Trzydzieści lat temu rozpoczęła się w Polsce era gier RPG. Jej początek wyznacza pojawienie się pierwszego numeru pisma „Magia i Miecz”.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Każdy, kto w latach 90. interesował się grami fabularnymi lub planszowymi, musiał znać „Magię i Miecz”. W czasach, kiedy nasza oferta w tym zakresie dopiero raczkowała, magazyn ten stanowił okno na świat. Pozwalał kompletnym laikom, takim jak autor tegoż tekstu, liznąć tematyki dotąd całkowicie obcej, zachęcając do jej zgłębienia. Tytuł pojawił się jako przedsięwzięcie fanowskie, w dużej mierze robione metodą chałupniczą. Tym bardziej zadziwiającym jest fakt, że ukazywał się przez dziewięć lat i doczekał się imponującej liczby 104 numerów. Na pomysł magazynu poświęconego grom fabularnym wpadł Jacek Rodek, współzałożyciel miesięcznika „Fantastyka”. Głównie chodziło o to, by rozpropagować w narodzie ideę gier fabularnych. By tego dokonać, należało jednak najpierw zaprezentować o co w tym wszystkim chodzi. „Magia i Miecz” miała więc stanowić zarówno bazę wiedzy na ten temat, jak również stanowić swoistego rodzaju forpocztę dla przyszłych wydawnictw. Dumnie nazwany redakcją, zespół odpowiedzialny za pierwszy numer „MiM”, poza Jackiem, stworzyli jego znajomi z „Fantastyki” – Darosław J. Toruń odpowiedzialny za treść i Jarek Musiał, do którego zadań należała dbałość o stronę graficzną. Ponieważ rynek prasy w Polsce na początku lat 90. był jeszcze osadzony w standardach poprzedniego ustroju, debiutancki numer robiono nie na komputerze, a metodą ręczną, układając papierowe makiety, które następnie przekazywało się do drukarni, gdzie sklejano je razem i wreszcie drukowano. Sporym problemem okazał się brak materiałów do druku. Podręczników RPG jeszcze nie było, więc żeby przybliżyć czytelnikom ideę gier fabularnych, zdecydowano, że pierwszy numer magazynu niemal w całości poświęcony będzie autorskiemu systemowi „Kryształy Czasu”. Odpowiadał za niego Artur Szyndler, który jego pierwotną wersję tworzył amatorsko w częściach, po czym rozprowadzał na dyskietkach w czasie konwentów. Co prawda większość została napisana w taki sposób, że nawet znający tematykę mieli problem ze zrozumieniem idei autora, ale było to coś, nad czym można było popracować. Nie da się ukryć, że „Kryształy Czasu” nie porażały oryginalnością i żywiły się tradycją fantasy. Do tego wprowadzały niezwykle skomplikowaną mechanikę gry, polegającą na bezustannych rzutach kośćmi. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że takie też panowały wówczas trendy. Podczas, gdy na zachodzie starano się upraszczać reguły, my uparliśmy się jak najwierniej odwzorować rzeczywistość, generując milion zmiennych. Trend ten widać także w ówczesnych planszowych grach strategicznych, których reguły zaczynały ocierać się o absurd, czyniąc je zupełnie niegrywalnymi. Po latach osoby, dla których rzuty kośćmi stały się świętością zaczęto pogardliwie określać „turlaczami”. Niemniej zaprezentowane w pierwszym numerze „Magii i Miecza” zasady i zarys świata sprawiały, że można było rozpocząć swoją przygodę z grami fabularnymi. A żeby ułatwić start w numerze zamieszczono trzy miniprzygody i „kartę cech postaci”, którą można było skserować i rozdać graczom. Choć „Kryształy Czasu” zajęły lwią część magazynu, znalazło się także miejsce na kilka innych tekstów. Na przykład na recenzje gier planszowych wydawanych przez zasłużoną dla rozwoju planszówek nad Wisłą Sferę. Omówiono „Grunwald 1410”, „Robin Hooda” (swoją drogą – przydałoby się, aby ktoś go wznowił w eleganckiej edycji) i cztery planszówki „kieszonkowe": „Potyczkę”, „W cieniu Saturna”, „Kosmiczną wojnę” oraz „Wojnę w Arktyce” (czy ktoś o nich dziś pamięta?). Uzupełnieniem magazynu jest obszerny artykuł na temat malowania figurek. Są to podstawowe informacje dla tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z tą formą rozrywki. Natomiast osobom pochodzącym z Warszawy na pewno zakręci się łezka w oku, kiedy zobaczą wplecioną w tekst reklamę księgarni „U Izy”, absolutnie kultowego miejsca dla wszystkich, którzy w stolicy w latach 90. interesowali się fantastyką. Niestety, bodajże w 1998 roku, została zamknięta, a w jej miejscu otworzyła się… chińska knajpa. |