powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CCXXXV)
kwiecień 2024

Nie taki krautrock straszny: Spaghetti western, thriller, dramat…
Od początku kariery muzycy Can mieli silne inklinacje filmowe. Pomagali przecież Irminowi Schmidtowi w nagrywaniu komponowanych przez niego ścieżek dźwiękowych. Swój debiutancki krążek zatytułowali „Monster Movie”, a na kolejnej płycie – „Soundtracks” – umieścili swoje utwory wybrane z pięciu filmów, których premiery odbyły się w latach 1970-1971.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Obok zachodnioniemieckiego (bo był jeszcze norweski zespół o tej samej nazwie, który później przechrzcił się na Popol Ace) Popol Vuh Floriana Frickego to właśnie grupa Can wykazywała największe zainteresowanie współpracą z twórcami filmowymi. Byli zresztą na tym polu w swojej ojczyźnie prekursorami. Głównie za sprawą zachęcanego do tworzenia ścieżek dźwiękowych klawiszowca Irmina Schmidta, który następnie realizując materiał w studiu, zapraszał do kooperacji swoich najbliższych muzycznych przyjaciół. I nie miało większego znaczenia to, że później nagrania te ukazywały się pod szyldem The Inner Space – vide „Agilok & Blubbo” oraz „Kamasutra: Vollendung der Liebe” – fani i tak wiedzieli, kto naprawdę kryje się pod tą nazwą. Dlatego też zapewne nikogo nie zdziwił zanadto fakt, że we wrześniu 1970 roku ukazał się – sygnowany nazwą Can – longplay zatytułowany „Soundtracks”.
Oficjalnie jest to… składanka (i zaprzeczyć temu się nie da). Ale większość znawców widzi w niej po prostu drugą studyjną płytę niemieckiego kwintetu. Wszystkie nagrania, jakie trafiły na krążek sygnowany przez brytyjską wytwórnię Liberty, łączą bowiem dwa wspólne mianowniki: po pierwsze – powstały jako ilustracja muzyczna do filmów, po drugie – nagrano je pomiędzy listopadem 1969 a sierpniem 1970 roku w studiu w Schloß Nörvenich pod Kolonią (a więc w tym samym miejscu, w którym powstały „prehistoryczne” nagrania Can wydane po latach na „Prehistoric Future” oraz „»Delay« 1968”). Gdy zespół zabierał się do pracy nad nim jesienią 1969 roku, w jego składzie – obok gitarzysty Michaela Karolego, klawiszowca Irmina Schmidta, basisty Holgera Czukaya i perkusisty Jakiego Liebezeita – znajdował się jeszcze amerykański wokalista Malcolm Mooney. Kiedy kończył – za mikrofonem stał już Damo Suzuki.
Damo (a właściwie Kenji) urodził się 16 stycznia 1950 roku w Kobe na wyspie Honsiu. Mając jeszcze -naście lat, opuścił rodzinną Japonię i przeniósł się do Europy, zamieszkując w multikulturowym i lewicującym Monachium. To tam w czasie jednego z występów dostrzegli go Czukay i Liebezeit, a że ich zespół rozstał się właśnie z Mooneyem, uznali, że Suzuki będzie w stanie godnie go zastąpić. Damo przyjął propozycję i przeniósł się z Bawarii do Nadrenii, a konkretnie do Kolonii. Wokalistą Can pozostawał przez trzy lata. Nagrał w tym czasie, nie licząc „Soundtracks”, trzy albumy: „Tago Mago” (1971), „Ege Bamyası” (1972) oraz „Future Days” (1973). Jego odejście z grupy było związane z konwersją religijną: Japończyk przystał bowiem do Świadków Jehowy. Od tej pory, przez dziesięć lat, do momentu rozstania ze zborem, milczał jako artysta. Gdy poczuł się wolny, zaczął tworzyć na nowo. I pozostawał aktywny niemal do samej śmierci 9 lutego tego roku.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Wszystkie utwory, jakie znalazły się na płycie, opisane są jako wspólne dzieła członków zespołu (włącznie z Mooneyem i Suzukim). Co chyba nie do końca jest prawdą, ponieważ w kilku filmach oficjalnie jako autor muzyki widnieje jedynie Irmin Schmidt. Widać jednak zależało mu na tym, aby tantiemy popłynęły również do pozostałych kolegów. Album otwierają trzy fragmenty muzyczne wykorzystane we włosko-zachodnioniemieckim spaghetti westernie Niemca Rolanda Klicka „Deadlock” (jego premiera miała miejsce w 1970 roku). Na pierwszy ogień poszedł numer tytułowy – i trzeba przyznać, że jest on znakomitą introdukcją do całości materiału. Przesterowana, ale melodyjna, zapętlona gitara Michaela Karolego, nadciągająca z oddali perkusja Jakiego Liebezeita, przejmujący, nieco chropawy śpiew Damo Suzukiego – wszystko to robi niesamowite wrażenie. Efekt odrobinę tylko psuje nagłe wyciszenie. Taki kawałek na to nie zasłużył. Nie zasłużył też na to, aby trwać jedynie trzy i pół minuty!
Dłuższym fragmentem jest za to czterominutowe „Tango Whiskyman”. Tytuł, wbrew pozorom, wcale nie jest mylący. Lejtmotywem tego utworu jest bowiem senny, brzmiący wyjątkowo złowrogo motyw taneczny, za którym stoją głównie Holger Czukay i Jaki (choć znacząco pomaga im również Damo). Powraca on parokrotnie. Gorzej, że pomiędzy tymi powrotami pojawia się motyw stricte piosenkowy, a w środkowej części instrumentalnej – nawet nawiązująca do stylistyki country gitara. „Deadlock (Titelmusik)” to jedyna instrumentalna kompozycja na albumie. Jest to w zasadzie ten sam wątek melodyjny, jaki pojawia się w utworze pierwszym, tyle że tutaj brzmi bardziej majestatycznie, a i gitara Michaela jest w jeszcze większym stopniu zgiełkliwa. Co akurat wychodzi temu utworowi na dobre, przydając mu – jak i wcześniej „Deadlockowi” – awangardowo-krautrockowego charakteru.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Don’t Turn the Light On, Leave Me Alone” zaczerpnięte zostało ze ścieżki dźwiękowej do zabarwionego erotyką komediodramatu Leona Capetanosa „Cream – Schwabig-Report” (1971). Rozpoczyna go delikatna gitara z towarzyszeniem perkusjonaliów, na które nakłada się hipnotyczna melodeklamacja, przechodząca następnie w leniwy śpiew, Suzukiego. Wartością dodaną okazuje się jednak głównie to, co dzieje się w warstwie instrumentalnej, a więc eteryczna partia fletu, na którym zagrał… Jaki Liebezeit, oraz kolejna znakomita solówka gitarowa Karolego. Stronę A longplaya zamyka niespełna czterominutowy urywek z soundtracku do zachodnioniemieckiego thrillera Rogera Fritza „Mädchen mit Gewalt” (1970). Ton nadają mu transowy rytm oraz krztuszący się głos Michaela Mooneya (to jeden z dwóch numerów, w których zdążył jeszcze zaśpiewać przed – nieostatecznym, jak się po latach okazało – pożegnaniem z zespołem). Z czasem Amerykanin zaczyna śpiewać, dochodząc do granicy krzyku. Biorąc pod uwagę, o czym opowiada film – można uznać, że ten fragment muzyki z niego jest adekwatny do treści.
Na stronę B trafiły jedynie dwa utwory. W tym ten najważniejszy – ponad czternastominutowy „Mother Sky”, który powstał na potrzeby dramatu obyczajowego „Deep End” (w Polsce wyświetlanego jako „Na samym dnie”, 1970) Jerzego Skolimowskiego. Angielski tytuł dzieła nie powinien dziwić, ponieważ powstało ono w koprodukcji z Brytyjczykami. To prawdziwie szalony numer! Energetyczny. Z poruszającym, na dodatek rozbrzmiewającym od pierwszej sekundy solem gitary, która z biegiem czasu staje się coraz bardziej zadziorna, wręcz wściekła. Z kapitalnym popisem Liebezeita na bębnach. Z miażdżącym słuch basem Czukaya. Wreszcie z „kosmicznym” śpiewem Suzukiego. To – bez wątpienia – jedna z najlepszych kompozycji w całej historii Can. Za to za jedną z najbardziej zaskakujących możemy uznać zamykający „Soundtracks” – sennie bluesowy, zaśpiewany przez Mooneya „She Brings the Rain”, w którym Holger zamienił gitarę basową na kontrabas, a Karoli gitarę na skrzypce. Aż trudno uwierzyć, że wykorzystano go we thrillerze science fiction Thomasa Schamoniego „Ein großer graublauer Vogel” (1970).
Skład:
Damo Suzuki – śpiew (1,2,4,6), instrumenty perkusyjne (6)
Malcolm Mooney – śpiew (5,7)
Michael Karoli – gitara elektryczna, gitara akustyczna, skrzypce (7)
Irmin Schmidt – organy, fortepian elektryczny, syntezatory
Holger Czukay – gitara basowa, kontrabas (7)
Jaki Liebezeit – perkusja, instrumenty perkusyjne, flet (4)



Tytuł: Soundtracks
Wykonawca / Kompozytor: Can
Data wydania: wrzesień 1970
Wydawca: Liberty
Nośnik: Winyl
Czas trwania: 35:18
Gatunek: rock
Zobacz w:
W składzie
Utwory
Winyl1
1) Deadlock: 03:27
2) Tango Whiskyman: 04:03
3) Deadlock [Titelmusik]: 01:40
4) Don’t Turn the Light On, Leave Me Alone: 03:42
5) Soul Desert: 03:51
6) Mother Sky: 14:29
7) She Brings the Rain: 04:05
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

127
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.