Bywają filmy, w których akcja schodzi na plan dalszy, ustępując miejsca pytaniom bardziej podstawowym – np. „ale dlaczego ktoś mu zabrał oczodoły"?  | |
W niniejszym odcinku proponuję kadr z rodzaju kuriozalnych, czyli faceta z odciętym czubkiem czaszki (w tym momencie przypomina mi się przednia scena z „Valeriana i Miasta Tysiąca Planet” – z obszernym kapeluszem w roli głównej), i to odciętym aż po dolną krawędź oczodołów. Kreacja jest dziwaczna, choć gdyby się zastanowić, być może nawet jakoś tam się broni – w końcu oczy człowiekowi do życia nie są niezbędne, a pan w czerwonym bereciku (kopułce?) ma do tego jakieś moce parapsychiczne, więc gdyby na porządku dziennym były gdzieś tam w kosmosie telekineza, telepatia i podróże z planety na planetę trwające tyle, co przejazd z Radomia do Zwolenia, to takie osobniki mogłyby świetnie sobie radzić. Ale ponieważ jesteśmy na Ziemi i SETI ciągle nie dało spodziewanych rezultatów, to możemy się pośmiać z tragicznie plastikowej sztucznej głowy, źle pomalowanej sprayem i w zasadzie duszącej aktora, który miał nieszczęście wylosować tę złą rolę. Bo że film, z którego pochodzi kadr, jest tani, to chyba nie ma wątpliwości. Mowa o produkcji o szumnym tytule „Star Raiders: The Adventures of Saber Raine”, czyli na nasze „Gwiezdni najeźdźcy: Przygody Sabera Raine’a”, bo ów Saber Raine, czyli Szabla Deszczowiec, to główny bohater tej opowieści. Film powstał w roku 2017 i w założeniu miał być „odpowiedzią” na… „Strażników Galaktyki”. Tylko – no wiecie – taką po taniości. A raczej za darmo.  | |
Naturalnie fabuła dostała odpowiednie zadęcie. Na wymazaną z gwiezdnych map planetę przybywa na wezwanie najemnika trójka strażników królewskich z odległej planety (mają czerwone tęczówki – dwóch to podtatusiali, grubsi faceci, trzecia to atrakcyjna kobieta, w której naturalnie zaczyna durzyć się najemnik), od jakiegoś czasu próbująca namierzyć porywaczy jedynych potomków króla – dorosłej kobiety i nastoletniego chłopaka. Na miejscu zastają pół-trupich sługusów niegodziwca ze zastępczym deklem na czubku głowy, sterowanych przezeń myślami, oraz towarzyszkę najemnika – wojowniczkę z jawnie gumową jaszczurczą głową. I… No, chyba nie ma co tu więcej pisać, bo przebieg akcji jest jasny i prosty nawet po piątym piwie. Oczywiście twórcy dorzucili pod koniec jeden twist oraz dodatkowego bohatera – „dzielnego pilota”, ale nie, żeby cokolwiek to zmieniło w fatalnym odbiorze filmu. A film jest po prostu straszny. Z racji tego, że nikt z ekipy nie miał już drobnych w skarpecie, scenografia jest po brzegi wypchana gumą i plastikiem, którym w sukurs przychodzą nieporadne efekty komputerowe. Cały ten melanż tandetnej scenografii, nędznego scenariusza i nieistniejącej gry aktorskiej daje niekiedy silne wrażenie, że film kręcono jako celową zgrywę, ale nawet, jeśli dzięki temu produkcja zdaje się mieć pewien szczątkowy urok, to jest to jedynie złudzenie, bo najczęściej wszystko jest podawane śmiertelnie serio i kończąc seans trzeba obetrzeć sobie chusteczką kąciki ust ze śliny i przetrzeć czoło z perlistego potu. To po prostu zły film, który chwilami ogląda się z niezdrową fascynacją – jak w dzisiejszych czasach można było nakręcić takie barachło. I teraz dwie uwagi. Pierwsza – najemnika gra Casper Van Dien, który od wielu już lat udowadnia, że da się kontynuować karierę aktorską mimo sięgania po role z kinematograficznego rynsztoka. Choć nie wiem, czy ma tutaj w ogóle zastosowanie słowo „kariera”. Druga – w obsadzie jest jeszcze jedno znane nazwisko: Cynthia Rothrock. Owszem, Cynthia też nie grywa w wiekopomnych produkcjach (delikatnie mówiąc), ale skoro ma wyrobione nazwisko, to czyjąż rolę mogła tu dostać? Otóż… jaszczurogłowej wojowniczki. Mieć dwie osoby znane, z czego jednej wepchnąć na głowę gumową wytłoczkę – to też trzeba umieć, prawda? Jak to wygląda w filmie, pokazuje drugi, dodatkowy kadr… |