W końcu października 2017 roku na zaproszenie szwedzkiego pianisty Mathiasa Landæusa przyjechali do kierowanego przez niego klubu muzycznego w Lund niezwykli goście: amerykański saksofonista Oliver Lake oraz duński perkusista Kresten Osgood. Zarejestrowany wówczas materiał sześć lat przeleżał w symbolicznej szufladzie, by teraz ujrzeć światło dzienne na płycie zatytułowanej „Spirit”.  |  | ‹Spirit›
|
Sześć lat! Tyle trzeba było poczekać na upublicznienie tych nagrań. Zdecydowanie zbyt długo, biorąc pod uwagę ich wartość i – przede wszystkim – format muzyków. Owszem, w świecie free jazzu podobne spotkania na szczycie nie należą do rzadkości, ale takie zdarzyło się wówczas po raz pierwszy. Pomysł wyszedł od szwedzkiego pianisty Mathiasa Landæusa, który artystyczne szlify zdobywał w latach 90. ubiegłego wieku w Nowym Jorku. Po powrocie do ojczyzny nagrywał solo, ale stworzył także własne Trio (znane między innymi z wyśmienitego, nagranego do spółki z saksofonistą Martinem Küchenem, albumu „ Mind the Gap of Silence”), jak również zasilił szeregi zafascynowanego space-age’owym jazzem Sun Ra Arkestra zespołu Sonic Mechatronic Arkestra. W 2010 roku w Lund (w południowo-zachodniej Szwecji) założył własny klub muzyczny – Underground. I to właśnie na jego scenie w środowy wieczór 25 października 2017 roku spotkało się to niezwykłe trio. Za jego lidera można uznać amerykańskiego saksofonistę i flecistę Olivera Lake’a (rocznik 1942) – artystę o tak bogatej biografii, że nawet jej streszczenie wymagałoby co najmniej kilku stron. Dość powiedzieć, że oprócz kierowania wieloma własnymi formacjami, dał się poznać ze współpracy z takimi tuzami współczesnego jazzu, jak trębacz Wadada Leo Smith, saksofonista John Tchicai, kontrabasiści Joe Fonda, Mario Pavone, Jonas Westergaard, William Parker i Reggie Workman oraz perkusiści Andrew Cyrille, Tatsuya Nakamura i Barry Altschul. Nie mniejsze doświadczenie od Olivera Lake’a i Mathiasa Landæusa, mimo znacznie młodszego wieku, ma również duński perkusista Kresten Osgood, który – poza liderowaniem kilku własnym grupom – zdążył także wesprzeć swoim talentem między innymi saksofonistów Sama Riversa, Jonasa Kullhammara i Jakoba Dinesena, trębaczy Kaspera Tranberga i Gorana Kajfeša oraz pianistę Paula Bleya. Teraz chyba łatwiej zrozumieć, jak istotne było muzyczne spotkanie tych trzech wybitnych instrumentalistów. I jaką radość sprawia fakt, że efekty ich rendez-vous wreszcie ujrzały światło dzienne. Choć zdobycie tego albumu wcale może nie być łatwe. W każdym razie warto się o to postarać. Na „Spirit” składają się cztery improwizowane utwory, które zrodziły się w głowie gościa zza Atlantyku. Przyjechał on do Lund z zarysami kompozycji, ale nie podzielił się nimi ani z Landæusem, ani z Osgoodem. Co oznacza, że pianista i bębniarz podążali za Amerykaninem w ciemno, przyjmując narzucone przez niego zasady gry, dostosowując się do jego muzycznej wyobraźni. Jaki jest tego efekt? Nadzwyczajny! Przypominający to, co Joe McPhee, inny czarnoskóry saksofonista freejazzowy, zagrał na legendarnym – również koncertowym – longplayu „Nation Time” (1971). Aczkolwiek McPhee skorzystał z bardziej rozbudowanego składu; jego muzyka jest więc bogatsza. Ale poza tym zawiera dokładnie taką samą dawkę improwizacji, awangardy i, co równie istotne, nawiązań do muzyki etnicznej. Zwłaszcza w otwierającym krążek numerze tytułowym Oliver Lake funduje słuchaczom podróż do świata duchowego; jego śpiew brzmi jak szamańska modlitwa, która zastanawia i niepokoi. Taka też jest muzyka, która następnie rozbrzmiewa – z powłóczystym i przenikliwym saksofonem altowym na pierwszym planie i towarzyszącym mu w tle złowrogim fortepianem. Przysłuchujący się kolegom Osgood nie chce wcale pozostawać w tyle, więc z chęcią podłącza się do wspólnej improwizacji i to w dużej mierze za jego sprawą utwór w ekspresowym tempie nabiera ekstremalnej mocy. Wiadomo jednak, że z taką intensywnością nie da się grać długo (zwłaszcza gdy ma się, jak w 2017 roku Lake, siedemdziesiąt pięć lat), przychodzi więc moment, kiedy trio tonuje emocje, a na placu boju pozostaje sam Mathias. Rozpoczęty przez niego wątek wprowadza trochę ukojenia. Saksofonista nie forsuje tempa, bębniarz także trzyma nogi na wodzy. W efekcie zespół snuje nastrojowo-melodyjną postbopową opowieść w stylu lat 60., z której kolejno wyłaniają się solowe popisy najpierw Landæusa, a następnie Lake’a. Z czasem przeistaczają się one w coraz bardziej energetyczne improwizacje, które wieńczy Kresten Osgood. Po jego występie Oliver może już tylko ukoić nerwy słuchaczy delikatnym brzmieniem fletu. Osiemnastominutowy „Spirit” pokazuje pełną moc zespołu, ale – wbrew pozorom – nie wszystkie jego możliwości. Co nieco trio zostawiło na później. Jak chociażby kolejne improwizacje fortepianowe, których nie brakuje ani w „Is It Alright”, ani też w „Aztec”. Zwłaszcza w tym ostatnim ze wspomnianych utworów Mathias Landæus ma możność zaistnienia, przykuwając uwagę zarówno wtrętem stricte awangardowym, jak i lirycznym pasażem, w którym podejmuje dialog z saksofonistą. Album zamyka natomiast siedmiominutowy „Bonu”, w którym – dla odmiany – na plan pierwszy wybijają się Oliver Lake i jego dęciak. To klasyczny free jazz, zrodzony z inspiracji takimi mistrzami gatunku, jak wychwalany już wcześniej Joe McPhee, ale także John Coltrane czy Ornette Coleman. Towarzyszący Lake’owi muzycy, podobnie jak w otwierającym całość „Spirit”, podążają za liderem, wsłuchując się uważnie w kolejne podrzucane przez niego frazy, natychmiast odpowiadając na zmieniane przez niego tempa i nastroje. To jedna z tych płyt, które mogłyby potrwać dłużej. Znacznie dłużej. Ale i z tych niespełna czterdziestu minut można wyciągnąć wiele radości. Skład: Oliver Lake – saksofon altowy, głos (1), flet (1) Mathias Landæus – fortepian Kresten Osgood – perkusja, kalimba, recorder
Tytuł: Spirit Data wydania: 11 października 2023 Nośnik: CD Czas trwania: 37:54 Gatunek: jazz W składzie Utwory CD1 1) Spirit: 18:22 2) Is It Alright: 05:45 3) Aztec: 06:37 4) Bonu: 07:09 Ekstrakt: 80% |