Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sen o pisarzach i inne wiersze

Adam Przegaliński
Adam Przegaliński – ur. 1977, mieszka w Warszawie. Trochę publikował, poniższe wiersze pochodzą z debiutanckiego tomiku „Pospiesznym do Mrozów”. Ukończył dziennikarstwo na UW.

Adam Przegaliński

Sen o pisarzach i inne wiersze

Adam Przegaliński – ur. 1977, mieszka w Warszawie. Trochę publikował, poniższe wiersze pochodzą z debiutanckiego tomiku „Pospiesznym do Mrozów”. Ukończył dziennikarstwo na UW.
W bibliotece
A jeśli to jest piekło
pisane nam tu i teraz
Miliony opasłych tomów
w których gnieżdżą się zasuszone życia
Ośle ławki okupowane
przez badaczy ludzkiej niefrasobliwości
Spekulacje pań bibliotekarek
nad gwiżdżącym czajnikiem
Apatyczne segregowanie
słupków „robaczków” i kropek
Jazgot ukrytej maszyny
wrzynający się w skronie
Szuflady detalicznych historyków
wypchane krzykliwymi izmami
Małe intrygi przy wypłacie pensji
piekielny bałagan w pożółkłych papierach
i moja w tym wszystkim głowa
śnięta strącona ślepa
głowa współczesnego idioty
A jeśli to jest niebo
czytane od szarego końca
„Asa Nisi Masa”
Zatarte kontury, zadymione postacie z bajek nie dla dzieci.
-DOKĄD?!- podpita bileterka o wybałuszonych oczach
uprzejmie ściąga ze mnie haracz.
Autobus kołysze się na boki charcząc jak gruźlik.
Jeden z tych wieczorów, gdy mam ochotę jechać do końca,
na skraj obrazu, co kryje się pod uładzonym pozorem,
ostrożnie wyciągać coraz mniejsze pudełka,
aż do ostatniej zmoczonej zapałki.
Za ciemno, żeby czytać. Odkładam pismo „akademicko-literackie”,
chełpiące się własnym bełkotem. Już wolę zwierzęta, przynajmniej
nie udają nadzwierząt. Przyklejam nos do szyby
i przypomina mi się droga powrotna z Celestynowa:
po obu stronach tajemnica lasu lepka od smolistej mazi,
a ja w samochodzie, bezpieczny, między rodzicami.
Pewny swojej obecności. Fascynowało mnie jednak TO COŚ
za oknem, przemycałem w sobie milczenie mijanych drzew.
Dziś również doceniam dar podróży na obrzeżach nocy.
Kontempluję pary zagubionych na wskrzeszonych ławkach,
starców pielgrzymujących do miejsca przeznaczenia,
dworce podmiejskie wymiecione do ostatniego kloszarda.
Ale najpiękniejsze są latarnie.
Czuwają na swoich posterunkach jak śpiący żołnierze.
W skupieniu pochylają głowy.
Zawsze oddane i wierne jednej prostej zasadzie:
sięgaj najdalej jak możesz,
nie oczekuj, że będzie ci darowane.
Latarnie chwalą samotne światło.
Uchylają rąbek cienia.
Wieczorek poetycki (albo egzamin na magistra poetę)
Proszę, niech pan zaczyna.
Słuchamy, słuchamy, rzecz jasna.
To pańskie tak zwane pięć minut,
a oto… krzesło. Prosimy, prosimy,
tylko głośno i wyraźnie!
Tak jak na apelu, gdy słychać szloch matek,
a pan od muzyki spoconymi paluszkami
wykańcza stare pianino.
Kolejka czeka, drogi panie… Adamie?
Słuchacze chcą już iść do domu,
nikt przecież nie może konkurować ze szklanym ekranem.
Wniosek o przydział dodatkowych pięciu minut
zostanie niebawem rozpatrzony. Komisja osądzi,
komisja wyda wyrok na podstawie faktów,
niezbitych, rzecz jasna, gdzieniegdzie tylko popartych
fikcją czysto literacką.
No, niech się pan nie wstydzi, tu sami swoi,
każdy kiedyś ściubolił jakieś tam wierszyki.
Łzy nad pogrzebanym kundlem,
nieszczęśliwa miłość do pani takiej a takiej-
no cóż, my rozumiemy, choć to pański problem.
Chce pan pisać, proszę bardzo,
nikt panu nie zabroni. Słucham? Że co?!
Jakieś zastrzeżenia, skargi? W takim razie
proszę tu podpisać, tylko czytelnie!
Umowa o dzieło zerwana, drzwi wyjściowe-
prosto i po schodach. Występ dobiegł końca,
serdecznie dziękujemy. Gdy będzie pan na dole,
niech pan z łaski swojej zawoła następnego.
Czekamy na odkrycie. Tylu jest młodych zdolnych.
Dom
po iluś tam latach
zostawiasz pusty dom
i napis tuż za drzwiami: TU BYŁEM
TU BYŁEŚ?
zobacz kurz jest wszędzie
na kalendarzach zegarach zdjęciach
kurz zajął twoje miejsce
zabierasz ostatnie rzeczy
mały głuchy telefon
telewizor niegdyś kolorowy
będzie stał i milczał w innych czterech ścianach
przez chwilę bawisz się pudełkiem zapałek
obgryzając nerwowo wargi
(a gdyby tak wszystko z dymem
nie wyłączając siebie?)
ale przecież to nie melodramat
tylko sprzedaż domu
Pierwszy dzień wiosny
Patrzyłem oniemiały.
Tyle w nich było lęku i pragnienia.
Przemykali skuleni w tumanach śniegu.
Śledziłem każdą ich ucieczkę
poza martwy pejzaż.
W poczekalni dworcowej kilku bezdomnych
przylgnęło do kaloryfera.
Butelka przechodziła z brudnych
do roztrzęsionych rąk
i coraz mniej w niej było
ciepła zapomnienia.
Porozrzucani po kątach podróżni
ratowali się gęstym dymem.
Wszyscy byli zgodni, że trzeba zabić czas.
Tymczasem rozpętano noc.
Białe kłęby przetaczały się po szynach,
zaczepiając paczki po papierosach,
plastikowe butelki i ulotki,
które ktoś kiedyś napisał, z myślą,
że ktoś je kiedyś przeczyta.
Pozwoliłem, by ogarnęła mnie senność.
Obraz stał się dotkliwie wyraźny,
jak w ostatecznym przebłysku.
Pociąg przegonił zakapturzone postacie.
W szybach zadrżały odbicia przejezdnych.
System zamknięty
Ile „Życie"? Złoty sześćdziesiąt.
Numer? 185.
A więc wszystko jasne.
Ale ile jeszcze życia i jakie ono będzie?
Stan na dziewiąty sierpnia 2000. Zapalny, wojenny, wyjątkowy?
Noc w domu bez dachu. „Jednopokojowego szukam”.
Trwa zapisywanie. Kartka, zeszyt, książka.
Puste znowu w głowie. Puka. Cichutko. Cierpliwie.
Domaga się zapłaty.
Okruchy życia gubione po drodze.
Z kiosku do domu, z domu do domów.
Centrum za daleko, już bliżej na cmentarz. Idziesz? Zostajesz?
Starannie trwoniony, kupujesz wciąż tę samą gazetę.
Złoty siedemdziesiąt. Numer 186.
A więc wszystko jasne.
Odchodzimy „niespodziewanie”,
o czym zawiadamiamy pogrążeni
w tym niejasnym życiu. Powoli odprowadzanym.
„Wiadomo już, kto poleci?”
Ten w okularach, ten niski, gruby,
z przedziałkiem czy rozczochrany?
W mieście- bez zmian- tłok- spektakl za spektaklem.
Senat przyjmuje poprawki do nekrologów,
wydawcy prześcigają się w wydawaniu,
tylko co się wyda, a co zostanie w ukryciu.
Pod ziemią.
Pewne zagadnienia zostały uregulowane.
Każdy odchodzący dostaje informator
i plan komunikacji międzyplanetarnej.
Żadnych pytań? Jasne?
Zamieć
Wyłaniali się nieufni
Jedna kobieta chciała spojrzeć mi w oczy
Cała była ze śniegu
Patrzyłem jak wiatr roznosi ją po gałęziach
Teraz dotykam twarzy
Jest chropowata i niekoniecznie moja
Przed zgaszeniem telewizora
Wiele takich widziałem
Wszystkie były jednakowe
Wiatr ustał ale wciąż huczy W głowie
Odłożyłem pokreślone kartki
W świetle żarówki
Pyłki kurzu wirują jak maleńkie statki kosmiczne
Mógłbym o tym powiedzieć Kubrickowi
Stawiając króla na straconej pozycji
On by zrozumiał
Nekropolia narodu
Pierwszy listopada
Nieżywi tradycyjnie świętują w deszczu
Znicze podrożały i mandaty
Za przejście w miejscu niedozwolonym
Cała Polska ochoczo idzie na groby
Cała Polska ma czas na zadumę i zbieranie liści
Chryzantemy tak jak słońce
Symbolizują długowieczność
Wszyscy kupują chryzantemy
W telewizorze ktoś wylicza tych co nas opuścili
Wszyscy mieli wielkie serca i chcieli dobrze
Teraz są zasłużeni szczelnie zamknięci
Odznaczeni świętą pamięcią ku chwale ojczyzny
Wybrańcy dostali medale za słoneczną długowieczność
Taki medal to już coś
Można umrzeć z czystym sumieniem
Powrót marnotrawny
Wszystkie ulice były ślepe.
Niosłem siebie w letargu.
Latarnia
ślęczała nad kawałkiem ziemi,
łypiąc żółtym, zamglonym okiem.
Lawirowałem między kraterami kałuż.
Z bramy wytoczył się pijaczek
ze swoim wózkiem na złom.
Rozdygotaną ręką zapalił papierosa
i pokuśtykał w stronę nocnego.
Wierny kundel wlókł się za nim jak dług.
Stałem chwilę na przystanku,
zerkając na zachlapane buty
i miejsce, w którym dzień wcześniej
widniał nowy rozkład jazdy.
Spojrzenie obcego uświadomiło mi,
że moja nieprzynależność nie jest tu mile widziana.
Musiałem uciec. Las zaczynał się tam,
gdzie dogasał cudem przepchnięty dzień.
Grudka śniegu zachrzęściła pod stopą jak przepiórcze jajo.
Wszedłem między drzewa powstrzymując oddech.
Moje kroki dudniły niczym w ogromnej fabryce,
przepełnionej tęsknotą manekinów.
List zwykły do adresata
pytasz co u mnie
pytasz jakbym mógł odpowiedzieć
krótko i węzłowato
tak jak wygląda życie z tamtej perspektywy
no cóż
jeszcze żyję
nieśmiało ale jednak
dowód? pocą mi się stopy pod kołdrą
i słyszę jak Mila wydmuchuje powietrze
przez czarny wilgotny nosek
za dnia ryje nim w śniegu wesoło pochrząkując
raz przyniosła mi w prezencie białą grudkę na samym czubku
i widno się zrobiło w jej ślepiach od słońca
tymczasowo mieszkam pod innym adresem
twarz moja bywa zatroskana
jak wtedy gdy musiałem zasnąć choć się buntowałem
a szyba w drzwiach zamazywała korytarz
to było jeszcze przed wojną
o pierwsze miejsce w grze w kapsle
prawie codziennie jeżdżę do miasta
gdzie śnieg się topi i stary Nowy Świat
w EMPiK-u tłoczą się ludzie
jak reklamy na słupach
z kolorowych okładek pism
patrzą profesjonalne manekiny
prawdziwe w nich są jedynie martwota i samouwielbienie
gdy wracam do domu kaszlącym autobusem
myślę o tym że pies czyli suka przywita mnie z radością
obliże moją zimną rękę
nie zadając trudnych pytań: gdzie byłeś i po co
na te pytania nigdy nie znam odpowiedzi
Sen o pisarzach
Dryfują między stolikami. Strapieni,
chwytają się za łysiny, patrząc gdzieś w inną,
nieopisaną stronę. Drodzy czytelnicy
dawno się wymigali drogimi cenami książek.
„Kałamarze” ubolewają, wątroby
marszczą im się znacznie. Wymownie milczący
lub pospolicie kawiarniani, „po maluchu”
wychodzą z depresji (dzięki urwanym filmom).
Kilku kłóci się o to, komu przyznać i za co,
reszta zdecydowanie potępia. Ktoś w szarym kącie
poprawia okulary, przedziałek i życiorys.
Stary dygnitarz myśli o dwóch martwych muchach
na parapecie i zagubionych rękopisach. Nikt
tak naprawdę nie wie, bo tak naprawdę
nie wie nikt. Lustra w barze „Piekiełko” nie kryją
wzruszenia tego, co jest skończony, choć jeszcze
wczoraj hucznie otwierał sezon.
Chciałbym złapać ich wszystkich za Słowo
i krzyknąć: Patrzcie, oto sedno!
Ale oni kręcą głowami i mówią
słowa, słowa, słowa.
koniec
1 lutego 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:aszady@uw.lublin.pl'>Agnieszka ‘Achika’ Szady</a>

Zarodzinuj
Arkadiusz Szałajko

18 V 2024

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:aszady@uw.lublin.pl'>Agnieszka ‘Achika’ Szady</a>

Majowe czytanie w rzepaku
Małgorzata Szepelak

4 V 2024

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:aszady@uw.lublin.pl'>Agnieszka ‘Achika’ Szady</a>

O nas
Waldemar Jagliński

27 IV 2024

Waldemar Jagliński – znany już czytelnikom Esensji z opowiadania „Niebieskie wody” wraca tym razem z poezją – cyklem wierszy-szkiców o wspólnym mianowniku „O nas”.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.