Żył zaledwie dwadzieścia sześć lat, a mimo to pozostawił po sobie legendę, która przetrwa wieki. I to nie dlatego, że miał szczególny dar do wywoływania towarzyskich skandali. O poetach, którzy tylko w tym się specjalizowali, dzisiaj nikt już nie pamięta. O wielkości Rafała Wojaczka świadczy jego dzieło – bezkompromisowa jak on sam poezja, która aktualna będzie tak długo, jak długo istnieć będzie Polska. I to najmniej istotne jak zwana.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Poetów „przeklętych” w historii literatury polskiej – ani też, oczywiście, światowej – nigdy nie brakowało, choć największy ich „wysyp” przyniósł jednak wiek XX. Początek całemu pochodowi tych nieprzystosowanych do społeczeństwa mistrzów pióra dał okres Młodej Polski. Palmę pierwszeństwa należałoby chyba przyznać najbardziej demonicznemu literatowi przełomu wieków XIX i XX – Stanisławowi Przybyszewskiemu. W jego biografii znalazły się niemal wszystkie elementy wyróżniające poetę „przeklętego": - twórczość, która miała rewolucyjny wpływ na literaturę okresu, w którym żył;
- legenda, która narodziła się jeszcze za jego życia, ale trwała także i po śmierci;
- ekscesy erotyczno-alkoholowe, które odcisnęły piętno na życiu pisarza – zarówno artystycznym, jak i osobistym;
- kontrowersje, jakie wzbudzał już wśród sobie współczesnych, co dzieliło ich na zagorzałych wrogów, jak i fanatycznych zwolenników;
- swoista kontrkulturowość, przejawiająca się w funkcjonowaniu na marginesie oficjalnego życia kulturalnego epoki.
Zabrakło tylko jednego: poeci „przeklęci” – ci przynajmniej, którym żyć przyszło w czasach Polski Ludowej – ginęli tragicznie, nierzadko śmiercią samobójczą. Przybyszewski tymczasem zmarł jako niemal nobliwy, nawrócony na wiarę katolicką staruszek. Pojęcie „poety przeklętego” zrodziło się jednak dopiero w latach 80. W czasach, kiedy historycy literatury zaczęli dostrzegać pewną prawidłowość, obserwując – z perspektywy czasu – zmagania z życiem i piórem młodych twórców czasu PRL-u. Rafał Wojaczek nie był bowiem ani pierwszym, ani też ostatnim „poetą przeklętym”. Przed nim byli inni – znacznie bardziej znany ze swoich prozatorskich dzieł Tadeusz Borowski (popełnił samobójstwo, mając 29 lat; 1922-1951), Andrzej Bursa (zmarł nagle w wieku 25 lat; 1932-1957), Włodzimierz Szymanowicz (odebrał sobie życie, mając zaledwie lat 21; 1946-1967). Inni „przyszli” też po Wojaczku: Edward Stachura (popełnił samobójstwo w roku 1979), Ryszard Milczewski-Bruno (zginął tragicznie w tym samym roku, co Stachura), czy też przez wiele lat cierpiący na chorobę psychiczną poznaniak z wyboru Andrzej Babiński, który w połowie lat 80. rozstał się z życiem, skacząc z mostu Marchlewskiego. Kto przeżył? Chyba tylko krajan Babińskiego Wincenty Różański. Uważany za ostatniego z żyjących z „poetów przeklętych"… Rafał Wojaczek urodził się 6 grudnia 1945 roku w Mikołowie. Jego rodzice byli nauczycielami. W rodzinnym miasteczku Rafał uczył się w szkole podstawowej, tam też rozpoczął naukę w liceum. Mając lat 15, przeniósł się jednak do szkoły średniej w Katowicach-Ligocie, by ostatecznie egzamin dojrzałości zdać w Kędzierzynie Koźlu. Bezpośrednio po maturze zaczął studiować filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale długo na tej szacownej uczelni nie wytrwał – po pół roku rzucił studia i w 1964 roku przeniósł się do Wrocławia. Tam podjął pracę w Miejskim Przedsiębiorstwie Oczyszczania na „odpowiedzialnym” stanowisku dyspozytora samochodów. Po kilku miesiącach stracił jednak tę posadę i od tej pory nigdzie na stałe miejsca zatrudnienia już nie znalazł. W maju 1965 roku trafił do kliniki psychiatrycznej wrocławskiej Akademii Medycznej (rozpoznanie – signa psychopathica). Tam poznał swoją przyszłą żonę Teresę, która była w tej klinice pielęgniarką. Rok później ożenił się z nią, mieli dziecko. Małżeństwo to jednak bardzo szybko się rozpadło. Teresa odeszła, zabierając ze sobą córeczkę Dagmarę. Jako poeta Wojaczek debiutował w wieku dwudziestu lat – w grudniu 1965 roku – w pierwszym numerze nowopowstałego miesięcznika „Poezja”. Jego życie pełne było ekscesów, pijackich burd, czasami absurdalnych przejawów buntu wobec rzeczywistości, w której przyszło mu żyć. Uznany za chuligana i skandalistę, nigdy nie został przyjęty w poczet członków Związku Literatów Polskich. „Pracował” zresztą na taką opinię wyjątkowo gorliwie. W październiku 1967 roku za zakłócanie porządku publicznego skazany został na dwa miesiące aresztu, które odsiedział we wrocławskim Ośrodku Pracy Więźniów. Pomimo niechęci, jaką darzony był przez nobliwych literatów, dane mu było spędzić jeden miesiąc – czerwiec 1969 roku – w Domu Pracy Twórczej ZLP w Zakopanem. Było to w tym samym roku, kiedy światło dzienne ujrzał debiutancki tomik poetycki Wojaczka – „Sezon”. Tomik, który przyniósł mu ogromny rozgłos i idącą z nim w parze popularność. Za życia udało mu się wydać jeszcze tylko jeden zbiór wierszy – „Inną bajkę” (w rok po „Sezonie”). Dwa kolejne – również opublikowane w 1972 roku: „Nie skończona krucjata” i „Którego nie było” – opatrzone już zostały dopiskiem „pośmiertne”. Ostatni wiersz, który napisał, nosi datę 8 marca 1971 roku. Dwa miesiące później popełnił samobójstwo. Nie udało mu się to za pierwszym razem. Jak wspomina przyjaciel Wojaczka Bogusław Kierc, przeszkodzono mu, gdy pewnego dnia próbował się powiesić. W nocy z 10 na 11 maja 1971 nie znalazł się już jednak nikt, kto mógł go powstrzymać. W pokoju wynajętym od pewnej rencistki otruł się. Pochowany został na cmentarzu św. Wawrzyńca we Wrocławiu.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Wojaczek prowadził dziennik. Nie został on jeszcze wydany w całości, publikowano już jednak gdzieniegdzie jego fragmenty. Krótko przed śmiercią napisał: „ Mogę sprawiać wrażenie cynika. Jednak jestem niewinny (…). Ja nie umiem mówić (rozmawiać) (…). Nie umiem żyć. Nie umiem sobie poradzić z niczym. Tylu tu ludzi, aż strach„. Czy był chory psychicznie? Próbowano patrzeć na jego poezję z tej właśnie perspektywy i odnajdywano w niej kliniczne wprost dowody na urojenia hipochondryczne. Czy to jednak powinno przeszkadzać nam w percepcji jego twórczości? Czy powinno obniżać jej wartość? Jedni, by widzieć więcej, więcej czuć, sięgają po narkotyki, w ten sposób otwierając „wrota percepcji”, zarazem degradując własny umysł. Jeszcze inni – tacy jak Wojaczek – noszą owo szaleństwo w sobie. By jednak zrozumieć twórczość Wojaczka, meandry jego życia, by zrozumieć dokonywane przezeń wybory, trzeba przyjrzeć się bliżej epoce, w której żył. Połowa lat 60. to okres rządów „ciemniaków” – jak nazywał I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułkę i jego klikę Stefan Kisielewski. To czasy, które Tadeusz Różewicz, jak najbardziej trafnie, sportretował w swoich najgłośniejszych dramatach: „Kartotece” i „Naszej małej stabilizacji” czasy, kiedy ludzie rezygnowali z własnych ideałów, kiedy wszystkich ogarnął marazm. Czasy, w opozycji do których narodziła się poetycka Nowa Fala. Czasy znaczone studenckimi protestami (w marcu 1968 roku) i antysemicką nagonką rozpętaną przez narodowych socjalistów z kręgu Mieczysława Moczara. Czasy, kiedy – jak za narodzin komunizmu w Rosji Radzieckiej – niemal każdy sekretarz partyjny na dźwięk słowa „kultura” odbezpieczał pistolet… W takiej Polsce przyszło żyć Wojaczkowi. Wojaczek był rówieśnikiem Polski Ludowej. W 1945 roku urodził się też Adam Zagajewski. O rok odeń młodsi są Julian Kornhauser i Stanisław Barańczak – późniejsi twórcy i główni ideologowie Nowej Fali. A jednak Wojaczkowi nie było z nimi po drodze. On był kontrkulturowy, osobny, szedł własną drogą. Ich, chciałoby się powiedzieć, „inteligenckiej” poezji, on przeciwstawiał skrajny naturalizm. Nie stronił bowiem w swoich wierszach od wulgaryzmów i opisów sytuacji obscenicznych; pełno w jego strofach „krwi, spermy, potu, smrodu”, koszmarów, śmierci i miłości. Jeden z krytyków napisał nawet: „Znaczna część twórczości Wojaczka została zainspirowana przez dwie sytuacje egzystencjalne: miłość i śmierć. Wszechobecna w jego wierszach miłość traktowana jest przez poetę jako przeciwwaga, przezwyciężenie, czy raczej jako próba przezwyciężenia jawiącej się zza muru (…) – śmierci„. Czy można zatem mieć pretensje do Wojaczka o to, że przedstawiał świat, jakiego wielu nie chciało oglądać, nie chciało w ogóle dopuszczać myśli jego istnienia? Taka przecież była wtedy Polska… Taką Polskę opisywali już, choć jednak mniej dosadnie, Andrzej Bursa i Marek Hłasko, będący, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, największymi literackimi idolami Wojaczka. Był on więc i „poetą przeklętym”, i „kaskaderem literatury”, ale był również – i tego odebrać mu w żaden sposób nie można – poetą, który poprzez własne „urojenia” wyrażał frustracje całego pokolenia. Nie bez powodu jedna z najlepszych antologii polskiej poezji – Bohdanów Drozdowskiego i Urbankowskiego – wydana w końcu lat 80., nosi tytuł „Od Staffa do Wojaczka”. Świadczy to o jego ogromnej roli i znaczeniu w historii literatury PRL-owskiej, choć tak odległy był przecież od ideału socjalistycznej kultury… Największą popularność zdobyły te wiersze Wojaczka, w których kontestował on rzeczywistość: „Ballada bezbożna”, „Modlitwa bohaterów”, „Piosenki bohaterów”, „Ballada o prawdziwej krwi”, „Kochanka powieszonego”, „Damski klub”. Na dalszy plan zeszły natomiast te liryki, które każą dostrzegać w nim poetę zapatrzonego w polski romantyzm, poetę wychowanego na wierszach Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego. A przecież takim właśnie jawi się Wojaczek w „Mówię do ciebie cicho”, „Umiem być ciszą”, „Światełku”… O tym, że był człowiekiem wrażliwym, słabym, samotnym i zagubionym, przekonuje też jego dziennik. „(…) oczywiście zabiła go wrażliwość tak, jak zabiła wielu innych. A jeszcze wielu innych wisi na włosku. TROCHĘ wrażliwości, nawet DUŻO wrażliwości jest darem nad darami. ZA DUŻO wrażliwości jest przekleństwem. Nazywajmy rzecz po imieniu. To jest nóż na gardle!„ – słowa te napisał Stachura. Nie były one poświęcone Wojaczkowi, ale innemu poecie, który przedwcześnie rozstał się z życiem – wspomnianemu już wcześniej Włodzimierzowi Szymanowiczowi. Kiedy Stachura pisał je, Wojaczek jeszcze żył i zapewne nie mógł nie zgodzić się z tym, co Sted napisał o jednym z nich. Inna sprawa, że po latach słowa Stachury można było idealnie odnieść do samego Wojaczka… O popularności autora „Innej bajki” świadczą regularnie ukazujące się – przynajmniej raz na dekadę – kolejne wybory jego wierszy. Po jego wiersze – „piosenki” – „ballady” sięgają też bardowie. Śpiewali je Roman Kołakowski i Kuba Sienkiewicz. W roku 1991 Dariusz Wasilewski wydał kasetę zatytułowaną „Rafała Wojaczka ballady bezbożne”, po czym przemierzył Polskę wzdłuż i wszerz z aktorem Mirosławem Konarowskim, by zaprezentować szerszej publice kameralny spektakl poetycko-muzyczny oparty na twórczości poety. W końcu przed czterema laty z legendą zmierzył się pisarz i reżyser filmowy Lech Majewski, twórca biograficznego obrazu „Wojaczek”. W tytułowej roli obsadził naturszczyka, też zresztą poetę, Krzysztofa Siwczyka. Film wzbudził mieszane uczucia, ale wywołał dyskusję, która po raz kolejny kazała zadumać się i zastanowić nad fenomenem twórczości poety z Mikołowa. Film był też hołdem złożonym najbliższym żyjącym krewnym Rafała – żonie Teresie i bratu Andrzejowi (zawodowemu aktorowi), którzy w epizodach pojawili się na ekranie. Bibliografia Rafała Wojaczka: - Tomiki wydane za życia autora:
- „Sezon” (Wydawnictwo Literackie, Kraków 1969)
- „Inna bajka” (Ossolineum, Wrocław 1970)
- Tomiki „pośmiertne”, ale przygotowane przez autora:
- „Którego nie było” (Ossolineum, Wrocław 1972)
„Nie skończona krucjata” (Wydawnictwo Literackie, Kraków 1972) - „Reszta krwi” (Instytut Mikołowski, Mikołów 1999)
- Najważniejsze „pośmiertne” zbiory wierszy:
- „Utwory zebrane” (Ossolineum, Wrocław 1977)
„List do nieznanego poety” (Wydawnictwo Literackie, Kraków 1983; II wydanie: Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1987) - „Od Staffa do Wojaczka” – antologia pod redakcją Bohdana Drozdowskiego i Bohdana Urbankowskiego (Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1991)
- „Wiersze zebrane” (Biuro Literackie, Wrocław 2005, kolejne wydania: 2006, 2007))
Wojaczek miał szczęście do ciekawych opracowań autorstwa innych poetów, które dołączano do „pośmiertnych” wyborów jego wierszy. Na uwagę zasługują przede wszystkim dwa: wstęp Tymoteusza Karpowicza do „Utworów zebranych” (zatytułowany „Sezon na ziemi”) oraz Stanisława Stabro do „Listu do nieznanego poety” (pt. „W czyśćcu jasnowidzenia” – pełna jego wersja ukazała się kilka lat wcześniej na łamach „Twórczości” 7/1978). Nasze postrzeganie Wojaczka na długo ukształtował obraz poety odmalowany przez Edwarda Kolbusa w kultowej swego czasu książce „Kaskaderzy literatury” (Łódź 1986); autorowi „Kochanki powieszonego” poświęcony został rozdział pt. „Z dziejów krucjaty, której nie było”. Na te same mniej więcej aspekty jego życia i twórczości kilka lat później zwrócił uwagę Jan Marx w obszernej monografii „Legendarni i tragiczni. Eseje o polskich poetach przeklętych” (Warszawa 1993); swój esej zatytułował w sposób niezwykle znaczący: „Alkohol powoli wypierał krew z obiegu”. Po roku 1989 ukazały się trzy godne wspomnienia książki poświęcone Wojaczkowi: Macieja M. Szczawińskiego „Rafał Wojaczek, który był” (Katowice 1993, 1996), Stanisława Srokowskiego „Skandalista Wojaczek. Poezja, dziewczyny, miłość” (Wrocław 1999, 2006) oraz najnowsza – i zarazem najbardziej wartościowa – Bogusława Kierca „Rafał Wojaczek. Prawdziwe życie bohatera” (Warszawa 2007). Wstępem do tej ostatniej był w zasadzie szkic poświęcony poecie z Mikołowa, jaki Kierc zawarł w zbiorze swoich esejów „Moje kochanki” (Wrocław 2001). Pojedyncze teksty, artykuły i omówienia zebrane zostały natomiast w tomie zatytułowanym „Który jest. Rafał Wojaczek w oczach przyjaciół, krytyków i badaczy” pod redakcją Romualda Cudaka i Macieja Meleckiego (Katowice 2001), który ukazał się w trzydziestą rocznicę śmierci poety. |