Piątek 8 września 2023 roku bez dwóch zdań przejdzie do historii współczesnego rocka skandynawskiego. Tego dnia ukazały się bowiem dwie fantastyczne płyty: „All the Better for Seeing You” norweskiego tria Bushman’s Revenge oraz „Hypnagogia” norwesko-szwedzkiej grupy Pixie Ninja. Ta ostatnia, o której dzisiaj mowa, powinna przypaść do gustu zwłaszcza wielbicielom mrocznego progresu i post-rocka.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Trzeba przyznać, że potrafią zachować regularność; swoje kolejne albumy wydają bowiem średnio co trzy lata. Zaczęli od opublikowanego przed sześcioma laty debiutanckiego „ Ultrasound” (2017), później uraczyli świat krążkiem „ Colours Out of Space” (2020), a teraz – we wrześniu 2023 roku – longplayem numer trzy zatytułowanym „Hypnagogia”. O kogo chodzi? O norweską, ale z jednym szwedzkim akcentem, formację Pixie Ninja. W zasadzie jest to duet, który tworzą dwaj muzycy pochodzący z położonego na dalekiej północy kraju miasta Rognan – Jostein Haugen oraz Marius Leirånes. Znają się doskonale od czasów szkolnych, kiedy to powołali do życia pierwszy wspólny zespół o nazwie Rusty Crown. Kariery w jego szeregach nie zrobili, ale zrodzona w walce o sukces przyjaźń przetrwała to niepowodzenie i ostatecznie zaowocowała stworzeniem kolejnej grupy. Pixie Ninja to w dużej mierze projekt studyjny. Praca nad kolejnymi płytami praktycznie za każdym razem wygląda tak samo: Jostein i Marius w lokalnym studiu Nobø (w Rognan) nagrywają wszystkie ścieżki gitar i instrumentów klawiszowych, po czym wysyłają nagrania do Sztokholmu. Tam przejmuje je współpracujący z nimi od początku istnienia grupy szwedzki perkusista Mattias Olsson, który w swoim prywatnym studiu Roth Händle dogrywa bębny i co mu tam jeszcze przyjdzie do głowy i na co Norwegowie pokornie wyrażą zgodę. Olsson jest bowiem multiinstrumentalistą, chociaż światową sławę zyskał przede wszystkim jako muzyk siedzący za „garami”. O jego pozycji w światku rockowym świadczy natomiast fakt, że ma na koncie współpracę między innymi z takimi zespołami, jak Änglagård, Gösta Berlings Saga, The Devil’s Staircase, Kaukasus, Galasphere 347 czy Weserbergland. Czasami jeszcze w rejestracji materiału sygnowanego przez Pixie Ninja uczestniczą zaproszeni goście. Tym razem jest wprawdzie tylko jeden, ale za to znaczący – to norweski saksofonista jazzowy Jørgen Munkeby, niegdyś udzielający się w takich formacjach, jak Jaga Jazzist i Chrome Hill, a teraz będący głównie podporą Shining. Na wydanym 8 września tego roku przez Apollon Records: PROG longplayu „Hypnagogia” można usłyszeć go w pierwszej na liście kompozycji „Thanatosis”. Ale zanim do niej przejdziemy, warto wyjaśnić tytuł wydawnictwa. Jest on bowiem znaczący i sprawia, że należy traktować je jako dogłębnie przemyślany concept-album. Hypnagogia to pojęcie ze świata psychologii, oznacza ono omamy pojawiające się podczas zasypiania. Niekiedy mogą one przybierać tak wyrazistą postać, że jesteśmy przekonani, iż są nie snem, lecz jawą. I taki jest też cały krążek tria: niepokojący i hipnotyczny, stylistycznie lokujący się gdzieś pomiędzy rockiem progresywnym a post-rockiem.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Thanatosis” – między innymi także za sprawą saksofonu Jørgena – ma jednak nieco inny, przynajmniej w pewnych fragmentach, charakter. Owszem, otwarcie utworu, oparte na nadzwyczaj gęstych, wspartych elektroniką, ścieżkach syntezatorów i ciężkim rytmie perkusji, brzmi bardzo niepokojąco i zadziornie. Ale to właśnie dęciak jest tym instrumentem, który przełamuje mroczny nastrój kompozycji. Gdyby wypreparować solówkę Munkeby’ego, można by nawet odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z numerem bardzo romantycznym, który mógłby być ozdobą każdej kolacji przy świecach. Prawda jest zupełnie inna. Im dłużej trwa utwór, tym bardziej złowieszczą rolę pełni w nim saksofon, zwłaszcza gdy w ostrym, rozpędzonym finale sprzęga się unisono z syntezatorami. Po „Thanatosis” pojawia się „Silver Paper Unicorns” – zrazu odrobinę sielankowy (z dzwonkami i powłóczystymi syntezatorami), później coraz bardziej złowrogi, ale z przebijającym się od czasu do czasu melodyjnym motywem.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Trzecie w kolejności „Pandæmonium”, chociaż jest utworem najkrótszym, trwa niespełna trzy minuty – to mimo wszystko na bardzo długo pozostaje w pamięci. Elektroniczne zgrzyty, przetworzona, jazgotliwie brzmiąca perkusja i nałożone na to mroczne ścieżki syntezatorów – wszystko to sprawia, że niemal namacalnie odczuwamy nadchodzącą wielkimi krokami katastrofę. Wrażenie to pogłębia jeszcze „Dance Macabre” z przenikliwą gitarą wdzierającą się w umysł jak skalpel i apokaliptycznymi dźwiękami klawiszy. Do tego na koniec dochodzą wsamplowane głosy, brzęczenia, zgrzyty. Gdyby ten utwór puścić wrażliwemu człowiekowi tuż przed snem, noc miałby prawdopodobnie zarwaną. Nieco inne emocje niesie za to ze sobą „Ora Antarctica”, z którego – za sprawą syntezatorów – od pierwszych sekund naprawdę wieje chłodem. A im dłużej słuchamy tego utworu, tym mocniej zagłębiamy się w lodową otchłań. Otchłań, z której zdaje się nie ma już odwrotu.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
A jednak… wracamy do świata żywych, jakby cudem uratowani z uniwersum zrodzonego w umyśle Howarda Phillipsa Lovecrafta czy Dana Simmonsa. Wracamy zaś po to, aby wsłuchać się w generowane przez nasz mózg elektromagnetyczne „Alpha Waves”. W ciągu sześciu minut dzieje się naprawdę sporo: obok przesterowanych klawiszy (jest nawet taki, który brzmi jak fortepian elektryczny) i postrockowo zapętlonej gitary, jak również zgrzytliwej elektroniki – ton utworowi nadaje perkusja Olssona. To za jej sprawą jesteśmy totalnie przytłoczeni. Byśmy mogli się psychicznie pozbierać, trio serwuje jeszcze na finał dziewięciominutowy „Oneironaut”. Sporo w nim psychodelii, ale nie tej w stylu lat 70. To psychodelia nowego typu, napędzana syntezatorami i elektroniką, zasysająca i hipnotyzująca, sprawiająca, że cierpnie nam skóra, a po plecach przebiegają dreszcze. O dziwo, im bliżej końca, tym bardziej robi się sielankowo, ale to taka sielankowość, która wywołuje jedynie grozę. Jeśli znacie album „ Symphonic Holocaust” szwedzkiej supergrupy Morte Macabre, będziecie wiedzieli, co mam na myśli. „Hypnagogia” bez wątpienia bije na głowę dotychczasowe produkcje Pixie Ninja. Jest od „ Ultrasound” i „ Colours Out of Space” dużo dojrzalsza, bardziej przemyślana i konsekwentna. Czy to opus magnum zespołu? Oby nie, ale nie ukrywam, że w tej chwili trudno jest mi wyobrazić sobie, że w 2026 roku Haugen, Leirånes i Olsson wydają płytę jeszcze lepszą. Skład: Jostein Haugen – syntezatory, gitara elektryczna, gitara basowa Marius Leirånes – syntezatory, gitara basowa, gitara elektryczna Mattias Olsson – perkusja, instrumenty perkusyjne, dzwonki
gościnnie: Jørgen Munkeby – saksofon (1)
Tytuł: Hypnagogia Data wydania: 8 września 2023 Nośnik: CD Czas trwania: 40:23 Gatunek: rock W składzie Utwory CD1 1) Thanatosis: 07:53 2) Silver Paper Unicorns: 05:11 3) Pandæmonium: 02:36 4) Dance Macabre: 04:52 5) Ora Antarctica: 04:38 6) Alpha Waves: 06:13 7) Oneironaut: 09:04 Ekstrakt: 90% |