Oficjalną odpowiedzią na mowę Hitlera było przemówienie ministra spraw zagranicznych Józefa Becka, wygłoszone w dniu 5 maja 1939 roku na plenarnym posiedzeniu Sejmu. Wtedy to Beck na pytanie: O co właściwie chodzi Niemcom?, odpowiedział: O odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da. Mowę swą zakończył zaś słowami: Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor. Mackiewicz skomentował to: Całej Polsce zaimponowała [w przemówieniu Becka] Jej własna postawa, Jej własna odpowiedź dana Hitlerowi, dana ewentualnym wrogom, do których raczej jutro będziemy strzelać, niż dziś ustąpimy na centymetr wobec ich żądań. Dodawał także: Sukcesem mowy ministra Becka jest właśnie jej efekt, że wszyscy w Polsce potraktowali ją za swoją, za własną, za państwową, oraz: Odpowiedź Polski dana Niemcom jest Jej, Polski, godną. Jest poza tym z całą Polską i z jej nastrojami – zgodną. Na temat ewentualnego konfliktu zbrojnego pisał natomiast: Znamy ją, wojnę. Nikt jej w Polsce nie pragnie, a przecież (rzecz dziwna – powtarzam) wszyscy jej chcą jednocześnie. Raczej jej niż: ustąpić. To jest właśnie poczucie honoru. Stała się przy okazji jeszcze jedna dziwna rzecz: Mackiewicz po raz pierwszy (i ostatni chyba) przemówił tak gorąco i żarliwie w imieniu całego kraju, całego narodu. W końcu maja dziennikarz przebywał w Gdańsku. Po powrocie napisał: Czym się różni właściwie Gdańsk od miast Rzeszy? Na oko trudno byłoby różnicę tę wskazać. […] Żadnych pozorów różnicy, żadnych pozorów zewnętrznej przyzwoitości państwowej w stosunku do suwerennych praw Rzeczypospolitej już się nie zachowuje. Uważał za niebezpieczne podtrzymywanie złudzeń i działania polskiej prasy, która z przesadnym optymizmem chwytała się każdego zdania rodzonego gdańszczanina, niezadowolonego z panującej sytuacji. Samo niezadowolenie nic tu bowiem nie dałoby, nic by nie zmieniło. Bzdury tamto wszystko – wołał. - Nie czas dziś na złudzenia. W taki czas gorący… I choć stwierdzał, że ustąpić Gdańska nie możemy i nie ustąpimy, dodawał od razu: Ale dziś nie względy gospodarcze będą o tym decydować, nie nastroje ludności, a jedynie tylko i wyłącznie – siła zbrojna. – To trzeba sobie powiedzieć otwarcie. Nadal niektórzy nie byli skłonni w to wierzyć. Łudzili się ciągle, że przecież w Gdańsku też mieszkają Polacy, którzy są Hitlerowi zdecydowanie przeciwni. To jednak, zdaniem Mackiewicza, nie miało już znaczenia. […] poza terrorem fizycznym – pisał – hitleryzm wyspecjalizował się w terrorze moralnym. Nie ma się po co łudzić i zawracać sobie głowę podziałem Gdańska na tych, co chcą do Rzeszy i tych, co nie chcą. […] Dziś oblicze Wolnego Miasta jest wyraźne i jednolite. W prasie litewskiej pojawiły się nawet zdania porównujące obecną sytuację w Gdańsku z sytuacją w Kłajpedzie sprzed dwóch miesięcy. Mackiewicz zgadzał się z tym porównaniem i zauważał tylko jedną różnicę pomiędzy Kłajpedą a Gdańskiem, przemawiającą na korzyść utrzymania Gdańska w sferze uprawnień Polski – otóż to, że Polska ma ich czym bronić i bronić będzie. 5. „Chcą was sprzedać bolszewikom!” Będąc ponownie na Pomorzu dwa miesiące później – w lipcu 1939 roku – zauważał, że sytuacja w Gdańsku ulega systematycznemu tzw. pogorszeniu, ale nie powinno to nas ani dziwić, ani tym mniej straszyć. Bo sytuacja ta jest jasna, wyraźna, jak na dłoni. W maju co niektórzy mogli mieć jeszcze złudzenia, w lipcu nie powinien ich mieć nikt. Gdańsk jest niemiecki, a formalnie tylko Wolnym Miastem – dodawał. – Faktycznie robi to, co każe mu Hitler. […] [My zaś] Wołamy wciąż: Gdańsk, Gdańsk! zupełnie jakby Hitlerowi tylko o to miasto chodziło na świecie, a więcej o nic. Tymczasem Gdańsk jest drobnym etapem, niczym więcej, w hitlerowskim Drang, już nie nach Osten, ale na wszystkie strony świata. Co za przenikliwość! Niewiele było wtedy tego typu głosów w prasie polskiej, a nawet światowej. Na Zachodzie łudzono się najpierw, że ambicje i apetyt Hitlera zaspokoi najpierw Austria, potem Czechosłowacja, następnie Kłajpeda, a w końcu – Polska; że mimo wszystko będzie on parł wyłącznie na Wschód. Mackiewicz rozprawił się z tymi złudzeniami: Hitlerowi chodziło w tej chwili już o całą Europę, o cały świat i ani Francja, ani Anglia nie mogły czuć się bezpieczne. Niemcy tymczasem postępowali w Gdańsku coraz bardziej bezczelnie. Sprowadzali broń dla jednej dywizji, której zadaniem – jak twierdzili – ma być defensywne powstrzymanie naporu wojsk polskich na wypadek zajęcia przez nas Gdańska. Mackiewicza tym razem stać jednak było na – zaskakujący nieco w tej sytuacji – optymizm; wierząc w siłę polskiego oręża, napisał: […] z chwilą gdy zapadnie decyzja rozwiązania międzynarodowego sporu, ta jedna dywizja niemiecka będzie dosłownie zniesiona, zmasakrowana w ciągu kilku godzin przez wojska polskie, które stalową obręczą stanęły nad granicami Rzeczypospolitej. A jednak i on nie pozbył się wszystkich złudzeń… Parę dni później, opisując prowokacje niemieckie na osobach polskich urzędników celnych w Gdańsku, stwierdził jeszcze raz: Z praw swych w Gdańsku Polska nie zamierza ani zrezygnować, ani też od nich odstąpić.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Po powrocie z Gdańska i kilkunastodniowym odpoczynku w Wilnie Mackiewicz udał się do Rygi. Tam trafił na wizytę powracającego z Moskwy ministra angielskiego Williama Stranga. W marcu bowiem Związek Radziecki zaproponował państwom bałtyckim pomoc w wypadku ewentualnej agresji Niemiec na te państwa, gdyż wówczas sam poczułby się bardzo zagrożony. Sowieci wspomnieli jednak m.in. o „agresji pośredniej”, co – zdaniem Mackiewicza – oznaczać mogło tylko jedno: […] prawo Sowietów do mieszania się w wewnętrzne sprawy państw bałtyckich. – Zezwolą one na legalizację partii narodowo-socjalistycznej? Agresja pośrednia Niemiec. Sowieci wkroczą i będą robić porządek, będą udzielać pomocy. Odpowiedź państw bałtyckich na tę propozycję – udzielona w kwietniu – była negatywna; zdecydowanie odrzuciły pomoc sowiecką Finlandia i Estonia, niezbyt jasno sformułowała swoje stanowisko Łotwa. Tymczasem w Moskwie doszło do rozmów angielsko-sowieckich; Anglicy starali się ustalić, co należy rozumieć pod pojęciem „agresji pośredniej”. Wykorzystywała to propaganda niemiecka, podszeptując: Widzicie, chcą was sprzedać bolszewikom! Mackiewicz, obiektywnie rozpatrując żądania Moskwy (która obawiała się przejęcia kontroli nad państwami bałtyckimi przez Niemcy), pisał: […] trudno nie przyznać tej argumentacji pewnej dozy słuszności. Dostrzegał jednocześnie jeszcze inną możliwość – tę najgorszą z możliwych: Państwa bałtyckie obawiają się porozumienia anglo-sowieckiego, ale jest jeszcze coś groźniejszego, co ich straszy i spędza sen z powiek, groźniejszego od hegemonii bolszewickiej nad Bałtykiem i od agresji niemieckiej. Mianowicie: widmo porozumienia sowiecko… niemieckiego. Podział wpływów, rozbiór terytoriów. Wtedy już koniec. Słowa te napisał Mackiewicz 13 sierpnia, dokładnie dziesięć dni później ta „najgorsza z możliwości” stała się faktem. 6. „Faktyczna niezależność” a „rzeczywista suwerenność” Z Rygi pojechał Mackiewicz do Tallina. Tam stwierdził, że rząd estoński odnosi się do konfliktu niemiecko-polskiego raczej przychylnie dla Niemców, podczas gdy ludność całkowicie popiera Polaków. Finlandia natomiast nie miała żadnych obiekcji, żadnych wahań; zawsze nastawiona antyrosyjsko i antysowiecko […] liczy dziś bardziej na przyjaźń Niemców, niż na jakiekolwiek inne państwo w Europie. Sytuacja we wszystkich państwach bałtyckich (z wyjątkiem Finlandii) była ciągle niejasna – istotnie oscylują [one] pomiędzy Niemcami i Moskwą w sposób zdradzający daleko posunięte zdenerwowanie. Obawiały się bowiem skomunizowania, były jednak pewne, że pozostając pod władzą Sowietów – nie wymrą narodowo i pozostaną na swej ziemi (!); a „pod Niemcami” – grozi im „deportacja”, do czego dochodziło w Austrii i Czechosłowacji po wkroczeniu doń wojsk hitlerowskich. Państwa bałtyckie – pozostające między Stalinem i Hitlerem – znalazły się w zasadzie między młotem a kowadłem. Polska nie mogła być tu żadną przeciwwagą, żadnym gwarantem zachowania przez nie niepodległości i suwerenności. Prócz tego, jak pisał Mackiewicz, – do Polski mają te państwa żal: 1) za stanowisko wobec Czechosłowacji w dobie Sudetów, 2) za niepodtrzymywanie Litwy w dobie Kłajpedy, 3) za brak wyraźnego stanowiska obecnie, w dobie rokowań anglo-sowieckich. – Poza tym jednak szczery podziw za śmiałe odrzucenie żądań Hitlera. Podziw to jednak mało, tym bardziej że niemiecka propaganda przez cały czas działała w kierunku uśpienia czujności państw bałtyckich. |