Scenarzysta Jason Aaron musiał się twórczo wypalić tworząc przez lata przygody Thora i powinien odsapnąć, a nie brać się za kolejną serię. Dobitnie świadczy o tym „Avengers: Powrót Gwiezdnego Piętna”, czyli 6 tom perypetii Mścicieli w ramach linii Marvel Fresh.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Drużyna najpotężniejszych ziemskich bohaterów musi niespodziewanie udać się w kosmos. A konkretnie do galaktyki karnej, sztucznego tworu zaprojektowanego przez imperium Shi′ar, w którym są przetrzymywane najbardziej niebezpieczne kosmiczne rasy. Zadaniem herosów polega na odnalezieniu Gladiatora, który zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. A ponieważ prawdopodobnie ma to związek z pewnym artefaktem, tak zwanym Gwiezdnym Piętnem, sprawa wydaje się dotyczyć naszej rodzimej Ziemi. Choć od początku fabuła komiksu była jedynie pretekstowa, by zaprezentować pojedynki na kosmiczną skalę, dopiero, kiedy pisałem jej streszczenie, dotarło do mnie, jak bardzo jest głupia i irracjonalna. Bo już samo założenie, że potężne Shi′ar będzie wzywało na pomoc Avengers, zamiast skorzystać z nieograniczonych mocy swojej Gwardii Cesarskiej, wydaje się cokolwiek naciągane. Zwłaszcza, że obecny skład Mścicieli nie należy do najpotężniejszych. W końcu na co komu wampir Blade w kosmosie. Jason Aaron kompletnie nie ma pomysłu na Avengers. To znaczy, wygląda na to, że wymyślił sobie, iż milion lat temu też była drużyna superbohaterów i jej losy w jakiś sposób zazębią się z losami tej obecnej. Niestety reszta to już kompletna improwizacja, która średnio trzyma się kupy, nawet jak na standardy Marvela. W końcu milion lat temu na ziemi nie było jeszcze homo sapiens, a co najwyżej nasz poprzednik homo erectus (popularnie zwany pitekantropem). Tymczasem scenarzysta kreśli wizję rozbudowanej społeczności, która może i żyje w jaskiniach, ale swoim rozumowaniem niezbyt odbiega od współczesnych standardów. Widać to zwłaszcza w zeszycie otwierającym „Powrót Gwiezdnego Piętna”, gdzie śledzimy perypetie pewnego outsidera i jego romansu z innym outsiderem. Niestety potem nie robi się lepiej. Przechodzimy do czasów współczesnych i wyprawy do galaktyki karnej. W zasadzie nie ma tu czego komentować, bo całość sprowadza się głównie do prania się po facjatach. Budowanie relacji między egzotycznymi członkami Avengers (a w składzie są m.in. nowy Ghost Rider, przypakowana She-Hulk, wspomniany Blade i Boy-Thing, czyli fragment Man-Thinga) praktycznie nie istnieje. Do tego Aaron stosuje irytujące przeskoki w czasie. Być może fragmenty te znalazły się w którejś z równolegle ukazujących się serii, niemniej chciałbym się dowiedzieć, w jaki sposób Thor został zarażony przez rasę Brood i teraz zmienia się w jej przedstawiciela. Nie wykluczam, że wszystko to byłoby bardziej strawne, gdyby nie dobór nowego etatowego rysownika, czyli Eda McGuinnessa, którego prace są po prostu brzydkie. Wyglądają, jakby były robione w ogromnym pośpiechu, by wyrobić się z terminami. Stąd nieuzasadnione, obszerne kadry i chroniczny brak szczegółów tła. McGuiness nigdy nie był moim faworytem, mimo to mam wrażeniem, że kiedyś bardziej się przykładał. W efekcie „Avengers: Powrót Gwiezdnego Piętna” jest pozycją do zaliczenia i zapomnienia. Warto po nią sięgnąć tylko po to, by być z wydarzeniami na bieżąco. Bo od strony emocjonalnej jest chłodno, jak w tegorocznym marcu. Miejmy nadzieję, że Mściciele w ramach Marvel Fresh się wreszcie rozkręcą, bo póki co to najsłabsza seria tej linii wydawniczej.
Tytuł: Avengers #6: Powrót Gwiezdnego Piętna Data wydania: 25 stycznia 2023 ISBN: 9788328153349 Format: 112s. 167x255mm Cena: 49,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 50% |