powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CCXXXV)
kwiecień 2024

„Szalony Kojot” przez dwie chmury?
René Goscinny, Morris ‹Lucky Luke #27: Dwudziesty pułk kawalerii›
Klimaty wojskowe dają scenarzyście duże możliwości do kreowania zabawnych, humorystycznych scen, szczególnie jeśli tym scenarzystą jest René Goscinny. Udowodnił to w albumie „Asteriks legionista”, udowadnia to w kolejnej odsłonie przygód Lucky Luke’a „Dwudziesty pułk kawalerii”.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Goscinny często zaczyna historie o dzielnym kowboju od krótkiego rysu historycznego, poświęconego pewnej sprawie lub wydarzeniu, które staje się osią całej historii. Tym historycznym punktem odniesienia jest podpisanie przez rząd Stanów Zjednoczonych traktatu pokojowego z Czejenami dotyczącego terenów Wyomingu. W olbrzymim skrócie chodziło o to, że Indianie mieli zrezygnować z walki z białymi i dać się zamknąć w rezerwatach. Aby nadzorować realizację postanowień paktu, założono Fort Czejenów, w którym stacjonował tytułowy dwudziesty pułk kawalerii. I wszyscy żyli długo i szczęśliwie do momentu, gdy do fortu zaczęły docierać kolejne wozy osadników ostrzelane przez Indian. Aby uspokoić sytuację, rząd wysyła eksperta do spraw relacji z Indianami, niejakiego Lucky Luke’a.
Rzecz w tym, że dowodzący Fortem Czejenów pułkownik Mac Straggle to człowiek z jednej strony uczciwy, ale z drugiej klasyczny „kwadratowy” wojak. Aby uniknąć sytuacji, w której pułkownik ma poczucie, że cywil miesza się w sprawy armii, Lucky Luke musi wstąpić do dwudziestego pułku w roli zwiadowcy. Zderzenie przerysowanej wojskowej specyfiki z indiańskimi stereotypami Goscinny wykorzystuje do maksimum, nakładając na to jeszcze stoickie podejście głównego bohatera oraz niezwykle trafne komentarze jego rumaka. Perełką humoru jest scena, gdy Indianie, wysyłając znaki dymne, dyskutują, czy imię jednego z wodzów „Szalony Kojot” powinno być sygnalizowane przez dwie chmury, czy przez jedną.
Jest też kilka żartów, które chyba nie do końca są zabawne, jak ten z Chińczykiem mówiącym łamanym angielskim. Tu nie chodzi nawet o żarty z takiej, czy innej nacji, Goscinny robił to chociażby w „Asteriksie” z ogromnym wdziękiem. 1) Tutaj jest to po prostu mało śmieszne.
Sztandarowa seria Goscinnego to wspomniany „Asteriks”, jednak twierdzę, że „Lucky Luke” nie ustępuje jej, a wręcz niekiedy przewyższa. Jest w cyklu o Galach wiele perełek, ale też dużo bardzo dobrych historii wykorzystujących te same motywy – dobrzy i sprytni Galowie tłuką głupich Rzymian dzięki magicznemu napojowi. W „Lucky Luke’u” zauważalnie większy położył nacisk scenarzysta na skonstruowanie zajmujących historii i praktycznie każda jest inna. O dyliżansach, o telegrafie, o ropie naftowej, o kolei żelaznej itd. „Dwudziesty pułk kawalerii” doskonale się w to tematyczne zróżnicowanie wpisuje, dając jednocześnie czytelnikowi olbrzymią dawkę humoru.
1) – dość wspomnieć Brytów, Gotów, Hiszpanów, Belgów, Helwetów.



Tytuł: Lucky Luke #27: Dwudziesty pułk kawalerii
Scenariusz: René Goscinny
Data wydania: 31 stycznia 2024
Rysunki: Morris
Przekład: Maria Mosiewicz
Wydawca: Egmont
ISBN: 9788328167643
Format: 48s. 216x285mm
Cena: 34,99
Gatunek: humor / satyra
Zobacz w:
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

74
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.