Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Wróg publiczny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułWróg publiczny
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2011.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6

« 1 12 13 14
– Guri? – krzyknął do mikrofonu, uruchamiając silniki. – Jesteś tam?
– A gdzie mam być?! Co się dzieje, gdzie nasi?
– Czekaj tu na nich! – Zerwał połączenie i wystartował.
Kiedy znalazł się w przestrzeni, przymknął na chwilę oczy. Wystarczyło. Skręcił gwałtownie stery i zmienił kierunek lotu, złapał trop.
Masywna sylwetka niszczyciela pozostała z tyłu, a za przednią szybą zaczęły majaczyć kształty patrolowca Firespray i myśliwców pościgu. Zamiast jednego z TIE na tle czerni kosmosu wykwitł błysk wybuchu.
Kciuk Luke’a zamarł nad przyciskiem wyrzutni torped protonowych. „Slave” wydał mu się nagle bliski na wyciągniecie ręki. Skywalker rozpoznał emanację łowcy nagród, ale przede wszystkim wyczuł obecność Sitha.
Uświadomił sobie, że celowo zwleka, jakby czekał na potwierdzenie.
Ben?… Ojcze?…
Ale był zupełnie sam, jak wtedy, na Drugiej Gwieździe Śmierci, kiedy pod pełnym satysfakcji spojrzeniem Imperatora musiał podjąć decyzję.
I jak Ben tam, nad piekielną rzeką ognia…
Stłumił tę myśl, zanim się na dobre pojawiła. Rycerza Jedi zwyciężył w duszy Luke’a rebeliancki pilot. Wystrzelił torpedę.
Biały ogień wybuchu zajął większość pola widzenia.
Dosłownie w tym samym momencie „Sokól” zadygotał trafiony z ciężkiego działa fotonowego. Luke rozpaczliwie próbował zachować sterowność, ale statek leciał prosto w chmurę płonącego gazu i niebezpiecznych dla pancerza szczątków po eksplozji.
• • •
Fett słysząc komendę, nie zastanawiał się ani sekundy i rąbnął w przycisk wyrzutni wabi. Wystrzelone z ogromną prędkością rakiety szły równo po starym kursie patrolowca, zostawiając za sobą błękitne smugi. Równocześnie Boba skręcił gwałtownie o prawie dziewięćdziesiąt stopni.
Torpeda Skywalkera minęła ich dosłownie o włos. Eksplodowała tak blisko, że siła wybuchu zmiotła statek z nowego kursu. Alarm osłony zawył rozpaczliwie, ale Boba wyłączył go natychmiast.
– Przejmuję stery, trzymaj się! – krzyknęła Beyre, a on usłuchał bez dyskusji.
„Slave” przyspieszył szaleńczo i wszedł w serię akrobacji. Fett słyszał, jak Beyre cedzi przez zęby rytmicznie jak wyliczankę kolejne huttyjskie przekleństwa, takie, że aż uszy puchły. Sam pruł ze wszystkich działek kompletnie na ślepo, bo albo wirowali, albo przeciążenie pozbawiało go wzroku. Kilka drobnych wybuchów targnęło statkiem.
– Beyre, nie mamy osłon!
– Co tam, kurwa, osłony, poszedł hipernapęd!
Fett przestał strzelać, zresztą chwilowo nie było do czego, i sprawdził odczyty. Hipernapęd palił się żywym ogniem, wysiadło chłodzenie. Boba nie był w stanie nawet zakląć. Zaraportował tylko:
– Rozhermetyzowana ładownia. I straciliśmy zbiorniki z tlenem.
– Lądujemy, szukaj miasta z dużym portem, ale blisko jakoś!
Tyle to sam wiedział, że blisko. W czasie walki musieli bardzo obniżyć lot, bo teraz wchodzili w atmosferę tak ostro, że pancerz zaczynał się przegrzewać. Piaskowoszary kontynent rósł w oczach w przerażającym tempie.
– Nie da się wolniej?
– Fett, my spadamy, szukaj portu, póki mogę manewrować!
Komputer wreszcie wybrał najkorzystniejszą opcję.
– Byllurun, współrzędne wprowadzone – zameldował Boba.
„Slave” przebijał się przez mgiełkę pierzastych obłoków. Spod nich błyskał ciemnogranatowy ocean. Schodzili prosto na półwysep, szczelnie pokryty zabudową.
– Tylko nie w mieście, gdzieś na płaskim! – zawołał Boba, mając wrażenie, że statek prawie szoruje brzuchem po masztach anten na dachach drapaczy chmur.
– Wiem, wiem! Nie musisz mnie uczyć! Myślisz, że ja się nigdy statkiem nie rozbiłam, o jasna cholera, byle nie w ocean, trzymaj się!
• • •
Nessie odzyskiwała przytomność. Wiedziała, że pochyla się nad nią szturmowiec, sprawdzając puls, ale nie mogła jeszcze w żaden sposób zareagować.
Zmusiła się i otworzyła oczy. Tuż nad swoją twarzą zobaczyła biały hełm imperialnego pancerza. Próbowała wstać, ale zbyt szybko. Obraz rozmazał się przed jej oczami w wizję.
Żołnierz w białym hełmie pochyla się nad Qui-Gonem.
„Wstawaj, Jedi!”
Ponaglenie kopniakiem.
„Chłopaki, podnieście to ścierwo.”
– Jak się czujesz, pani? Słyszysz mnie? – głos zniekształcony przez hełm.
– Tak – odpowiedziała całkowicie spokojnie, podnosząc się ponownie, tym razem ostrożniej. – Już sobie sama poradzę.
Usiadła i podparła czoło dłońmi. Powoli rejestrowała, co dzieje się wokół. Przede wszystkim uderzył ją ład, zamiast spodziewanego chaosu. Ktoś uprzątał skutki wybuchu. Bo ktoś inny tym wszystkim dowodził.
Nessie pozwoliła sobie wobec tego na jeszcze minutę dochodzenia do siebie. Nadopiekuńczy szturmowcy wycofali się na szczęście do innych obowiązków. Admirał Tarkin stał przy holoprojektorze wyświetlającym aktualny stan pościgu. Nawet jeżeli niedługo miało się okazać, że jednak doznał wstrząsu mózgu, to teraz panował nad sytuacją.
W kieszeni Jedi zabrzęczał komunikator.
– Nessie?! – rozległ się głos Guri Zantary. – Luke rozwalił „Sokoła”, pokiereszował pancerz odłamkami i nie może teraz wejść w atmosferę, wraca na niszczyciel! Solo go wypatroszy!
• • •
„Slave” minął półwysep, przeleciał tuż nad taflą wody, dotarł resztką rozpędu do skalistego stałego lądu i z przeraźliwym łoskotem zwalił się na ziemię. Boba zawisł na pasach, gdyby nie zbroja, pewnie pokaleczyłyby go do krwi. Sekundę później zaskoczyły awaryjne antygrawitatory, zamortyzowały siłę bezwładności i odrzuciły go z powrotem na fotel. Pociemniało mu na chwilę w oczach. Statek wyhamował.
– Beyre, żyjesz?
– Jeżeli ty żyjesz, to ja tym bardziej, nie?
Rozpinała już pasy i zeskakiwała z fotela. Przetarł rękami twarz i też wstał. Zabrali broń i otworzyli grodzie. Z korytarza buchnął smród spalenizny, ale automaty chyba zgasiły już pożar. Fett wszedł do kabiny medycznej, wziął z szuflady kilka ampułek, jedną otworzył, a resztę schował do kieszeni. Odpiął zaczep wyrzutni, podciągnął rękaw, przytrzymał go zębami i wbił dozownik w żyłę w zgięciu łokcia. Po namyśle sięgnął po drugą dawkę.
– Jesteś pewien? – spytała cicho Beyre, która przyglądała mu się cały czas od drzwi. – To jest mocne.
– Ma zadziałać.
Nie odpowiedziała, tylko podeszła, zdjęła rękawice i zrobiła mu zastrzyk.
– Musimy iść, Boba. Rozumiem, że cię boli, ale choćby kawałek od statku. Musimy.
Chciał coś odwarknąć, ale kiedy na nią spojrzał, złagodniał i zrezygnował. Beyre przypięła mu wyrzutnię i popchnęła w stronę wyjścia.
– Zaczekaj – powstrzymał ją.
Zawrócił do sterowni, wydał kilka poleceń komputerowi, dwa razy wklepał kod i machnął przed czytnikiem kartą, którą nosił na szyi jak nieśmiertelnik i teraz musiał wyjąć zza zbroi. Beyre patrzyła mu na ręce. Jako jedyny komentarz Fett rzucił:
– Idziemy, mamy cztery minuty.
• • •
Duża skała niedaleko statku stanowiła świetną osłonę. Zdążyli jeszcze przez chwilę popatrzeć na „Slave”. Wyrastał przed nimi na tle błękitnego morza, potrzaskany i osmalony, doskonale widoczny w silnym słońcu.
– Starałam się – Beyre przygryzła usta. – Naprawdę.
Musnęła palcami jego naramiennik i cofnęła rękę, kiedy ich spojrzenia się spotkały.
– Wiem, Beyre – powiedział i założył hełm.
Schowali się za skałę. Usłyszeli huk eksplozji, ale za osłoną nie poczuli nawet podmuchu. Kiedy wstali, na miejscu statku ział płytki krater, walało się pogięte żelastwo i zwęglone szczątki wyposażenia.
Ruszyli w głąb lądu. Oboje wiedzieli, dokąd idą. Szybko dotarli do biegnącej wzdłuż wybrzeża trasy dla śmigaczy, a potem szli dalej, mniej więcej na zachód, po jej nierównej, betonowej nawierzchni.
– Ktoś jedzie – powiedziała Beyre i stanęła.
Doganiał ich nieduży osobowy pojazd. Beyre przymknęła powieki i śmigacz zaczął zwalniać, wreszcie zatrzymał się. Siedział w nim tylko kierowca, Sullusjanin. Jego wielkie, czarne oczy i lekko rybia twarz miały ten paskudny, nieprzytomny wyraz, który przyprawiał Bobę o ciarki. Kierowany wolą Sitha nie drgnął nawet, kiedy Beyre unosiła miotacz. Zastrzeliła go i wyciągnęła z maszyny. Fett pomógł jej zrzucić ciało z urwiska do morza, które w tym miejscu podchodziło prawie pod samą trasę.
– Ja prowadzę – zarządziła.
Usiadł na miejscu pasażera, na kolanach kładąc odbezpieczony karabin. Beyre ruszyła, aż wgniotło ich w fotele. Lecieli tak, jak prowadziła ich trasa, zakosami, mając po prawej ręce pomarańczowe skały, a po lewej migoczący w słońcu turkusowy ocean.
Jak nam się uda z tego wyjść, pomyślał Boba, to się chyba naćpam jak Zantara, do nieprzytomności.
koniec
« 1 12 13 14
3 października 2012

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 4
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

7 VII 2012

Jedi włączyła urządzenie i pozostali uczestnicy narady zobaczyli najpierw ogólne ujęcie trybuny honorowej. Potem operator zrobił zbliżenie na przemawiającego gubernatora Tarkina i dalej na osoby stojące za nim, w pierwszej kolejności na Beyre, która w tym momencie spojrzała wprost w kamerę. Oczy uczennicy Imperatora zwęziły się nagle, ale po ułamku sekundy opanowała się i jej twarz znów przypominała lodowatą maskę.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 1
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.