powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (CCXXXIV)
marzec 2024

Konflikt pokoleń
Hermann Huppen ‹Jeremiah #26: Port cieni›
Dla mnie to coraz bardziej niezrozumiałe! Jak można przez tyle lat opowiadać w zasadzie tę samą historię, a jednak wciąż robić to w sposób fabularnie zajmujący i ekscytujący graficznie? Hermannowi Huppenowi udaje się to bez trudu. „Port cieni”, czyli dwudziesta szósta odsłona serii o przygodach Jeremiaha i Kurdy’ego Malloya, ponownie wznosi się na artystyczne wyżyny.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
‹Jeremiah #26: Port cieni›
‹Jeremiah #26: Port cieni›
Dotarłszy do dwudziestego piątego tomu „Jeremiaha”, czytelnik mógłby dojść do wniosku, że o postapokaliptycznej Ameryce Północnej widzianej oczyma Hermanna wie już wszystko. Ale nie! Rok później ukazał się bowiem kolejny epizod serii, który znów zaskoczył wstrząsającą fabułą i olśnił (tak, używam tego określenia świadomie, ponieważ brzydota prezentowana przez Belga bywa olśniewająca!) turpistyczną wizją przyszłości. A przecież, chociaż od publikacji „Portu cieni” mija już prawie dwadzieścia lat, Huppen wciąż nie ustaje w wysiłkach i z zaskakującą regularnością tworzy kolejne odsłony cyklu (w ubiegłym roku ukazał się czterdziesty).
Przemieszczający się po wyniszczonych przez atomową apokalipsę Stanach Zjednoczonych – z północy na południe, ze wschodu na zachód (i na odwrót) – Jeremiah i Kurdy Malloy często docierają do zakątków zapomnianych przez Boga. Do miejsc zamieszkanych przez ludzi izolujących się od rzeczywistości, pogrążających się w religijnym fanatyzmie, budujących nowy świat pod rządami autorytarnych przywódców. Nie inaczej dzieje się także w „Porcie cieni”. I chociaż początek tej opowieści jest dramatyczny, to w porównaniu z tym, co czeka głównych bohaterów później – może wydawać się wręcz sielankowy. Odpoczywający po kąpieli w morzu Kurdy słyszy wołanie od strony wystających w oddali z wody skał. Nie namyślając się – co zresztą nigdy przecież nie było jego mocną stroną – płynie w tamtym kierunku i ratuje z opresji młodą dziewczynę, której łódka rozbiła się o kamienie.
To zdarzenie wywołuje cały ciąg przyczynowo-skutkowy, który niemal kończy się dla Kurdy’ego i Jeremiaha tragedią. W każdym razie pod wpływem Milovy – tak ma na imię nowa znajoma przyjaciół – ruszają do osady, w której mieszka nastolatka. By tam się dostać, muszą pozostawić po drodze swoje motocykle, nie są bowiem w stanie jechać po rozmokłej górzystej drodze. Zabierają ze sobą jedynie najpotrzebniejsze rzeczy i… pistolety. Nigdy przecież nie wiadomo na kogo się trafi. A trafiają na bardzo specyficzną społeczność, której przewodzi Jason. Trzyma on mieszkańców twardą ręką, zmuszając do bezwzględnego poddaństwa wobec Boga i siebie. Ułatwia mu to bliskość przerażającego wraku wielkiej czarnej łodzi, z której co jakiś czas nocami docierają potępieńcze dźwięki. Tak daje o sobie znać duch zła, przed którym ochronić osadę mogą jedynie modlitwa i bogobojność.
Łatwo się domyśleć, że Kurdy i Jeremiah pasują do tego miejsca jak pięść do nosa. Starsi mieszkańcy mają żal do Milovy, że sprowadziła obcych, na dodatek tak bardzo niegodnych zaufania. Młodzi – rówieśnicy dziewczyny bądź niewiele od niej starsi chłopcy – widzą w przybyszach nie tyle sojuszników swojej sprawy, co narzędzie, którym będą mogli posłużyć się dla osiągnięcia swoich celów. Wbrew woli Jasona, społeczność osady nie jest zjednoczona wobec zagrożeń płynących z zewnątrz. Wśród młodych tli się zarzewie buntu, wzrasta w nich niechęć, a może wręcz nienawiść wobec dorosłych. Konflikt pokoleń przybiera tu nadzwyczaj skrajną postać.
Hermann tym razem stworzył opowieść o bardzo mocnej podbudowanie socjologicznej. Być może skłoniły go do tego częste przejawy agresji wśród młodzieży amerykańskiej; nieustanne – po dziś dzień zresztą – doniesienia mediów na temat strzelanin wybuchających w szkołach i kampusach uniwersyteckich. Stworzył więc wizję odizolowanej od świata, wychowanej w systemie przemocowym społeczności. O sprawowanej władzy, wpływach, przywilejach – decyduje siła fizyczna. Człowiekiem o niższym statusie, który może wynikać także z wieku, pomiata się, traktuje instrumentalnie, wykorzystuje, nierzadko też szantażując religią. W takim zbiorowisku drzemią demony, które czekają jedynie na moment, w którym będą mogły zerwać się z łańcucha. W „Porcie cieni” katalizatorem staje się przybycie do osady Jeremiaha i Kurdy’ego, którzy niechcący wywoławszy całe zamieszanie, będą musieli zmierzyć się z jego skutkami.
Graficznie Huppen niezmiennie trzyma najwyższy poziom. I choć w ciągu minionych lat przyzwyczaiłem się już do jego charakterystycznej kreski, Belg wciąż potrafi hipnotyzować szpetotą swoich rysunków. Kreowane przez niego postaci są wyraziste, mimika ich twarzy, gra ciała, do tego jeszcze dbałość o szczegóły otoczenia – ileż można z tego wszystkiego wyczytać! Ewentualnie dopowiedzieć sobie samemu. Swoje robi również kolorystyka. To nie przypadek, że w wyniku tych zabiegów „Port cieni” jawi się jako jedna z najmroczniejszych odsłon serii. A przecież konkurencję ma sporą.



Tytuł: Jeremiah #26: Port cieni
Scenariusz: Hermann Huppen
Data wydania: 20 listopada 2023
Przekład: Wojciech Birek
Wydawca: Elemental
Cykl: Jeremiah
Format: 48s. 220x295 mm
Cena: 45,00
Gatunek: sensacja, SF
Zobacz w:
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

41
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.