Małżeństwo w średnim wieku przeżywa kryzys. On podejrzewa żonę o romansowanie ze szwagrem, ona bagatelizuje jego obawy i sama wytyka mu zauroczenie dużo młodszą dziewczyną. Z biegiem czasu stan napięcia eskaluje, prowadząc do dramatycznego finału. Tak – w największym skrócie – przedstawia się fabuła spektaklu Wojciecha Marczewskiego „Przecież ty nie żyjesz”, który oparty został na tekście walijskiej pisarki Elaine Morgan.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Wojciech Marczewski to – obok Feliksa Falka – kolejny z wielkich polskich reżyserów filmowych, mający w swojej karierze flirt z teatrem telewizyjnym, w ramach którego zrealizował przedstawienie kryminalne (oficjalnie nie zostało ono zaprezentowane w ramach „Kobry”, ale za to w jej czasie antenowym). Do tego momentu kręcił jedynie filmy krótko- i średniometrażowe („Podróżni jak inni”, 1969; złożone z trzech nowel „Odejścia, powroty”, 1972; „Wielkanoc”, 1974; „Bielszy niż śnieg”, 1975). Praca nad spektaklem „Przecież ty nie żyjesz”, którego premiera miała miejsce 26 maja 1977 roku, była więc dla niego zupełnie nowym doświadczeniem. I jednocześnie stała się momentem zwrotnym. W kolejnych latach powstały bowiem jego najważniejsze pokazywane w kinach dzieła: oparte na skandalizującej powieści Emila Zegadłowicza „ Zmory” (1978), nakręcony pierwotnie z myślą o „małym ekranie” „Klucznik” (1979) na podstawie dramatu Wiesława Myśliwskiego i polityczne „ Dreszcze” (1981), po których nastąpiła długa, niemal dziesięcioletnia przerwa (przerwana realizacją „Ucieczki z kina Wolność”). „Przecież ty nie żyjesz” to ekranizacja opublikowanego w 1963 roku dramatu „Licence to Murder” walijskiej pisarski i scenarzystki Elaine Morgan (1920-2013). W Polsce znana jest ona głównie jako popularyzatorka nauki i autorka książek z dziedziny antropologii ewolucyjnej („Pochodzenie kobiety”, 1972; „Blizny po ewolucji”, 1990; „Pochodzenie dziecka. Ewolucja człowieka z innego punktu widzenia”, 1995). Walijka ma jednak na koncie również kilkadziesiąt scenariuszy filmowych, w tym takie biograficzno-historyczne seriale, jak „Maria Curie” (1977), „Życie i czasy Davida Lloyda George’a” (1981) oraz „Dziennik Anny Frank” (1987). A że tym razem skupiamy się na jej twórczości kryminalnej, należy dorzucić do tej listy także trzy odcinki brytyjskiej wersji serialu z komisarzem Maigretem w roli głównej.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Marczewski, podobnie jak Feliks Falk czy Marek Piwowski, był przede wszystkim reżyserem filmowym, więc nawet kręcąc spektakl telewizyjny, postanowił wykorzystać do tego środki stricte filmowe. Stąd naturalne plenery i wnętrza, do tego zdjęcia kręcone głównie z ręki (zresztą inaczej w tak ograniczonej, klaustrofobicznej przestrzeni, jaką wybrał reżyser, nie dałoby się tego zorganizować). „Przecież ty nie żyjesz” jest tak naprawdę małżeńską psychodramą z dorzuconym wątkiem manii prześladowczej, która daje się we znaki głównemu bohaterowi. A jest nim pracujący jako fotograf Harry Selborne (znakomity Jerzy Kamas, który w tym samym roku doczekał się także premier dwóch kultowych seriali, w jakich zagrał – „Nocy i dni” oraz „Lalki”). To niemłody już mężczyzna, który ewidentnie przeżywa, jak Wokulski, kryzys wieku średniego. Z jednej strony nieustannie podejrzewa małżonkę o zdradę, z drugiej sam przeżywa zauroczenie młodą adeptką sztuki fotograficznej Alison (Jadwiga Jankowska-Cieślak, opromieniona już wtedy doskonałą rolą w debiutanckim „Trzeba zabić tę miłość”).  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Małżeństwo Harry’ego i Stelli (w jej roli reżyser obsadził swoją żonę Teresę Marczewską – vide: „ Azyl dla bandyty” i „ Dreszcze”) od dawna przeżywa poważny kryzys. Oboje mają zupełnie inne koncepcje funkcjonowania: ona lubi się bawić, marzy o radosnym towarzystwie, on z kolei jest introwertykiem, który najlepiej czuje się w ciemni fotograficznej, gdzie nikt mu nie przeszkadza, nie zagaduje, nie ma żadnych wymagań. Na dodatek niechętnie patrzy na przychodzących do Stelli znajomych, zwłaszcza szwagra – konkretnie: męża zmarłej siostry pani Selborne – George’a Burtona (którego zagrał Roman Wilhelmi), odwiedzającego ich regularnie w każdą sobotę. Zwłaszcza że w jego obecności Stella staje się zupełnie inną kobietą – radosną, chętną do zabawy. Nic więc dziwnego, że w którymś momencie Harry zaczyna podejrzewać, iż oboje planują coś za jego plecami.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jest coraz bardziej sceptyczny i nieufny. A kiedy jeszcze pojawiają się u niego – od paru tygodni – bóle żołądka, nabiera podejrzeń, że żona i szwagier chcą się go pozbyć. W efekcie Harry dochodzi do wniosku, że jeśli on nie wyeliminuje wcześniej Stelli, to ona zrobi to w końcu z nim. Trucizny przecież w domu nie brakuje, ma ją w słoiczku w ciemni. Elaine Morgan robi wiele, aby pogłębić psychozę Selborne’a, ale z biegiem czasu udziela się ona również Stelli. Widz czuje się coraz bardziej skołowany i nie do końca pewny, której stronie konfliktu należy kibicować – kto ma rację? kto jest ofiarą? a komu przyświecają zbrodnicze intencje? Wojciech Marczewski, świetnie radzący sobie jako twórca filmów psychologicznych, wydobył z tekstu walijskiej pisarki to, co najistotniejsze i na bazie tego skonstruował opowieść godną samego mistrza suspence’u Alfreda Hitchcocka. Choć oczywiście pod względem realizatorskim, co nie było już winą reżysera, znacznie uboższą. Spójrzmy na to jednak z innej perspektywy: gdyby nie „Kobry” (bo symbolicznie możemy to przedstawienie uznać, mimo formalnego braku animowanej „czołówki”, za część słynnego Teatru Sensacji), takie dzieła nie miałyby w tamtym czasie praktycznie żadnej szansy trafić pod strzechy!
Tytuł: Przecież ty nie żyjesz Data premiery: 26 maja 1977 Rok produkcji: 1977 Kraj produkcji: Polska Czas trwania: 66 min Gatunek: kryminał Ekstrakt: 70% |