Czy trzeci tom serii „Lonesome” Yves’a Swolfsa można jeszcze nazwać westernem? Bohater nic a nic wprawdzie nie zmienił się, lecz znacząco przeobraziło się otoczenie, w którym tym razem występuje. Zamiast prerii i leśnych ostępów Południa mamy Nowy Jork i jego okolice. Jak się jednak okazuje, tak również nie brakuje bandytów, będących od dawna na bakier z prawem.  |  | ‹Lonesome #3: Więzy krwi›
|
Rok 2021 był bardzo pracowity dla belgijskiego scenarzysty i rysownika Yves’a Swolfsa (rocznik 1955). Jesienią sfinalizował on bowiem publikację dwóch swoich nowych komiksów: w listopadzie ukazał się osiemnasty album kultowej serii westernowej „Durango” (zatytułowany „ Zakładnik”), natomiast miesiąc wcześniej do sprzedaży trafiła trzecia odsłona pokrewnego tematycznie cyklu „Lonesome”. Swolfs wystartował z nim w 2018 roku, kiedy postanowił na dłużej odpocząć od swego najsłynniejszego bohatera, a jednocześnie nie rezygnować z artystycznych wypraw na Dziki Zachód. Zaczęło się od „ Na tropie kaznodziei”, kilkanaście miesięcy po nim ukazali się nie mniej ekscytujący „ Łotrzy Pogranicza”, a po kolejnych dwóch latach – „Więzy krwi”. Co zaskakujące, tym razem główny bohater – Człowiek bez Imienia (choć akurat w tej części swoje imię odzyskuje) – trafia z południowych krańców Stanów Zjednoczonych do… Nowego Jorku. Chcąc poznać tajemnicę swojej przeszłości, postanawia dotrzeć do senatora Dawsona, który może mieć na ten temat istotne informacje. Dostanie się do niego nie jest jednak takie proste. Jedyna dostępna dla Samotnika droga wiedzie przez bank Spear and Co., którego urzędnik odsyła przybysza z Południa do niejakiego Murraya, jednego z sekretarzy polityka. Jak się jednak okazuje, to dość specyficzny „sekretarz”. Owszem, dba o interesy senatora, ale robi to w bardzo specyficzny sposób i raczej mało pokojowymi metodami. W każdym razie niewiele brakuje, aby nieznajomy zapłacił głową za swoją nietypową zachciankę. W ostatniej chwili ratuje go Anglik Morgan – człowiek jeszcze bardziej bezwzględny i okrutny niż Murray, ale… …przynajmniej rzeczywiście mający dostęp do Dawsona. Spotkanie, do którego w końcu dochodzi, przybiera nieoczekiwany obrót – zarówno dla samego senatora, jak i dla Człowieka bez Imienia. Czy to dobrze to, czy źle – okaże się niebawem. W każdym razie: nie rozwiązuje to żadnego problemu, a jedynie rodzi kolejne. Historia Samotnika to jeden z wątków opowieści; bohaterką drugiego jest agentka Pinkertona, Mary Lyle, którą czytelnicy poznali już w „ Łotrach Pogranicza”. I wtedy, i teraz tropiła ona niezwykle niebezpiecznych spiskowców, których działalność była o tyle groźna, że w kraju już od paru lat rośnie napięcie i wielu przebąkuje nawet o możliwości wybuchu konfliktu zbrojnego (nie zapominajmy, że akcja cyklu rozgrywa się zimą 1861 roku, kilka miesięcy po wyborze na prezydenta USA Abrahama Lincolna i na kilka przed początkiem wojny secesyjnej). Trop, na który wpada miss Lyle, prowadzi do senatora Hollistera, którego policja i tajna służba biorą pod ścisłą obserwację. Oba wątki prowadzone są przez Swolfsa równolegle; konstrukcja opowieści wymaga jednak, aby w którymś momencie przecięły się. Nie trzeba zresztą na to długo czekać. Mary Lyle i Samotnik (już po odzyskaniu imienia) ponownie stają naprzeciw siebie, ale – wbrew pozorom – wcale nie jako wrogowie. Przeciwnie, to właśnie dzięki odważnej i pięknej agentce mężczyzna zyskuje wreszcie szansę, by wyzwolić się z krępujących go – tytułowych – więzów krwi. W tej części opowieści pojawiają się dwa szczególnie interesujące motywy fabularne. Pierwszy dotyczy spiskowców, którzy tworzą nadzwyczaj złowrogą grupę, pragnącą przejąć władzę w momencie, kiedy już Północ i Południe wykrwawią się w długiej i okrutnej wojnie. Jak miałyby wyglądać ich rządy? Co zgotowaliby Amerykanom? Mam nadzieję, że tego dowiemy się z kolejnych odsłon cyklu. Drugi motyw dotyczy natomiast przywódcy tej wpływowej grupy, jego pochodzenia i powiązań (niekoniecznie politycznych). To, co Swolfs zdradza w finale, sprawia, że czytelnik może mieć sporą zagwozdkę, zastanawiając się, w którą stronę (bo opcji tradycyjnie jest kilka) podąży Belg w kontynuacji „Lonesome”. Opracowanie graficzne „Durango” Yves Swolfs już kilkanaście lat temu oddał w ręce innych twórców (najpierw Francuza Thierry’ego Giroda, obecnie Włocha Giuseppe Ricciardiego), ale serię „Lonesome” ilustruje sam. I wielka mu za to chwała! Wszak Belg jest pod tym względem jednym z arcymistrzów komiksu frankofońskiego, którego realistyczna kreska, perfekcyjnie oddająca wszelkie szczegóły, potrafi zachwycać nie mniej, niż dzieła Grzegorza Rosińskiego czy, zmarłego w 2014 roku, Philippe’a Delaby’ego. W „Więzach krwi” Swolfs potwierdza, że niewielu może mu dorównać. I to zarówno w kadrach statycznych, jak i dynamicznych, a tych ostatnich – z uwagi na liczne sceny pościgów i strzelanin – nie brakuje. Jest zatem czym sycić wzrok!
Tytuł: Lonesome #3: Więzy krwi Data wydania: 28 listopada 2022 ISBN: 9788328158368 Format: 56s. 216x285mm Cena: 39,99 Gatunek: western Ekstrakt: 80% |