W poprzednim odcinku było o świetnej kuchence. W tym – domorosłego kuchcika dopadają konsekwencje. Żarty żartami, ale dzisiejszy kadr jest mimo wszystko niepokojący. Nie z tego względu, że elegancka dama wpadła w furię i rozdziawiła twarz, sypiąc brzydkimi słowy, ale dlatego, że niezupełnie zgadza się ilość zębów, jaką powinna z przyrodzenia posiadać. O ile bowiem górna szczęka wygląda w porządku, to w dolnej tkwi dużo, bardzo dużo zębów lub czegoś, co wygląda jak zęby. Przy czym efekt „przepełnienia” ust nie był celowym zabiegiem filmowców, bo scena, w której widać uzębienie, jest krótka i nie ma większego fabularnego znaczenia. Ot, kobieta krzycząca z frustracji. A wracając do przerwanego w poprzedniej części opisu filmu (że przypomnę – „Beyond Evil” z 1980 roku) – willa okazuje się tania ze względu na to, że kiedyś rozegrała się w niej tragedia, skutkująca permanentnym nawiedzeniem przez wiedźmę. W XIX wieku (lub ciut wcześniej) na wyspę ściągnięta została – również w ciemno – młoda kobieta. Wkrótce przekonała się, że męża nie interesują jej walory umysłowe czy cielesne, bo od tego ma kilka kochanek, a kontakty handlowe ojca. Wkurzona zawarła więc pakt z Diabłem i zaczęła zajmować się magią. Zaniepokojony mąż odesłał kochanki w ramach odbudowy relacji z żoną i wziął z nią kościelny ślub, ale w istocie tylko po to, by móc bezkarnie się do niej zbliżyć i pozbawić życia. Powtórnie zdradzona załatwiła go już jako duch i odtąd jest cięta na poślubione pary, bo nie wierzy w świętość małżeńskiego węzła. Rozpoczyna się walka o przejęcie ciała żony bohatera – czemu stoi na przeszkodzie głównie obrączka (polecam urocze sceny puchnięcia palca z obrączką) – i przymiarki do eliminacji męża. Co się dalej działo – nie będę zdradzał, ale do układanki dołączony zostaje jeszcze lokalny znachor i popielenie wzrokiem. Dosłownie. Film jest mocno kiczowaty i – jak już nadmieniłem w poprzedniej części – co najmniej niemądry, ale ogląda się nawet gładko. Zwłaszcza jeśli ktoś lubi obciachowe efekty specjalne w rodzaju domalowywanych fosforyzujących zielonych laserów strzelających z oczu. Seans umila muzyka – nie, żeby akurat tutaj wybitna – autorstwa włoskiego wirtuoza nietuzinkowych ścieżek dźwiękowych, czyli Pina Donaggio. |