Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Kuba Myszkorowski
‹Zakodowany›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorKuba Myszkorowski
TytułZakodowany
OpisAutor pisze:
Po raz kolejny pozwalam sobie zakłócić spokoje i spoczynki. Ponieważ już spotkał mnie zaszczyt pojawiać się na łamach, nie zawracam głowy powtarzaniem danych teleadresowych i listy życzeń. Po prostu przesyłam następne opowiadanie i jeszcze tu wrócę.
Gatunekhumor / satyra, SF

Zakodowany

Dzień był już niemłody, ale zimno, aż ciarki po plecach biegały, mimo fufajki na futerku. Co jednak zrobić – krówki nie wiedzą, że tera w unii to już same powinny się doić. Poprawiłem sobie bereto-czapkę, co ją od Maciejaka w kości wygrałem i podreptałem do obórki, sprzedając po drodze solidnego kopniaka świniakowi, który znowu wylazł z zagrody, żeby szlajać się po podwórku.
– Ju performed en ilegal operejeszon – kwiknął prosiak. Po czym najczystszą mową ojców dodał. – Jeśli problem się powtórzy, skontaktuj się ze sprzedawcą.

Kuba Myszkorowski

Zakodowany

Dzień był już niemłody, ale zimno, aż ciarki po plecach biegały, mimo fufajki na futerku. Co jednak zrobić – krówki nie wiedzą, że tera w unii to już same powinny się doić. Poprawiłem sobie bereto-czapkę, co ją od Maciejaka w kości wygrałem i podreptałem do obórki, sprzedając po drodze solidnego kopniaka świniakowi, który znowu wylazł z zagrody, żeby szlajać się po podwórku.
– Ju performed en ilegal operejeszon – kwiknął prosiak. Po czym najczystszą mową ojców dodał. – Jeśli problem się powtórzy, skontaktuj się ze sprzedawcą.

Kuba Myszkorowski
‹Zakodowany›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorKuba Myszkorowski
TytułZakodowany
OpisAutor pisze:
Po raz kolejny pozwalam sobie zakłócić spokoje i spoczynki. Ponieważ już spotkał mnie zaszczyt pojawiać się na łamach, nie zawracam głowy powtarzaniem danych teleadresowych i listy życzeń. Po prostu przesyłam następne opowiadanie i jeszcze tu wrócę.
Gatunekhumor / satyra, SF
Niby nic nadzwyczajnego. Ot, wstałem rano, chałpę otwarłem, przeciągłem się, aż mi w grzbiecie strzykło. Dzień jak dzień. Patrzę, piesek se bieży, ale łotr, coś tam w pysku ściska. O, ja ci dam – pomyślałech sobie – niedoczekanie twoje, kury kraść! No to wołam go, jak pan Bóg przykazał: – Burku, Burku, Burkardzie! – a on nic. W swoją stronę zapyla, nawet na mnie nie spojrzy. Ja tak na co dzień to jestem bardzo spokojnym człowiekiem, ale jak się wkurzę, to chroń łasko Pańska! Chwyciłem leżący na przyzbie kamień i jak nie cisnę za wszarzem… Zakurzyło się na podwórku, ptactwo się rozpierzchło, kotek dał drapaka na stodółkę i nawet ten drań, Burek, przystanął.
– Diabelskie nasienie, kurczaków podbierać się zachciało! – rykłem na bandytę, a ten tylko łypnął na mnie spod oka i mruknął:
– Opamiętajcie się Wojciechu, bo gwałt czynicie. Wirus mnie opętał i chcąc nie chcąc, kurnik wam sformatowałem – aż mnie zatkało, a ten dalej swoje. – Gdyby to ode mnie zależało, to wierzcie jak komu dobremu, nawet bym nie uszczknął tych waszych zabiedzonych kurczaków. Ale lajf is lajf! Muszę lecieć. Wojciechu, ju hew bin ataked baj sobig haking grup tu tałsend łan.
Poczłapał za obórkę, a ja długo tak stałem z japą rozdziawioną jak, za przeproszeniem, wrota od stodoły. Wojteczku, mówię sobie, Wojtusiu, wczoraj odrobinę przesadziłeś. Dzisiaj masz prawo czuć się nietęgo. Było nie pić tego wina mszalnego z wikarym. Teraz masz za swoje, skaranie Boże! Przeżegnałem się po trzykroć i szybko do chałpy zawróciłem, babę budzić. Ta chrapała w najlepsze, zagrzebana w grubej pierzynie i ani w myśl jej było wstawać. Sprzedałem jej kuksańca w bok, ale tylko sapnęła:
– De serwer is temporari anawejlibul, plis traj egejn lejter. Daj mi spać, opoju!
Jezusiczku, myślę sobie, czego ten Maciejak dolewał wczoraj?! Nie pamiętam. Ten to jest dopiero niepewna jednostka, co za nic ma zalecenia miłościwie nam panującej komendy rejonowej i po nocach pod granicę się zapuszcza, żeby od ruskich spiryt i fajki kupować. Musiał trafić na jakąś promocyję, czort jeden.
Polazłem do izby napalić w piecu i herbatkę z ogniem wypić. Lekarz mi zalecał! No może nie do końca lekarz, ale szwagier weterynarza, a to w naszej wsi ważna persona. Łyknąłem sobie i od razu mi się jakoś lepiej na sercu zrobiło. Słoneczko zajrzało przez pękniętą szybkę, znak, że czas oporządzić bydełko. Syknąłem jeszcze na starą, ale nie za głośno, bo pamiętliwa jest jak cię mogę i grzmotnąć potrafi.
Dzień był już niemłody, ale zimno, aż ciarki po plecach biegały, mimo fufajki na futerku. Co jednak zrobić – krówki nie wiedzą, że tera w unii to już same powinny się doić. Poprawiłem sobie bereto-czapkę, co ją od Maciejaka w kości wygrałem i podreptałem do obórki, sprzedając po drodze solidnego kopniaka świniakowi, który znowu wylazł z zagrody, żeby szlajać się po podwórku.
– Ju performed en ilegal operejeszon – kwiknął prosiak. Po czym najczystszą mową ojców dodał. – Jeśli problem się powtórzy, skontaktuj się ze sprzedawcą.
Ki diabeł, myślę sobie. Najpierw Burek, teraz świniak! Co jeszcze? Ale skoro prosiak mówi coś o sprzedawcy, to może rzeczywiście, wezmę później furmankę i na targ skoczę do tego Jędrzejaka, co mi go za dwie flaszki opylił. Nuże coś poradzi.
Do obórki weszłem z duszą na ramieniu. Rozejrzałem się wokół, niby wszystko po staremu. Krówki stoją, sianko na ziemi leży. Odetchnąłem z ulgą i już miałem siadać przy Krasuli z wiaderkiem, kiedy ta wypaliła:
– Czapkę byście, Wojciechu, zdjęli. W końcu z damą macie do czynienia. Ściągłem beret ze łba, a ta mi walnęła piętnastominutowe przemówienie o równouprawnieniu w miejscu pracy i niedozwolonej poufałości względem osób płci odmiennej.
– Pamiętajcie więc o tym – zakończyła – zanim znowu się do wymion zabierzecie i nareszcie sawłar-wiwru się nauczcie!
Spojrzałem po pozostałych krowach, lecz te tylko przytakująco kiwały głowami. Przyznam, że trochę mnie zbiły z tropu, ale żeby nie dać znać po sobie, jeszcze chwilę w obórce posiedziałem, niby to siano przerzucając, po czym czmychłem na zewnątrz. Dzisiaj dziatwa mleka piła nie będzie, trudno.
Do kurnika poszłem, a tam znowu szkody same przez zawirusowanego Burka poczynione. Nagle słyszę ja ci huk jakiś, łomot ogromny. Amerykany ze stonką wróciły, pomyślałech, zanim się na zewnątrz żem wychylił. Patrzę ja sobie, a tam sąsiad coś się mocuje, coś stęka. Z dachu jakiś tobół próbuje zdjąć.
Ilustracja: Piotr ‘Grabcu’ Grabiec
Ilustracja: Piotr ‘Grabcu’ Grabiec
– Z Bogiem, Andrzeju – grzecznie go witam – a co tam z tego daszku tak ciągniecie?
– Antywirusa ściągam – mówi. – Azor mi zawiesił wszystkie grzędy i system padł.
– Bez jaj! – wołam do niego.
– Dokładnie, dokładnie!
Niedobrze, pomyślałem sobie, jak nawet taki porządny człowiek w tych bezeceństwach udział bierze, ale nic mu nie powiedziałem, tylko na powrót schowałem się w kurniczku.
W powietrzu jeszcze fruwała kupa piór, ale jakoś udało mi się w tym bałaganie wypatrzyć jedną nioskę, co to jej Burek nie dorwał.
– Cip-cip – zagaduję do niej, ale ta nic. Podchodzę więc bliżej, łapę pod kurę wtykam wprost w strefę zrzutu, a ta jak nie dziobnie mnie w prawicę. Co za licho?! – krzykłem, na co nioska grzecznie odparła:
– Przykro mi, ale wyczerpałeś już kredyt. W celu uzyskania następnego połączenia, doładuj kartę u najbliższego dystrybutora.
Jajków też nie będzie. Patrzę ja ci na słoneczko, a to już musi być po szóstej, bo nad Piotrową chatą akurat świeciło. Pędzę więc do domu, dziatwę budzić. Trochę stracha miałem, że też zaczną coś o serwerach biadolić, ale bez gmatwaniny udało mi się ich na nogi postawić.
– Tatko, tatko! – krzyknął najmłodszy, kiedy tylko wyściubił brudne nogi spod koca. – W szkole mówią, że głupi jestem, bo po was dziedziczę kod źródłowy. Prawda to?
– Bzdury gadają – wściekłem się. – A ty nie powtarzaj takich głupot, bo po uszach dam.
– Ojce to niech lepiej same uważają – wtrącił się starszy – bo i bez tego już was do kryminału znowu chcą brać.
– Co mówisz, smarkaczu?! – wrzasłem, a ten hardo wziął się pod boki i trajkocze:
– A wczoraj policjanty we wsi były i pytali się o to, kto to przed świętami państwowe choiny w lesie wycinał.
– Bo to jeden ciął – wzruszyłem ramionami. – Każden brał, żeby na Wigilię było. Co to, bez zielonego drzewka najświętszego Jezusiczka witać byś chciał, bezbożniku?!
– Przeca ojce tysiąc sztuk wycięli – pyskował dalej.
– Może i trochę na handelek się wzięło, a tobie nic do tego!
– Mi nic – ciągnie – ale policjanty wczoraj mówiły, że ten, co wyciął, powinien się sam przyznać, bo i tak znają jego adres ajpi.
– Łżą – rzekłem, choć trochę mnie gnojek nastraszył. – A ty się w tej szkole zacznij uczyć, bo nie mówi się policjanty, tylko milicjanty!
– Ojce to są przedpotopowe – zawyrokował. – Jak tatko za pędzenie bimbru siedział, to jeszcze milicyja była. Tera je policja i interpol.
– Bój się Boga! – wrzałem. – To tera monopol już zamknęli?!
– Tato to nic nie rozumie.
Nie gadałem już z nimi więcej, bo strasznie przemądrzałe to to się porobiło. Na furkę ich wsadziłem, na nauki wieźć, ale uderzam ja batem raz, drugi, a koń jak stał, tak stoi.
– Wio – mówię wreszcie do niego, jak do kogo dobrego, żeby mu dać do zrozumienia w czym rzecz.
– Imobilajzer zdezaktywujcie – prychnął przez uzdę – bo inaczej nie odpalicie.
– Że jak?!
– Tatko pozwolą – wepchnął się najstarszy, po czym zeskoczył z furki, pogmerał coś przy kobyle i z uśmiechem krzyknął. – Tera odpalajcie!
Taki mundry się znalazł, myślę sobie, ale batem jednak machłem. Wierzyć się nie chce! Od razu zaskoczył. Zawiezłem dziatki do szkoły, a następnie do kowala zajechałem, żeby zobaczył, co tam z koniem nie tak.
Kiedy wjechałem do kowalowej zagrody, akurat kowal z Petraszkiem osła za uzdę ciągli.
– Dobrze, że jesteście Wojciechu! – krzyknął kowal. – Pomożecie? No!
– Ja tam zawsze pomóc pomogę, ale o co się właściwie rozchodzi?
– Osła Petraszce do interneta podłączamy, ale bestia głupia i nieoswojona z techniką. Modemu sobie nie chce dać zainstalować.
A więc nawet kowala wzięło! Zbyłem ich jakimś tanim wytłumaczeniem i czym prędzej wróciłem doma. Piechtą, bo konia już nie szło odpalić. Zostawiłem go razem z furką u kowala, niech tam sobie go przyłącza do czego chce, nawet do Samoobrony. Do Jędrzejaka na targ już nie poszłem. Jak będę pamiętał, to skontaktuję się z nim przez meliniejla – na melinie go złapię w sobotę, znaczy się.
W izbie zzułem buty, siadłem na krzesełku i tak czekam, co się jeszcze przydarzy, jakie nieszczęście, jaka apokalipsa rolnikowi ciężko zarobionemu na głowę spadnie. Siedziałem tak dwanaście godzin i trzy butelki, ale już żaden zwirz się do mnie nie odezwał, żaden policyjant w drzwiach nie stanął, nawet baba gdzieś przepadła. Wróciła dopiero wieczorem, jakaś taka wystrojona, wypachniona.
– Tjuning sobie zrobiłam na solarium – pedziała i do Petraszkowie na plotki zara poleciała.
Zmęczony całym dniem, zwaliłem się do łoża, kołderką przykryłem i zasnąłem ku lepszemu jutru.
Leżę ja tera i ciemność wokół mnie, bo oczu otworzyć nie mogę. Co powieki unieść próbuję, to mnie o jakowyś pinkod pytają. Już dwa błędy żech zrobił, a przy trzecim straszą większą komplikacyją. Lepiej nie ryzykować! Leżę i czekam aż baba wróci z Martuniową, znachorką miejscową i kierowcą kombajnu w jednej osobie. Ma mi czoło posypać zmielonym twardym dyskiem. Podobno niektórym pomaga.
koniec
8 października 2005

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Skecz z przydziału pod tytułem Wars moriendi
— Kuba Myszkorowski

Eleonora
— Kuba Myszkorowski

Brzydcy
— Kuba Myszkorowski

Czepek włóż – czepek zdejmij
— Kuba Myszkorowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.