powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CCXXXII)
grudzień 2023

Niedzielny krytyk komiksów: Można się nią ogolić!
Historia z przygodami pirackimi jest swoistą ciekawostką w dorobku Szarloty Pawel. Artystce kilkukrotnie zdarzyło się tworzyć od nowa swoje historie, ale w przypadku tej opowieści wygląda na to, że były to aż trzy podejścia. W tym tekście skupię się na ostatniej odsłonie, tej z przełomu lat 1982-83, wskazując jednocześnie co ciekawsze różnice w stosunku do wcześniejszych wersji oraz pozwolę sobie na kilka dygresji.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
I od takiej dygresji zacznę. Każdy czytelnik „Świata Młodych” zaczynał swoją przygodę z „Harcerską Gazetą Nastolatków”, od różnych historyjek komiksowych. Jeśli ktoś, tak jak ja, rozpoczął od „Odwiedzin smoka”, to przy czytaniu jakiś czas później „Kleksa w krainie zbuntowanych luster” niekoniecznie wiedział, co miał na myśli Skelk, krytykujący przygody Kleksa: „Pirackie były niezłe, ale reszta…”. Pierwsza myśl - o jakich pirackich przygodach jest mowa, ale też miałem świadomość, że „Świat Młodych” jest troszeczkę starszy ode mnie i jakieś komiksy mogły być tam publikowane, zanim ja się nimi zainteresowałem na poważnie. Sprawa się wyjaśniła w dniu 18 grudnia 1982 roku. To wtedy właśnie, na pamiętnej, ostatniej stronie czasopisma wystartowała historia „Porwanie księżniczki”.
Lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku nie były dobrym okresem dla historii pirackich. Filmowa popkultura stała wtedy twardo pod znakiem filmów SF oraz tzw. Kina Nowej Przygody i dotyczyło to także naszego skromnego peerelowskiego podwórka. Filmy docierały później, ale jednak docierały. Swoistym gwoździem do trumny była superprodukcja „Piraci” w reżyserii Romana Polańskiego, która odniosła spektakularną klapę finansową, a prawdziwy renesans nastąpił dopiero na początku nowego tysiąclecia wraz z „Piratami z Karaibów”. Jednak polski komiks rządził się innymi prawami. Pełna uroczego humoru, sympatyczna opowieść o morskich przygodach trójki przyjaciół z miejsca zyskała sympatię czytelników harcerskiej gazety. Zresztą, nazwanie tych przygód „pirackimi” jest nieco na wyrost. Jeśli przypomnimy sobie dokładnie fabułę, to właściwie gdzieś tam tylko wspomniany jest statek piracki „Czarny Piotr” oraz fakt, że Elegant, jeden z czarnych charakterów tej historii, był kiedyś piratem. W żadnym wypadku nie zmniejsza to frajdy z lektury. Każdy, kto choć raz w życiu miał okazję pożeglować przez kilka dni, wie, jak wielka to może być przygoda.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W przeciwieństwie do „Kleksa w krainie zbuntowanych luster” czy „Szalonego eksperymentu”, w „Porwaniu księżniczki” Szarlota Pawel nie bawi się w jakieś wyrafinowane wprowadzenie. Trójkę przyjaciół widzimy od razu w łódce zmierzającej ku ujściu rzeki do morza, a tam czeka na nich nieco zaniedbany żaglowiec. Sądząc po liczbie masztów, jest to jakaś uproszczona na potrzeby komiksu wersja brygu trzymasztowego. Jednak jako szczur lądowy upierać się nie będę. Po chwili niepewności, czy przypadkiem nie jest to obciążony klątwą „Latający Holender”, Jonek, Jonka i Kleks zostają wciągnięci na listę załogantów statku „Postrach szprot”, dowodzonego przez kapitana Gembę.
Cała trójka z przygodami, ale jednak odnalazła się w swojej marynarskiej roli, tym bardziej że reszta załogi okazała się bardzo sympatyczna, może z wyjątkiem wspomnianego wcześniej Eleganta. Szarlota Pawel potrafiła w uroczy i magiczny sposób dostosować swój styl narracji do młodszego odbiorcy. Dobrym przykładem jest scena, gdy załoga przedstawia się nowoprzybyłym. Każdy jest inny, każdy ma swoją ksywkę, czyż nie tak właśnie wyobrażaliśmy sobie marynarzy z siedemnastowiecznych żaglowców? Nasi bohaterowie dostali przydział jako kucharze i trzeba przyznać, że radzili sobie w kambuzie całkiem nieźle. Próbowaliście przygotować kiedykolwiek jedzenie na jachcie? Nie jest łatwo, zawsze brakuje jakiegoś składnika, ale i tak wszystkim smakuje, nawet jeśli zupa jest tak ostra, że „można się nią ogolić”.
Po tytułowym porwaniu komiks skręca nieco w stronę historii „płaszcza i szpady”, w której można odnaleźć nawet odrobinę fascynacji powieściami Dumasa. Prawda, że Kleks w stroju d’Artagnana robi wrażenie? Zaczynamy od uroczej sceny w portowej tawernie „Pod rozdeptaną meduzą”, a później śledzimy z zapartym tchem zmagania trójki bohaterów z Elegantem, Zezikiem i strażą miejską. A że zakończenie wyszło jakieś takie szybkie i proste? Przecież w komiksach Szarloty Pawel najważniejsza była dobra zabawa, udane dialogi, nie zaś finezyjne scenariusze.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Porwanie księżniczki” jest historią, którą rozpoczęła cykl komiksów z udziałem Plum, sympatii Kleksa. To właśnie tutaj ją poznał, na pokładzie „Malwiny”, którą podróżowała jako tytułowa księżniczka. Niektórzy czytelnicy, o czym wspominałem na początku, mogli się nieco pogubić w kwestiach chronologii zdarzeń, co mogło być spowodowane faktem, że była to era tylko publikacji w „Świecie Młodych”. Nie było jeszcze albumów, które można było sobie pożyczać wzorem „Tytusa, Romka i A’Tomka” i uzupełnić wiedzę o wcześniejszych przygodach. Dopiero publikacja „Porwania księżniczki” uporządkowała kwestie i wątki przewijające się pomiędzy poszczególnymi historiami. Warto tutaj wspomnieć, że edycja z przełomu lat 1975-76 zatytułowana była „Wspomnienia z wakacji”. Ciekawie wypada porównanie tych dwóch wersji historii. Jest tam kilka drobnych smaczków. W starszej wersji większa inicjatywa jest po stronie Jonka, a w „Porwaniu księżniczki” tradycyjnie już za sznurki pociąga Kleks. Nawet kadr, na którym w oczach Kleksa widać Jolly Rogera, można odczytać inaczej. W 1975 roku jest to raczej strach („Hę? To może wracajmy? Zostawiłem coś w namiocie!!”), natomiast w 1982 znajdziemy tam szczyptę przewrotności („Chi, chi, a jednak coś wisi w powietrzu…”). Duże różnice widać w warstwie graficznej. Kreska z roku 1975 była, trzeba to uczciwie przyznać, jeszcze mocno koślawa, a układ kadrów na stronie powodował lekki chaos w odbiorze komiksu. Bardzo zresztą możliwe, że swoistym protoplastą tej historii był epizod opublikowany w 1974 roku jeszcze pod ogólnym tytułem „Jonka, Jonek i Kleks”.
Z perspektywy czasu nie jestem już w stanie powiedzieć, czy to było tak, że fascynowały mnie podróże na pokładach pięknych żaglowców i dlatego tak bardzo zapadło mi w pamięć „Porwanie księżniczki”, czy też ta właśnie historia obudziła we mnie zainteresowanie żeglarstwem. Po wielu latach od lektury tego komiksu zrobiłem patent żeglarski i za każdym razem, gdy wchodzę na pokład jachtu, przypominają mi się przygody Kleksa i jego przyjaciół pod żaglami „Postrachu szprot”.



Tytuł: Jonek, Jonka i Kleks: Porwanie księżniczki
Scenariusz: Szarlota Pawel
Data wydania: 4 marca 2013
Wydawca: Egmont
Cena: 24,99
Gatunek: humor / satyra
Zobacz w:
powrót; do indeksunastwpna strona

110
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.