Westernów ci u nas dostatek: „Dziki Zachód” od Lost In Time, „Blueberry” czy „Western” od Egmontu, nawet „Comanche” z Prószyńskiego, żeby wymienić tylko te bardziej popularne. Ale żaden nie przypadł mi do serca tak, jak „Do ostatniego” wydane przez Taurus Media.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zacznę może nie od fabuły, ale od rysunku, bo przede wszystkim nim ten album stoi. Za szatę graficzną odpowiada Paul Gastine, rysownik o niedużym jeszcze dorobku – ma na koncie dwie serie poza omawianą, z czego jedną nieco dłuższą. Po rysunkach w „Do ostatniego” widać, czemu nie tworzy w szybszym tempie: każdy kadr jest dopracowany, pełen detali. Nie jest to może poziom Grzegorza Rosińskiego i jego malarskich eksperymentów w „Westernie”, ale trudno odmówić rysownikowi talentu i ogromu włożonej pracy. Operowanie światłem i cieniem daje tu świetne efekty: czy to momenty w słońcu pustyni, czy nocą przy ognisku są „żywe” i niesamowicie cieszą oko. Nie wyłapałam też anachronizmów, które kłułyby co uważniejszego czytelnika. Największe wrażenie jednak robią postaci. Projekty są przemyślane, pasują do charakterów kolejnych bohaterów; twarze są realistyczne, dobrze narysowane, przy tym niesamowicie ekspresyjne – zaprawdę, trudno się napatrzeć. A ta ekspresja okazuje się wyjątkowo ważna w historii, która w gruncie rzeczy jest prosta fabularnie, ale kipi od emocji, jak to czasami w tym gatunku bywa. Większość akcji „rozgrywa się” właśnie na twarzach bohaterów, a ci z kolei są nieco nietypowi. Część to pozornie zwyczajne archetypy westernowych charakterów: stary, zgorzkniały kowboj Russel, jego bystry, odważny pomocnik i młoda, poświęcająca się dla uczniów nauczycielki z miasteczka. Obok nich jednak mamy Benneta, niepełnosprawnego umysłowo chłopaka, którego Russel wziął na wychowanie po śmierci rodziców, oraz nieczęsto spotykanego w westernie bohatera zbiorowego: mieszkańców miasteczka, w którym ma powstać stacja kolejowa – nie pokazanych jako element tła, tylko jako jeden z motorów napędowych akcji. Brakuje tu, zaskakująco, jasno pokazanego antagonisty, bo jeśli mam być szczera – „Do ostatniego” zostało napisane jak antyczna tragedia, gdzie równoważne dobro jednostek ściera się ze sobą, ale też z dobrem ogółu, a jedyne pozytywne zakończenie, na jakie może liczyć czytelnik, to ewentualne katharsis. Scenarzysta Jérôme Félix dobrze czuje western i jego niuanse, implementuje swoje ich wersje zgrabnie w narracji, dodając historii trochę świeżości, ale unikając popadania w klisze. Dzięki temu całość nie jest po prostu kolejną strzelanką z bandytami – nawet jeśli fabuła odhacza po kolei typowe dla gatunku elementy, to może zaskoczyć. Może to wyglądać jak słodzenie, ale dawno komiks nie dał mi tyle – zwłaszcza wizualnej – radości z lektury. Nie jest to wymagający album, ale na poziomie rozrywkowym dostarcza wszystko, czego potrzeba do szczęścia: wyrazistych, ciekawych bohaterów, dobrze poprowadzoną akcję, atrakcyjny rysunek i ładne wydanie. W kategorii „nie ambitne, ale dobre” „Do ostatniego” stoi naprawdę wysoko. Plusy: - piękny, dopracowany rysunek, zwłaszcza postaci
- świetnie sprawdza się jako western i jako rozrywka w ogóle
Minusy:
Tytuł: Do ostatniego Tytuł oryginalny: Jusqu'au dernier Data wydania: 25 sierpnia 2021 ISBN: 978-83-65465-62-7 Format: 80s. 215x290 mm Cena: 79,00 Gatunek: western Ekstrakt: 90% |