powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CCXXXI)
listopad 2023

Non omnis moriar: W towarzystwie Odyseusza
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj archiwalne nagrania studyjne, choć dokonane „na żywo”, Sekstetu Dona Rendella.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
‹The Odysseus Suite›
‹The Odysseus Suite›
Kiedy w 1969 roku rozpadł się zespół The Don Rendell – Ian Carr Quintet (pożegnawszy się ze słuchaczami albumem „Change Is”), każdy z solistów grupy poszedł własną drogą. Ale jeszcze przez kolejne lata muzycy często wspierali się i można ich było usłyszeć grających jako goście na solowych produkcjach przyjaciół. Takim longplayem był chociażby zarejestrowany w 1970 roku – w ramach projektu „Lansdowne Series” – „Greek Variations & Other Aegean Exercises”, który sygnowali swoimi nazwiskami trzej artyści: pianista Neil Ardley, trębacz Ian Carr oraz saksofonista Don Rendell. Każdy z nich dorzucił od siebie kilka kompozycji, które ułożyły się w concept-album opowiadający o starożytnych greckich mitach.
Rendell nie był jednak do końca zadowolony z tego, w jakiej formie jego dzieła zaistniały na płycie. Postanowił więc zorganizować nieoficjalną sesję, podczas której w nieco zmienionym składzie utwory te nagrał jeszcze raz – tym razem tak, jak to sobie wymarzył. Miało to miejsce w październiku 1970 roku i zrobiono to za jednym podejściem – wprawdzie w studiu, ale „na żywo”. Następnie owoc tej sesji trafił do archiwum, aby światło dzienne ujrzeć dopiero po… pięćdziesięciu dwóch latach. Za sprawą londyńskiej niezależnej wytwórni British Progressive Jazz najpierw dostępny był w streamingu (od lutego), a następnie na nośniku CD (od października ubiegłego roku). Warto było kruszyć o te taśmy kopie? Oj, tak! Oparta na fragmentach „Odysei” Homera niespełna półgodzinna „The Odysseus Suite” jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie Don Rendell stworzył w całej swojej karierze.
W pracy nad nową wersją suity wspomagali kompozytora następujący muzycy: saksofonista i flecista Stan Robinson (patrz: „…at Short Notice”, „Change Is”), wibrafonista i flecista Peter Shade (w latach 70. został etatowym muzykiem Don Rendell Quintet), pianista Michael Garrick, australijski kontrabasista Jack Thorncraft (później w grupach Jazz Co-Op i The Last Straw) oraz perkusista Trevor Tomkins. Jak widać, nie brakuje tu starych znajomych, z którymi Don podbijał jazzowy świat jeszcze w składzie Kwintetu tworzonego do spółki z Ianem Carrem. Shade z kolei było doskonale znany Garrickowi, ponieważ grywali razem już pod koniec lat 50. (chociażby na płycie „Silhouette”).
W londyńskim studiu – ale jakim? – zebrało się więc grono doskonale rozumiejących się artystów. Czy można zatem dziwić się, że spod ich ręki wyszło arcydzieło post-bopu i free jazzu w jednym? Te cztery wybrane kompozycje Rendella na longplayu „Greek Variations & Other Aegean Exercises” trwały zaledwie trzynaście minut i osiemnaście sekund; w wersji oryginalnej, przedstawionej na „The Odysseus Suite” rozrosły się o kolejnych piętnaście. Już ta arytmetyka świadczy o tym, jak bardzo Don musiał przyciąć je na potrzeby wspólnego projektu z Ardleyem i Carrem. Na jak daleko idące kompromisy musiał się zgodzić. A że był przekonany, że da się z tych kompozycji wycisnąć znacznie więcej, dążył do tego, aby zachować je dla potomności. Fakt, że nie ukazały się one wówczas, pół wieku temu, należy chyba tłumaczyć tym, że saksofonista postanowił być lojalny wobec przyjaciół i nie chciał robić im (i sobie samemu przy okazji) niezdrowej – bo tak zapewne zostałoby to odebrane, jako votum nieufności – konkurencji.
Suita została podzielona na cztery (oczywiście instrumentalne) części. Otwiera ją „Intro / Farewell Penelope”, którego początek w postaci potężnego uderzenia sekcji rytmicznej, wzbogaconej wibrafonem i saksofonem, potrafiłby wyrwać z najgłębszego snu chyba każdego człowieka. Takiej mocy jazzowemu sekstetowi mogłyby pozazdrościć nawet ówczesne grupy hardrockowe i psychodeliczno-progresywne (włącznie z osławionym Grand Funk Railroad). Dopiero po kilkudziesięciu sekundach grupa wyhamowuje i zaczyna grać najbardziej charakterystyczne dla Dona Rendella z lat 60. ilustracyjny jazz modalny. Na tle subtelnego duetu kontrabasu i perkusji pojawiają się wówczas stonowane solówki – fletu, fortepianu, wibrafonu.
Część druga opowieści – zatytułowana górnolotnie „Odysseus, King of Ithaca” – zaczyna się od nałożonych na siebie, intensywnie dialogujących partii saksofonów Rendella i Stana Robinsona. W tle zaś z wielką mocą kotłuje się sekcja rytmiczna. Mogłoby to sprawiać wrażenie chaosu – i tak pewnie by było, gdyby od strony aranżacyjnej panował nad tym artysta mniejszego formatu niż Don. Ta introdukcja służy bowiem głównie podniesieniu poziomu napięcia, zwłaszcza że szybko sprawy bierze w swoje ręce Jack Thorncraft, prosząc jednocześnie pozostałych, aby przynajmniej na minutę usunęli się ze sceny. Po jego solówce zaczyna się właściwa część utworu, z czasem coraz bardzie dynamiczna, ale jednocześnie melodyjna. Na plan pierwszy wybijają się kolejno saksofony, wibrafon, a na finał również perkusja. Wysłuchawszy popisu Trevora Tomkinsa, łatwo zrozumieć, dlaczego przez całe lata stanowił on rytmiczny fundament wielu brytyjskich projektów (około)jazzowych.
„Siren’s Song”, czyli trzecią część suity, otwiera delikatny kontrabas i nakładające się z czasem na niego płynące subtelnie unisono saksofony. Kuszenie Odyseusza Rendell oddał przede wszystkim za sprawą eterycznie brzmiących fortepianu i fletu. Ale, jak przekonuje Don, w pewnym momencie i one – czytaj: syreny – postanowiły użyć mocniejszych argumentów. Kiedy więc dochodzi drugi flet, robi się z miejsca ostrzej; cały zespół zaczyna grać z większym zaangażowaniem, na modłę rockową. A im bliżej końca, tym więcej pojawia się elementów freejazzowych. Aż do przesilenia, po którym muzycy wracają do punktu wyjścia i – podobnie jak syreny greckiego podróżnika – nęcą słuchaczy delikatnymi dźwiękami instrumentów dętych.
Minialbum zamyka „Veil of Ino”. Początek tej kompozycji jest o tyle nietypowy, że od pierwszych sekund ton nadaje jej perkusja solo – mamy więc mocny akcent, który równoważą jednak zwiewne dęciaki (nawiązujące ze sobą melodyjny dialog) i fortepian. Przez kolejne minuty to właśnie te instrumenty decydują o wartości utworu, raz podkręcając tempo, to znów tonując emocje. W ostatniej fazie Sekstet uderza ze zdwojoną siłą: z solówki wibrafonisty Petera Shade’a wyrasta energetyczny freejazzowy popis Michaela Garricka na fortepianie. Ale tym muzykiem, który cały czas skupia na sobie uwagę, jest tak naprawdę szalejący na drugim planie perkusista Trevor Tomkins. Przyznam, że te pół godziny spędzone z „The Odysseus Suite” warte jest każdej ceny. Rendell-kompozytor i aranżer wspiął się na najwyższy szczyt; towarzyszący mu artyści zadbali natomiast o to, aby muzyka pulsowała emocjami.
Skład:
Don Rendell – saksofon sopranowy, saksofon altowy, flet, muzyka
Stan Robinson – saksofon tenorowy, saksofon altowy, flet
Peter Shade – wibrafon, flet
Michael Garrick – fortepian
Jack Thorncraft – kontrabas
Trevor Tomkins – perkusja



Tytuł: The Odysseus Suite
Wykonawca / Kompozytor: Don Rendell Sextet
Data wydania: 21 października 2022
Nośnik: CD
Czas trwania: 28:15
Gatunek: jazz
Zobacz w:
W składzie
Utwory
CD1
1) Part 1: Intro / Farewell Penelope: 06:02
2) Part 2: Odysseus, King of Ithaca: 06:51
3) Part 3: Siren’s Song: 08:03
4) Part 4: Veil of Ino: 07:30
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

80
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.