powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CCXXV)
kwiecień 2023

„Kobra” i inne zbrodnie: Dziurkacz w roli głównej
Oglądając po latach wyreżyserowaną przez legendarnego Józefa Słotwińskiego sztukę Marka Domańskiego „Mord w hurtowni”, można głośno się śmiać. Tyle że powinien to być śmiech przez łzy. Autor w groteskowy sposób przedstawił bowiem problem, z jakim borykaliśmy się w PRL-u i jaki wcale nie zniknął w III RP – to gospodarcze kombinatorstwo i złodziejstwo.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
‹Mord w hurtowni›
‹Mord w hurtowni›
Zdecydowana większość opartych na tekstach polskich autorów spektakli prezentowanych w ramach Teatru Sensacji „Kobra” robionych było na poważnie. Ich tematami były najczęściej podstępne zbrodnie (vide „Iryd”, „Brydż”, „Amerykańska guma do żucia «Pinky»”, „Śmierć w samochodzie”), szpiegostwo („Kryptonim Maks”) czy szantaż („Kiedy się ze mną podzielisz?”). Ale nie brakowało również opowieści eksplorujących temat okupacji niemieckiej („Toccata”, „Cień Archanioła”). Na tle wszystkich wymienionych przedstawień mający premierę w czwartkowy wieczór 11 maja 1967 roku „Mord w hurtowni” był ewenementem. O bardzo istotnym społecznym problemie opowiadał bowiem w formie satyryczno-groteskowej. Całkiem możliwe, że dlatego, iż na inną nie zgodziłaby się peerelowska cenzura.
Autorem „Mordu…” był kompletnie już dzisiaj zapomniany prozaik i dramaturg Marek Domański (1921-2005). Pochodził z Wołynia; po wojnie ukończył studia prawnicze na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, ale prawem w swoim dorosłym życiu nie zajmował się. Jako pisarz zadebiutował w mrocznych czasach stalinowskich, ale już wtedy starał się tworzyć sztuki ocierające się o farsę i satyrę. W swoim dorobku ma kilkanaście sztuk (niektóre publikowane, inne wykorzystane jedynie jako scenariusze spektakli teatralnych, telewizyjnych bądź radiowych): „Otwarte drzwi” (1950), „Milionowe jajko” (1950), „Kobieta czy brylanty” (1960), „Zawsze nieznany ląd” (1964), „Ktoś nowy” (1965), „Trutnie i kobiety” (1970), „Miejsce postoju” (1974), „Inżynier na sprzedaż” (1977), „Wyszedłem i nie wrócę” (1988) oraz „Siła przebicia” (1989); do tego należy doliczyć jeszcze przedstawienia Teatru TV: „Mord w hurtowni” (1967), „Przepustka” (1967), „Horoskop” (1968), „Kobieta w trudnej sytuacji” (1968), „Decyzja” (1969) i – wydany osiem lat wcześniej – „Ktoś nowy” (1973). „Mord…” też zresztą doczekał się druku, chociaż dopiero w 1983 roku (sic!), co świadczy o tym, że minęło kilkanaście lat od premiery, a tekst wciąż pozostawał aktualny. Nie świadczy to najlepiej o PRL-u, prawda?
Twórczość prozatorska Domańskiego pozostawała nieco na uboczu jego pisarskich dokonań. Nic dziwnego. Wydał jedynie cztery powieści: „Dom nad jeziorem” (1955), „Klipsy z niebieskich migdałów” (1957), „Porządek rzeczy” (1962) oraz „Pierwszy niewinny” (1973). Mogło być ich więcej, lecz druk zaplanowanego przez Wydawnictwo Literackie na 1957 rok prześmiewczego „Centralnego zarządu kłamstwa” zahamowała cenzura. Będąca groteskowym rozliczeniem z epoką socrealizmu książka, jak widać, wydawała się w tamtym czasie (zaledwie rok po XX Zjeździe KPZR i śmierci „Bolesława Bieruta) zbyt groźna dla decydentów kulturalno-politycznych. Maszynopis odłożono więc na półkę i… nigdy do niego nie powrócono. Autor musiał nauczyć się mówienia o pewnych sprawach mniej wprost i – przy okazji – oddawania cesarzowi co cesarskie. Tak dzieje się właśnie w „Mordzie w hurtowni”: na tle patologii gospodarczych PRL-u błyszczy postać niekonwencjonalnego w swych metodach śledczych kapitana Milicji Obywatelskiej (w tej roli pojawił się niezrównany Czesław Wołłejko).
W prowincjonalnym miasteczku w biurze Hurtowni Wielobranżowej zostaje znaleziono ciało nieżyjącego mężczyzny; anonimowa osoba informuje telefonicznie o tym fakcie MO i na miejsce zdarzenia udaje się wspomniany już oficer (autor nie podaje jego nazwiska). Ofiarą jest niejaki Kipiela, członek rady zakładowej w hurtowni – człowiek, którego zawsze rozpierała energia, który chciał działać na rzecz pracowników i który tępił wszelką niegospodarność. Może właśnie z tego powodu ktoś przywalił mu potężnym dziurkaczem w głowę, powodując natychmiastowy zgon? Tylko kto byłby w stanie to zrobić? Zainteresowanych jego śmiercią wprawdzie w zakładzie pracy Kipieli nie brakuje, ale to, że życzymy komuś szybkiego zejścia, nie musi wcale oznaczać, iż sami jesteśmy gotowi wyprawić go na drugi świat. Kapitan ma twardy orzech do zgryzienia. Nie dlatego, że musi z mozołem szukać winnych. Wręcz przeciwnie – potencjalni sprawcy sami pakują mu się w ręce. Każdy ma motyw, każdy miał sposobność. Każdy też – bardzo nieczyste sumienie!
Magazynier (Bogdan Baer) od lat traktuje magazyn jako doskonałe miejsce zatrudnienia znajomych i pociotków i bardzo nerwowo zareagował na sugestię Kipieli, że należałoby tam dokonań „redukcji etatów”. Dyrektorowi hurtowni, pieszczotliwie nazywanemu Dudusiem (w tej roli Mieczysław Pawlikowski, legendarny Zagłoba z „Pana Wołodyjowskiego”), zmarły wypominał przekręty z kupnem krajowego dźwigu, który szybko został zepsuty tylko po to, aby można było kupić zagraniczny, węgierski, co stało się podstawą do zorganizowania pięciotygodniowego wyjazdu nad Balaton. Kipiela patrzył też uważnie na ręce głównej księgowej Kozłowskiej (Halina Kossobudzka), która przyklepywała wszystkie niekorzystne dla firmy transakcje i wydatki. Ba! nawet Józefina Łapka (Jolanta Skowrońska), stała klientka hurtowni, referentka zakupów w Gminnej Spółdzielni Spożywców, miała interes w tym, by niesforny aktywista rozstał się z życiem. Wtedy bowiem wskoczyłaby na… Oj, pisanie o tym byłoby już krokiem za daleko.
Marek Domański, choć robi to w sposób humorystyczny, nadzwyczaj celnie rozdaje ciosy. Wśród pracowników hurtowni chyba tylko przewijająca się w tle, wiecznie milcząca sprzątaczka (gra ją Jadwiga Ochalska) nie ma niczego na sumieniu (ale i tego nie możemy być w stu procentach pewni). Pozostała czwórka to kombinatorzy i oszuści, złodzieje i defraudatorzy, niektórzy już nawet karani. Co z tego jednak, skoro Duduś po każdej kolejnej wpadce i odsiadce – awansuje. Dzieje się to wprawdzie na prowincji, ale tym bardziej musi rzucać się w oczy w małej miejscowości, w której wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą. Jaki obraz Polski Gomułkowskiej wyłania się z tego spektaklu? Absolutnie przerażający. Stwierdzi ktoś: ale to przecież mali ludzie na niskich stanowiskach. Owszem, tylko że tych „małych ludzi” na ich stanowiska mianował ktoś będący na wyższych szczebelkach drabiny władzy, komuś ich złodziejstwo nie przeszkadzało. Naprawdę nie pojmuję, jakim cudem cenzura przepuściła to przedstawienie. Może było to pokłosiem ujawnianych w poprzednich latach afer gospodarczych – „skórzanej” (1959-1960) i „mięsnej” (1964-1965), a może oczy urzędników z ulicy Mysiej były zwrócone już tylko na to, co dzieje się na Bliskim Wschodzie…



Tytuł: Mord w hurtowni
Data premiery: 11 maja 1967
Scenariusz: Marek Domański
Rok produkcji: 1967
Kraj produkcji: Polska
Czas trwania: 69 min
Gatunek: kryminał
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

72
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.