powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CCXXXIII)
styczeń-luty 2024

Z filmu wyjęte: Jak nie gryzoń, to może jaszczurka?
Skoro już ustaliliśmy, że krzyżowanie ludzi z gryzoniami sprawia filmowcom wyraźne kłopoty, to może łatwiej im idzie z jaszczurkami? No więc… niezupełnie.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Uznajmy, że jaszczuroludzie wypadają w filmach trochę lepiej niż humanoidalne gryzonie. W końcu zielonoskóry człowiek z grubym ogonem i głową jaszczurki (czy krokodyla) to normalna sprawa, tu i ówdzie widywana, wliczając w to rozmaite grafiki, a taki ze szczurzym pyskiem to głównie kłopot. Bo jak pokazać, że jest na przykład inteligentny i zarazem groźny, żeby widzowie nie parsknęli śmiechem na widok ruchliwego noska i wystającego z gaci długiego, cienkiego ogona, który z łatwością można przytrzasnąć drzwiami takiego na przykład autobusu? No wiem, na niektórych grafikach skaveni wyglądają całkiem groźnie, ale estetyka Warhammera przeciętnie nadaje się do regularnego horroru czy umownego science fiction.
Ukazany na dzisiejszym kadrze jaszczuroludź wygląda nawet dość przyzwoicie, ale. Oczywiście, że jest ale. Tym „ale” jest wykonanie – tanie, z tego, co kumplowi plątało się w warsztacie. Bowiem kostium, który widać na zdjęciu, został wykonany ze sklejonych ze sobą kawałków gumy, na szybko osprejowanych zieloną i żółtą farbą. Bo w końcu po co się wysilać, film wcale nie kosztował więcej niż zrobienie tego kostiumu. Widać to choćby po tym, że to, co na pierwszy rzut oka można wziąć za krew, to… plamka dorysowana byle jak w jakimś darmowym programie graficznym, pozostająca na jednym miejscu tylko dlatego, że przez kilka chwil odziany w gumowy pancerz aktor się nie rusza, udając zmarłego. Zaręczam, że w samym filmie wygląda to znacznie gorzej, zwłaszcza chwila, w której owa plama pojawia się na gumowym korpusie.
I nie pytajcie, jak aktor widzi w tej grubej masce, skoro zamiast oczu ma malowaną na czarno gumę.
Filmem, z którego pochodzi powyższy kadr, jest „Lizard Man: The Terror of the Swamp”, czyli – w wolnym tłumaczeniu – „Jaszczuroludź: Postrach bagien”. Ten wypuszczony na rynek w 2012 roku tani dziad, kręcony chyba – w co się aż nie chce wierzyć – na poważnie, ma dość idiotyczną fabułę, w sporej części będącą zwichrowanym echem „King Konga”. Otóż pewien milioner wysyła w teren ekipę łowców, żeby złapali mu jaszczuroludzia, bowiem wciąż ma traumę z dzieciństwa, kiedy to jeden z takich stworów go zaatakował. Gdy stwora udaje się schwytać, ściąga brylującego w mediach speca od PR, zarabiającego na nagłaśnianiu ekscytujących spotkań z Wielką Stopą i innych tego typu mistyfikacji. Niestety, stwór opornie reaguje na środki usypiające i w pewnym momencie wyrywa się na wolność, więc znów trzeba go łapać. Co jest o tyle trudne, że jest niezbyt wrażliwy również na broń palną – dziury po pociskach po prostu sobie po kilkunastu sekundach znikają. Co, tak między nami, pewnie było powodem malowania krwi od razu na obrazie, bo inaczej trzeba by ją jakoś z gumy usuwać, a to tylko dodatkowa, nikomu niepotrzebna robota. Jak by nie było, milioner w końcu robi publiczną prezentację stwora i… Chyba nie muszę pisać, co wówczas następuje.
Film polecam tylko zatwardziałym miłośników kina klasy Ź. Efekty są tutaj strasznie dziadowskie, „choreografia” walk śmieszna, scenografia partacka (samochody, wśród których toczy się walka, zmieniają się ze sceny na scenę), a pod koniec ma się wrażenie, że aktorzy w ogóle przestali udawać, że odgrywają jakieś role.
Ale o tym ostatnim za tydzień.
powrót; do indeksunastwpna strona

85
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.