Tyle miał jej do powiedzenia, a nie potrafił wykrztusić ani jednego słowa. Dziewczyna nie uśmiechała się. Może deprymowało ją towarzystwo żołnierzy za plecami, a może wcale nie przywoziła mu dobrych wieści. – Chciałeś odlecieć bez pożegnania? – spytała. Spuścił głowę. Potraktował to pytanie jak wyrzut, oskarżenie. – Dałabyś sobie doskonale radę beze mnie – stwierdził. – Nie o to chodzi, Adrianie – po raz pierwszy zwróciła się do niego po imieniu. I zabrzmiało to tak naturalnie, jakby byli kochankami od wielu już lat. Na moment zapomniał, kim ona jest naprawdę. Ponownie dał się pojmać w niewidzialną sieć, jaką wokół niego rozsnuła. – To twoja ojczyzna, Rebeko. – Obiecałeś, że mnie stąd zabierzesz. – Obiecałem to Alisie! A teraz… – Czy coś się zmieniło? – przerwała mu. – Ty mi powiedz – wskazał ręką żołnierzy, stojących kilka metrów od nich, przy samochodzie, którzy zapewne tylko czekali na jedno słowo-rozkaz Rebeki, by rzucić się na niego i rozszarpać na strzępy. – Kim oni są? – To moja ochrona – odpowiedziała. – Przydzielona przez ojca. – Zamach to… też jego sprawka? – Jaki zamach? – zapytała ze zdziwieniem. – Nie wygłupiaj się. Wszyscy o tym mówią… – Wszyscy? – powtórzyła takim tonem, jakby chciała go przedrzeźniać. – Czy to także tylko pozór? Teraz ona zamilkła. Długo ważyła w myślach odpowiedź, jakby zastanawiała się, ile może mu powiedzieć. – Kserkses to dziwna planeta – stwierdziła jedynie, przerywając w końcu długą, nieznośną ciszę. – Naprawdę chciałabyś ją opuścić na zawsze? – spytał. – Teraz, gdy mam w ręku pełnię władzy? Adriana zamurowało. „Czy naprawdę się nie przesłyszałem? Czy ona to rzeczywiście powiedziała?” Rebeka zaśmiała się, obserwując reakcję mężczyzny. Potem nagle spoważniała i niemal ze łzami w oczach oznajmiła: – Mój ojciec nie żyje! Został zamordowany przez spiskowców, na czele których stanął jego zastępca! Ale wojsko nie poparło wiceprezydenta… – Poparło ciebie? – spytał z niedowierzaniem. – I tak, i nie – odparła. – Musiałam posłużyć się podstępem. – Co wymyśliłaś tym razem? Na odpowiedź nie musiał długo czekać. Po kolejnej zmianie osobowości zamiast pięknej kobiety stał przed nim mężczyzna w sile wieku – prezydent Dariusz. – W ten sposób zostanie zachowane status quo – wytłumaczyła. – Za parę dni wyznaczę nowy termin koronacji na cesarza i w ten sposób historia po raz kolejny zatoczy wielkie koło. – Twój ojciec wiedział? – spytał Adrian, palcem celując w pierś Dariusza. Ten zaprzeczył. – To był pomysł Alisy! – Więc to ciebie szykowali na śmierć w zamachu. Jak się o tym dowiedziałaś? – Adrian nie mógł przyzwyczaić się do myśli, że osoba, która stoi przed nim nie jest już Rebeką. – Stając się… Alisą. Choć cała historia brzmiała niewyobrażalnie, Adrian dopiero teraz zaczynał ją rozumieć. – Kto w takim razie naprawdę zginął w zamachu? – Humbert Lasagne – odpowiedział Dariusz. – Podrzędny aktor stołecznego teatru… Wiedział, że nic więcej się już nie dowie. Nawet nie chciał odkrywać kolejnych kart. Zastanawiał się jedynie, czy pozwolą mu odlecieć. Długo wahał się, nim w końcu zadał to pytanie. – Ustalmy, że jesteś na Kserksesie persona non grata – stwierdził Dariusz. – Odlecisz w spokoju, ale pamiętaj, by nigdy już tu nie wracać! – Nie mam najmniejszego zamiaru – zapewnił. – Na co więc jeszcze czekasz…? Dariusz podał mu na pożegnanie dłoń, którą Adrian po chwili wahania uścisnął, choć bez serdeczności. Spojrzał jeszcze w oczy prezydenta, jakby miał nadzieję, że gdzieś na ich dnie dostrzeże ogniki, które charakteryzowały spojrzenie Rebeki. Kamuflaż był jednak idealny. Chłód bijący z oczu Dariusza niemal dosłownie zmroził go. Puściwszy dłoń, prezydent odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę cierpliwie czekających na niego żołnierzy. – Arwena – rzucił za nim szeptem Adrian, ale nie doczekał się żadnej reakcji osoby, do której słowo to było skierowane. Gdy samochód odjechał, Adrian wrócił na pokład. – Startuj! – rozkazał komputerowi. – I na zawsze już wykreśl nazwę tej planety z pamięci. – Jak pan sobie życzy – stwierdziła maszyna. – Otóż to, tak właśnie sobie życzę! – odparował ze wściekłością w głosie, wyłączając ekran monitora. Nie chciał patrzeć na Kserksesa nawet z przestrzeni kosmicznej. SATRAPA (od staroperskiego KŠATRÁPAVAN – opiekun prowincji) – w starożytnej Persji zarządca prowincji, sprawujący w niej najwyższą władzę administracyjną, sądową i wojskową. Wyposażeni w tak wielką władzę i rządzący na bardzo rozległych terytoriach, satrapowie przejawiali tendencje do usamodzielniania się i bardzo często stawali się groźnym niebezpieczeństwem dla władzy królewskiej i jedności państwa. Królowie próbowali zapobiec rozwijaniu się ich siły poprzez liczne, niespodziewane najczęściej, inspekcje. Nie byli jednak w stanie zapobiec licznym buntom i zdradom, jakich satrapowie się dopuszczali. W efekcie doprowadziły one do upadku państwa perskiego. Aleksander Macedoński – odpowiedzialny za to wydarzenie – po podboju Persji utrzymał system satrapii, ale zdecydowanie ograniczył władzę satrapów, pozostawiając w ich ręku w zasadzie jedynie władzę administracyjną (władze sądową i wojskową sprawowali inni, naznaczeni przez Aleksandra, urzędnicy). |