Jak na grę, która niedługo będzie obchodziła swoje dziesiąte urodziny, „Tomb Raider” z 2013 roku prezentuje się wcale nie najgorzej. To drugie już wznowienie serii zasługuje na uwagę – o ile nie sięgamy po gry w poszukiwaniu wciągającej fabuły.  |  | ‹Tomb Raider: Definitive Edition›
|
Gdyby oceniać archeologię na podstawie tego, co robi Lara Croft, można by odnieść wrażenie, że to niezwykle fascynujący (ale też niebezpieczny) zawód: przygody, obce krainy, odczytywanie starożytnych tekstów w biegu, walka z fanatykami i zjawiska nadprzyrodzone to właściwie chleb powszedni naszej bohaterki 1). I nie ma zbyt wielkiego znaczenia to, że fabularnie rzecz biorąc dopiero rozpoczyna ona swoją karierę jako uczestniczka wyprawy w poszukiwaniu tajemniczego królestwa Yamatai. Powiedzmy sobie wprost: fabuła jest tu dziurawa, pretekstowa i nieszczególnie zajmująca. Docenić należy próby przedstawienia różnych bohaterów i relacji między nimi, ale przerywniki filmowe najczęściej prezentują się drętwo i drażnią nieustannym telepaniem kamery. Jedno, co wypada dobrze, to warstwa archeologiczna (nawet jeśli tylko częściowo wpisuje się w hipotezy na temat Yamatai, szczególnie pod względem jego umiejscowienia) – twórcy przyłożyli się do swojej pracy, rozrzucając po całej wyspie rozmaite artefakty, które możemy znajdować i poznawać dzięki temu strzępki wiedzy na temat przeszłości tego miejsca. Zostawmy kwestie historii na boku i skupmy się na samej rozgrywce. Która w swojej istocie nie różni się zbytnio od innych gier akcji dostępnych na rynku, a przy tym bardzo mocno odbiega od standardów ustanowionych jeszcze w ubiegłym wieku przez pierwsze odsłony tej serii. Zamiast zagadek wymagających od nas poszukiwań dróg przejścia kolejnych misji dostajemy tutaj trzecioosobową rozwałkę przy pomocy łuku, pistoletu, karabinu i strzelby. Pierwsza śmierć to tragedia (także dla samej Lary, która na samym początku nie jest kimś, kto z zimną krwią zabija innych ludzi, nawet w obronie własnej), ale kolejne są już jedynie statystyką. Nie ma nic złego w takim podejściu, ale gameplay nie przystaje do wątków fabularnych: bo albo Lara jest początkującą archeolożką poszukującą tajemniczego Yamatai, albo nadczłowiekiem, któremu rany kłute same się zasklepiają, a strzelanie z łuku i broni palnej przychodzi bardziej naturalnie niż wspinaczka górska z jednym czekanem. Trochę wbrew pierwotnej idei więcej frajdy przynosi rozprawianie się z kolejnymi wrogami niż pokonywanie przeszkód, jakie mamy przed sobą. Niektóre dynamiczne sekwencje (a jest ich całkiem sporo) potrafią solidnie zirytować, natomiast kleksy białej farby znakujące ścieżkę, którą musimy podążać, odbierają całą przyjemność płynącą z poszukiwań właściwej drogi. Choć jeśli zagadki środowiskowe nie należą do tego, czego faktycznie tutaj szukamy, to możemy spokojnie grać bez obaw, że zgubimy się w odmętach nie tak znowu bezludnej wyspy. Dorzucono też element rozwoju postaci (dość surowy, ale dający pewne poczucie sukcesu). Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że zabawa, jaką oferuje „Tomb Raider” (jak na swój wiek) jest przednia. Mimo umieszczenia Yamatai daleko od Japonii, warstwa archeologiczna przedstawiona między innymi w odkrywanych tu i ówdzie artefaktach wygląda solidnie. Lokacje są różnorodne i malownicze, od dzikich ostępów, przez wojenne bunkry na nadbrzeżu, aż po pełne wrogów shanty town. I nawet element nadprzyrodzony okazuje się całkiem niezły.
Tytuł: Tomb Raider: Definitive Edition Data produkcji: 31 stycznia 2014 Ekstrakt: 60% |