powrót; do indeksunastwpna strona

nr 7 (CCXXIX)
wrzesień 2023

PRL w kryminale: Inteligentny sierżant, czujna emerytka
Jerzy Edigey ‹Niech pan zdejmie rękawiczki›, Jerzy Edigey ‹Niech pan zdejmie rękawiczki›
Niewiele powstało w czasach Polski Ludowej „powieści milicyjnych” o seryjnych zabójcach. Jedną z nich jest bez wątpienia „Niech pan zdejmie rękawiczki” Jerzego Edigeya, która miała jednak tego pecha, że pierwotnie ukazała się w 1971 roku jedynie na łamach prasy, a na publikację książkową musiała czekać prawie czterdzieści lat. W efekcie popadła w niezasłużone zapomnienie.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
‹Niech pan zdejmie rękawiczki›
‹Niech pan zdejmie rękawiczki›
Rok 1971 był nadzwyczaj udany dla Jerzego Edigeya (1913-1983), przedwojennego prawnika (o bardzo wyrazistych prawicowo-nacjonalistycznych poglądach politycznych), który zamiast użerać się z peerelowskim wymiarem sprawiedliwości, postanowił zrobić, biorąc pod uwagę jego oenerowskie konotacje, bardzo zastanawiającą karierę pisarską jako autor… „powieści milicyjnych”. W ciągu tamtych dwunastu miesięcy do księgarń trafiły dwa bardzo udane kryminały warszawianina, „Błękitny szafir” i „Jedna noc w «Carltonie»”, oraz trzy teksty, które – jak na razie – doczekały się druku jedynie w prasie. W warszawskiej „Trybunie Mazowieckiej” ujrzała światło dzienne mało udana „Tajemnica jasnych Warszaw” (która dwa lata później doczekała się publikacji w serii „Ewa wzywa 07…” pod zmienionym tytułem „Gang i dziewczyna”), w ogólnopolskim „Sztandarze Młodych” – sensacyjno-szpiegowskie „Spotkamy się w Matrózcsárda”, natomiast w katowickim „Dzienniku Zachodnim” (obejmującym swoim zasięgiem zarówno Górny Śląsk, jak i Opolszczyznę) – wielce obiecująca mikropowieść „Niech pan zdejmie rękawiczki”.
Ta ostatnia na swoje wydanie książkowe czekała wyjątkowo długo, ponieważ prawie czterdzieści lat. Dopiero w 2010 roku „zlitowała” się nad nią wyspecjalizowana w wyciąganiu z gazetowych archiwów zapomnianych „powieści milicyjnych” oficyna Wielki Sen. Czy było warto? Mimo że tekst Edigeya sprawia wrażenie pisanego w dużym pośpiechu, nie do końca dopracowanego – owszem. Gdyby autor poświęcił mu więcej czasu, przede wszystkim rozbudował fabułę, przydając jej inscenizacyjnego rozmachu (i nie ograniczył się do jednego tylko osiedla warszawskiego) – wyszłaby z tego bardzo interesująca pozycja, na dodatek jedna z pierwszych na polskim rynku, w której milicjanci ścigają „wampira”, to jest seryjnego zabójcę. Najlepsza w czasach PRL-u podejmująca ten temat powieść Barbary Gordon „Nieuchwytny” (inspirowana postacią „Wampira z Zagłębia”) ukazała się bowiem dopiero w 1977 roku, chociaż autorka ukończyła ją już sześć lat wcześniej. Nie odebrałaby więc Edigeyowi palmy pierwszeństwa.
„Niech pan zdejmie rękawiczki” ma dwóch pełnoprawnych i nietypowych, jak na tego typu literaturę, bohaterów: młodego sierżanta (a więc dość niskiego rangą funkcjonariusza Milicji Obywatelskiej) Andrzeja Lipkowskiego oraz sześćdziesięciotrzyletnią rencistkę (niekiedy nazywaną emerytką) Eufemię Kwiatkowską, byłą nauczycielkę muzyki. I to właśnie ją wykorzystuje Edigey, aby zawiązać akcję. Kwiatkowska mieszka w typowym peerelowskim „kołchozie” mieszkaniowym, czyli „komunałce” – dużym przedwojennym mieszkaniu kamienicznym, które po wojnie, z powodu braku lokali zdatnych do zasiedlenia, podzielone zostało na kilka mniejszych. Ona zajmuje jeden malutki pokój, za sąsiadów mając alkoholika Zygmunta Namysłowicza i ciągle awanturujących się Janinę i Stanisława Kowalskich. Dla wiekowej inteligentki to wyjątkowo niesprzyjające środowisko, tym bardziej że z musi z tymi ludźmi dzielić również kuchnię i łazienkę. Kobieta od lat stara się o mieszkanie spółdzielcze, ale do tej pory lokale zawsze przydzielano innym, bardziej potrzebującym, na przykład rodzinom z dziećmi.
‹Niech pan zdejmie rękawiczki›
‹Niech pan zdejmie rękawiczki›
Aż pewnego dnia Kwiatkowska otrzymuje list od zarządu spółdzielni Nasza Kotwica, że przydzielono jej kawalerkę na peryferyjnym warszawskim osiedlu „Za wiatrakami”. Daleko od centrum, daleko od szkoły, w której wciąż jeszcze pracowała kilka godzin w tygodniu, ale co tam! – najważniejsze, że równie daleko od Kowalskich i Namysłowicza. Rencistkę nie zraża nawet to, że ulica Napoleona Gamaszki, przy której mieści się jej blok, cieszy się ostatnio złą sławą – ktoś zamordował tam dwie samotne starsze kobiety: Stanisławę Roszkowską (urzędniczkę w Ministerstwie Komunikacji, odpowiedzialną za układanie rozkładu jazdy pociągów) oraz Irenę Kowalczyk. Nie ma wątpliwości, że zrobiła to ta sama osoba, albowiem identyczne jest modus operandi. Po wejściu do mieszkania sprawca – prawdopodobnie mężczyzna – dusi ofiary, a następnie umieszcza ich ciała w pustych wannach. Nic ze sobą nie zabiera, a więc wszystko wskazuje na to, że to nie motyw rabunkowy mu przyświeca. Nie ma też oznak molestowania seksualnego staruszek – ani za życia, ani po śmierci. Brakuje też jakichkolwiek znak walki i śladów włamania, co oznacza, że kobiety zapewne dobrowolnie wpuściły swojego kata do mieszkania. Czyli musiały mu z jakiegoś powodu ufać.
Sprawa jest na tyle poważna, że w Komendzie Stołecznej MO zbiera się liczne gremium oficerów, którzy debatują nad tym, jak pochwycić „wampira”. Ku zaskoczeniu wszystkich, najciekawsze pomysły ma ten najniższy stopniem, wspomniany już sierżant Lipkowski z Komendy Dzielnicowej Warszawa – Praga Północ. Nie tylko że zna teren, jemu bowiem podlega między innymi osiedle „Za wiatrakami” i bloki (w tym wieżowce) przy ulicy Gamaszki, ale przede wszystkim wykazuje on własną inicjatywę i na spotkaniu przedstawia sporządzoną przez siebie listę samotnych staruszek, które, jak sądzi, mogą w najbliższym czasie paść ofiarą bezwzględnego zabójcy. Nie ma jednak zamiaru czekać, aż to się stanie. Proponuje, aby podjąć wśród nich akcję prewencyjną – odwiedzić, przestrzec, zachęcić, aby wymieniły zamki w drzwiach na solidniejsze i nade wszystko nie wpuszczały do mieszkania nieznajomych mężczyzn. Wyżsi rangą oficerowie są tak zaskoczeni inicjatywą sierżanta, że godzą się na to, aby dołączyć go do dochodzenia.
Jedną z osób, jakie znalazły się na liście sierżanta Lipkowskiego jest oczywiście Eufemia Kwiatkowska. Tak przecinają się drogi sympatycznego milicjanta i dystyngowanej nauczycielki muzyki, która, jak tylko potrafi, chce pomóc młodzieniaszkowi ująć „wampira”. Swoją drogą można zastanawiać się, czy konstruując postać emerytki-detektywki Edigey wzorował się na pannie Marple Agathy Christie. Pewne podobieństwa można dostrzec, aczkolwiek nie da się ukryć, że bohaterka klasycznych brytyjskich kryminałów jest śledczym z zamiłowania, a jej warszawska odpowiedniczka – trochę z przypadku i trochę z konieczności. Autora „Niech pan zdejmie rękawiczki” można pochwalić jeszcze za jedną rzecz: dobrze oddaną peerelowską rzeczywistość przełomu lat 60. i 70. XX wieku, kiedy zaczął już odchodzić w niepamięć Władysław Gomułka, a na tronie zaczął sadowić się Edward Gierek. Ma też jednak ta mikropowieść jedną mieliznę. Dość łatwo – i to już mniej więcej w połowie tekstu – można rozszyfrować, kto jest zabójcą. Edigey zbyt mocno zaakcentował motyw przyświecający sprawcy. Prawdopodobnie gdy mikropowieść tę czytano z dnia na dzień, z odcinka na odcinek, wskazówka ta mogła szybko umknąć z pamięci czytelnika, kiedy jednak czyta się całość za jednym zamachem – kłuje w oczy.



Tytuł: Niech pan zdejmie rękawiczki
Data wydania: 2010
Wydawca: Wielki Sen
ISBN: 978-83-62391-12-7
Format: 81s. 150×210mm
Cena: 25,–
Gatunek: kryminał / sensacja / thriller
Zobacz w:
Ekstrakt: 60%

Tytuł: Niech pan zdejmie rękawiczki
Data wydania: 11 lutego 2022
Wydawca: SAGA Egmont
ISBN: 9788728049457
Format: ePub, Mobipocket
Cena: 9,99
Gatunek: kryminał / sensacja / thriller
Zobacz czytniki w
: Skąpiec.pl
Zobacz w:
powrót; do indeksunastwpna strona

23
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.