Dwa lata pisania i dziesięć lat poprawek – tak przedstawiona historia powstania „Cudzoziemca w Olondrii” Sofii Samatar daje bardzo dobre pojęcie o tym, czego powinniśmy się spodziewać po tej powieści. Wszystko jest tu dopracowane i przemyślane. Szkoda tylko, że trudno dać się porwać przedstawionej tu historii.  |  | ‹Cudzoziemiec w Olondrii›
|
Nie ma co ukrywać, że lektura książki dostarcza wiele przyjemności – szczególnie tym, którzy – jak główny bohater – mają równie emocjonalne podejście do czytanych książek. Jest to bowiem opowieść o miłości, która nie jest ukierunkowana na ludzi, ale na przedmioty; nie na prawdziwe historie i przeżywanie życia, ale na czytanie o losach innych i traktowanie ich jako coś bardziej realistycznego niż otaczająca bohatera rzeczywistość. Jevick jest postacią pełną pasji, ale co z tego, skoro jego „przygody” w bardzo niewielkim stopniu stanowią jej odzwierciedlenie? Snująca się leniwie fabuła, wypełniona tytułami nieistniejących książek i złożonej polityki Olondrii, zupełnie nie porywa. To ostatnie zresztą mogło stanowić ciekawy punkt zaczepienia (czym staje się zresztą pod sam koniec, kiedy już Jevick może powrócić w rodzinne strony), ale konflikt ideologiczny – jako głównie opowiedziany, a nie pokazany – zupełnie tutaj nie wybrzmiał. Samatar poświęciła bardzo wiele czasu i energii na kreację świata, zwyczajów i kultury, ale odbyło się to kosztem fabuły i bohaterów. „Cudzoziemiec…” nie jest powieścią złą, raczej powieścią niespełnionych nadziei. Podpisuję się pod znakomitą większością argumentów przedstawionych przez Beatrycze i zalecam ostrożność (oraz dużo cierpliwości) przy obcowaniu z prozą Samatar.
Tytuł: Cudzoziemiec w Olondrii Tytuł oryginalny: A Stranger in Olondria Data wydania: 7 listopada 2014 ISBN: 978-83-7480-457-8 Format: 288s. oprawa twarda Cena: 39,– Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 50% |