Marc Bourgne - scenarzysta i rysownik "Franka Lincolna" - historyk z wykształcenia, ma "bzika" na punkcie Alaski.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nie dość, że właśnie ów najbardziej wysunięty na północ stan USA obrał sobie za temat pracy magisterskiej (obronionej na słynnym uniwersytecie Sorbona), to na dodatek uczynił go tłem wydarzeń aż dwóch stworzonych przez siebie serii komiksowych: nieznanej jeszcze w naszym kraju "Być wolnym" oraz właśnie "Franka Lincolna". Inna sprawa, że owa geograficzna egzotyka nijak nie przekłada się na zwiększenie atrakcyjności albumu. Tytułowa postać to eksglina, który po tajemniczym zniknięciu przed pięcioma laty swojej żony Susan, postanowił rozstać się z policją w Anchorage (to największe miasto na Alasce) i zacząć pracować na własny rachunek. Został prywatnym detektywem, który pomiędzy rozwiązywaniem kolejnych "zapierających dech w piersiach" spraw kryminalnych stara się dociec, co tak naprawdę przydarzyło się jego małżonce - notabene byłej agentce FBI (choć, jak nieraz można usłyszeć w filmach szpiegowskich, z tej służby tak naprawdę nigdy się nie odchodzi). Śledztwo jest jednak wyjątkowo trudne, gdyż Lincoln posiada tylko jeden ślad. Prowadzi on do niezwykle bogatego biznesmena i "domniemanego bossa mafii" na Alasce, Roberto Moreno. Traf chce, że kolejna sprawa, którą Frank musi rozwikłać - a która przedstawiona została właśnie w drugim tomie serii - ma po części związek właśnie z tym człowiekiem. Co to za sprawa? Na jednej z dalekomorskich platform wiertniczych należących do firmy "Golden Oil", której jednym z głównych akcjonariuszy jest pan Moreno, popełnione zostaje morderstwo. Ofiarą pada "szpieg" ekologicznej organizacji Greenwar, którego zadaniem było zapobiec planowanemu sabotażowi na platformie. Żeby było śmieszniej, sabotaż ten miał zostać przeprowadzony na zlecenie szefostwa koncernu. W ten sposób uzyskałoby ono od rządu zgodę na zatopienie, przynoszącej firmie coraz mniejsze zyski, platformy w morzu, zamiast konieczności jej kosztownego - ale z punktu widzenia ochrony środowiska naturalnego znacznie bardziej korzystnego - demontażu. Firma ubezpieczeniowa, która w przypadku awarii platformy musiałaby wypłacić "Golden Oil" kolosalne odszkodowanie, stara się oczywiście "wyperswadować" Robertowi Moreno taki scenariusz wydarzeń, a pomóc jej w "przekonaniu" biznesmena-gangstera ma... Frank Lincoln! Frank, choć trochę fajtłapowaty, na dodatek często sięgający po alkohol, radzi sobie z wyjaśnieniem zagadki nadzwyczaj łatwo. Trzeba jednak przyznać, że do końcowego sukcesu prowadzą go wcale nie zdolności detektywistyczne, ale pewna lekarka-nimfomanka, starająca się po pięciu latach seksualnej abstynencji przypomnieć Lincolnowi, po co natura obdarzyła go genitaliami. Brzmi żenująco? Nie moja to wina... Dotarłszy do ostatniej strony albumu, nie mogłem pozbyć się natrętnej myśli, że klimat Alaski zdecydowanie panu Bourgne nie służy. W trakcie tworzenia drugiego tomu tej serii musiała go chyba dopaść owa słynna "arktyczna melancholia", co to podobno potrafi nawet rozum odebrać, popychając najbardziej zdrowego na umyśle człowieka na skraj szaleństwa. Historyjka, którą wymyślił autor, jest daleko na bakier z logiką, ale i to można by mu wybaczyć, gdyby przynajmniej ciekawie ją opowiedział. Jedyne, na co warto zwrócić uwagę, to bardzo realistyczne scenki kopulacji detektywa z panią doktor. (Może więc pożytek byłby większy, gdyby pan Bourgne zabrał się np. za adaptację "Kamasutry" - jak widać, pewne doświadczenie w tej tematyce już ma). Można się też jednak pocieszać: gorzej już być nie może, więc trzeci tom siłą rzeczy musi być lepszy.
Tytuł: Commander Anderson ISBN-10: 83-7320-451-2 Format: 210×297 Cena: 18,90 Gatunek: sensacja Ekstrakt: 40% |