powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CCXXXII)
grudzień 2023

Gelimer
Elżbieta Leszczyńska
ciąg dalszy z poprzedniej strony
(Aspar bierze od Zoe tobołek i pociąga ją w stronę wyjścia)
ASPAR:
Nie ma na to czasu.
Jesteś aktorką, lubisz wzruszające sceny.
Konie się niecierpliwią na krawędzi lasu,
A ty grasz łzawą sztukę. Wystarczy, idziemy!
Ta sama komnata następnego dnia w południe. Gelimer siedzi przy stole ze wzrokiem nieruchomo utkwionym w przeciwległej ścianie. Wchodzi żołnierz, w dłoni trzyma miskę.
ŻOŁNIERZ:
Nic, panie, dziś nie jadłeś. Przyniosłem ci kaszy.
GELIMER:
Co…? Nie, nie jestem głodny. Zabierz ją z powrotem.
ŻOŁNIERZ:
Wiem, że to nie są żadne królewskie frykasy,
Ale bardzo pożywna… zaprawiona miodem…
GELIMER:
Zabierz ją dobry sługo niedobrego pana
I niech tu nikt nie wchodzi, póki nie zawołam.
(Żołnierz wychodzi)
Taka cisza trwa we mnie od samego rana…
Boże, niech nic jej teraz zakłócić nie zdoła.
Śnili mi się dziś w nocy Anna z Ammatasem.
Przyszli razem, trzymając nawzajem swe dłonie.
Patrzyli z takim smutkiem i czule zarazem,
A potem na tym łożu usiedli koło mnie.
Obudziłem się ciszą po brzeg wypełniony
I niezłomną pewnością, że mi wybaczyli.
Nie wiem, jakie los jeszcze uniesie zasłony,
Ale oni już we mnie pozostaną… żywi…
Jestem gotów.
(Milczy przez chwilę)
Żołnierze!
(Wchodzi kilku żołnierzy)
ŻÓŁNIERZ:
Co rozkażesz, panie?
GELIMER:
Znacie wszyscy warunki naszego poddania?
Mają być honorowe.
ŻOŁNIERZ:
Tak jest, królu, znamy.
GELIMER:
Rozkazuję broń złożyć i otworzyć bramy.
Możecie odejść.
(Żołnierze wychodzą)
Teraz chorągiew królewską
Muszę w oknie wywiesić. Jest biała koszula…
(Ściąga z siebie koszulę)
A do tego potrzebny jeszcze dobry brzeszczot…
(Odnajduje swój miecz)
Utrafione małżeństwo, i jak godne króla.
(Przywiązuje koszulę do rękojeści miecza, a miecz mocuje w oknie)
Wypada tylko czekać. Mego losu brzemię
Tym jednym gestem w cudze przekazałem ręce.
Mogłem się mieczem przebić i opuścić Ziemię…
Nie widzieć, nie dotykać, nie czuć życia więcej?
Tak na zimno, nie w walce, nie w oszołomieniu?
To przerasta twe siły, dzielny Gelimerze,
Który masz tyle innych śmierci na sumieniu.
Zupełnie cię nie znałem, przyznaję to szczerze.
(Słychać pojedyncze kroki. Wchodzi Belizariusz. Podchodzi do stołu i siada naprzeciw Gelimera. Patrzą w milczeniu na siebie)
BELIZARIUSZ:
Ciekaw byłem wyglądu króla Gelimera.
Tyle legend o tobie krąży pośród ludzi.
GELIMER:
Jesteś rozczarowany?
BELIZARIUSZ:
Trochę.
GELIMER:
I co teraz?
BELIZARIUSZ:
Napijemy się wina. Od rana się studzi
W zimnej wodzie. Za chwilę je tutaj przyniosą.
GELIMER:
Przysięgałem, że kropla uczyni mnie łotrem
Połknięta przed zwycięstwem… Wypiję z ochotą.
BELIZARIUSZ:
W nocy moi żołnierze za leśnym taborem
Złapali parę ptaszków, co z gniazda uciekły.
Jednego na mój rozkaz już w ogniu upiekli,
A drugi to kobieta, powabna i młoda.
Mam zaraz po nią posłać?
GELIMER:
Dziękuję, nie trzeba.
Niech idzie, dokąd chęci ją tylko powiodą.
BELIZARIUSZ:
Jest więc wolna. Lecz z tobą, Gelimerze, bieda.
Twój los już nie od ciebie, niestety, zależy.
(Żołnierze Belizariusza wnoszą dzbanek z winem i dwa kubki. Obsługują ich i wychodzą. Oni rozmawiają dalej, racząc się winem)
GELIMER:
Od ciebie też nie, panie, ni od tych żołnierzy.
A przecież wasze życie było w tej grze stawką.
Razem jesteśmy w rękach cesarza zabawką.
A czyje ręce ciągną Justyniana sznurki?
O to trzeba zapytać tylko Tego, w górze…
Lecz On nam nie odpowie, schowa się za chmurki,
Lwu naostrzy pazury i rozwinie różę.
BELIZARIUSZ:
Pięknie mówisz, zaczynam rozumieć twe czary.
A jednak ja zwycięzcą, a ty zwyciężonym
I Bóg tego nie zmieni. Napijmy się stary.
(Piją. Potem Belizariusz podchodzi do okna)
Twierdza jest postawiona w miejscu wymarzonym.
Trzeba ja tylko dzielną obsadzić drużyną
I będzie dobrze służyć jeszcze długie lata.
Przywrócimy Rzym światu.
(Do Gelimera)
Jak smakuje wino?
GELIMER:
Nową mapę kreślicie. Czy to dobra mapa?
BELIZARIUSZ:
Czy nową, Gelimerze? Dziedzinę cesarzy
Rzymskich chcemy odnowić w najwspanialszym blasku.
Tyle tam było ludów, jak ziarenek piasku,
I wszystkie tylko jednym rządzone rozkazem.
To jest najprostszy sposób, by świat nie ustawał
W spokojnej, mrówczej pracy w imię Najwyższego,
By Wandal obok Gota, a z nimi Frank stawał,
Z czystym sercem, w przyjaźni, bez zamiaru złego.

GELIMER:
Wino przednie, w kolorze i smaku bez skazy.
Takiego wina chciałbym próbować do śmierci…
Sam widzisz, człowiekowi coś zawsze się marzy
I goni za marzeniem, gdy tylko od piersi
Matczynej się oderwie.
BELIZARIUSZ:
Niektóre marzenia,
Jeśli mu Bóg żelazną podaruje wolę
I dostateczne środki, w rzeczywistość zmienia.
GELIMER:
A ja, Belizariuszu, dobre wino wolę.
BELIZARIUSZ:
Trudno ciebie uchwycić, jak wąż się wymykasz.
Przypominasz mi pałac z tysiącem pokoi.
Jeden pokój otwierasz, a drugi zamykasz
Na klucz i pilnie strzeżesz. Ty się Boga boisz?
GELIMER:
Mam wrażenie, że właśnie z Nim się pojednałem.
Czuję wielkie zmęczenie, lecz port niedaleki.
Niczego nie żałuję. Tak żyłem, jak chciałem.
A koniec tej rozmowy odłóżmy na wieki.
(Na znak Belizariusza wchodzą żołnierze. Gelimer wstaje i, eskortowany przez nich, wychodzi. Za nimi opuszcza pokój Belizariusz.)
powrót; do indeksunastwpna strona

13
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.