Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj kolejny koncertowy album grupy Hawkwind, nagrany wiosną 1974 roku, ale wydany ponad dwie dekady później.  |  | ‹The „1999” Party. Live at the Chicago Auditorium›
|
Choć sława Hawkwind szybko wykroczyła poza granice Wielkiej Brytanii, zespół Dave’a Brocka i Nika Turnera na swoją pierwszą trasę koncertową po Ameryce Północnej musiał poczekać aż do jesieni (listopada i grudnia) 1973 roku. Grupa zagrała wówczas dziesięć koncertów w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Podróżując po drugim z wymienionych krajów, klawiszowiec Del Dettmar wpadł na pomysł, aby się w nim osiedlić; kupił więc kawałek ziemi i osiadł na niej, tym samym porzucając kolegów. Dave postanowił na jego miejsce przyjąć Simona House’a (wcześniej między innymi w High Tide), który oprócz gry na syntezatorach mógł wzbogacić brzmienie Hawkwind o dźwięki skrzypiec. I to właśnie z nim formacja udała się na drugie, tym razem znacznie dłuższe tournée na drugą stronę Atlantyku. Rozpoczął je występ w Los Angeles 1 marca, a zakończył koncert w Toronto 15 kwietnia 1974 roku. W ciągu półtora miesiąca Brytyjczycy wychodzili na scenę dwadzieścia dwa razy. Co ciekawe, chociaż House był z nimi (i nawet słychać go w zachowanych nagraniach), oficjalnie nie występował, ponieważ… nie uzyskał od władz amerykańskich zgody na pracę. By w papierach wszystko się zgadzało, miejsce Simona zajął sprowadzony ekstraordynaryjnie z Kanady – Del Dettmar. Stary kompan nie odmówił pomocy kolegom w trudnej sytuacji, w efekcie publiczność mogła na żywo oglądać zarówno House’a, jak i Dettmara. Oprócz nich grupa wystąpiła w składzie, w którym pracowała już od kilku lat, co oznacza, że – poza Brockiem i Turnerem – w USA pojawili się również grający na basie i okazjonalnie śpiewający Ian Kilmister (znaczy się: Lemmy) oraz perkusista Simon King. Występy Hawkwind zapowiadał, czyli grał rolę „mistrza ceremonii”, Andy Dunkley, natomiast za tak zwane sztuki wizualne i taniec odpowiadała Stacia Blake. Na zapisach fonograficznych jej wkładu pracy nie dostrzeżemy, ale biorąc pod uwagę urodę artystki, można podejrzewać, że jej pojawienia się na scenie oczekiwano z nie mniejszą niecierpliwością niż muzyków tworzących zespół. Wiosną 1974 roku londyńska grupa miała już na swoim koncie trzy longplaye studyjne: „ Hawkwind” (1970), „ In Search of Space” (1971) oraz „ Doremi Fasol Latido” (1972); czwarty, to jest „ Hall of the Mountain Grill” (1974), zarejestruje natomiast krótko po powrocie z Kanady i Stanów Zjednoczonych (w maju i czerwcu). O repertuar nie trzeba więc było się martwić. Jak już, to raczej o to, które kompozycje wyrzucić. Zwłaszcza że trzeba było zrobić jeszcze miejsce dla supportu, którym była, dobrze znana panom z Hawkwind, walijska formacja Man (w lutym 1972 roku obie grupy wzięły udział w charytatywnej imprezie, po której piękną pamiątką pozostał album „ Greasy Truckers Party”). Ostatecznie więc Anglikom pozostało do zagospodarowania mniej więcej półtorej godziny, co zresztą skrzętnie wykorzystywali. Dowodzi tego między innymi opublikowane dwadzieścia trzy lata później przez EMI Records dwupłytowe wydawnictwo „The «1999» Party. Live at the Chicago Auditorium”. Na co stać Hawkwind podczas występów na żywo, za sprawą opublikowanego rok wcześniej „ The Space Ritual – Alive in Liverpool and London” wiedzieli już nawet ci, którzy dotąd na koncertach Brytyjczyków nie byli. Czy zatem publika amerykańska i kanadyjska została czymś szczególnym zaskoczona? Raczej nie. Trafniej byłoby chyba stwierdzić, że została utwierdzona w swoich przekonaniach na temat tego, na co stać szalonych progresywnych „psychodelików” i spacerockowców z Londynu. Ci zaś dali – przynajmniej 21 marca 1974 roku w chicagowskim Auditorium – z siebie wszystko. Chwilę oddechu zapewniały im jedynie krótkie fragmenty, w których - najczęściej na tle improwizacji syntezatorowych – Dave Brock recytował teksty Michaela Moorcocka („Standing on the Edge”, „Veterans of a Thousand Psychic Wars” i „Sonic Attack”) oraz Roberta Calverta („The Awakening”, zamykający całość „Welcome to the Future”). Był to oczywiście stały element hawkwindowych koncertów, więc publiczność na pewno się go spodziewała. Zresztą, nie licząc zapowiedzi Andy’ego Dunkleya, właśnie od takiej recytacji – w postaci „Standing on the Edge” – występ się zaczął. A potem… …było już jak Dave Brock i Nik Turner przykazali: najczęściej energetycznie, niekiedy wręcz „kosmicznie”, często niepokojąco. Chociaż przyznam, że gdyby dane mi było stanąć 21 marca 1974 roku pod sceną, na której grał Hawkwind, byłbym pewnie zaskoczony, słysząc pierwsze takty „Brainbox Pollution” (nieco mniej znanego utworu ze strony B singla „ Urban Guerilla”). Przecież to… no tak, nie chce być inaczej – szalone boogie, dopiero z czasem, za sprawą generowanej przez klawisze dźwiękowej „magmy”, przechodzące w bardziej klasyczny space-rock. W „It’s So Easy” (pierwszym z kilku numerów, których publika jeszcze nie mogła znać, ponieważ ukazały się dopiero na „ Hall of the Mountain Grill”) też nie brakowało niespodzianek: po pierwsze – zespół zagrał piekielnie hałaśliwie, można by nawet stwierdzić, że brutalnie (w stylu Grand Funk Railroad czy MC5), po drugie – przebijająca się z tła partia skrzypiec przywodziła na myśl klimat folkowo-góralski (a przecież mogło się zdarzyć, że wśród słuchaczy byli polscy emigranci z Podhala – jeżeli tak, to choć przez chwilę poczuli się bardziej swojsko). Dla odmiany w kompozycji „You Know You’re Only Dreaming” (wyjętej z albumu „ In Search of Space”) sekstet zwalnia tempo i gra niemal akustycznie („niemal” oznacza tyle, że Dave Brock rezygnuje we wstępie z użycia efektów elektronicznych do gitary), skłaniając słuchaczy do kontemplacji, która utrzymuje się także za sprawą wyrecytowanego tuż po nim tekstu Moorcocka „Veterans of a Thousand Psychic Wars”). Za to dalej jest już mocno energetycznie: najpierw za sprawą szalonego (można by rzec: protopunkowego) „Brainstorm” (znanego z longplaya „ Doremi Fasol Latido”), a następnie – „Seven by Seven” (który to numer wcześniej pojawił się tylko na stronie B singla „Silver Machine:”). W tym ostatnim uwagę przykuwają melodyjny czad oraz dialog głównego wokalisty (czyta: Brocka) z chórkiem (czyli Turnerem i Lemmym). Nie da się też nie wyłowić mocarnego finału perkusyjnego, w którym Simon King gra bardzo marszowo. Gdy kończy… jesteśmy zmuszeni zmienić płytę w odtwarzaczu. Drugi kompakt zaczyna się od zaśpiewanego (a w końcówce raczej wyrecytowanego) przez Lemmy’ego „The Watcher”, w którym, co jest pewnym zaskoczeniem, na drugim planie pojawia się partia skrzypiec. Nie na długo, bo szybko giną w zalewie dźwięków syntezatorowych. Po kolejnym recytowanym przerywniku w postaci „The Awakening” (tym razem jest to wiersz Roberta Calverta) zespół sięga po cztery pod rząd kompozycje z właśnie przygotowywanego longplaya „ Hall of the Mountain Grill”. To mniej więcej dwadzieścia pięć minut muzyki. Na początek rozbrzmiewa melodyjny i nastrojowy „Paradox”, po nim natomiast klasycznie hawkwindowy „You’d Better Believe It” (w którym, niestety, w zaledwie dźwiękowej „magmy” giną partie saksofonu altowego Turnera i skrzypiec House’a), przebojowy „The Psychedelic Warlords (Disappear in Smoke)” oraz z przyćmiewającymi wszystkie inne instrumenty syntezatorami „D-Rider” (które w końcówce zastępują nawet… chór). Od tego momentu zespół zaczyna już powoli wyhamowywać. Po ponownie recytowanym „Sonic Attack” (ostatni z wierszy Moorcocka) z pełnoprawnych kompozycji pojawia się bowiem jedynie dynamiczny, uhonorowany solówką gitary, „Master of the Universe”. Na finał muzycy zostawili sobie, podobnie jak na „ The Space Ritual”, „Welcome to the Future”, zwieńczony odgłosem eksplozji, w którą wtapiają się dźwięki skrzypiec i saksofonu. Trudno cokolwiek zarzucić – przynajmniej od strony artystycznej – albumowi „The «1999» Party”. Gdyby tylko selektywność dźwięku była lepsza, to i pewnie ocena wyższa. Pamiętajmy jednak, że to zapis wyjęty z archiwum, początkowo wcale nie przeznaczony do rozpowszechniania. Skład: Dave Brock – gitara elektryczna, śpiew Nik Turner – saksofon altowy, flet, śpiew Del Dettmar – syntezatory Simon House – skrzypce, syntezatory Ian Kilmister (Lemmy) – gitara basowa, śpiew Simon King – perkusja
oraz Andy Dunkley – MC Stacia Blake – taniec, sztuki wizualne
Tytuł: The „1999” Party. Live at the Chicago Auditorium Data wydania: listopad 1997 Nośnik: CD Czas trwania: 97:51 Gatunek: rock W składzie Utwory CD1 1) Intro / Standing on the Edge: 04:17 2) Brainbox Pollution: 07:52 3) It’s So Easy: 11:03 4) You Know You’re Only Dreaming: 04:43 5) Veterans of a Thousand Psychic Wars: 02:21 6) Brainstorm: 09:19 7) Seven by Seven: 09:27 CD2 1) The Watcher: 06:40 2) The Awakening: 02:41 3) Paradox: 05:44 4) You’d Better Believe It: 08:09 5) The Psychedelic Warlords [Disappear in Smoke]: 03:47 6) D-Rider: 07:46 7) Sonic Attack: 04:31 8) Master of the Universe: 06:57 9) Welcome to the Future: 02:32 Ekstrakt: 70% |