powrót; do indeksunastwpna strona

nr 8 (CCXXX)
październik 2023

„Kobra” i inne zbrodnie: „Capo di tutti capi”
Tajemnicą poliszynela było, że pod pseudonimem literackim Valdemar Baldhead w czasach Polski Ludowej krył się… Waldemar Łysiak. Pod tym nazwiskiem opublikował on w 1980 roku zbiór opowiadań kryminalnych i sensacyjnych „Perfidia”. Jedno z nich cztery lata później stało się kanwą znakomitego przedstawienia Tadeusza Kijańskiego „Selekcja”. Scenariusz napisał do niego sam autor prozy. Tyle że tym razem zrezygnował już z kamuflażu.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
‹Selekcja›
‹Selekcja›
W historii peerelowskiego Teatru Telewizji nie brakuje wybitnych przedstawień kryminalnych czy sensacyjnych, ale trudno byłoby znaleźć spektakl cieszący się większą popularnością, a w czasach obecnych wprost kultem, niż oparta na prozie Waldemara Łysiaka „Selekcja”. Premiera tego przedstawienia, które notabene doczekało się dwóch kontynuacji, odbyła się 23 lutego 1984 roku i była komentowana nie mniej niż najpopularniejsze w tamtym czasie filmy. Nagle bowiem okazało się, że w siermiężnej Polsce rządzonej przez generała Wojciecha Jaruzelskiego może powstać przedstawienie teatralne, które ogląda się z zapartym tchem. Które, przynajmniej fabularnie, nie ustępuje najlepszym amerykańskim sagom gangsterskim w stylu obu „Ojców chrzestnych” (1972-1974) Francisa Forda Coppoli (domknięcie trylogii powstanie dopiero za kilka lat) czy „Dawno temu w Ameryce” (1984) Sergia Leonego, który to film do kin w Stanach Zjednoczonych trafi niespełna cztery miesiące po puszczeniu w eter „Selekcji”.
Oczywiście dzieł Coppoli, Leonego i Tadeusza Kijańskiego nie można stawiać w jednym rzędzie, ale nie zmienia to faktu, że w swoim gatunku – polski spektakl wcale im nie ustępuje. Kiedy powstało przedstawienie, Waldemar Łysiak (rocznik 1944), niedoszły architekt i konserwator zabytków, znawca historii sztuki, był już uznanym prozaikiem i eseistą, specjalizującym się głównie w czasach Wielkiej Rewolucji Francuskiej i Napoleona Bonapartego (vide „Szuańska ballada”, 1976; „Francuska ścieżka”, 1976; „Empirowy pasjans”, 1977; „Cesarski poker”, 1978; „Szachista”, 1980). Nic więc dziwnego, że pisarz miał wątpliwości, jak czytelnicy przyjmą napisane przez niego opowiadania sensacyjne. Dlatego też opublikowany przez Krajową Agencję Wydawniczą zbiór „Perfidia” (1980) podpisał pseudonimem literackim – łatwym zresztą do rozszyfrowania dla każdego znającego język angielski – Valdemar Baldhead (niespełna dekadę później posłuży się nim przy okazji „Konkwisty”, świetnej wariacji na temat „Psów wojny” Fredericka Forsytha).
„Perfidię” autor podzielił na trzy części – „Był sobie policjant”, „Był sobie czas” oraz „Był sobie strach” – a każda składała się z czterech krótkich opowiadań. Jednym z nich była właśnie „Selekcja”, która przykuła uwagę Tadeusza Kijańskiego. Młodszy o trzy lata od Łysiaka Kijański mógł mu jedynie pozazdrościć w tamtym czasie popularności. Z jego kariery aktorskiej wyszło niewiele, więc tuż po ukończeniu szkoły w Krakowie zdecydował się na kontynuowanie studiów – tym razem na wydziale reżyserskim – w łódzkiej Filmówce. W Teatrze Telewizji zadebiutował w 1976 roku inscenizacją powieści „Szara aureola” Juliana Kawalca; w tym samym roku na potrzeby małego ekranu nakręcił też swój pierwszy film – tym razem sięgając po książkę „Przepłyniesz rzekę” tego samego pisarza. Debiutem kinowym Kijańskiego była natomiast śląska baśń „Okrągły tydzień” (1977), w której, co ciekawe, zadebiutował… ośmioletni Arkadiusz Jakubik.
W kolejnych latach Tadeusz Kijański realizował zarówno spektakle teatralne, jak i filmy dokumentalne oraz fabularne („…cóżeś ty za pani…”, 1979; „Dzień Wisły”, 1980; dwuczęściowy „Chichot Pana Boga”, 1988; oparty na własnej powieści „Raport”, 2001). W większości jego „przedselekcyjnych” dzieł pojawiał się – w głównych bądź epizodycznych rolach – Henryk Talar (rocznik 1945). Reżyser miał ewidentnie słabość do tego wybitnego aktora, który ogólnopolską rozpoznawalność zyskał dzięki wcieleniu się w postać Johanna Heimanna w serialu „Polskie drogi” (1976-1977) Janusza Morgensterna. Nie dziwi więc, że kiedy szukał obsady do pierwszej „Selekcji”, właśnie od niego zaczął jej kompletowanie. Dzisiaj zresztą trudno sobie wyobrazić, aby Vittorio Matta – rezydujący w Dallas szef mafii sycylijskiej na Stany Południowe – miał inną twarz.
Otóż to! Gdybyśmy dzisiaj usłyszeli news, że któryś z polskich reżyserów teatralnych bierze się za realizację spektaklu o włoskich gangsterach w Ameryce Północnej, zadrżelibyśmy zapewne na samą myśl z obawy, co z tego wyjdzie (skoro, nawiązując do niedawnej premiery reaktywowanej w TVP „Kobry”, nie potrafiliśmy zrobić nawet porządnego remake’u „Mordu w hurtowni”, kryminalnej farsy z czasów Władysława Gomułki). A jednak wtedy, już prawie cztery dekady temu, udało się znakomicie! Z dwóch powodów: zaskakującej wolty fabularnej w finale oraz wyśmienitego aktorstwa. Gwoli ścisłości: nie tylko Henryk Talar udowadnia w „Selekcji”, że nie ma sobie równych; dorównuje mu w tym Marek Walczewski, który wciela się w nadużywającego władzy porucznika policji Ramsaya Callaghana.
Zacznijmy jednak od początku. Stary „capo di tutti capi”, czyli szef mafii sycylijskiej po drugiej stronie oceanu, don Anselmo (wciela się w niego Andrzej Szalawski, pamiętny Jurand ze Spychowa w „Krzyżakach” Aleksandra Forda) jest umierający. Zdaje sobie sprawę, że jeśli odejdzie nie namaściwszy następcy, dojdzie do wyniszczającej organizację wojny domowej. Zależy mu na tym, aby do kierowania mafią wybrać człowieka najbardziej godnego, twardego i bezwzględnego. Każe więc wezwać swoich trzech najważniejszych podwładnych: szefów na Stany Południowe oraz Wschodnie i Zachodnie Wybrzeże. Specjalny wysłannik don Anselma (gra go Piotr Machalica) udaje się do Dallas, Bostonu i Francisco, by przekazać rozkaz – odpowiednio – Vittorio Matcie, Frankowi Buonfortunie (Paweł Nowisz) oraz Giuliano Gramsciemu (Marek Bargiełowski). Jadąc na spotkanie z „capo di tutti capi”, mają zadbać o to, aby nie ciągnęli za sobą policyjnych ogonów.
Ale policja także nie zasypia gruszek w popiele. Do inspektora Whitemana (Emil Karewicz) zgłasza się drobny gangster Cipriani (Marek Kondrat), który za sowitą opłatą jest gotów wyjawić to, co już wie i czego jeszcze dowie się na temat planowanego mafijnego spotkania na szczycie. Dla ambitnego i niemłodego już gliniarza to prawdopodobnie ostatnia szansa na odniesienie wielkiego sukcesu. Gdyby za jednym zamachem udało się aresztować na gorącym uczynku wszystkich najważniejszych ojców chrzestnych, nazwisko Whiteman pojawiłoby się na pierwszych stronach gazet w całym kraju, pokazywano by go w każdym programie informacyjnym. Jest więc o co się bić. Nawet jeśli żądania finansowe Ciprianiego są wygórowane, warto je spełnić, aby zadać – być może nawet śmiertelny – cios zorganizowanej przestępczości.
Zgodnie z wezwaniem Matta, Buonfortuna i Gramsci stają przed chmurnym obliczem umierającego don Anselma, oddając mu należne hołdy. I wtedy dzieje się coś niespodziewanego. Do luksusowej willi „capo di tutti capi” wkracza policja, na czele której stoi porucznik Callaghan (czyżby jego nazwisko miało przywodzić na myśl Brudnego Harry’ego?). To gliniarz, który nie daje sobie w kaszę dmuchać. Nie znosi bandytów, ale jeszcze bardziej nienawidzi bezsilności służb porządkowych, które doskonale wiedząc, kto kieruje organizacjami przestępczymi w kraju, nie są w stanie nic tym osobom udowodnić. On chce przełamać ten imposybilizm; jest zdeterminowany, gotowy użyć każdego pozaprawnego sposobu na złamanie Vittoria, Franka i Giuliano. Za wszelką cenę pragnie wymusić na nich przyznanie się do winy, by następnie wszystkich posłać na długie lata za kratki.
Ale czy na pewno? Waldemar Łysiak nie byłby sobą, gdyby nie zawiesił widza na mocnym haczyku, a potem nie potrząsał nim i z lubością przyglądał się jego zaskoczeniu. W tym właśnie tkwi siła „Selekcji” (po dotarciu do scen finałowych tytuł staje się wreszcie zrozumiały). Od strony czysto technicznej spektaklowi, zwłaszcza z perspektywy niemal czterech dziesięcioleci, sporo można zarzucić. Taki jednak był poziom zaawansowania polskiej telewizji w tamtym czasie i tego dzisiaj nie przeskoczymy. Ale sama realizacja przedstawienia, ujęcia kamer, a nade wszystko – fabularny dreszczowiec, jaki fundują nam Łysiak i Kijański, są na najwyższym poziomie. Do tego dochodzi jeszcze wyśmienita, charakterystyczna dla tego kompozytora (ach, to brzmienie syntezatorów!) muzyka Andrzeja Korzyńskiego, który bardzo prostymi środkami wprowadza towarzyszący widzowi od pierwszych sekund element niepokoju. Rzecz absolutnie ponadczasowa!



Tytuł: Selekcja
Data premiery: 23 lutego 1984
Reżyseria: Tadeusz Kijański
Scenariusz: Waldemar Łysiak
Na podstawie: Waldemar Łysiak
Rok produkcji: 1984
Kraj produkcji: Polska
Czas trwania: 98 min
Gatunek: sensacja
Zobacz w:
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

56
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.