Powinienem to przeczuć. „Krwawy Księżyc” to trzynasta powieść Jo Nesbø, w której pojawia się Harry Hole. Trzynasta, a więc… pechowa? Nie, wcale nie jestem przesądny. Po prostu mam już dość czytania kolejnej wersji tej samej historii. Jako wielbiciel ekspolicjanta z Oslo jestem gotów przystać na jego śmierć. Pod warunkiem, że w ostatniej chwili pisarzowi nie wpadnie do głowy pomysł, by go cudownie uratować!  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Gdyby „Krwawy Księżyc” (tytuł jest określeniem momentu, w którym następuje zaćmienie będącego w pełni ziemskiego satelity) był pierwszą przeczytaną przeze mnie powieścią Jo Nesbø z Harrym Hole w roli pierwszoplanowej, zapewne byłbym zachwycony. Po pierwsze: pełnokrwisty główny bohater, który jest po tylu życiowych przejściach, że można by nimi obdzielić setki innych poturbowanych przez los (eks)gliniarzy; po drugie: nadzwyczaj inteligentny i bezwzględny seryjny morderca, który popełnia czyny tak odrażające, że legendarny Kuba Rozpruwacz to przy nim niewinny socjopata; po trzecie: pędząca na złamanie karku fabuła. Cudownie, prawda? Powtórzę jednak: gdyby to była pierwsza przeczytana przeze mnie powieść Jo Nesbø… Ale nie jest ani pierwsza, ani piąta, ani nawet dziesiąta. Policzyłem: trzynasta. Na dodatek o wszystkich pisałem na łamach „Esensji”. Zdarzały się wśród nich kryminały doskonałe (jak „ Trzeci klucz”, „ Wybawiciel”, „ Pierwszy śnieg” czy „ Pancerne serce”), ale były też słabsze (bez wątpienia należą do nich „ Pentagram”, i „ Nóż”). „Krwawy Księżyc” należy zaliczyć, niestety, do tych drugich. Tak, mimo tego, że jest świetnie i potoczyście napisany. Że dialogi są rasowo „męskie”, a postaci – tak jak należy – albo wzbudzają sympatię, albo odrazę. Wyjątkiem jest oczywiście Harry, który z założenia ma balansować pomiędzy czytelniczą akceptacją a odrzuceniem. W czym więc jest problem? W tym, że od reaktywowania serii, czyli od opublikowanego przed sześcioma laty „ Pragnienia”, Nesbø konsekwentnie zjada własny ogon, posługując się kolejny raz identycznym schematem. Czyli: a) Harry popada w kłopoty, które sprawiają, że ląduje na życiowym aucie (nierzadko – i tak jest w tym przypadku – musi w związku z tym opuścić Europę), b) w Norwegii zostaje popełniona ohydna zbrodnia, a policja nie radzi sobie z ujęciem sprawcy, c) ktoś przypomina sobie o Hole – genialnym śledczym – i sprowadza go do Skandynawii, by złapał zwyrodnialca; d) były policjant naraża się wszystkim po kolei, ale ostatecznie przyskrzynia oprycha. Powie kto: ale taki przecież – oczywiście bez charakterystycznych dla Nesbø didaskaliów w budowaniu postaci – jest schemat powieści kryminalnych od zarania gatunku. Tyle że Norweg ewidentnie idzie na łatwiznę: wymyśla okrutną zbrodnię, którą stawia w centrum intrygi, potem bierze cyrkiel, odmierza kilka centymetrów i zatacza koło ołówkiem. W efekcie wśród postaci, które znajdą się w wytyczonym okręgu, na pewno będzie zbrodniarz. To pewne, że pojawi się w początkowych rozdziałach książki i będzie do samego końca krążył po orbicie Harry’ego, jak Księżyc wokół Ziemi. Tak dzieje się w kilku ostatnich powieściach Nesbø i w „Krwawym Księżycu” nie jest – na co w swej wielkiej naiwności liczyłem – inaczej. Przed wydaniem kolejnej powieści z Hole w roli głównej będę modlił się już tylko o jedno: niech go autor w końcu zabije – definitywnie i nieodwołalnie. Dla pewności niech go pozwoli jakiemuś oszalałemu neonaziście pokroić na kawałki i spalić w piecu, względnie rozpuścić w kwasie. Bo chyba tylko w ten sposób da się jeszcze uratować legendę Harry’ego.
Tytuł: Krwawy Księżyc Tytuł oryginalny: Blodmåne Data wydania: 21 listopada 2022 ISBN: 978-83-271-6358-5 Format: 448s. 135×205mm Cena: 49,90 Gatunek: kryminał / sensacja / thriller Ekstrakt: 50% |