powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CCXXIII)
styczeń-luty 2023

Wyimki z filozofii: Studium z ryzykownej afirmacji
Kiedy natrafiłem na tę książeczkę, jej polski tytuł brzmiał „Ćwiczenia z zachwytu”. W nowym wydaniu zachwyt ustąpił miejsca podziwowi. Tymczasem między innymi od podziwiania i zachwycenia – thaumadzein – bierze się filozofia; i ten niepozorny zbiór krótkich szkiców pod pewnymi względami jest jej – jej spisanego odbicia – kwintesencją, chociaż zarazem zdać się może ryzykownym wybrykiem.
‹Ćwiczenia z podziwu›
‹Ćwiczenia z podziwu›
Najpierw krótko o Emilu Cioranie. Czy był filozofem? Nie wiem. Nie dlatego, by jego teksty formalnie, poziomem myśli, niegodne były umiłowania mądrości: wszak nie należy utożsamiać z filozofią ani akademickiego rygoru, na ogół utkwionego w niewłaściwej przestrzeni, ani, jakkolwiek bardzo potrzebnych i częstokroć filozoficznych w istocie, scholastycznych debat. Ale nie ma filozofii bez pozbawionych dziś odpowiedniego patosu prawdy, dobra i piękna, a o ile Cioran bez wątpliwości dążył do ostatniego z tych celów, do pierwszych dwóch wątpliwość wolno już mieć. Z pewnością lubił prowokować. Z pewnością był estetą. I z pewnością lubił aporie. Czy jednak nie zwodził na manowiec?
Tymczasem proszę przyjrzeć się owemu thaumadzein. Zdziwienie, podziw – jedna z podstaw filozofii wedle Platona i Arystotelesa. Pierwszy z nich pisał o związku tego słowa z Taumasem, bóstwem od cudów, drugi zaznaczał, że nawet miłośnicy mitów mają w sobie sporo filozofii, bo w mitach cudów nie brakuje. Czy miał na myśli fantasy, czy raczej fantastykę naukową? Tego nie wiadomo; myślę, że skłaniał się raczej ku science fiction, ze szczególnym uwzględnieniem science, tak jak Platon obie te konwencje po mistrzowsku łączył. To jednak na marginesie marginesu. (Pozwolę sobie dodać jeszcze jeden margines: według Pierre’a Hadota, o którym wspominałem tutaj, „najważniejszy dla Wittgensteina był zachwyt światem”. Jeśli temu zaufać – ja ufam – to pod tym jednym przynajmniej z najistotniejszych względów umiłowanie mądrości pozostaje po tysiącleciach sobą).
To zdziwienie, te podziw i zachwyt – w jaki sposób się w nich ćwiczyć? Filozofia, od tego warto zacząć, sama w sobie jest ćwiczeniem, ćwiczeniem, czyli pieczołowitą pracą nad sobą. Ćwiczeniem się w śmierci, jak stwierdził Platon, pisząc w istocie o ćwiczeniu się w życiu; ba, ćwiczeniem się w przyjemności, jak mógłby powiedzieć Epikur. Jest więc nie tylko lekturą, nie tylko czysto teoretycznym badaniem historii. Kiedy takim badaniem się staje, wówczas – skoro sparafrazować Senekę – jest co najwyżej filologią.
‹Ćwiczenia z zachwytu›
‹Ćwiczenia z zachwytu›
Nie znaczy to jednak, że lektura formą ćwiczenia być nie może. Przeciwnie, zwłaszcza jeśli dostrzec – jak Cioran śladem wielu innych aż do początku dziejów – że czytanie służyć winno nade wszystko samopoznaniu i samokształceniu. Proszę nie mylić tego z tak zgubną przecież samorealizacją: to zgoła inne przestrzenie. Samopoznanie, samokształcenie jawią mi się jako korzystne dla siebie i świata badanie swojego w nim miejsca; samorealizacja – jako próba dostosowywania rzeczywistości do siebie, niechby ku jej zgubie. To jednak – znowu – tylko margines.
Ćwiczyć wolno też, pisząc. Dbając o każdy szczegół, nie będąc zadowolonym ani zbyt wcześnie, ani zbyt późno. Wpadając w pewnego rodzaju akrybię oraz idący za nią duchowy i umysłowy wysiłek. Powstrzymując się. A zarazem tworząc własne myślenie: to, które idzie za wyobrażonym w ferworze słowem i przebudowuje własną narrację. Sprawdza: autora i innych, o ile autor tym, co napisał, się podzieli. Nie zawsze powinien.
Myślę, że „Ćwiczenia z zachwytu” tym właśnie są: afirmatywną próbą z czytania i pisania. Może nazbyt efektowną, ale i dzięki temu pouczającą. A zarazem niebezpieczną, bo poszukującą czegoś, co należy podziwiać, nie tylko w tym, w czym Cioran, jak się zdaje, widział dobro, ale też w tym, co – znów: jak się zdaje – ograniczało się jego zdaniem do piękna, prawdę i dobro lekceważąc.
Najlepiej widać to w pierwszym, najdłuższym szkicu. Proszę spojrzeć na sam początek: „Pośród myślicieli, którzy – jak Nietzsche lub święty Paweł – lubili i umieli genialnie prowokować, niepoślednie miejsce zajmuje Joseph de Maistre. Wynosząc najmniejszy z problemów do poziomu paradoksu i godności skandalu, z zażartym okrucieństwem posługując się anatemą, stworzyć miał on dzieło pełne potworności, system, który nie przestaje nas zniewalać i przyprawiać o rozpacz”. I który, wypada w tym kontekście dodać, warto, przynajmniej w ramach ćwiczenia, afirmować. Tymczasem wyobrażam sobie podobne zdania w twórczości Lovecrafta1).
Czy Emil Cioran był więc filozofem? Nie wiem. Ale „Ćwiczenia z zachwytu” mogą być niezłą z filozofowania lekcją.
O tym, na co pozwala de Maistre, wspomnę, mam nadzieję, następnym razem. Albo trochę później.
1) To, jakkolwiek mało istotny, może być przykład na tworzenie pisaniem własnego myślenia. Przed powstawaniem tego zdania owo porównanie nie przyszło mi do głowy.



Tytuł: Ćwiczenia z podziwu
Tytuł oryginalny: Exercices d’admiration
Data wydania: 28 stycznia 2022
Wydawca: Aletheia
ISBN: 978-83-67020-12-1
Format: 258s. 145×205mm
Gatunek: eseje / felietony, non‑fiction
Zobacz w:

Tytuł: Ćwiczenia z zachwytu
Tytuł oryginalny: Exercices d’admiration
Data wydania: 1998
Wydawca: Czytelnik
ISBN: 83-07-02644-X
Format: 137s. 140×250mm
Gatunek: eseje / felietony, non‑fiction
Zobacz w:
powrót; do indeksunastwpna strona

74
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.