powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CCXXVII)
czerwiec 2023

Au rebours
Benoît Dellac, Jérôme Le Gris, Michael Moorcock, Didier Poli ‹Hawkmoon #1: Czarny klejnot / Bitwa pod Kamargiem›
Komiksowe adaptacje literatury fantasy sprzed lat nie są zbyt częstym zjawiskiem. Dlatego też warto zwrócić uwagę na komiks „Hawkmoon” imponujący gabarytami i przykuwający wzrok okładką. Magia, futurystyczna fantastyka, historia alternatywna (właściwie przyszłość alternatywna), przygoda, awantura i dużo batalistycznych scen. Brzmi ciekawie.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Hawkmoon” to – na razie – dwa tomy. Pierwszy ukazał się na zachodzie we wrześniu zeszłego roku, drugi dopiero co – w maju tego roku. Wydawnictwo „Lost in Time” nie zasypiało gruszek w popiele i wydało obydwa w jednym, wielkim albumie zbiorczym dosłownie kilka dni temu. Pierwowzorem komiksu jest cykl powieści Michaela Moorcocka z końca lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku – „The History of the Runestaff”. Mieliśmy okazję to wszystko już w Polsce przeczytać – cztery krótkie powieści wydał legendarny Amber na samym początku lat dziewięćdziesiątych („Klejnot w czaszce”, „Amulet szalonego boga”, „Miecz świtu”, „Magiczna laska”). Wiecie, taka klasyka tamtych czasów – małe formaty i kolorowe, miękkie okładki z umięśnionymi kolesiami w stylu „Conana”. Głównym bohaterem był niejaki Dorian Hawkmoon, wojownik uwikłany w wydarzenia wielkiej wojny pomiędzy straszliwym Imperium Granbretańskim a resztą Europy.
Tak, Europy. Mapa na wewnętrznej stronie okładki komiksu pokazuje dokładnie, gdzie toczy się akcja. Europa – ale zniekształcona, bo z przyszłości. Jakiś bliżej nieokreślony kataklizm (choć kojarzący się nieco z tym, jaki znaleźliśmy w „Wodach Morteluny”) cofnął świat w rozwoju do poziomu średniowiecza. Zachowały się tylko niektóre technologie, latające pojazdy, czy jakieś bronie skrzące dziwną energią, ale nikt myśli o tym, aby przekuć tę wiedzę na lemiesze – bardziej pożądane są miecze. Przychodzi na myśl „Księga Nowego Słońca” Gene’a Wolfe’a prawda? Trochę tak, ale zarówno powieści Moorcocka jak i komiksy Jerome’a le Grisa są zdecydowanie prostsze fabularnie.
Fajnie to sobie Moorcock wymyślił. W Europie mamy takie kraje jak Italia, Skandia, Madziaria, tajemnicza Moskowia a legendy, w których na pewno jest sporo ziaren prawdy, mówią o odległych lądach Arabii, Azjokomuny czy zamorskim mocarstwie Amarehk. Na terenie obecnych Niemiec istnieje (przynajmniej na początku komiksu) Księstwo Köln, które resztką sił stawia opór przytłaczającym siłom najeźdźcy – potężnemu Imperium Granbretańskiemu, na czele którego stoi okrutny Król-Imperator Huon. Köln upada i droga podbicia reszty kontynentu zostaje otwarta. Ostatni spadkobierca tronu Köln, Dorian Hawkmoon, dostaje się do niewoli i trafia do stolicy Granbretanii (Londrii), gdzie zmuszony zostanie do posłuszeństwa i wykonania pewnej zdradzieckiej misji. Na terenach obecnej południowo wschodniej Francji i Szwajcarii istnieje państwo Kamarg, pozostające pod panowaniem słynnego, przepotężnego Hrabiego Brassa, mającego na swych usługach nie tylko bardzo dużą armię, ale i technologie, których pożąda Król-Imperator. Wojna jest nieunikniona – a Hawkmoon musi walczyć nie tylko o ocalenie swojego życia, ale i sumienia.
Granbretańczycy są okrutni i jednoznacznie źli. Są niczym Uruk-Hai Tolkiena, tylko niebezpiecznie inteligentni. Świat „Hawkmoon” chyli się ku upadkowi, nadchodzi jego zmierzch, ludzkie życie nic nie znaczy, pola bitew zasłane są dziesiątkami tysięcy trupów, wszyscy umierają z głodu i chorób. Mamy tu do czynienia z pewnym odwróceniem sytuacji z czasów II Wojny Światowej – to Brytyjczycy są tu bezlitosnymi potworami, a główny bohater pochodzi ze zdewastowanych i uciemiężonych Niemiec.
Pierwszy zbiorczy tom „Hawkmoon” to tylko kawałek całej sagi – dokładnie dwie trzecie pierwszego z czterech tomów cyklu. Jerome le Gris napisał całkiem wierną adaptację – nie wykorzystuje tylko zasad na jakich funkcjonuje świat przedstawiony powieści i jego dekoracji, ale zaskakująco mocno trzyma się fabuły. Widać też, że „czuje klimat” sagi Moorcocka – takiej trochę dziwnej, nie-stampunkowej, ale mocno się z tym nurtem kojarzącej, pulpowej i momentami bardzo brutalnej. Świetnie dopasowali się też rysownicy – Benoît Dellac i Didier Poli (drugi odcinek jest rysowany już tylko przez Dellaca). Dla miłośników fantastycznych scenerii, dopracowanych do najmniejszego szczegółu scenografii i scen batalistycznych „Hawkmoon” będzie rarytasem. Wrażenia potęguje wielki format komiksu – takie rysunki go wymagają.
Nie wiem jak szybko ukażą się kolejne komiksy z serii – materiału Moorcocka autorzy mają w bród. Fajna rzecz – ciekawa, choć już nieco retro, fabuła i obłędne rysunki. Może być.



Tytuł: Hawkmoon #1: Czarny klejnot / Bitwa pod Kamargiem
Data wydania: maj 2023
Przekład: Jakub Syty
Wydawca: Lost In Time
Cykl: Hawkmoon
ISBN: 9788367270380
Format: 120s. 240x320 mm
Cena: 100,00
Gatunek: fantasy
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

99
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.