Conan Barbarzyńca w świecie Marvela? Takie cuda tylko w pierwszym tomie „Savage Avengers”.  |  | ‹Savage Avengers #1›
|
Od kiedy Marvel odzyskał prawa do postaci największego mięśniaka heroic fantasy, kombinuje, jak by tu wkleić go do podstawowego uniwersum. Oczywiście ortodoksyjni fani prozy Roberta E. Howarda z miejsca zazgrzytają zębami z nerwów na ten pomysł, ale trzeba przyznać, że pierwsza próba połączenia ery Hyboryjskiej ze światem superbohaterów wypadła całkiem interesująco. Miało to miejsce w evencie „Bez drogi do domu”, kiedy Scarlet Witch wylądowała w ramionach Conana. Decydenci Domu Pomysłów postanowili jednak pójść o wiele dalej i ściągnęli kruczowłosego Cymeryjczyka do podstawowej rzeczywistości Marvela. I o jest już o wiele bardziej karkołomne zadanie. Scarlet Witch bowiem świetnie wpasowała się w tradycję fantasy. Poza tym jej było łatwiej. Tymczasem Conan, dla którego złodziejski Shadizar był szczytem cywilizacji, praktycznie nie byłby wstanie funkcjonować w naszych czasach. Dlatego zaczyna się dość zachowawczo, a mianowicie w Savage Landzie, zaginionej dolinie dinozaurów na Antarktydzie. Okazało się, że Cymeryjczyk nie jest jedynym przybyszem z ery Hyboryjskiej. W naszych czasach zagnieździł się również potężny czarownik Kulan Gath. Jego obsesją jest przyzwanie Jhoatuna Laua, Boga Szpiku, który ma pożreć Ziemię. Jego wyznawcy natomiast mają dołączyć do niego w Świątyni Gwiazd (nie pytajcie, po co). Aby bóg się pojawił, potrzeba rytuału oraz ofiary z krwi najświetniejszych wojowników. W tym celu Kulan Gath ściąga podstępem do swojej siedziby w Savage Landzie takich herosów, jak Wolverine, Elektra, doktor Voodoo, Punisher, a nawet symbiont Venoma. Oczywiście Conan nie zamierza wszystkiemu przyglądać się bezczynnie, nawet jeśli jego miecz nie ma takiej siły rażenia, jak arsenał Franka Castle′a. Ponieważ na pierwszy tom „Savage Avengers” składa się dziesięć odcinków regularnej serii, jeden „Annual” i wydawnictwo specjalne „Free Comic Book Day 2019 #1”, na tym się nie kończy. W drugiej połowie komiksu Kulan Gath zmienia obiekt zainteresowań i tym razem zamierza powierzyć Ziemię żywcem wyjętemu z Mitologii Cthulhu Shumo-Gorathowi. Oczywiście znów pierwsze skrzypce gra tu Conan, a towarzyszą mu doktor Strange oraz… doktor Doom. Dodajmy, że po drodze spotkamy także Czarną Wdowę i Damiena Hellstorma. Nie oszukujmy się, scenariusz nie jest specjalnie wyszukany. Chodzi o kolejne widowiskowe walki i prężenie muskułów. Ewentualnie spektakularne ciskanie promieniami energii. Nie ma się jednak co temu dziwić. Twórcą przedsięwzięcia jest nie grzeszący subtelnością Gerry Duggan, wcześniej przez kilka lat piszący przygody Deadpoola. Wydawało mi się, że wtedy starał się dopasować do charakteru postaci, konstruując niewyszukane fabuły, ale wygląda na to, że on po prostu tak ma. Na rozwój postaci nie ma więc co liczyć. Nawet Cymeryjczyk dość gładko przechodzi nad faktem, że został przeniesiony do innej rzeczywistości, w której ludzie poruszają się rydwanami bez koni, a koleś z trupią czachą na piersi posiada kilka kijków, które robią „bum”. Inną sprawą jest, że pomimo iż Conan w sumie przebył kawał drogi, nie miał zbytniej styczności z bardziej rozwiniętą cywilizacją. Opuszczając Savage Land, trafia do miejsc, w których czuje się jak ryba w wodzie, a mianowicie do południowoamerykańskiej dżungli. Jedynie Punisher wybija się spośród tłumu, ponieważ magnesem, którym Kulan Gath sprowadził go do swojej świątyni, była kradzież trumien ze zwłokami jego rodziny. Paradoksalnie najlepszym zeszytem w zestawie jest ten, gdzie Frank i Conan ciągną za sobą owe trumny przez Antarktydę, by odnieść je na miejsce. Nie ma walki, ale jest za to wreszcie klimat prawdziwie męskiego heroizmu, z którym kojarzą mi się przygody Cymeryjczyka. I choć pozostałe rozdziały stanowią niezbyt wyszukaną rozrywkę w klimacie magii, miecza i karabinu, to, o dziwo, całkiem przyjemnie się je czyta. Bezrefleksyjność scenariusza teoretycznie powinna deklasować tę pozycję na starcie, ale nie da się ukryć, że ma ona w sobie coś z guilty pleasure i wchodzi zadziwiająco lekko. W pewnym momencie przestaje się analizować fakt, że pomiędzy tymi Loganami i Elektrami znajduje się Conan z całkiem innej powieści oraz to, że dziwnym trafem mówi tym samym językiem co wszyscy. Po prostu staje się to nieważne i czytelnik daje się porwać czystej rozrywce. Wrażenie robią także rysunki. Przynajmniej w pierwszej połowie albumu. Odpowiada za nie Mike Deodato Jr., którego prace są staranne, przejrzyste i bardzo dynamiczne. To klasa sama w sobie. Później jest nieco gorzej. Kim Jacinto to przedstawiciel niezbyt lubianego przeze mnie stylu kreskówkowego, ale w tym wypadku ratuje go scenariusz (ten z trumnami). Ron Garney, któremu przypadł w udziale „Annual”, z kolei preferuje kadry jakby żywcem wyjęte ze szkicownika. Dużo w nich tuszu, a tło sprawia wrażenie niedopracowanego. Ma to jednak swój klimat. Reszta należy do Patcha Zirchera, twórcy niezbyt oryginalnego, ale prezentującego solidne rzemiosło. Szczerze mówiąc, myślałem, że Marvel polegnie na „Savage Avengers”. Jako fan Conana nie bardzo rozumiałem sens przenoszenia go do naszych czasów i bratania z superbohaterami. I w sumie dalej go nie rozumiem, ale nie przeszkadza mi to w rozkoszowaniu się tym komiksem. Zwłaszcza, że ostatecznie należy go ocenić lepiej niż ostatnie tradycyjne przygody Cymeryjczyka w swoich własnych seriach, gdzie Marvel nie może złapać drygu dawnego „Savage Sword of Conan”.
Tytuł: Savage Avengers #1 Data wydania: 26 października 2022 ISBN: 9788328154544 Format: 288s. 167x255mm Cena: 89,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 70% |