powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CCXXXIII)
styczeń-luty 2024

Nie taki krautrock straszny: Jak „modny róż” stał się „burzą mózgów”. Od Fashion Pink do Brainstorm
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Pięć miesięcy później – dokładnie 9 lipca 1971 roku – zespół ponownie skorzystał z zaproszenia do studia U1 SWF. Pamiątką po tej wizycie pozostały cztery utwory opublikowane na „«…to Brainstorm»”. Trudno się nimi nie zachwycić: począwszy od dynamicznego „You Knock Me Out” (z kontrastującą z całością partią fletu), poprzez zachwycający akustyczny „Herbst (Autumn)” (w którym Bodensohn gra na flecie jak Chris Hinze, a Schaefer ponownie sięga po wibrafon) i wielowątkowy „Brainstorming” (z freejazzowym saksofonem i potężną sekcją rytmiczną, którą po odejściu Wagnera, do czego przyczynił się wypadek w tracie koncertu, współtworzył z Koinzerem Rainer), aż po pełen rozmachu i często zmieniających się nastrojów czternastominutowy „Thesen – Antithesen”. Fashion Pink w tym wydaniu był bezsprzecznie jedną z najciekawszych w tamtym czasie niemieckich formacji, trudno zatem zrozumieć, dlaczego żadna z wytwórni nie zaproponowała mu kontraktu. Płytę udało się muzykom wydać trochę podstępem, a pomógł w tym… Werner von Overheidt, ojciec Eddy’ego, który jako pianista i aranżer pracował w SWF (to by zresztą tłumaczyło trochę częste sesje radiowe), ale miał też znajomości w koncernie kosmetycznym Beiersdorf AG (produkującym między innymi kosmetyki Nivea).
Von Overheidt senior namówił szefostwo firmy, aby do zamówień dla stałych klientów dodawać specjalny prezent – płytę z muzyką rockową. Miał oczywiście od samego początku na myśli zespół, w którym grał Eddy. Panowie z Fashion Pink zamknęli się więc na trzy dni – od 8 do 10 października 1971 roku – w studiu Walldorf we Frankfurcie nad Menem i zarejestrowali materiał, który przed Bożym Narodzeniem ukazał się na limitowanym krążku zatytułowanym „T.A.C.”. I chociaż na okładce pojawiło się zdjęcie zespołu, nie zaistniała na niej właściwa jego nazwa. To dziwne wydawnictwo, trwające zaledwie niespełna dwadzieścia dwie minuty. Zamieszczonych na nim dziewięć utworów to zarówno miniaturowe improwizacje („Variation I, II, III”), jak i przycięte wersje numerów znanych wcześniej w wersjach radiowych („Why Am I So Blind”, „Thesen und Antithesen”, „Brainstorming”). Dwie premierowe kompozycje to króciutki „Bass in Race” oraz świadczący o specyficznym poczuciu humoru muzyków „Scheiße durch den Urwald getrommelt”, oba oparte na dialogach fletu i Hammondów.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Czarodziejska różdżka
Wydanie „T.A.C.” w takiej formie na pewno nie zaspokoiło ambicji zespołu. Jedyne, z czego muzycy mogli się naprawdę cieszyć, to fakt, że mieli teraz odpowiedni materiał demonstracyjny. Z nim w ręku w pierwszej połowie listopada 1971 roku udali się do studia Dietera Dierksa w Stommeln nieopodal Kolonii. W tym czasie było to już miejsce kultowe, z którego korzystała cała wierchuszka krautrocka, a Dierks cieszył się opinią jednego z najlepszych realizatorów dźwięku w Niemczech. Niestety, po pięciu dniach wspólnej pracy okazało się, że Dieter i perkusista Joe Koinzer kompletnie nie potrafią się dogadać. W efekcie materiał na pełnowymiarowy płytowy debiut nie powstał, a po wojażu do Nadrenii Północnej-Westfalii pozostał jedynie spory niesmak. Fashion Pink, chcąc nie chcąc, doszedł do ściany; konfliktując się z Dierksem, muzycy spalili za sobą wiele mostów, w efekcie nie pozostało im nic innego, jak zacząć od nowa. Na początku 1972 roku zapadła decyzja o zmianie nazwy – pierwszym wyborem był… Fashion Prick, kolejnym – zaczerpnięty z tytułu jednego z utworów – Brainstorm.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
I od tego momentu – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – wszystko zaczęło układać się lepiej. Zespół podpisał kontrakt z zasłużoną dla rozwoju krautrocka wytwórnią Spiegelei (stanowiącą część koncernu Intercord) i w sierpniu 1972 roku wyruszył do Monachium, aby w Studio 70 spełnić od dawna snute marzenie – nagrać płytę! Ujrzała ona światło dzienne pod tytułem „Smile a While” (z okładką, która bardziej pruderyjnych odbiorców mogła zaszokować śmiałością obyczajową) i zaprezentowała muzyków w szczytowej formie. Na repertuar złożyły się między innymi dwie miniatury (kolejna wersja „Watch Time Flow By” i żartobliwe „Don’t Forget”) oraz dwie rozbudowane kompozycje: trzyczęściowy „Bosco Biati Weiß Alles” oraz sześcioczęściowy utwór tytułowy, w który wpleciono numery znane już z repertuaru Fashion Pink. Ten pierwszy, wieńczący stronę A, zaskakiwał dynamiką i mocno przesterowanymi organami Hammonda; drugi natomiast, stanowiąc swoisty patchwork, ułożył się w wyjątkowo udaną minisuitę, w której poddane recyklingowi motywy zabrzmiały inaczej niż w wersjach oryginalnych, ale idealnie trafiły w swoje miejsce i ułożyły się w odpowiednio zróżnicowaną całość. Z pozostałych na wyróżnienie zasługują na pewno otwierający cały longplay jazzrockowy „Das Schwein trügt”, obdarzony zadziorną wokalizą, jakiej nie powstydziliby się parę lat później punkowcy, „Snakeskin Tango” oraz ambitnie piosenkowy „You Are What’s Gonna Make It Last”.
Rozrzut stylistyczny był może i spory, lecz wszystko spajało charakterystyczne brzmienie dęciaków Schaeffera oraz klawiszy von Overheidta (obok organów był to jeszcze fortepian elektryczny). W każdym razie wszyscy – i zespół, i wydawca, a głównie fani ambitnego rocka – mogli poczuć się usatysfakcjonowani. Na tyle, by zacząć odliczać czas do kolejnego albumu. Zanim jednak formacja z Baden-Baden ponownie weszła do studia, dokooptowany został do niej nowy muzyk – basista Enno Dernov (rocznik 1953), który wcześniej udzielał się w progresywnych grupach Violence Fog i Jud’s Gallery. Nad drugą płytą rozrośnięty do kwintetu Brainstorm pracował w tym samym miejscu, ale tym razem znacznie dłużej – od marca do czerwca 1973 roku. Owoc ich pracy okazał się jeszcze smaczniejszy.
Na równi pochyłej
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Second Smile” (1973) ponownie wydała wytwórnia Spiegelei. Jeżeli ktoś liczył na kolejną kontrowersyjną okładkę, tym razem mógł się zawieść. Koncepcyjnie przypominała ona debiut Eloy i niczym nie przykuwała uwagi. Ale w końcu były to czasy, kiedy płyty kupowano nie dla obwolut, lecz ich zawartości. A w tym przypadku trudno było (może z wyjątkiem mdłego progresywno-bluesowego „Affenzahn”) przyczepić się do czegoś. Począwszy od otwierającego całość „Hirnwind” (z jazzową wokalizą Schaeffera i rytmicznymi kombinacjami Dernova i Koizera), poprzez pochodzący jeszcze z czasów Fashion Pink akustyczny „Herbst” (z dodaną partią perkusjonaliów), nieco zahaczający o pop, ale ogólnie zadziorny „My Way”, aż po umieszczone na zakończenie dwa najmocniejsze punkty wydawnictwa. Pierwszy to „There Was a Time”, będący twórczą przeróbką fragmentu suity Pharoah Sandersa „The Creator Has a Master Plan” (z wydanego w 1969 roku longplaya „Karma”), w którym klezmerskie klarnety mieszają się z freejazzowym saksofonem, a progresywne Hammondy z generalnym zacięciem awangardowym. W zupełnie innym kierunku zespół podążył natomiast w „Marilyn Monroe”, w którym z kolei sięgnął po stylistykę progresywnego popu, rock and rolla i rhythm and bluesa, jak miał to zwyczaj czynić na początku kariery (jeszcze pod szyldem Fashion Pink).
Po publikacji „Second Smile” muzycy zabrali się ostro za promowanie płyty. 23 czerwca 1973 roku, a więc krótko po wyjściu z monachijskiego studia, Brainstorm zagrał koncert w Bremie. Był on transmitowany przez radio; po latach udało się dotrzeć do tych nagrań i w 2002 roku mieszcząca się w Bochum firma Garden of Delights wydała go na krążku zatytułowanym po prostu „Bremen 1973”. Na prawie osiemdziesięciominutowy występ złożyły się utwory z obu płyt, większość w dłuższych, rozbudowanych o zespołowe improwizacje, wersjach. „There Was a Time” rozrósł się do ponad czternastu, a „Hirnwind” – do dwudziestu jeden minut. Trzeba przyznać, że muzycy byli w swoim żywiole, mieli czas nie tylko na solowe popisy, ale i na nieśpieszne budowanie odpowiedniego nastroju. Jedna tylko rzecz mogła im spędzać sen z powiek: wyniki sprzedaży „Second Smile”, które były poniżej oczekiwań (przyczyn tego upatrywano później między innymi w zbyt krótkim odstępie pomiędzy wydaniem pierwszej i drugiej płyty). Wskutek tego szefostwo Spiegelei nie przedłużyło kontraktu, który opiewał właśnie na dwa albumy. To być może stało się przyczyną odejścia Koinzera, którego latem zastąpił pochodzący z Kolonii Horst Mittmann (rocznik 1954), wcześniej bębniący w jazzowym Aftermath.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brainstorm z nim w składzie usłyszeć można na chronologicznie najpóźniejszych nagraniach, wydanych przez Garden of Delights w 2001 roku na albumie „Last Smile”. Zawierał on koncert zarejestrowany na potrzeby emitowanej przez kolońską rozgłośnię Westdeutscher Rundfunk (WDR) audycji „Kleine Nachtmusik”. Oprócz utworów znanych już z płyt („Marilyn Monroe”, „Das Schwein trügt”, „There Was a Time”) znalazły się również dwie nowości: oparty na dęciakach – saksofonie i flecie – „Signed” oraz nadzwyczaj energetyczny „Stars on the Stage”, którego ozdobą jest progresywne solo gitary. Nieco inna wersja ostatniego z wymienionych pojawiła się jeszcze – jako bonus – na wspomnianym wcześniej, prezentującym dokonania Fashion Pink, krążku „Encore”. Był to zapis koncertu z Ludwigshafen z 29 czerwca 1975 roku. Więcej w niej improwizacji organowych, ale też za sprawą Schaeffera wycieczek w stronę Jethro Tull. To były ostatnie podrygi Brainstorm, który w tym czasie mocno eksperymentował ze składem. Za Dernova przyszedł grecki gitarzysta Vassilios Nikitakis, a w czasie występów na żywo zespół wspomagali pianista Thomas Wind oraz skrzypek i trębacz Joachim Romeis (obaj pożyczeni z Brassy Brew).
Post mortem
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Rozpaczliwe próby ratowania grupy i przyciągnięcia uwagi nowych słuchaczy nie na wiele się zdały. Inna sprawa, że powoli zmieniały się także muzyczne gusty. Klasyczny krautrock ustępował pola bardziej melodyjnej odmianie rocka progresywnego i zahaczającemu o funk fusion. Brainstorm w konwencje te albo nie chciał, albo nie potrafił się wpisać. W 1975 roku zespół ostatecznie rozpadł się, a muzycy podążyli własnymi ścieżkami. Najbardziej aktywny przez kolejne lata pozostał Roland Schaeffer, który dołączył do radzących sobie znacznie lepiej od jego rodzimej formacji innych klasyków niemieckiego rocka Guru Guru (zadebiutował w jej szeregach w 1976 roku na longplayu „Tango Fango”); swoim talentem wsparł także Petera Burscha i jego Bröselmaschine („Peter Bursch und die Bröselmaschine”, 1975), Richa Schwaba („Fast immer”, 1980; „Lieb doch finfach mich”, 1983) oraz Embryo („Turn Peace”, 1989; „Ibn Battuta”, 1994), w szeregi którego przeniknął za sprawą „stażu” w powiązanym z nim eksperymentalno-etnicznym Dissidenten („Germanistan”, 1983). Na początku lat 80. nagrał też z założonym przez siebie zespołem Dadadogs dwie płyty solowe: „Roland und die Dadadogs” (1980) oraz „Eats Meats Wets” (1983), na której towarzyszył mu hinduski wokalista i perkusjonista Paramashivam Pilai.
Nie mniej pracowity był Joachim Koinzer, który najpierw dołączył do jazzrockowego Open Music („Relaxing Waves”, 1978; „Timeless”, 1979; „Blow Hole”, 1981), potem zahaczył o pokrewny stylistycznie Orexis („Communication”, 1980), wreszcie znalazł wspólny język z mieszkającym w Baden-Baden jazzowym trębaczem Herbertem Joosem („Joe Koinzer / Herbert Joos”, 1980; „Kerchak Suite”, 1980; „Fellicat”, 1980; „Moebius”, 1981). Dwukrotnie też przecięły się jego drogi z Rainerem Bodensohnem, którego zaprosił do pracy nad swoim solowym freejazzowym debiutem „Percussive Music” (1979), po czym wkręcił go do Open Music, ale tylko na czas sesji do „Timeless”. W następnych latach stał się cenionym muzykiem sesyjnym, z którego usług korzystano chętnie. Należy jednak podkreślić, że wybierał tylko propozycje ambitne, obracając się w dość hermetycznym środowisku jazzowym. Można podejrzewać, że przynajmniej ci dwaj muzycy czują się dzisiaj artystycznie spełnieni. W przeciwieństwie do Eddy’ego von Overheidta, który w latach 80. i 90. ubiegłego wieku pod różnymi pseudonimami nagrywał średnio ambitną muzykę elektroniczną i synthpopową spod znaku easy listening.
powrót; do indeksunastwpna strona

185
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.