym” oraz tom opowiadań wojennych „Kapitan Łuna”. Do ostatnich swoich dni głośno mówił też prawdę o Katyniu, dementując na każdym kroku, w każdym możliwym miejscu informacje komunistów o niemieckiej odpowiedzialności za tę zbrodnię, za co przylepiono mu – powtarzany często po dziś dzień – epitet „kolaboranta”. Pisarz pochodził ze starej szlacheckiej rodziny osiadłej od XVI wieku na Podlasiu. Urodził się jednak w Warszawie – 13 lutego 1894 roku. W 1909 roku wyjechał do Moskwy, gdzie kształcił się w gimnazjum filologicznym. Po wybuchu wojny wcielony został do armii rosyjskiej. Nie znamy jednak szczegółów jego służby. Pewne jest jednak, że przebywając na terytorium Rosji – podobnie jak było to z Ferdynandem Goetlem czy chociażby Stanisławem Ignacym Witkiewiczem – był świadkiem rewolucji bolszewickiej, albowiem do kraju wrócił na dobre dopiero w roku 1918. Rok później (1919) zadebiutował jako pisarz (nowelą „Gorączka”) oraz krytyk (w sali warszawskiego Muzeum Przemysłu i Rolnictwa wygłosił wykład o Stefanie Żeromskim). Wstąpił też na Wydział Humanistyczny prywatnej Wolnej Wszechnicy Polskiej. Długo jednak nie postudiował, bo gdy wybuchła wojna polsko-bolszewicka zaciągnął się na ochotnika do 11. pułku ułanów. Po zakończeniu działań zbrojnych podjął ponownie przerwane studia filozoficzne oraz zaczął pracować jako bibliotekarz. Od 1923 roku coraz częściej publikował w prasie recenzje krytycznoliterackie, zajął się także tłumaczeniem dzieł wybitnych filozofów (Georga Hegla, Henriego Bergsona). Przez następne dwa lata wciąż jeszcze jednak pracował jako bibliotekarz i – krótko – urzędnik. Dopiero w 1925 roku poświęcił się na dobre krytyce literackiej; stało się to możliwe dzięki wybitnemu publicyście związanemu z Narodową Demokracją Zygmuntowi Wasilewskiemu, który właśnie w tym czasie przejął redagowanie tygodnika „Myśl Narodowa” i zaproponował Skiwskiemu etat. W 1929 roku ukazał się jego pierwszy tom szkiców krytycznych pt. „Poza wieszczbiarstwem i pedanterią”, zawierający m.in. słynny już na całą Polskę esej o twórczości Żeromskiego. Książka ta wyniosła Skiwskiego na szczyt. Gdy ją wydał, mieszkał już w Poznaniu i publikował w „Tęczy” oraz prawicowym „Dzienniku Poznańskim”. Współpracował także przez kilka lat z poznańskim radiem (dla którego pisał i reżyserował słuchowiska). Ten okres życia Skiwskiego to również czasy przyjaźni z autorem „Zmór” i „Motorów” – Emilem Zegadłowiczem. Ukoronowaniem kariery krytyka był „transfer” do cieszących się w dwudziestoleciu największą renomą w artystycznym światku „Wiadomości Literackich”. Cztery lata (do 1933) spędzone w tygodniku wydawanym przez Mieczysława Grydzewskiego to najjaśniejszy okres w jego karierze. Był ceniony nie mniej od Antoniego Słonimskiego i Tadeusza Boya-Żeleńskiego, o których zresztą często sam pisywał (nierzadko krytycznie). W II połowie lat 30-tych Skiwski związał się z ugrupowaniami sanacyjnymi (głównie Obozem Zjednoczenia Narodowego); porzucił „Wiadomości” i zaczął publikować w pismach „reżimowych”: „Pionie” oraz „Kronice Polski i Świata”, co ściągnęło nań liczne ataki niedawnych jeszcze przyjaciół. Poza krytyką (kolejny tom: „Na przełaj”), wciąż zajmował się tłumaczeniami oraz… pisaniem wierszy (zbiór: „Człowiek wśród potworów. Peregrynacje”, 1930). Skiwski miał również jasno określone, bliskie endecji, poglądy polityczne, a od roku 1936 coraz częściej deklarował się jako zwolennik faszyzmu (nie należy jednak mylić tego pojęcia z hitleryzmem). Nie miało to jednak żadnego wpływu na osłabienie pozycji Skiwskiego w światku literackim. Kilka miesięcy przed wybuchem wojny został bowiem wybrany na wiceprezesa Związku Zawodowego Literatów Polskich (któremu prezesował Ferdynand Goetel) oraz wszedł do władz polskiego PEN-Clubu. |