powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (BRE2)
Sebastian Chosiński #1 2022

Kšatrápavan
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Tyle miał jej do powiedzenia, a nie potrafił wykrztusić ani jednego słowa. Dziewczyna nie uśmiechała się. Może deprymowało ją towarzystwo żołnierzy za plecami, a może wcale nie przywoziła mu dobrych wieści.
– Chciałeś odlecieć bez pożegnania? – spytała.
Spuścił głowę. Potraktował to pytanie jak wyrzut, oskarżenie.
– Dałabyś sobie doskonale radę beze mnie – stwierdził.
– Nie o to chodzi, Adrianie – po raz pierwszy zwróciła się do niego po imieniu. I zabrzmiało to tak naturalnie, jakby byli kochankami od wielu już lat. Na moment zapomniał, kim ona jest naprawdę. Ponownie dał się pojmać w niewidzialną sieć, jaką wokół niego rozsnuła.
– To twoja ojczyzna, Rebeko.
– Obiecałeś, że mnie stąd zabierzesz.
– Obiecałem to Alisie! A teraz…
– Czy coś się zmieniło? – przerwała mu.
– Ty mi powiedz – wskazał ręką żołnierzy, stojących kilka metrów od nich, przy samochodzie, którzy zapewne tylko czekali na jedno słowo-rozkaz Rebeki, by rzucić się na niego i rozszarpać na strzępy. – Kim oni są?
– To moja ochrona – odpowiedziała. – Przydzielona przez ojca.
– Zamach to… też jego sprawka?
– Jaki zamach? – zapytała ze zdziwieniem.
– Nie wygłupiaj się. Wszyscy o tym mówią…
– Wszyscy? – powtórzyła takim tonem, jakby chciała go przedrzeźniać.
– Czy to także tylko pozór?
Teraz ona zamilkła. Długo ważyła w myślach odpowiedź, jakby zastanawiała się, ile może mu powiedzieć.
– Kserkses to dziwna planeta – stwierdziła jedynie, przerywając w końcu długą, nieznośną ciszę.
– Naprawdę chciałabyś ją opuścić na zawsze? – spytał.
– Teraz, gdy mam w ręku pełnię władzy?
Adriana zamurowało.
„Czy naprawdę się nie przesłyszałem? Czy ona to rzeczywiście powiedziała?”
Rebeka zaśmiała się, obserwując reakcję mężczyzny. Potem nagle spoważniała i niemal ze łzami w oczach oznajmiła:
– Mój ojciec nie żyje! Został zamordowany przez spiskowców, na czele których stanął jego zastępca! Ale wojsko nie poparło wiceprezydenta…
– Poparło ciebie? – spytał z niedowierzaniem.
– I tak, i nie – odparła. – Musiałam posłużyć się podstępem.
– Co wymyśliłaś tym razem?
Na odpowiedź nie musiał długo czekać. Po kolejnej zmianie osobowości zamiast pięknej kobiety stał przed nim mężczyzna w sile wieku – prezydent Dariusz.
– W ten sposób zostanie zachowane status quo – wytłumaczyła. – Za parę dni wyznaczę nowy termin koronacji na cesarza i w ten sposób historia po raz kolejny zatoczy wielkie koło.
– Twój ojciec wiedział? – spytał Adrian, palcem celując w pierś Dariusza.
Ten zaprzeczył.
– To był pomysł Alisy!
– Więc to ciebie szykowali na śmierć w zamachu. Jak się o tym dowiedziałaś? – Adrian nie mógł przyzwyczaić się do myśli, że osoba, która stoi przed nim nie jest już Rebeką.
– Stając się… Alisą.
Choć cała historia brzmiała niewyobrażalnie, Adrian dopiero teraz zaczynał ją rozumieć.
– Kto w takim razie naprawdę zginął w zamachu?
– Humbert Lasagne – odpowiedział Dariusz. – Podrzędny aktor stołecznego teatru…
Wiedział, że nic więcej się już nie dowie. Nawet nie chciał odkrywać kolejnych kart. Zastanawiał się jedynie, czy pozwolą mu odlecieć. Długo wahał się, nim w końcu zadał to pytanie.
– Ustalmy, że jesteś na Kserksesie persona non grata – stwierdził Dariusz. – Odlecisz w spokoju, ale pamiętaj, by nigdy już tu nie wracać!
– Nie mam najmniejszego zamiaru – zapewnił.
– Na co więc jeszcze czekasz…?
Dariusz podał mu na pożegnanie dłoń, którą Adrian po chwili wahania uścisnął, choć bez serdeczności. Spojrzał jeszcze w oczy prezydenta, jakby miał nadzieję, że gdzieś na ich dnie dostrzeże ogniki, które charakteryzowały spojrzenie Rebeki. Kamuflaż był jednak idealny. Chłód bijący z oczu Dariusza niemal dosłownie zmroził go. Puściwszy dłoń, prezydent odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę cierpliwie czekających na niego żołnierzy.
– Arwena – rzucił za nim szeptem Adrian, ale nie doczekał się żadnej reakcji osoby, do której słowo to było skierowane.
Gdy samochód odjechał, Adrian wrócił na pokład.
– Startuj! – rozkazał komputerowi. – I na zawsze już wykreśl nazwę tej planety z pamięci.
– Jak pan sobie życzy – stwierdziła maszyna.
– Otóż to, tak właśnie sobie życzę! – odparował ze wściekłością w głosie, wyłączając ekran monitora.
Nie chciał patrzeć na Kserksesa nawet z przestrzeni kosmicznej.
styczeń 2003
Słowniczek:
SATRAPA (od staroperskiego KŠATRÁPAVAN – opiekun prowincji) – w starożytnej Persji zarządca prowincji, sprawujący w niej najwyższą władzę administracyjną, sądową i wojskową. Wyposażeni w tak wielką władzę i rządzący na bardzo rozległych terytoriach, satrapowie przejawiali tendencje do usamodzielniania się i bardzo często stawali się groźnym niebezpieczeństwem dla władzy królewskiej i jedności państwa. Królowie próbowali zapobiec rozwijaniu się ich siły poprzez liczne, niespodziewane najczęściej, inspekcje. Nie byli jednak w stanie zapobiec licznym buntom i zdradom, jakich satrapowie się dopuszczali. W efekcie doprowadziły one do upadku państwa perskiego.
Aleksander Macedoński – odpowiedzialny za to wydarzenie – po podboju Persji utrzymał system satrapii, ale zdecydowanie ograniczył władzę satrapów, pozostawiając w ich ręku w zasadzie jedynie władzę administracyjną (władze sądową i wojskową sprawowali inni, naznaczeni przez Aleksandra, urzędnicy).
powrót; do indeksunastwpna strona

102
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.