Omawiany dziś album zbiera kilka komiksów napisanych przez Neila Gaimana dla DC, ale z zaznaczeniem, że chodzi o ten najbardziej znany i największy obszar wydawniczy – historie o superbohaterach. Raz jest lepiej, raz gorzej – dla fanów autora „Sandmana” jest to w sumie i tak nieistotne. Gaiman to Gaiman.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zaczynamy od trzydziestego szóstego numeru antologii „Secret Origins” ze stycznia 1989 roku. Seria ta przedstawiała czytelnikom nieznane (albo mniej znane) wersje genez najróżniejszych postaci uniwersum DC – wystartowała zaraz po „ Kryzysie na nieskończonych Ziemiach”, więc materiału było mnóstwo. Neil Gaiman napisał „Korowód”, króciutką opowieść o tajemniczym inspektorze Stuarcie odwiedzającym Poison Ivy, zamkniętą w Arkham. Jedna z najbardziej znanych przeciwniczek Batmana opowiada mu inną historię swego życia niż ta powszechnie znana. Jednak o wiele ważniejszym elementem „Korowodu” niż cel założony przez „Secret Origins”, wydaje się niesamowity klimat pełen niepokoju i psychozy, przywodzący nieco na myśl pierwsze odcinki „Sandmana” – tak mniej więcej do pojedynku z Doctorem Destiny. Dużą rolę pełnią tu rysunki Marka Buckinghama, współpracującego już z Gaimanem przy okazji „ Miracleman. Złota Era” – surowe, klimatyczne i takie właśnie „sandmanowskie”. Dość podobne w założeniu są kolejne historie, pochodzące z numeru specjalnego „Secret Origins” wydanego kilka miesięcy później. Pewna telewizyjna ekipa biega po Gotham i szuka wrogów Batmana, aby opowiedzieć na nowo ich życiorysy i usprawiedliwić nieco te „niezrozumiałe ofiary społeczeństwa”. Tak, owo „pokazanie ludzkiej strony tych dziwaków” znamy chociażby z nieco starszego „ Powrotu mrocznego rycerza” Franka Millera, a zrzucenie winy na społeczeństwo kojarzymy z filmu „Joker” Todda Phillipsa. Pingwin, Riddler i Two-Face – Gaiman jest autorem tylko jednej z tych trzech opowieści, ale przeczytamy wszystkie ze względu na ich integralność. I trzeba przyznać, że to scenariusz Gaimana jest tu najsłabszy – szczególną uwagę zwraca bowiem, mocno korespondujący ze starszym o dwa lata „Długim Halloween”, origin Two-Face’a. Rysuje trzech różnych grafików, poprawnie i bez fajerwerków – najlepszy jest Sam Kieth od „Pingwina”. „Czarno-biały świat” Gaimana i Bisleya (tak, tego Bisleya!) to oczywiście czyste szaleństwo. Joker i Batman, świadomi swego komiksowego pochodzenia, w wersji tych dwóch autorów są jednym z najmocniejszych punktów zbioru. Mamy tu duży kontrast w stosunku do następnej, dość średniej, klasycznie napisanej i narysowanej opowieści z Clarkiem Kentem i Halem Jordanem. „Legenda o zielonym płomieniu” wprowadza magię do superbohaterskiego, ale zawsze racjonalnego, świata Supermana i Zielonej Latarni. To jest historia z 1987 roku wydana dopiero po trzynastu latach i dla odbiorców będących na bieżąco z mainstreamem DC, była nieco… osobliwa. Gaiman popisuje się tu swą znajomością uniwersum – pojawia się Deadman, Phantom Stranger, Piekło (bez Etrigana, bo szefostwo DC wyrzuciło go z projektu), liczne nawiązania do Złotej i Srebrnej Ery komiksu. Ale finalnie nie jest to komiks wzbudzający jakieś wielkie emocje – lepszy jest za to kilkustronicowy, utrzymany w duchu „Hellblazera” (lub „Sandmana”), smutny i melancholijny króciak z Deadmanem (znów ten koleś) i małą dziewczynką. I teraz będzie już coraz lepiej. „Metamorpho” zbiera dwanaście pasków komiksowych, które w pierwszej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku Gaiman pisał dla „Wednesday Comics”. Pulpowa, krzykliwa i popkulturowa zabawa formą i historią komiksu rzecz w stylu „ Burzy” Alana Moore’a, choć nie tak erudycyjna – raczej żartobliwa i grająca z konwencją. Rysuje Michael Allred, który w tego rodzaju formalnych eksperymentach czuje się jak ryba w wodzie. A najlepszym opowiadaniem z „Uniwersum DC według Neila Gaimana” jest w mojej ocenie zamykająca cały zbiór dwuczęściowa historia „Co się stało z zamaskowanym krzyżowcem?”. Według Gaimana była to realizacja marzenia każdego scenarzysty, który był fanem Batmana. Napisać ostatni komiks z Mrocznym Rycerzem, który podsumuje jego całą historię i pożegna z honorami. Okazja nadarzyła się na początku roku 2009, kiedy to w dramatycznych okolicznościach zakończył się pierwszy etap runu „Batmana”. Pod koniec 2008 roku wyszedł „Batman R.I.P.”, a wiosną kolejnego roku dobiegł końca „ Ostatni Kryzys” – Szalony Szkot tak poharatał Batmana, że dosłownie nie było co zbierać. Człowiek nietoperz zniknął na chwilę z wiadomych przyczyn z mainstreamu, a szefostwo DC zaproponowało Gaimanowi napisanie swego rodzaju epitafium – kwietniowe odcinki „Batmana” i „Detective Comics”, opatrzone wspólnym tytułem „Whatever Happened to the Caped Crusader?”. Brzmi znajomo? Oczywiście. W 1986 roku po „Kryzysie na nieskończonych Ziemiach” Alan Moore napisał elegię ku czci Supermana zatytułowaną „Whatever Happened to the Man of Tomorrow?”. Było to symboliczne zamknięcie historii największego superbohatera w dziejach, podsumowanie Złotej, Srebrnej i Brązowej Ery oraz otwarcie się na pokryzysową rzeczywistość DC Comics (skwapliwie i genialnie kreśloną zdecydowanymi ruchami przez Johna Byrne’a w „Superman. The Man of Steel”). Batman nie żyje. Na ostatnie pożegnanie, mające miejsce na tyłach jakiejś podejrzanej knajpy w Crime Alley (no bo gdzie indziej?), przybywają najwięksi wrogowie i przyjaciele człowieka nietoperza. To ważne – mamy pogrzeb Batmana, nie Bruce’a Wayne’a. Goście opowiadają po kolei historie swoich relacji ze zmarłym. Sama postać leżąca w trumnie i będąca jednocześnie narratorem, nie jest tak naprawdę Batmanem A.D. 2009, lecz konglomeratem cech tej postaci począwszy od debiutu w 1939 roku, przez wszystkie ery komiksu, aż do nieokreślonej bliżej „teraźniejszości”. To nie jest tylko siedemdziesiąt lat historii, ale potencjalnie sto, dwieście i tak dalej – Gaiman napisał historię uniwersalną, taką, jaką sam chciałby przeczytać, gdyby jutro komiksy z Mrocznym Rycerzem przestały się ukazywać, „coś, co mogłoby być ostateczną opowieścią z Batmanem po wsze czasy”. Trochę buńczuczne zapowiedzi, na wyrost i oderwane od rzeczywistości, ale to Gaiman, jemu wolno. Andy Kubert rysuje jak zwykle wspaniale (dwa lata później narysuje „ Flashpoint”, czyli też historię „ostateczną”, ale całego pokryzysowego uniwersum DC). Nawiązuje do rysunków Briana Bollanda z „Zabójczego żartu”, Davida Mazzucchellego z „ Roku pierwszego”, Boba Kane’a z pierwszych lat „Batmana”, głupiutkiego serialu z lat sześćdziesiątych z Adamem Westem w roli Batmana, czy zdecydowanie mądrzejszego serialu animowanego z lat dziewięćdziesiątych. Pokazuje, jak Batman ewoluował w ciągu wszystkich lat swego istnienia na kartach komiksu i zbiorowej wyobraźni. „Co się stało z zamaskowanym krzyżowcem?” to hołd dla Batmana, komiks oczywiście niekanoniczny, bo przecież o śmierci takich postaci jak Superman, Batman czy Wonder Woman możemy mówić tylko w przenośni. Batman „umarł” dwa lata przed śmiercią (i odrodzeniem) całego uniwersum DC Comics, a elegia na jego cześć to komiks więcej niż dobry. Mieliśmy już „ Uniwersum DC według Mike’a Mignoli”, teraz mamy zbiór Neila Gaimana i pozostaje czekać na analogiczny zestaw Alana Moore’a!
Tytuł: Uniwersum DC według Neila Gaimana Data wydania: 28 lutego 2024 ISBN: 9788328167636 Format: 224s. 180x275mm Cena: 119,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 80% |