 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Wsiemirnyj jewrejskij pogrom” Próbą odpowiedzi na to pytanie był wydrukowany niecały miesiąc później artykuł pod tytułem „WEP”. Mackiewicz dowodził w nim, że w ZSRR po śmierci Lenina zapanował ogromny chaos. Z niedowierzaniem przyjmował donosy prasy radzieckiej, że ludność – wzruszona zgonem „wodza rewolucji” – masowo przechodzi teraz na komunizm, że w każdym mieście tysiące ludzi zapisują się do partii. Co innego pisała bowiem emigracyjna prasa rosyjska, w której ukazywały się artykuły o antykomunistycznych poglądach rosyjskich chłopów. W gazetach zachodnioeuropejskich z kolei roiło się od doniesień o rozruchach antysemickich w armii. Rząd sowiecki dementował te pogłoski. Niemieckie pismo „Vossiche Zeitung” zapewniało jednak, że „ruszono przeciw Żydom”. Mackiewicz wierzył w to, powoływał się przy tym na słowa samego Lenina, który miał podobno przed śmiercią powiedzieć, że nastąpi kryzys rządów komunistycznych, jeśli NEP (Nowa Ekonomiczna Polityka) nie zostanie szybko przemieniony w WEP („wsiemirnyj jewrejskij pogrom”). Skutkiem tego miało być – o czym rozpisywała się prasa zachodnia – masowe ucieczki Żydów z niektórych terenów do miast. Przeciwko Żydom wystąpić miała także Armia Czerwona, sprzeciwiająca się ponoć obecności osób pochodzenia żydowskiego w rządzie. Rosjanie – jak pisze Mackiewicz – zdementowali wszystkie niesprawdzone wiadomości, przyznając jedynie, że doszło w armii do starć między starymi oficerami kadrowymi a młodymi wychowankami komunistycznych szkół wojskowych, dążącymi do wprowadzenia walki politycznej w wojsku. Młodych zaś miano już aresztować i oddać pod sąd! Mackiewicz nie ufał ani jednej, ani drugiej stronie. Wiadomości starał się wyważyć i znaleźć najbliższy prawdzie „złoty środek”. Z podobną nieufnością przyjął informację o zgodzie rządu radzieckiego na utworzenie kolonii żydowskich w południowej Rosji. Nosiło to jednak znamiona prawdopodobieństwa – moskiewski rząd mógł tu mieć na uwadze nie tyle ogólną poprawę bytu Żydów w ZSRR, zagrożonych przez czerwony terror, ile ściągnięcie obcych kapitałów, które miałyby być ulokowane w projektowanych koloniach. Mackiewicz zaznaczył jednak z góry, że w „pewnych sferach” wiadomość ta uznawana jest za blef: „zwykły komunistyczny bluff, jakich wiele namnożyły rządy czerwone w Moskwie”. Nie wydawało mu się również możliwe, aby Moskwę stać było na tak kosztowną operację, jak przesiedlenie Żydów na Ukrainę bądź Krym (te bowiem tereny planowano zasiedlić). Do pomysłu tego nastawiony był wrogo z jeszcze jednego powodu. „Kolonie żydowskie w południowej Rosji okazałyby się nowym polem do zasiewania trucizny bolszewickiej, komunistycznej propagandy i rozkładu moralnego” – pisał. Na temat działań dyplomacji radzieckiej miał Mackiewicz jak najgorsze zdanie. Przy okazji konfliktu z Niemcami, który wybuchł po znalezieniu w Sowieckiej Misji Handlowej w Berlinie propagandowych ulotek komunistycznych i po reakcji rządu sowieckiego, domagającego się zadośćuczynienia z powodu naruszenia eksterytorialności Misji, Mackiewicz napisał w „Słowie”: „dopuszczona do stołu [dyplomacja sowiecka] zaraz nań kładzie nogi, wszędzie włazi, bruździ, palce między drzwi wsuwa, a potem wrzeszczy wniebogłosy, rozbija się, płacze, grozi i winę zrzuca na innych”; to „czysto żydowski, chamski, nietaktowny tupet”. Przez cały okres międzywojenny „Słowo” (jak i cała prasa zachodnia) wyczulone było na wszystkie informacje docierające ze Związku Radzieckiego, a mówiące o załamaniu się władzy komunistycznej w tym kraju, o niezadowoleniu mas, demonstracjach i walkach zbrojnych przeciwników państwa radzieckiego z władzą. Wiadomości te docierały do Polski via Zachód, często wyolbrzymione i odległe od prawdy. Mackiewicz po każdorazowym otrzymaniu takich wiadomości sięgał po pióro i – pełen dobrych przeczuć – pisał np. o „ogromnych ruchach antysowieckich” w Mińsku. Ich przyczyną miały być zbyt wysokie podatki oraz religijność społeczeństwa, nie mogącego znieść ustawicznego szargania wiary. W każdej plotce jest ziarenko prawdy, więc i w tej na pewno było. Mimo to nie da się ukryć, że Mackiewicz pisał raczej o tym, czego by sobie życzył, niż co naprawdę mogło mieć miejsce. Drukowane w „Słowie” artykuły doprowadziły do reakcji samego Naczelnego Wodza sił zbrojnych ZSRR Woroszyłowa, który oskarżył prasę polską o rozdmuchiwanie informacji na temat wydarzeń na Białorusi. Mackiewicz bronił się, powołując na legalną prasę radziecką, opisującą wydarzenia ostatnich dni w tej republice. Nawet jeśli te informacje były dalece prawdziwe, sam Mackiewicz nie wierzył w to, by kontrrewolucyjny ruch na Białorusi mógł wstrząsnąć podstawami komunistycznego imperium. Politykę narodową, prowadzoną w Mińsku, obserwował z rosnącym niepokojem. Zauważał, że w ramach polityki NEP-u i „Trustu” wita się tam z otwartymi ramionami działaczy narodowych litewskich i białoruskich, nawet tych o antykomunistycznej przeszłości. Działalność ta miała na celu – zdaniem dziennikarza – ukrytą i rozległą akcję walki o Wilno. Niebezpieczeństwa tego nie dostrzegał jednak wcale rząd kowieński. Litwinom trudno było zrozumieć, że nawet gdyby chcieli zbrojnie odebrać Polsce Wilno, Sowieci nigdy by im na to nie pozwolili i w sytuacji kryzysowej najprawdopodobniej sami zajęliby miasto. „Mińsk obrasta już nie w pierze, ale groźne jastrzębie pióra. Zaczyna tworzyć wielką, poważną siłę, spekulującą najbardziej na polsko-litewskim konflikcie” – ostrzegał Mackiewicz. – „Porozumienie polsko-litewskie jest w danym wypadku warunkiem pierwszym i nieodzownym”. Są tu pewne sprzeczności. Z jednej strony bliska jest dziennikarzowi wiara w zwycięstwo kontrrewolucji na Białorusi, z drugiej – nieobce przekonanie o sile czerwonego Mińska, będącego w stanie sam dyktować warunki sąsiadom. Mackiewicz pozostał jednak czujny. W połowie roku 1930, czytując moskiewską „Prawdę”, doszedł do przekonania, że coraz bardziej antysowiecko nastawiona jest inteligencja białoruska, która ostro występuje przeciw kolektywizacji i – co może wydać nam się dzisiaj wręcz humorystyczne – „pierwiastkom międzynarodowym w języku białoruskim”. Przez sześć kolejnych lat (od 1930 do 1936 roku) na temat rozwoju komunizmu w Związku Radzieckim nie pisał Józef Mackiewicz wcale. Po długim milczeniu jednak – w opublikowanym w „Słowie” artykule wstępnym „Bierzmy przykład z Cichego Donu” – wytoczył najcięższe działo. Pisał już bez ogródek i bez obiektywizmu, wprost nawoływał do krucjaty, która powinna zniszczyć do cna ów ustrój. „Prowadzimy w naszym piśmie walkę z komunizmem i ze wszystkimi jego przejawami, – bez względu na to, czy są one zamaskowane, czy otwarte, – które do komunizmu prowadzą lub prowadzić mogą” – zapewniał czytelników, dodając zarazem: „(…) chciałbym, żeby ta walka była nieubłaganą, ponieważ uważam osobiście, że prowadzimy ją zbyt humanitarnie, po prostu zbyt łagodnie”. W walce z komunizmem trzeba – według Mackiewicza – być przygotowanym na największe poświęcenie, ponieważ, jak pisał: „Powinniśmy prowadzić walkę z komunizmem na śmierć i życie.(…) To jest walka o najszczytniejsze ideały ludzkości. A w walce na śmierć i życie nie udziela się forów”. Już wówczas Mackiewicz dostrzegał zbrodniczą istotę tej ideologii, nie dawał sobie „zamydlić oczu”, pozbył się wszystkich złudzeń. Pisał z ogromnym wewnętrznym przekonaniem i zaciętością: „Komunizm nie uznaje praw ani honoru, ani godności jednostki. W Sowietach skazuje się ludzi za przestępstwa, które w chrześcijańskim pojęciu są dobrym uczynkiem. (…) Humanizm jest zwalczany, religia prześladowana”. Widział negatywny wpływ agitacji bolszewickiej na masy ludowe i robotnicze na terenie Wileńszczyzny i starał się temu przeciwstawić z całą mocą i potęgą swego pióra i polemicznych zdolności. „Komuniści podkopują nasze życie, rozwalają nasze fabryki, podminowują nasze wsie, niszczą nasz organizm państwowy. – Tej ofensywie przeciwstawia się u nas metodę walki godnej innego przeciwnika, ale nieskuteczną wobec komunizmu” – dowodził Mackiewicz, próbując „otworzyć oczy” przedstawicielom władzy i administracji państwowej. Wszystko to doprowadziło go do wysnucia jedynego możliwego w tej sytuacji wniosku. Stał się on credo, idee fixe pisarza na całe jego życie: „My musimy komunizm wyniszczyć, wyplenić, wystrzelać! Żadnych względów, żadnego kompromisu! – wołał. – A tym bardziej posiadamy ku temu prawo, ponieważ jesteśmy nie stroną zaczepną, a obronną!” Wierzył Mackiewicz również w posłanie boskie, był bowiem przekonany, że „Bóg nas rozgrzeszy. Prowadzimy wojnę z komunizmem, a religie dozwalają nam na wojnie zabijać”. |