Państwowe Muzeum w Oświęcimiu-Brzezince wydało w latach dziewięćdziesiątych co najmniej kilkanaście zasługujących na uwagę książek będących wspomnieniami osób, które przeszły przez piekło tego obozu koncentracyjnego. Jedną z ciekawszych jest pamiętnik Charlesa Liblaua – francuskiego Żyda polskiego pochodzenia – którego głównymi „bohaterami” są „Kapo z Auschwitz”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Charles Liblau urodził się w Tarnowie cztery lata przed wybuchem pierwszej wojny światowej. Pochodził z biednej żydowskiej rodziny, dlatego bardzo wcześnie musiał podjąć pracę zarobkową. Jak większość żydowskich robotników, związał się ze zdelegalizowaną w II Rzeczypospolitej partią komunistyczną, co skończyło się dlań wyrokiem skazującym i więzieniem. Po opuszczeniu zakładu karnego opuścił Polskę i wyjechał do Hiszpanii, by po stronie republikanów walczyć przeciwko armii generała Franco, wspomaganego zarówno przez Mussoliniego, jak i Hitlera. Po klęsce hiszpańskiej lewicy przeniósł się do Francji – tam w roku 1939 zastał go wybuch wojny. Zdemobilizowany z wojska francuskiego, trafił do ruchu oporu. W ręce Niemców dostał się podczas przypadkowej łapanki w paryskim metrze. Kilkanaście dni później znalazł się w wagonie wiozącym internowanych Żydów „do pracy w nieznanej miejscowości położonej gdzieś na Wschodzie”. Tą miejscowością okazał się Oświęcim. Zastanawiający nieco może być tytuł wspomnień. Nie jest on jednak mylący. Chociaż autor opisuje przede wszystkim własne przeżycia w Auschwitz oraz – już po ewakuowaniu w styczniu 1945 roku – w obozie Melk, robi to właściwie przez pryzmat kreślonych niezwykle wyraziście portretów kolejnych kapo. To czyni z książki prawdziwe studium socjologiczno-psychologiczne zachowań człowieka znajdującego się w ekstremalnych sytuacjach. Pozwala również dokładnie poznać bardzo skomplikowaną obozową hierarchię – począwszy od nadzorujących poszczególne baraki i komanda esesmanów, aż po pozostających na ich usługach tzw. więźniów funkcyjnych: starszych obozu, blokowych, izbowych i kierowników poszczególnych grup roboczych. Liczba owych więźniów – jak również osób chętnych do sprawowania podobnych funkcji – była niemała. I to z bardzo prostych powodów. Każdy więzień wysługujący się hitlerowcom mógł liczyć na większe porcje jedzenia i wymiganie się od morderczo ciężkiej pracy fizycznej. Jego szanse na przetrwanie zdecydowanie w ten sposób rosły, kosztem innych. Inna sprawa, że zdecydowana większość więźniów funkcyjnych, zwłaszcza zaś osób pochodzenia żydowskiego (i tacy bowiem wśród kapo się znajdowali), ostatecznie i tak dzieliła los swoich pobratymców, trafiając do komór gazowych i krematoryjnych pieców. Liblau łamie swoimi wspomnieniami kilka utartych schematów. Zwykło się bowiem uważać, iż kapo rekrutowali się głównie spośród kryminalistów. I tak w rzeczywistości było, ale jedynie na początku istnienia obozu, kiedy to do nadzorowania pierwszych osadzonych w Auschwitz-Birkenau więźniów sprowadzono przestępców odsiadujących kary w zakładach na terenie Rzeszy. Z biegiem czasu struktura społeczna wśród więźniów funkcyjnych ulegała zmianom. Niezmiennie jednak o „posady” tego typu starali się ludzie zdegenerowani, okrutni, żądni władzy nad innymi. Co zresztą w pełni odpowiadało oczekiwaniom Niemców, przekonanym, że tylko tacy będą im w pełni oddani. Zdarzały się wprawdzie chwalebne od tej reguły wyjątki, ale ogólny obraz kapo, jaki wyłania się ze wspomnień autora, jest przerażający. Byli to, w zdecydowanej większości, osobnicy słabi z natury, pozbawieni moralnych hamulców, wyładowujący własne kompleksy na innych więźniach. Nierzadko starali się dorównać esesmanom, a bywali i tacy, którzy przewyższali ich w okrucieństwie, czerpiąc przyjemność z dręczenia i torturowania. Obrazy kapo, jakie utrwalił w swoich wspomnieniach Charles Liblau, mogą szokować. Autor bowiem starał się dociec przyczyn takiego zachowania, tak przerażającego moralnego upadku człowieka. W miarę możliwości przedstawił w książce przedwojenne losy swoich „bohaterów”. W rozdziale zatytułowanym „Towarzysz Berger” kreśli bodaj najbardziej wstrząsający portret – żydowskiego komunisty, syna posła polskiego sejmu i przewodniczącego grupy żydowskich deputowanych do roku 1939, który w swojej dążności do władzy nad innymi ludźmi, porzucił młodzieńcze ideały i, dostawszy się do Auschwitz, wysługiwał się hitlerowcom. Generalnie wśród kapo nie brakowało niedawnych jeszcze komunistów, partyjnych towarzyszy Liblaua. Kolejnym przezeń opisanym był, pochodzący z Górnego Śląska, Ignatz Scholtysek (niemiecka pisownia nazwiska może nieco mylić, ale staje się zrozumiała, gdy dowiadujemy się od autora, iż po wybuchu wojny podpisał on volkslistę). „Mówiono o nim, że sam się zgłosił na kapo” – wspomina Liblau, po czym uzupełnia: „Ignatz był przykładowym kapo w całym tego słowa znaczeniu. Był hersztem nad hersztami. Funkcja, jaką wypełniał, sprawiała mu radość.” Słowa te nabierają jednak znaczenia dopiero wówczas, kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, co kryło się pod pojęciem „funkcja”. Wyjątkiem od reguły był zaledwie jeden z opisanych przez Liblaua kapo, niejaki Emil – Niemiec, zawodowy złodziej z Hamburga, którego barwne życie (przez kilka lat, pracując w cyrku, przemierzył Niemcy i zachodnią Europę) nauczyło nie tylko pokory, ale i szacunku dla innych ludzi. Choć nie był pozbawiony wad, potrafił okazać potrzebującym litość, nie była mu także obca bezinteresowna pomoc. Człowiek, który wiele lat spędził w więzieniach, rozumiał swoich towarzyszy niedoli. Nie wywyższał się ponad nich, zdając sobie doskonale sprawę z tego, że tak naprawdę również jego życie zależy jedynie od kaprysu losu, esesmana lub innych, czyhających na objęcie jego funkcji, więźniów. Wspomnienia Charlesa Liblaua wyraźnie pokazują, czym może stać się człowiek pozbawiony moralnego kośćca i jednocześnie za wszelką cenę dążący do władzy. Są także oskarżeniem całego systemu hitlerowskich obozów koncentracyjnych i obozów zagłady, który często czynił ze zwykłych ludzi okrutnych morderców, łamiąc ich charaktery i morale. Poprzez przytoczone przez autora portrety przebija groza Oświęcimia. Przez cały czas bowiem w tle działają komory gazowe i piece krematoryjne, w powietrzu unosi się doprowadzający do szaleństwa smród palonych ciał, nad masowymi grobami krążą ptaszyska, na szubienicach wiszą więźniowie skazani na spektakularną śmierć, której nie mogła zapewnić gazowa komora, z oddali zaś dochodzą dźwięki obozowej orkiestry, w której grali niekiedy wybitni wirtuozi. Swoje wspomnienia Liblau spisywał przez lata, przedstawiał je podczas publicznych spotkań, w druku jednak nie dane było mu ich ujrzeć. Zmarł w Paryżu trzydzieści jeden lat temu, rok przed wydaniem książki.
Tytuł: Kapo z Auschwitz Tytuł oryginalny: Les kapos d’Auschwitz Data wydania: 1996 ISBN: 83-85047-3 Format: 148s. Cena: 9,– Gatunek: historyczna Ekstrakt: 70% |