Lata mijają.
Przychodzą jesienie.
Deszcz. W deszczu nie widać łez.
Na progu jesieni
Lata mijają.
Przychodzą jesienie.
Deszcz. W deszczu nie widać łez.
Józef Bilski, Tomasz Kowalczyk, Andrzej Samborski
‹Na progu jesieni›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Autor | Józef Bilski, Tomasz Kowalczyk, Andrzej Samborski |
Tytuł | Na progu jesieni |
Opis | Andrzej Samborski (twórca krótkich form, krytyk literacki, aktor), Tomasz Kowalczyk (pomysłodawca Forum Literackiego „Ogród Ciszy”, członek Związku Literatów Polskich o/Lublin) i Józef Bilski (animator kultury, historyk, członek ZLP o/Rzeszów) zapraszają na swe poetyckie wizje czasu na progu jesieni. |
Gatunek | poezja |
w ciszy dłonie
składam
oddech niespokojny…
zachód rozpłomieniony
skrzydłem obłoku
żegna dzień
noc wita
wschodem rozpostarła czerń
powietrza i ptasich skrzydeł
w ciszy dłonie
składam
oddech niespokojny…
październik chłodem dotyka
drzwi zatrzaskuje
spojrzeniom ikon cerkiewnych
w ciszy dłonie
składam
oddech niespokojny…
Józef Bilski, Zaduszki wrocławskie
kroki odeszły
i jest
bardzo późny wieczór
lastrykowe płyty
bez miejsc urodzin
pachną nazwiska
woskowym dymem
błotem ziemnych grobów
jedliną
złoci się jesień nad miastem
odnalezionym w Historii
gdzieś
dalej
złoci się jesień nad miejscami
rajów utraconych
bledną czyjeś wspomnienia
jak fotografie w rodzinnym albumie
zatracają się kształty
znane kartom pocztowym
Czas ze Śmiercią grają w kości
na obrazie przeniesionym do muzeum
po żalnikach w łąkach
błądzą ognie błękitne
szum tramwaju
rozrywa
równą ciszę cmentarnych płomieni
Z jesiennych narracji przekonuje tylko Vivaldi.
Nikt nie wywołuje tylu takich samych doznań
podczas wielokrotnych powtórek. Pociągnięcia
smyczkiem zmieniają barwy jak opadające liście,
gdzieś między dojrzałymi nutami plącze się nić
babiego lata, rozcząstkowane echo wciąga ledwo
wybrzmiałe akordy w ciepłą woń wrzosów.
Po zakończonym koncercie spoglądam przez okno.
Każda moja jesień jest inna – oddechy krótsze
i częstsze, poplątane ścieżki wydeptują ronda,
milczenie coraz daremniej poszukuje obrony
przed spadkiem do temperatury zera absolutnego.
Trzeba sięgnąć po sprawdzoną pomoc. Świat rozjaśnia
na chwilę twarz, po czym zapada w bełkotliwy sen.
Okresy przejściowe powinno się przesypiać.
Wiele musiało się wydarzyć, skoro w pamięci zniknęło
miejsce dla smaku wódki. Wiedza dotycząca roli soku
grejpfrutowego przetrwała w formie instynktu. O schowaniu
butelki do lodówki trzeba było przypominać. Rozlewanie
do kieliszków ciągle stanowi nie lada problem. Ćwiczenia
niewiele pomagały; może dlatego, że materiałem treningowym
była woda. Prawdopodobnie jako niepalący gorzej radził
sobie z obowiązkami gospodarza, chociaż powinien lepiej
ukrywać drżenie rąk. Nawet e-papierosy są poza zasięgiem,
odkąd do zdrowego rozsądku dołączył nowotwór. Na razie
nie ma odwrotu od nadrzeczywistości, w której seks nosi
zapach plastiku i marzeń rozsianych na prześcieradle. Wiele
musiało się wydarzyć, aby metafory zostały obowiązującymi
definicjami. Przebiegunowanie znaczeń pochłonie sporo czasu,
lepiej przyzwyczaić się do świata postawionego na głowie.
Lata mijają.
Przychodzą jesienie.
Deszcz. W deszczu nie widać łez.
Andrzej Samborski, Lipowa
(z cyklu ULICAMI LUBLINA)
Na Lipowej cienie
drzew i cienie ludzi
tańczą na asfalcie,
na chodnikach i na
ścianach domów. Skąd ta
łuna? Bije sponad
cmentarnego muru.
W wieczór Wszystkich Świętych
są dwa miasta po dwóch
stronach starej bramy.
Cienie ogromnieją,
a my – tacy mali.