 | ‹Zeit›
|
20. „Zeit” Rammstein Rammstein to dobrze naoliwiona, niemiecka maszyna, która wciąż brnie do przodu. Do tej pory nie nagrał słabej płyty i „Zeit” również taką nie jest. Co prawda można odnieść wrażenie, że jest lżejszy od swojego poprzednika – „Rammstein” z 2019 roku, prezentując muzykę dość bezpieczną, bez penetrowania nowych środków ekspresji, to jednak przynosi zestaw bezkompromisowych hitów, jak „Zick Zack”, „Dicke Titten” czy tytułowy.  | ‹Nowy pop›
|
19. „Nowy pop” Bluszcz Świetna, nostalgiczna płyta dla tych, którzy nad bogatą aranżację przedkładają warstwę liryczną. Bluszcz, jak żaden inny obecnie wykonawca, potrafi mówić o tęsknocie i rozczarowaniu otaczającym nas światem. Używa do tego popkulturowego kodu, wspominając kultowe filmy czy piosenki. Pozycja tworzona przez wrażliwców dla wrażliwców.  | ‹Dream Widow›
|
18. „Dream Widow” Dream Widow Dream Widow to zmyślony zespół z filmu „Studio 666”, w którym wystąpili muzycy Foo Fighters. A, że przedsięwzięcie było robione z jajem, Dave Grohl z kolegami przygotowali album owej formacji i został wydany jako autonomiczna pozycja. Niby dla żartu, niemniej nie da się ukryć, że ten materiał to porcja zgrabnego metalowego grania spod znaku black i thrash. W efekcie powstała rzecz bardziej udana, niż sam film, który mocniej bawił twórców, niż widzów.  | ‹EBM›
|
17. „EBM” Editors „EBM” to efekt współpracy Editors z producentem i twórcą muzyki elektronicznej, ukrywającym się pod pseudonimem Blanck Mass. W efekcie powstała najbardziej industrialna płyta zespołu. Mimo to nie straciła przy tym nic ze specyficznego klimatu i przebojowości kojarzonych z formacją. Świetne odświeżenie formuły. Czekamy na więcej, bo Blanck Mass w zeszłym roku oficjalnie został jednym z Editorsów.  | ‹Planet Zero›
|
16. „Planet Zero” Shinedown Jeden z największych przebojów w Stanach Zjednoczonych w zeszłym roku. I nic dziwnego, ponieważ „Planet Zero” to porcja melodyjnego, nowoczesnego ciężkiego grania. Ortodoksyjni fani Shinedown mogą kręcić nosem, że do ich muzyki wkradło się tak dużo popu, ale nie da się ukryć, że uproszczenie struktury utworów wyszła całości na dobre. Poza tym, bez przesady, ostrych gitar i połamanych rytmów także nie brakuje.  | ‹Opvs Contra Natvram›
|
15. „Opvs Contra Natvram” Behemoth Nergal od dawna nie schodzi poniżej wyśrubowanego przez siebie poziomu. Płyty jego formacji są dopieszczone z każdej strony, zarówno pod względem brzmienia, jak i złożoności kompozycji. „Opvs Contra Natvram” pod tym względem nie ustępuje poprzednikom. Można co prawda zarzucić, że w swoim stylu jest to propozycja bardzo bezpieczna, bo oferuje dokładnie to, czego od Behemotha się oczekuje, ale po co kopać się z koniem, skoro na razie wszystko działa perfekcyjnie.  | ‹Cancer Culture›
|
14. „Cancer Culture” Decapitated Decapitated i Behemoth to obecnie nasze najgorętsze gwiazdy ekstremalnego grania, które robią karierę za granicą. I choć ekipie Nergala nie można odmówić wirtuozerii, to jednak ten pierwszy zespół wygrywa pod względem emocjonalności. Tu wściekłość jest praktycznie namacalna. Utwory na płycie nie są specjalnie rozbudowane, ale też nie mają zachwycać techniką, tylko stanowić ostre, precyzyjne ciosy, nie tyle w twarz, co w samo serducho.  | ‹Sadza›
|
13. „Sadza” Brodka Nareszcie! Monika Brodka w końcu nagrała materiał po polsku. Po raz pierwszy od czasu fantastycznej „Grandy” z 2010 roku. Choć nie obraziłbym się, gdyby artystka powróciła do radosnego stylu z tamtej płyty, to jednak trzeba docenić odwagę, jaką się wykazała, proponując na „Sadzy” zestaw utworów trudniejszych, mniej melodyjnych i praktycznie antysinglowych. Tylko charyzma wokalistki sprawiła, że „Sadza” i „Monika” stały się alternatywnymi przebojami. I choć to najbardziej przystępne kawałki wykrojone z tego EP, to jednak warto zapoznać się z całością. Czekamy na cały album.  | ‹Patient Number 9›
|
12. „Patient Number 9” Ozzy Osbourne Ze stanem zdrowia Ozzy’ego jest tak, że każda nagrana przez niego płyta może być tą ostatnią. A jednak w jego głosie nie słychać żadnego uszczerbku i wciąż brzmi mocno, jakby jego właściciel wciąż miał czterdzieści lat. A ponieważ jest Księciem Ciemności, mógł pozwolić sobie na zebranie doborowej ekipy instrumentalistów, wśród których znaleźli się syn marnotrawny Zakk Wylde, zmarły niedawno Jeff Beck, Eric Clapton, Mike McCready (Pearl Jam), Josh Homme (Queens of the Stone Age), Robert Trujillo (Metallica), Duff McKagan (Guns N’Roses), Chad Smith (Red Hot Chili Peppers) i, także nieżyjący już członek Foo Fighters, Taylor Hawkins. Do tego jest też on – Tony Iommi, który do tej pory nie pojawił się na żadnej solowej płycie Ozzy’ego. Wszystko to przełożyło się na, wbrew pozorom, spójny, z marszu klasyczny album, ozdobiony genialnym numerem tytułowym.  | ‹Los Angeles Forum - April 26, 1969›
|
11. „Los Angeles Forum – April 26, 1969” Jimi Hendrix Experience W zasadzie ten koncert nie jest żadną nowością, ponieważ wierni fani mieli już okazję się z nim zapoznać. Tyle tylko, że we fragmentach rozrzuconych po różnych składankach i boksach. Teraz, po raz pierwszy ukazał się w całości. Wreszcie można więc poczuć gorącą atmosferę, jaka panowała 26 kwietnia 1969 roku w hali Forum. Z jednej strony mieliśmy rozgorączkowany tłum i policjantów, którzy tylko czekali na powód do interwencji, a z drugiej muzyków, którzy byli w życiowej formie. Nie tylko Hendrix, ale także bezlitośnie okładający bębny w szalonych improwizacjach Mitch Mitchell oraz nadający wszystkiemu odpowiedni puls Noel Redding. |