Można by się spytać – co autor miał na myśli serwując widzowi działo w takim, a nie innym kształcie. Tylko po co, skoro reżyserem filmu jest Jim Wynorski… Dzisiaj – trochę w nawiązaniu do kadru sprzed dwóch tygodni – znów zajmiemy się tematem nadnaturalnego przyrodzenia. O ile jednak wtedy chodziło o dyndające w kroczu kościotrupa kości, to teraz proponuję działo w kształcie… no, oczywistym. Pro forma – jest to działo z grubsza laserowe, strzelające z tego zagiętego koniuszka, kojarzącego się z czubkiem prezerwatywy. Kształt działa z pewnością nie był przypadkowy, koresponduje bowiem z zawartością filmu. Mowa o „The Lost Empire” (powiedzmy, że „Zaginione imperium”) z roku 1984, obrazie nakręconym przez debiutującego na reżyserskim stołku Jima Wynorskiego. A ponieważ Wynorski to Wynorski, w produkcji króluje kicz, erotyka i jeszcze więcej kiczu, które to elementy dość szybko stały się znakiem rozpoznawczym reżysera. Ponieważ w tajemniczym napadzie na sklep ze starzyzną ginie policjant, jego siostra – twarda, piersiasta baba, bez pardonu odstrzeliwująca na służbie przestępców – zaczyna prowadzić własne śledztwo. Wkrótce przekonuje się, że w okolicy pojawił się pewien nieśmiertelny morderca, zobowiązany paktem do dostarczania co 24 godziny duszy Szatanowi. Szuka brakującego mu do pary kamienia mocy, będącego reliktem lemuryjskiej cywilizacji, dzięki któremu zyska moc niemalże boską. Tak być nie może, więc rusza na wyspę, na której niegodziwiec ma siedzibę, co jest o tyle łatwe, że rozgrywane tam są turnieje walk kobiet, z których jednak żadna z uczestniczek jeszcze nie wróciła. Do pomocy bierze sobie dwie towarzyszki – zaprzyjaźnioną „Indiankę”, czyli dziewoję o wręcz monstrualnych cycach, paradująca w białym, futerkowym bikini, oraz wyciągniętą z więzienia złodziejkę. Oczywiście także nie poszkodowaną przez naturę. Po sesji obmacywania (znaczy się „badania medycznego” kandydatek) rozpoczynają się rozmaite nonsensowne testy, w trakcie których głównie się biega lub skacze (z powodów chyba oczywistych), a następnie walki, którym przypatruje się przez kamery sam szef, czyli… Angus Scrimm, znany z roli Tall Mana z serii „Phantasm”. Naturalnie natychmiast przypada mu do gustu „Indianka” (bo ma piękne włosy – ha ha) i ściąga ją do siebie na audiencję. W międzyczasie na wyspę przybywa partner (życiowy) policjantki i od razu wpada w łapska sekciarzy wraz z poszukiwanym kamieniem mocy, ten bowiem leżał sobie w zapomnianej przez policjantkę torebce, do której… wskoczył podczas oględzin sklepu ze starzyzną. Tu może przerwę streszczenie, bo mimo wszystko warto rzucić okiem na ten film i samemu się przekonać, co tam jeszcze się znajduje. Nadmienię tylko, że trafia się tam też wątek seksniewolnic dla arabskich szejków, zawodniczki mają rozmaite rodzaje bikini, wliczając w to również style sado-maso i barbarzyński, a samo widoczne na zdjęciu działo jest zasilane właśnie tymi dwoma kamieniami mocy. Niestety, w tym całym kiczu i obrazkach miłych dla oka miłośników szczodrzej obdarzonych niewiast zabrakło iskry. Całość jest zrobiona jakoś tak mdło, nijako, bez większego entuzjazmu, przez co seans nie przynosi spodziewanej frajdy. A zabrakło naprawdę niewiele, bo i materiał wyjściowy był przyzwoity, i aktorki atrakcyjne, i zdjęcia wraz z kolorystyką doskonałe, i w końcu wyczucie konwencji też więcej niż dobre. Nadal jednak będę polecał seans, zwłaszcza że to chyba jeden z lepszych filmów Wynorskiego… |