Teraz on podszedł do barku. Wziął butelkę koniaku i wrócił z nią na kanapę. Ponownie napełnił kieliszek, tym razem po brzegi. Kilka kropel przelało się i spłynęło po zewnętrznej stronie szkła. – Jeśli to prowokacja… - zaczął - to znaczy, że o coś mnie podejrzewają, że mi nie ufają. – A jeżeli on to robi dla twojego dobra. Jednym łykiem opróżnił połowę kieliszka. – W tym przypadku moje dobro w ogóle się nie liczy. Zamknął oczy. W głowie powoli zaczynało mu szumieć, co było w równej mierze wynikiem wypitego alkoholu, co wyjątkowo męczącego dnia. – Mam wrażenie, że to nie jest prowokacja - wyszeptała Krystyna. – Co powiedziałaś? - spytał, kiedy już sens jej słów dotarł do jego świadomości. – Lützke jest zdrajcą. – A skąd ty możesz to wiedzieć? Odczekała, aż Harlan opróżni kieliszek do dna i dopiero wtedy przyznała mu się: - Do mnie też dzwonił. Wczoraj. – Co mówił? - spytał tak cicho, jakby sprawa ta kompletnie go nie interesowała. Nie miał siły, by zwrócić żonie uwagę na niestosowność sytuacji, na zagrożenie, jakie się z tym wiązało. - Co ci powiedział? - powtórzył pytanie. Ale odpowiedzi już nie usłyszał. Pogrążył się w długim, pełnym koszmarów śnie. Rzeczywistość, w której znalazł się Norwich, nosiła wszelkie cechy niezbyt udanej inscenizacji. Meble sprawiały wrażenie sztuczności, nierealny wydawał się również świat za oknem. – Czuję się, jak żywcem przeniesiony na plan „Nosferatu” Murnaua - przyznał agent w rozmowie ze swoim zwierzchnikiem. – To zamierzone działanie - odparł Waxworth. – Chodzi jedynie o wywołanie pewnych skojarzeń - dodał, trzymający się na uboczu, Fritz Lang. – Co chcecie w ten sposób osiągnąć? – To ma być działanie na podświadomość. – Poprzez teatrzyk kukiełkowy. – Niech pan nie zapomina - wtrącił reżyser - że Harlan od wielu lat egzystuje wyłącznie w takim świecie. Innego nie zna. To jest jego rzeczywistość, w niej czuje się bezpiecznie. Norwich nie wydawał się przekonany taką argumentacją, ale więcej się już nie odzywał. Mądrzejsi od niego myśleli nad tym wszystkim, dlaczegóż więc to właśnie on miał mieć rację, nie oni? – Wszystko jest już na swoim miejscu - jest pan pewien? - Waxworth zwrócił się do reżysera. – Nic lepszego już nie wymyślimy - odparł Lang. – Nie pozostaje nam więc nic innego, jak obudzić Veita - stwierdził Norwich. – Owszem - stwierdził Waxworth, po czym zwrócił się do agenta: - Na co więc pan jeszcze czeka? Proszę przebrać się w mundur. Kiedy wrócił na plan kilka minut później, nie było już tam ani Waxwortha, ani Langa; na wielkim bujanym fotelu siedział za to Harlan. Spał jeszcze, bowiem głowa zwisała mu bezładnie na prawym ramieniu.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Świat pełen jest szalonych naukowców - zdążył pomyśleć Norwich, rozglądając się dokoła; chwilę później Harlan ocknął się. Szeroko otwartymi oczyma wpatrywał się w wysokiego oficera SS. – Nie chciałeś iść ze mną dobrowolnie, Veit, musiałem więc użyć pewnego podstępu - powiedział Lützke, nadawszy swemu głosowi wyjątkowo jowialny ton. Harlan poderwał się z fotela i, wciąż milcząc, spoglądał na rozstawione wokół dekoracje. – W tym filmie nie ty jesteś reżyserem - mówił dalej Norwich. - Granica między jawą a światem nierzeczywistym jest bardzo płynna. Wystarczy jedynie… zasnąć. – Ja nie śpię - odparł Harlan. – To i tak nie ma żadnego znaczenia. Nawet gdybyś spał, to wszystko i tak by się działo… – Nie rozumiem. – Ja też nie bardzo - odpowiedział na to, z lekką ironią, Norwich. - Ale uwierz mi, że tak właśnie się dzieje. – Gdzie jest Krystyna? - spytał Harlan. – Tam, gdzie ją zostawiłeś. – A gdzie my jesteśmy? Zostałem porwany, wywieziony - do Szwajcarii?… – To nie ma żadnego znaczenia. W tej chwili możemy znajdować się dosłownie wszędzie. Potraktuj tę rzeczywistość jako ruletkę. Powiedz „stop!”, a wszystko nagle stanie w miejscu i okaże się, że jesteśmy na przykład w Argentynie bądź w RPA. A propos dokąd wolałbyś trafić? – Do Niemiec. – Uparty jesteś! Harlan nerwowo wędrował po pokoju. Brał do ręki sprzęty i odkładał je nie na swoje miejsce, może celowo, a może przez roztargnienie. Na dłużej zatrzymał się przy oknie. W ogrodzie dojrzał rozpiętą między dwoma drzewami dziecięcą huśtawkę. Wszystko wokół przypominało mu jego świat, jego dom, tyle że pozbawiony życia. To była absolutnie sterylna rzeczywistość, nie skażona obecnością człowieka. – Nie jesteś Niemcem, prawda? - spytał Harlan, stając na wprost Lützkego. – Jestem i… nie jestem - odparł człowiek w mundurze oficera SS. – Powiedz. Interesuje mnie bowiem, czy jesteś szpiegiem, czy tylko zdrajcą! – Łatwo oskarżać, trudniej dowieść winę. – Nie ja już bym się tym zajmował… – Jak na gościa nie jesteś zbyt grzeczny. – Nie pamiętam, aby mnie ktoś tutaj zapraszał… Uroczy facet - pomyślał Lützke, zastanawiając się przy tym, jak długo jeszcze cała ta maskarada ma trwać. – Wtedy, w restauracji, nie powiedziałem panu wszystkiego… – Mniemam więc, że resztę usłyszę teraz. – Jeśli tylko wyrazi pan taką ochotę. – Użył pan wobec mnie przemocy. Nie mam wpływu na to, co będzie pan mówił, a więc i na to, co ja usłyszę… Spryciarz - przyszło Lützkemu na myśl. – Sprawa jest nad wyraz prosta. Chcemy dać panu szansę! – Na co? – Na normalne życie po wojnie. Na pracę w zawodzie, kręcenie filmów. – W zamian za? – Oddanie się w nasze ręce już teraz! – Teraz? – Za niespełna rok Hitler nie będzie już żył. Jego najbliżsi współpracownicy zostaną aresztowani i osądzeni. Większość z nich skazana zostanie na karę śmierci, niektórzy popełnią samobójstwo. Pan też wpadnie w nasze ręce. To, co usłyszał, zachwiało Harlanem: zachwiało jego pewnością siebie, i jego ciałem. Bezwiednie, opadł z powrotem na bujany fotel. – Skąd ta pewność? - spytał, łamiącym się głosem. – Może jestem jasnowidzem? Zapadła cisza, długa, ciągnąca się w nieskończoność cisza. Prędzej - usłyszał Norwich w mikroskopijnej słuchawce umieszczonej w jego lewym uchu. - Czas się kończy - głos należał do któregoś z naukowców pracujących dla Waxwortha. – Jaka jest pana decyzja? - spytał Lützke. – Czego wy ode mnie chcecie? – Dwóch rzeczy. – Słucham! – Zeznań. Opowie pan wszystko przed trybunałem. Rozumie pan, wszystko! O Hitlerze, Himmlerze, Goebbelsie, Speerze. O swoich kolegach, aktorach, reżyserach, scenarzystach… – Pan oszalał! - wykrzyknął Harlan, nie pozwalając Lützkemu dokończyć. – Nie żądamy zbyt wiele. Proszę mi uwierzyć. Jeśli nie dziś dobrowolnie, za rok powie pan to wszystko pod przymusem… Harlan wyraźnie spuścił z tonu. Przygniatała go pewność siebie oficera i przekonanie, z jakim mówił on o tym, co stanie się… za rok. – A drugi warunek? - zapytał, zrezygnowany. – Nie dokończy pan swego filmu. – „Kolberg” to dzieło mego życia! - zaprotestował, a jego głos znów zyskał na sile. – Podobnie jak „Żyd Süss” po wojnie stanie się podstawą oskarżenia. – Oskarżenia? – Przeciwko panu. Jak większość pańskich kolegów, zostanie pan poddany procesowi denazyfikacyjnemu. Z tym wyjątkiem, że wielu z nich wyrazi zgodę na współpracę. – Jaki sąd? Jaka współpraca? Skąd pan to wszystko wie? Przecież to przyszłość! – Ja przybywam z przyszłości - wyjaśnił jak najspokojniej Lützke. To musiało zabrzmieć w jego ustach wiarygodnie. Czy zabrzmiało? – Pan oszalał, prawda? - odpowiedział pytaniem Harlan. - Dla jednego wariata mam zrezygnować z dokończenia największego arcydzieła filmowego świata? Mam przerwać prace tuż przed ich końcem i zniszczyć wszystkie materiały!? |