Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj archiwalne nagrania koncertowe Kwintetu Krzysztofa Komedy z połowy lat 60. ubiegłego wieku.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W półtora roku po wydaniu zawierającego archiwalne nagrania Kwintetu Krzysztofa Komedy albumu „ Live in Praha 1964” wytwórnia GAD Records sięgnęła po kolejny, wcześniej nieznany, występ „na żywo” tej formacji, tym razem zarejestrowany dla Radia Słoweńskiego. Miał on miejsce siedem miesięcy po koncercie w stolicy Czechosłowacji i odbył się w ramach organizowanej w przepięknie położonej (nad górskim jeziorem) słoweńskiej miejscowości Bled szóstej edycji Międzynarodowego Festiwalu Jazzowego. Co ciekawe, do Jugosławii zespół wybrał się w diametralnie zmienionym składzie. Poza liderem i grającym na trąbce Tomaszem Stańko pozostała trójka muzyków została zmieniona: Michała Urbaniaka zastąpił saksofonista Janusz Muniak (wcześniej między innymi w Jazz Darings i Kwintecie Andrzeja Trzaskowskiego), Jacka Ostaszewskiego – kontrabasista Roman Dyląg (mający za sobą staż w Melomanach oraz Jazz Believers i The Wreckers wspomnianego już Trzaskowskiego), natomiast Czesława Bartkowskiego – perkusista Andrzej Dąbrowski (udzielający się w Triach Wojciecha Karolaka i Andrzeja Kurylewicza, uznawany na przełomie lat 50. i 60. XX wieku za jednego z najlepszych polskich bębniarzy jazzowych). Wsłuchując się po latach w obie GAD-owskie publikacje – czyli „Live in Praha 1964” i „Live in Bled 1965” – trzeba przyznać szczerze i bez owijania w bawełnę, że… wcale nie była to zmiana na lepsze. Koncert słoweński w porównaniu z czeskim wypada bowiem blado (choć to oczywiście wciąż doskonała muzyka), instrumentaliści wydają się mało zgrani, zwłaszcza sekcja rytmiczna, która brzmi tak, jakby z muzyką Komedy po raz pierwszy zetknęła się na chwilę przed wyjściem na scenę. Grają więc sobie a muzom, nie przejmując się zbytnio tym, że Stańko z Muniakiem wyraźnie ciążą w stronę free jazzu spod znaku Johna Coltrane’a i Ornette’a Colemana, natomiast Komedzie marzy się wejście w skórę McCoya Tynera. I, owszem, cała trójka próbuje. Stara się, jak może. Tyle że rzadko miewa odpowiednie wsparcie ze strony Dyląga i Dąbrowskiego, którzy grają bardzo poprawnie, z wyczuciem, ale jednocześnie nadzwyczaj zachowawczo. A szkoda, ponieważ w ciągu niespełna czterdziestominutowego koncertu, poprzedzonego zapowiedzią słoweńskiej konferansjerki, Kwintet prezentuje rozbudowane wersje dwóch ikonicznych kompozycji Komedy z wydanego rok później kultowego longplaya „Astigmatic” – „Kattorna” oraz „Svantetic”. To jedne z najważniejszych utworów w całej historii jazzu w naszym kraju, wielbione przez słuchaczy i niezwykle często przerabiane przez innych artystów (w tym nawet przez Grupę Niemen z udziałem muzyków przyszłego SBB). Głęboko rażącą niesprawiedliwością byłoby stwierdzenie, że w Bled zostały one spartolone, lecz na pewno zabrakło w nich wewnętrznego żaru i mocy, które charakteryzowały nagrania dokonane w Pradze. Tam aż pulsowało od radości czerpanej ze wspólnego grania. Wszystkim instrumentalistom udzielało się boże szaleństwo, a Ostaszewski z Bartkowskim skutecznie napędzali cały zespół. Dyląg i Dąbrowski, mający znacznie mniej skłonności do freejazzowej improwizacji, nie wzięli na swoje barki tej odpowiedzialności. Może też z tego powodu mniej słychać w obu kompozycjach Komedy. Jakby lider Kwintetu nieco rozczarowany tym, co dzieje się na scenie, schował się na drugim planie, a na pierwszy wychodził jedynie w warunkach absolutnej konieczności. I nie zawsze grał to, na co akurat ma ochotę. Korzystają z tego głównie członkowie sekcji dętej. Temu zaprzeczyć nie można – dla wielbicieli Stańki i Muniaka „Live in Bled 1965” będzie na pewno bardzo interesującym doznaniem. Tyle przecież w tych wersjach „Kattorna” i „Svantetic” duetów i partii solowych trąbki i saksofonu (sopranowego bądź altowego), że nie sposób, dotarłszy do finału, czuć pod tym względem niedosyt. Ale wszystko pozostałe… Cóż! Solówka Dąbrowskiego w „Kattornie” wypada co najwyżej poprawnie. Znacznie lepiej radzi sobie w tej materii Dyląg w „Svantetic”. Co każe wnioskować, że gdyby miał w sekcji rytmicznej innego partnera – któż zabroni nam pomarzyć o Bartkowskim? – poradziłby sobie dużo lepiej. Po czterdziestu minutach „lektury” słoweńskiego koncertu w pamięci pozostają w zasadzie trzy rzeczy: powracający parokrotnie melodyjny lejtmotyw dęciaków w kompozycji pierwszej oraz improwizacja fortepianowa Komedy i chwalony już wcześniej popis kontrabasisty w drugiej. To są momenty ekscytujące, za sprawą których do „Live in Bled 1965” chce się mimo wszystko powracać. Nie zmienia to jednak faktu, że kiedy opadnie już podniecenie związane z dokonanym odkryciem tych nagrań, występ Kwintetu w byłej Jugosławii jawić będzie się jedynie jako ciekawostka, o której pamiętać będą nieliczni. Tymczasem koncert w Pradze… oj, to jest prawdziwa maestria! Skład: Krzysztof Komeda – fortepian, muzyka Tomasz Stańko – trąbka Janusz Muniak – saksofon altowy, saksofon sopranowy Roman Dyląg – kontrabas Andrzej Dąbrowski – perkusja
Tytuł: Live in Bled 1965 Data wydania: 24 listopada 2023 Nośnik: CD Czas trwania: 39:26 Gatunek: jazz W składzie Utwory CD1 1) Intro: 00:34 2) Kattorna: 17:19 3) Svantetic: 21:33 Ekstrakt: 70% |