powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CCXXXIII)
styczeń-luty 2024

Z filmu wyjęte: Odcinek świąteczny
Wśród nocnej ciszy pamiętajmy, by prezenty kłaść pod przyjazną choinką.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Dzisiaj proponuję okolicznościowy kadr z bożonarodzeniową choinką, która… eee… biega na nóżkach i morduje tych, którzy nie cenią Świąt Bożego Narodzenia. A że za kreację tego kuriozum odpowiedzialny jest Rhys Frake-Waterfield, lecący na kasę jak ćma na najsłabszy płomyk świecy, choinka ze sceny na scenę zmienia rozmiary, kształt, a czasami – jak widać na załączonym kadrze – potrafi nawet wysunąć pazurzaste macki grubości słoniowych nóg. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że ponoć rzecz była kręcona jako komedia, tyle że ani jedna scena w tym filmie nie śmieszy. Zwyczajnie nie zdąży, bo palmę pierwszeństwa nieodmiennie i krzepko dzierży uczucie zażenowania. No chyba że ktoś lubi się zarykiwać ze śmiechu tylko dlatego, że posadzono go przed dramatycznie głupim, beznadziejnie zrealizowanym filmem.
A takie właśnie jest „Demonic Christmas Tree”, czyli „Mordercza choinka”, puszczona u nas w serwisach streamingowych chyba wyłącznie dlatego, że wyreżyserował ją wspomniany Rhys Frake-Waterfield, twórca niechlubnego knota „Puchatek: Krew i miód”, który niczym brunatna kometa ciągnąca za sobą ogon rozwolnienia przemknął przez nasze kina nieco ponad pół roku temu (pisałem o nim tutaj). „Mordercza choinka” była drugim pełnym metrażem młodego Brytyjczyka i ujrzała światło dzienne w 2022 roku. Pomysł na fabułę miała zwariowany, ale ze zrobienia komedii grozy nic nie wyszło ze względu na braki warsztatowe i beznadziejne poczucie humoru Frake-Waterfielda. Zresztą z samą akcją też są fatalne problemy. Ot, żona seryjnego mordercy, swego czasu mordująca wraz z nim tych, którzy nie obchodzili z odpowiednią czcią Bożego Narodzenia, przyzywa ducha męża, ale że coś plącze w zaklęciu, mąż ożywa jako choinka bożonarodzeniowa i na wstępie – trochę przypadkowo – morduje żonę, a potem lezie – bo ma szczudłowate nogi! – dopaść dziewczynę, która poprzednim razem mu umknęła. Oczywiście droga do niej jest usłana trupami przypadkowych osób, eliminowanych patykowymi macko-rękami czy też sznurem lampek.
W teorii brzmi to nie najgorzej (oczywiście nie licząc samej człapiącej choinki), ale w rzeczywistości nie ma w filmie wiele do oglądania. Jego „akcja” składa się głównie z jałowych, niekończących się rozmów autentycznie o niczym, z rzadka przeplatanych marszem choinki bądź dokonywanymi przez nią czynami bezecnymi. Innymi słowy – film jest wykonany za pięć miedziaków, na szybko, z ekipą, której nie miał kto wydrukować scenariusza, więc dialogi trzeba było w pocie czoła improwizować. Seans odradzam nawet tym, którzy lubią kicz i tandetę – ten film naprawdę potrafi wymordować, nie oferując nic w zamian.
A jaki jest jego finał? Wyjątkowo podrzucę spoiler, ale jak ktoś uważa, że koniecznie, ale to KONIECZNIE nie chce go znać, bo już za chwilę, góra pięć minut, leci szukać filmu, to wystarczy przestać czytać w tym właśnie momencie.
A spoiler ów brzmi: gdy choinka dopada w lesie ściganą dziewczynę, w jej obronie staje… jaśniejąca choinka, w którą wcielili się (WESPÓŁ!) rodzice dziewczyny i dokonują samospalenia wraz z choinką-mordercą. Tym chętniej, że to on właśnie ich zamordował.
Zaiste, powiadam wam, przy odpowiednim budżecie i ze zręcznym reżyserem można było z tego zrobić perełkę. A tak – strzeżcie się czegokolwiek, czego tknęły palce Rhysa Frake-Waterfielda.
Wesołych Świąt!
powrót; do indeksunastwpna strona

76
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.