Chciałoby się rzec: szkielet jak szkielet, ale pewne detale anatomii nie pozwalają się pominąć milczeniem…  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Przedstawiciele niektórych nacji zwyczajowo są uważani za posiadaczy największych męskich urządzeń rozrodczych, choć tu i ówdzie dowodzi się, że to klasyczny stereotyp, z prawdą nie mający znowuż wiele wspólnego. Z dzisiejszego kadru możemy się jednak dowiedzieć, że w dawnych wiekach prym najwyraźniej wiedli w dziedzinie wyposażenia krocza… Indianie z Ameryki Północnej. Ba! Sądząc po załączonej ilustracji należy uznać, że nie dość, iż mieli w męskim szczególe anatomicznym najprawdziwszą kość (ach, te memy z rentgenem pokazujący złamaną tęże kość) – mieli tych kości od razu PIĘĆ! Żarty żartami – w końcu sportretowany szkielet w ogóle jest osobliwy anatomicznie, żeby wspomnieć choćby o czymś w rodzaju poroża z kościstych macek – ale mimo głowienia się nad możliwymi źródłami inspiracji speca od efektów nadal nie rozumiem, co miał symbolizować pęk kości w kroczu. Czy nawet nie tyle symbolizować, co czego pozostałością rzekomo miał być. Oczywiście ani ten fragment nie ma żadnego znaczenia w filmie, ani sam film nie jest wart głębszego roztrząsania zawartych w nim scen, aczkolwiek muszę przyznać, że obrazek potrafi przez chwilę prześladować widza. Głównie męskiego, co chyba jest zrozumiałe… Sam kadr pochodzi z nakręconej w 2007 roku marnoty pod tytułem „Bone Eater”, czyli „Zjadacz kości”. A ponieważ pochyliłem się nad nią ostatnio, zamiast powtórnie rozwodzić się nad cieniutką fabułą najlepiej będzie, jak po prostu odeślę do świeżej recenzji. |