Kilkanaście lat temu Andy Watts przybył z Nowej Zelandii do Anglii i osiadł w Londynie. Szybko zaaklimatyzował się w multietnicznym światku artystycznym brytyjskiej stolicy, stając się jedną z podpór formacji London Afrobeat Collective. Dzisiaj przyszła kolej na jego debiut solowy – wydany własnym sumptem album „The Way Back from Here”.  |  | ‹The Way Back from Here›
|
Bardzo długą drogę – w sensie symbolicznym i dosłownym – przeszedł trębacz (kornecista) Andy Watts do chwili swojego solowego debiutu płytowego. Jest przecież Nowozelandczykiem i to właśnie na Antypodach zaczynał karierę muzyczną, współpracując między innymi z rockowym Chris Knox and The Nothing („Chris Knox and The Nothing”, 2005) i funkowym The Hot Grits („It’s Too Drunk to Be This Early”, 2008). Pod koniec tamtej dekady postanowił jednak porzucić rodzinną wyspę i spróbować szczęścia w Europie. Jako najlepsze dla siebie miejsce do życia wybrał Londyn, gdzie związał się z nawiązującą do afrykańskich rytmów miniorkiestrą London Afrobeat Collective. Wydał z nią, jak dotąd, cztery pełnowymiarowe albumy: „London Afrobeat Collective” (2010), „Food Chain” (2015), „Humans” (2019) oraz – premiera najnowszego miała miejsce w tegoroczne Walentynki – „Esengo” (2024). Poza tym Watts grywa w klubach z własnym kwartetem jazzowym, aczkolwiek gdy przyszło mu pracować nad materiałem na debiutancki krążek, liczbę współpracowników ograniczył do minimum. Sam zarejestrował ścieżki kornetu, co akurat oczywiste, ale również gitary basowej; na dodatek „pobawił” się elektroniką i wykorzystał drony. Jedynym stałym kooperantem okazał się włoski perkusista Filippo Galli, który jeszcze dekadę temu grał w hardrockowym Saturday Overdose, by ostatnio zasilić szeregi bopowego Marco Tranchina Smät Five. Jedynie w dwóch (na sześć) utworach pojawiają się goście: gitarzysta Joe Edwards (w otwierającym longplay „A Strange Beginning”) oraz kolega z London Afrobeat Collective, perkusjonista Richie Sweet (w trzecim w kolejności, tytułowym „The Way Back from Home”). Od strony stylistycznej Watts wykracza daleko poza jazz, implementując do swojej muzyki również elementy afrobeatu (co nie dziwi, prawda?) czy rocka. A nie zapominajmy, jak ważną rolę odgrywa tu także elektronika. Nowozelandczyk stawia przede wszystkim na melodyjność, co jednak nie znaczy, że rezygnuje całkowicie z dźwiękowego „brudu”. Gdy jest to – z jego punktu widzenia – konieczne, pojawiają się różnego rodzaju brzęczenia czy brumienia, zazwyczaj w dalekim tle, ale wyławialne dla ucha. Wybrany na otwarcie płyty „A Strange Beginning” ma w sobie dużo zadzioru elektronicznego i energii (vide rockowa perkusja); elementem łagodzącym emocje jest natomiast kornet, którego podniosła partia stanowi szkielet kompozycji. Dopiero w finale Watts ustępuje nieco pola gitarzyście Joemu Edwardsowi, tworząc z nim zgrany, powłóczysty duet. W „An Unsure Thing” Andy stara się – dla odmiany – skłonić słuchacza do kontemplacji, parafrazując znane powiedzenie rosyjskie: uszczypnąć go w duszę. Stąd przejmująca partia instrumentu dętego, któremu w tle towarzyszą stonowane efekty elektroniczne i działająca hipnotycznie sekcja rytmiczna. W kompozycji tytułowej Watts, jak można mniemać, pragnie oddać hołd swojej ojczyźnie. Stąd majestatycznie, wręcz hejnałowo, brzmiący kornet, którego ścieżki zostają w miarę upływu czasu nałożone na siebie, co jeszcze bardziej wzmacnia wrażenie potęgi. Ten utwór jest jak gigantyczny okręt, który płynie przez morza i oceany, by ostatecznie zacumować w porcie Wellington. Chyba że Andy miał akurat na myśli powrót do Londynu po jednej z wizyt w ojczyźnie. „Out of Season” ma konstrukcję pętli: zapętlone – przynajmniej na początku – są partie perkusji i kornetu. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach dęciak zrywa się z uprzęży i rozpoczyna swój żywiołowy marsz – coraz szybszy i coraz energiczniejszy, aż do przesilenia, po którym na placu boju pozostają Filippo Galli i obsługujący komputer Nowozelandczyk. W „Exit Strategy” Watts natomiast wycisza emocje, choć pojawiający się na tle powolnie płynącej sekcji rytmicznej i dronów kornet ewoluuje, by w części finałowej zaskoczyć optymistycznymi tonami. Jeśli uznamy, że w dziele artystycznym, jakim jest album muzyczny, najważniejsze są zwłaszcza dwa fragmenty – początek i zwieńczenie (bo to ono decyduje o tym, z jakimi uczuciami pozostanie słuchacz) – trzeba by przyznać, że o ile otwarcie „The Way Back from Home” jest w stanie podnieść na duchu, o tyle zakończenie w postaci ponad sześciominutowego „Working as Intended” nie niesie ze sobą zbyt dużo nadziei. Elektronicznie tło brzmi wręcz depresyjnie; jedynym „jaśniejszym” elementem tej opowieści staje się dęciak, chociaż i w jego przypadku przetworzone komputerowo i nałożone na siebie jego ścieżki wywołują dreszczyk. Może to i dobrze – wszak świat, w którym przyszło nam żyć, niewiele ma w ostatnim czasie do zaoferowania pozytywów. Tworzenie fałszywego obrazu mogłaby w wyobraźni wielu odbiorców lekko zgrzytać. Ale jeżeli ktoś będzie z tego powodu cierpiał, mam dla niego dobrą propozycję: niech sięgnie po „Esengo”, najnowszą produkcję London Afrobeat Collective – tam nikt nikogo dołować nie będzie. Skład: Andy Watts – kornet, gitara basowa, efekty elektroniczne, drony, muzyka, produkcja Filippo Galli – perkusja
gościnnie: Joe Edwards – gitara elektryczna (1) Richie Sweet – instrumenty perkusyjne (3)
Tytuł: The Way Back from Here Data wydania: 23 lutego 2024 Nośnik: CD Czas trwania: 33:36 Gatunek: jazz, rock W składzie Utwory CD1 1) A Strange Beginning: 05:41 2) An Unsure Thing: 05:23 3) The Way Back from Home: 07:26 4) Out of Season: 04:32 5) Exit Strategy: 04:18 6) Working as Intended: 06:17 Ekstrakt: 70% |