Drugi tom serii o bardzo znaczącym tytule („R.I.P”) stawia niejakiego Maurice’a w roli głównego bohatera. Podczas gdy w omawianym niedawno tomie pierwszym, przemykał gdzieś na drugim planie, tak teraz ściąga na siebie światła reflektorów. Francuski twórca komiksowy o pseudonimie Gaet’s odsłoni nam jego sekrety – ale, czy wszystkie?  |  | ‹RIP #2: Maurice. Muchy zawsze lgną do ścierwa›
|
Bo każdy ma tu swoje tajemnice. Na przykład Derrick, bohater pierwszego tomu – „ Ciężko przeżyć własną śmierć”. Zmęczony życiem, uwięziony w beznadziejnym związku i marzący o „ucieczce gdzieś daleko” wplątał się w sporą aferę z zaginionym, drogocennym pierścionkiem. Skąd go wziął? Ściągnął z palca „klejucha”, trupa w tak zaawansowanym stopniu rozkładu, że wręcz zespolonego z łóżkiem, na którym dokonał żywota. Derrick, Maurice i reszta paczki pracują (nielegalnie) w „firmie” zajmującej się okradaniem domów, w których zmarli samotni, zapomniani przez wszystkich ludzie – i muszą to zrobić, zanim przyjedzie policja. Bród, robactwo, rozkład, zgnilizna, smród, śmierć – oto ich codzienność. Muchy zawsze lgną do ścierwa – dosłownie i w przenośni, jak tłumaczy już na samym początku Gaet’s. Wydarzenia będące osią fabularną pierwszego tomu dzieją się gdzieś z boku głównego wątku tomu drugiego. Teraz to Maurice jest na świeczniku – kiedyś nazywał się Marcello Cemperetti i był wysoko postawioną szychą w miejscowym oddziale włoskiej mafii. Teraz – jako uczestnik programu ochrony świadków – ma beznadziejną pracę, raka, dwóch wykorzystujących go bez przerwy agentów FBI i gigantyczne wyrzuty sumienia. W licznych retrospekcjach poznajemy przeszłość Maurice’a, jego drogę do miejsca, w którym się teraz znajduje i dokładne wyjaśnienie (chyba) wszystkich wątpliwości i niejasności, jakie narosły wokół postaci Maurice’a w pierwszym – a przede wszystkim na początku drugiego albumu. Maurice to zły człowiek. Kiedyś bardzo, teraz może mniej, ale jednak. Budzi mimo wszystko w czytelniku, podobnie jak reszta jego kolegów przegrańców, swego rodzaju współczucie. Może dlatego, że czujemy spory dystans do opowiadanej historii – natłok nieszczęść i zła, jakie spotyka najpierw Derricka, a potem Maurice’a, w połączeniu z groteskowo-kreskówkową warstwą graficzną (świetna robota Juliena Moniera) nie pozwala brać tej historii dosłownie. Czasem wręcz przyłapujemy się na odliczaniu do kolejnej tragedii w życiu bohatera, bo przecież musi nastąpić – a nadziei na poprawę stanu rzeczy Gaet’s nie daje. Taki zresztą jest sposób na ten komiks – apoteoza turpizmu, dehumanizacja każdej postaci po kolei, współczucie wymieszane z odrazą, cynizm i upadek. Mimo tego Gaet’s nie gra ciągle na tej samej nucie. Potrafi zainteresować losami swoich bohaterów i stopniowo rozbudowuje siatkę powiązań – zarówno między nimi, jak i obserwowanymi kątem oka, pozornie nieważnymi wydarzeniami. Wątek Maurice’a, główny i dominujący w drugim tomie, będzie poboczny w kolejnym albumie. W nim na pierwszy plan wysunie się Ahmed, o którym i tak wiemy już przecież bardzo dużo. Następni w kolejce są Albert (młody chłopak zafascynowany znalezioną podczas jednej akcji martwą dziewczyną) oraz Fanette (barmanka, o której na końcu omawianego dziś albumu dowiadujemy się nowych rzeczy). A szósty tom „się pisze”. „R.I.P.” nie jest może najlepszą serią na rynku – trzyma się raczej średniej i wątpię, aby poza nią wyszła. Ale nie zaszkodzi spróbować.
Tytuł: RIP #2: Maurice. Muchy zawsze lgną do ścierwa Data wydania: 16 listopada 2022 ISBN: 978-83-8230-404-6 Format: 89s. 196 × 268 mm Cena: 59,90 Gatunek: obyczajowy Ekstrakt: 60% |