Życie stało się znacznie prostsze bez kodeksów i konstytucji.
Ze słowników wykreślono pojęcia, które mogłyby się kojarzyć;
inne natomiast zatraciły swój pierwotny sens…
Inferno – czwarta pieśń żałosna
Życie stało się znacznie prostsze bez kodeksów i konstytucji.
Ze słowników wykreślono pojęcia, które mogłyby się kojarzyć;
inne natomiast zatraciły swój pierwotny sens…
Sebastian Chosiński
‹Inferno – czwarta pieśń żałosna›
Henrykowi Mikołajowi Góreckiemu
i Zbigniewowi Herbertowi
dedykuję
Mnie żadnych granic przekraczać nie wolno.
Schwytany w sieć południków i równoleżników,
smagany wiatrami oplatającymi ziemską kulę,
tkwię, jak w oku cyklonu, u źródła wszelkich nieszczęść.
Kręgi piekła rozdziela tu tylko umowna linia
na tajemnej mapie, obłożonej klątwą. Stąd droga
otwarta – droga w głąb umysłu, gdzie u stóp morskiej latarni
syreny wabią śpiewem życiowych rozbitków.
Droga, którą się tylko odchodzi, zabierając w podróż -
z biletem w jedną stronę – bagaż zdrad
i kulę wspomnień u nogi. Zatarłszy uprzednio
najdrobniejsze ślady linii papilarnych pozostawionych
na wszystkich klamkach u drzwi zamkniętych gabinetów.
Tu nie spotkasz Archanioła ni Szatana,
diabelsko-niebiański pakt zrodził ponadczasowe przymierze:
wolno wszystko i wszystko jest zabronione.
Na straży porządku czuwa baranek w wilczej skórze,
obdarzony mocą oczyszczania i kalania sumień.
Tu straceńcy trwonią resztki przyzwoitości na modlitwach,
a święci ojcowie przesiadują w kasynach,
stawiając na szali siwe włosy z brody Najwyższego.
Czas płynie w obie strony, jakby pomylony zegarmistrz
odtworzył dzieło stworzenia i nadał mu entropiczny charakter.
Z nieokreśloności wdzierają się ekskomunikowani bogowie,
by na wypiętrzającym się placu głosić ideę igrzysk wszystkich ze wszystkimi.
Za samotnymi wędrowcami, którzy nader słusznie
traktowani są z wrogą obojętnością, włóczą się bezpańskie psy.
Nie zdarzyło się nigdy, by któryś z nich zaatakował człowieka,
ale same bardzo często padają ofiarami ludzi -
do człowieczeństwa przykłada się tutaj zupełnie inną miarę.
Ognia bać się należy najbardziej -
wypalają nim znamiona, które świadczyć mają
o przynależności do pogardzanych grup społecznych.
Swąd ludzkiej skóry unosi się na każdym kroku,
nie sposób pomylić go z zapachem pieczonego kurczaka bądź kaczki.
W cieniu ulicznych latarni arystokraci podziemia
dokonują transakcji stulecia: za cały majątek
kupują – na sfałszowanych blankietach – zaświadczenia o pochodzeniu.
I chociaż nie ustanowiono władzy nadrzędnej,
porządku nie pilnują mundurowi ani wtopieni w tłum
agenci służb specjalnych – nikt nie myśli nawet
o ucieczce. Przemytnicy dawno pomarli z głodu.
Życie stało się znacznie prostsze bez kodeksów i konstytucji.
Ze słowników wykreślono pojęcia, które mogłyby się kojarzyć;
inne natomiast zatraciły swój pierwotny sens…
Nielicznym pozwolono zachować pióra i kartki papieru,
słusznie rozumując, że nowy świat potrzebuje nowych proroków.
Bywa, że spokój staje się nie do zniesienia.
Rosnąca liczba samobójstw tłumaczona jest brakiem określonego zajęcia.
Idee nikomu już nie dają oparcia, skoro nawet w spelunkach
nikt nie chce postawić na nie złamanego szeląga.
Dla poszukiwaczy wrażeń, choć nikt do tego nie zachęca,
organizowane są wycieczki Szlakiem Odkupiciela.
Nie słyszano, by ktokolwiek z nich powrócił –
miejscowa legenda fakt ten wiąże z coraz większym cieniem
rzucanym na miasto przez położoną w sąsiedztwie Górę Płaczu.
Najstarsi mieszkańcy zapadają na nieuleczalną chorobę,
której przyczyn nie udaje się wyjaśnić od zarania -
z upływem czasu ich ciała zaczynają toczyć robaki.
Ogołocone do kości szkielety budzą powszechny podziw.
Tak się objawia czysta forma w realnym życiu.
17-21 VI 2001