Dlaczego nigdy wcześniej nie zwróciłem na to uwagi?! Poderwał się z fotela i pobiegł do przedpokoju, w ścianie którego srebrzył się ekran wideofonu. Wystukał odpowiedni numer i po chwili jego oczom ukazała się niemłoda już, zmęczona życiem, twarz sekretarki. – Słucham? - spytała kobieta, powoli podnosząc wzrok znad rozłożonych na biurku dokumentów. - To ty, Norwich? - zdziwiła się, napotkawszy go przed sobą. - Jeśli mnie pamięć nie myli, masz urlop. – Przestań, Barbaro! - stęknął. - Połącz mnie natychmiast z szefem. To ważne! - dodał z naciskiem, chcąc uciąć w zarodku jej, wrodzoną chyba, ochotę do przekomarzania się z nim. – Proszę - odparła sekretarka urażonym tonem. Jej twarz zniknęła z ekranu, pojawił się na nim za to dystyngowany mężczyzna pod siedemdziesiątkę. W tle, za jego plecami, majaczyła czerń nieba upstrzonego gwiazdami. – Lepiej, żeby to było coś ważnego - stwierdził na dzień dobry, widząc Norwicha, starzec. – W przeciwnym wypadku nie śmiałbym zawracać panu głowy - odparł Norwich. – Mów! – Wolałbym się z panem spotkać. – Teraz to niemożliwe. Za kilka minut mam bardzo ważne spotkanie. Właściwie zawróciłeś mnie od drzwi. – Proszę przyjrzeć się temu! - Norwich przysunął do okna kamery wykonane w roku 1944 zdjęcie. – To jakaś zagadka? - usłyszał w odpowiedzi. – Proszę, niech pan się skupi. – Poznaję ciebie! – Ciepło. – A ten z tobą to… - w głośniku słychać było ciężki oddech starca. Namyślał się dłuższą chwilę, po czym stwierdził: – Jeśli mnie pamięć nie myli, ta sprawa została już… – Nie chodzi o Harlana - przerwał mu Norwich. – A o kogo? – Oficera Abwehry! – Kto to, do jasnej cholery?! - Ton, jak i słownictwo, jakiego właśnie użył szef Departamentu Nadzoru Przeszłości, dobitnie świadczyło o zdenerwowaniu, któremu uległ. Spojrzał na zegarek, po czym stwierdził: - Już jestem spóźniony. Mam dość zagadek! Albo mów natychmiast, albo rozłącz się i nie zawracaj mi więcej głowy tą sprawą. – Ta zagadka nie jest akurat najtrudniejszą, jaką panu kiedykolwiek zadałem - bronił się Norwich. Dalsze wodzenie starca za nos mogło się jednak skończyć dlań niezbyt korzystnie, wolał więc nie trzymać go dłużej w niepewności. - Sprawa Harlana, jak pan pamięta zakończyła się fiaskiem. Przez cały czas odnosiliśmy wrażenie, że ktoś miesza nam szyki. – Tak - potwierdził starzec. – Teraz już wiem, kto to był. Na linii zaległa cisza. – Pokaż zdjęcie jeszcze raz. - Na monitorze szefa departamentu pojawiła się ponownie czarno-biała fotografia wykonana prawie sto lat temu. - Czyżbyś znał tego oficera Abwehry? – Nazywa się Whitely. Przynajmniej pod takim poznałem go nazwiskiem… – Kiedy? – Przed czterema laty. Gdy zbierałem materiały w sprawie afery Watergate. Pan pamięta, chodziło o dowody, dzięki którym prezydent Ashbourne chciał doprowadzić do rehabilitacji Nixona. – Pamiętam - stwierdził od niechcenia starzec. - Bądź u mnie za pięć minut! Pięć minut później Norwich był już wprawdzie w gmachu Departamentu, ale kolejny kwadrans zajęło mu przebrnięcie przez wszystkie bramki i zabezpieczenia. Kto wie, może to właśnie Departament Nadzoru Przeszłości był najbardziej chronioną instytucją we współczesnych Stanach Zjednoczonych. A już na pewno znacznie bardziej niż pałac prezydencki. Szef, czekając na agenta, przemierzał nerwowo gabinet. Kiedy Norwich wszedł do biura, starzec stał akurat przy oknie i wpatrywał się w rozgwieżdżone niebo. Zwykli mieszkańcy Nowego Jorku widoków takich byli pozbawieni; napawać mogli się nimi jedynie najbogatsi - ci, których stać było na wynajęcie mieszkań bądź biur na najwyższych piętrach najwyższych wieżowców. Taka lokalizacja miała jednak także swoje minusy, zdradzała bowiem pochodzenie. Mieszkańcy „nizin” byli zazwyczaj bladzi i apatyczni, na co wpływ miał przede wszystkim brak kontaktu ze słońcem; osoby zamieszkujące „wyżyny” społecznej hierarchii, kłuli w oczy swym zdrowym wyglądem i śniadą cerą. W pracy rządowego agenta pochodzenie z "wyżyn” było wielce niewskazane. Dlatego też starano się - w zamian za lojalną służbę - płacić im nie gotówką, ale zamrożonymi do czasów odejścia z agencji lokatami bankowymi. Norwich żył więc skromnie, ale miał przynajmniej pewność, że starości doczeka w absolutnym luksusie. Podobnie jak sir Charles - szef Departamentu. – W międzyczasie zdjęcie poddane zostało analizie - powiedział, bez słowa powitania, starzec. - Wyniki leżą na biurku. Norwich sięgnął po dokument i szybko przebiegł wzrokiem jego treść. – Nie ma więc wątpliwości… – Martwi mnie jednak co innego - stwierdził sir Charles. - Jakim cudem nikt wcześniej nie zwrócił na to uwagi? – Ma pan tutaj odpowiedź. - Norwich postukał palcem w kartkę papieru. – Wymazali mu twarz? Wysłali hologram? W każdym razie na pewno są przebiegli! Starzec chwiejnym, zmęczonym krokiem przeszedł kilka metrów i z ulgą siadł na fotelu za biurkiem. – Popełnili jednak błąd - wtrącił Norwich, po raz kolejny przyglądając się fotografii, na której siedział obok Harlana. - Nie spodziewali się, że uda nam się wydostać to zdjęcie z archiwum Abwehry. Dlatego widać tu jego prawdziwą twarz… – My też mamy swoich ludzi w Abwehrze. A może to ten sam człowiek działa na dwa fronty? – To najgorsza z możliwości. Sir Charles wskazał agentowi dłonią stojący po drugiej stronie biurka fotel. – Opowiedz mi o nim. – Szczegółowe dane otrzyma pan na pewno z Ośrodka w Langley. – Ale co ty o nim wiesz? – Renegat. Groźny o tyle, że działa dla idei. Jego ojciec był współzałożycielem, działającej na Południu, Partii Narodowosocjalistycznej. Rozwiązano ją w roku 2016, część przywódców aresztowano, ale Warren Gatsby zbiegł do Ameryki Południowej. Dwa lata później Stan Whitely wstąpił do CIA. O tym, że jest to syn Gatsby’ego dowiedziano się dopiero przed czterema laty, po jego ucieczce z dokumentami Nixona. – Czego one dotyczyły? – Afery Watergate, wojny w Wietnamie i naszej interwencji w Kambodży. – Dla kogo pracował? – Oficjalnie nigdy się nie dowiedzieliśmy. – A nieoficjalnie? – Kilkakrotnie w zeznaniach świadków przewijała się nazwa OdeSSa. Sir Charles popadł w zadumę. Długimi, chudymi palcami podrapał się najpierw za uchem, a później na czubku głowy. Sprawiał wrażenie zamyślonego. Jego ptasi nos marszczył się co chwila, jakby jego właściciel miał trudności z oddychaniem. – Włożyliśmy to wtedy między bajki - dodał po kilkudziesięciu sekundach absolutnej ciszy Norwich. – To tłumaczyłoby ich zainteresowanie Harlanem - powiedział wolno i nienaturalnie głośno starzec. - Jeśli dotarli do niego przed nami, co mogli mu obiecać? Norwich wolał sobie tego nawet nie wyobrażać, ale odsuwanie myśli od problemu wcale go przecież nie rozwiązywało. – To samo co my - wolność, artystyczną i fizyczną. – Nie, nie - zaprotestował sir Charles. - Mogli obiecać mu znacznie więcej. Dalsze działanie na rzecz III Rzeszy. W tym kontekście twoja… przepraszam - poprawił się - nasza oferta nie brzmiała dla Harlana nazbyt atrakcyjnie. Norwich rzucił zdjęcie na biurko i poderwał się z fotela, jakby parzyło go wygodne, wyściełane czarną, ekologiczną skórą oparcie. – Myślę, że należałoby odwołać Waxwortha z Londynu. – Dlaczego? – Zdrajca musi być wśród nich. – Może to ten reżyser… ten Niemiec, który uciekł przed wojną do Ameryki? – Lang? - zastanowił się głośno agent. – Sam mówiłeś, że chodziło mu przede wszystkim o żonę. A propos, co się z nią stało po wojnie? – Z tego, co pamiętam, to nic - odparł Norwich. – Pytanie tylko, dlaczego? |