Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 9

« 1 2 3 4 5 12 »

Alan Akab

Więzień układu – część 9

Arto przydusił przedramieniem szyję młodszaka i cofnął drugą rękę, mierząc się z nim wzrokiem. Ciało chłopca zawisło ponad podłogą. Malec spazmatycznie zacisnął szczęki, jego oddech zamienił się w ciche charczenie. Czas mijał, Arto nie cofał ręki, młodszak, coraz bardziej siny na twarzy, wciąż wisiał nieruchomo, z szyją uwięzioną między ścianą a przedramieniem. Iwen zaczął się poważnie niepokoić o wynik spotkania, gdy młodszak uchwycił się rękoma za duszące go przedramię i podciągnął w górę, charcząc w odpowiedzi coś, co tylko Arto mógł usłyszeć. Arto puścił go. Młodszak odszedł pośpiesznie, bez słowa. Kapitan odprowadził go wzrokiem. Iwen widział jego twarz ledwie przez chwilę, lecz to wystarczyło, by przeszły go ciarki. W jego oczach dostrzegł niebezpieczny, dziki błysk, o wiele groźniejszy od tego, co kiedykolwiek czaiło się w oczach Żimmiego. Przeraził się bardziej niż był w stanie to ukryć, lecz Arto nie patrzył na niego i niczego nie zauważył. Coś się z nim stało, pomyślał, zmienił się po tym co zrobił mu Anhelo.
Wtedy też dostrzegł znajomą sylwetkę starszaka o długich, prostych, czarnych włosach, żółtawej skórze i skośnych, czerwonych oczach. Znał jego imię, lecz nie wiedział czego tu szukał. Patrzył się nie tylko na Arto, także na niego. Gdy ich wzrok się spotkał, na twarzy starszaka nie drgnął nawet jeden mięsień. Oczy pozostały te same, bez wyrazu. Arto był zbyt zaabsorbowany unikaniem Anhela, by go zauważyć, lecz Iwen widział jak często ten wojownik kręci się w pobliżu. Rozumiał, że jest to ktoś, kogo powinien się bać, a jednak nie czuł nic, ani strachu, ani ulgi, niczego. Arto starał się to ukryć, lecz Iwen rozumiał, że to był jeden z tych, co wciąż stali po jego stronie. Tak jak Aristo, czy tak naprawdę?
• • •
Od wczoraj Arto próbował to zakończyć. Próbował skontaktować się z Anhelem i namówić go na spotkanie w cztery oczy. Bez skutku. Nie odpowiedział ani razu. Ignorował go.
Szkołę opanował niezrozumiały amok przemocy. Pękła niewidzialna zapora; wojna toczyła się sama, napędzana dawnymi zatargami i nienawiścią. Każdy miał rachunki do wyrównania, dawne sprawy do załatwienia. Dawni siłacze byli osłabieni, dawni słabeusze poczuli siłę. Nie było minuty, by ktoś nie malował się po kątach lub nie obmacywał w łazience swoich kości. Choć ich walka nie trwała długo, wielu miało jej już dość, choć byli też tacy jak szczurze grupy, którym taka sytuacja odpowiadała. Inni, mądrzejsi, ostrzegali, że to się może źle skończyć dla szkoły. Wybuchało zbyt wiele poważnych awantur, by dało się to ukrywać przed dorosłymi, lecz Anhelo był głuchy na wszystko.
Pół szkoły stanęło przeciwko sobie – z czego większość była przeciwko nim. Reszta pozostawała neutralna. Ci słabsi, którzy na początku byli za nim, jak Aristo, szybko skapitulowali. Zostali ci silni, lecz na jak długo? Arto mógł liczyć wyłącznie na swoją grupę, lecz Jeźdźcy Smoków byli za słabi, by się liczyć. Albo jego sojusznicy coś z tym zrobią, albo…
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
Rozmiar tego, co rozpętał, zaczął go przerażać. Stał się iskrą, impulsem grawitonowym, przez który chaos złości rozbłysnął w nagłym wybuchu. Istnienie takiej grupy jak Niebiańskie Wrota dawało pewność, że kiedyś taki wybuch nastąpi, lecz to on go rozpoczął i to on ponosił konsekwencje. Jako pierwszak słyszał o podobnej wojnie. Wtedy skończyło się na kilku wypadkach poza szkołą i trzymiesięcznym nadzorze dorosłych. Gdyby wtedy zwracał na to większą uwagę, gdyby słuchał, gdyby zapamiętał…
Arto gotów był poddać się i zrobić wszystko, czego by Anhelo zażądał. Chciał mu dołożyć? W porządku, byle to się skończyło. Wiele innych grup, zwłaszcza tych pokonanych przez Anhela, chciało postąpić podobnie – i te grupy, Arto to wiedział, potem zajmą się nimi. Poza Arto i Anhelem nikt nie miał pojęcia, o co naprawdę toczyła się ta walka. Nikogo to już nie interesowało. Nawet sojusznicy Arto wiedzieli tylko, że Anhelo groził mu śmiercią.
Mówiono, że poza okresami szału Anhelo bywał rozsądny, lecz tym razem nie zamierzał przestać i nikt nie rozumiał dlaczego. Były już pierwsze ofiary. Pewien jedenastak rzekomo przedawkował, pewien dwunastak miał wypadek, który, o czym dorośli nie mieli pojęcia, zdarzył się w innym miejscu niż to, w którym ofiara straciła przytomność. Arto nie żałował tych starszaków, byli parą zwykłych szczurów, jednak teraz obaj byli martwi, przez niego. Choć to nie jego ręce pozbawiły ich życia, był tym kto zbudował i uruchomił tę maszynę.
To mogli być moi chłopcy – ta myśl uparcie krążyła w jego głowie. To może się tak skończyć dla któregoś z nich.

Żimmy czekał przed klasą. Arto tylko na niego spojrzał i już wiedział, że coś jest nie tak. Żimmy odpowiedział spojrzeniem i spuścił wzrok. Wyglądał bardzo poważnie.
– Musimy pogadać – oświadczył krótko.
Sala była otwarta. Niektórzy nauczyciele otwierali je już na przerwie, pozwalając uczniom pracować przy konsolach. Korzystali z tego zwłaszcza jajcogłowi.
Arto spojrzał na Iwena i skinął w stronę drzwi. Iwen w milczeniu spełnił nieme polecenie. W spojrzeniu, jakim obdarował mijanego Arto tkwił wyraźny wyrzut, że wciąż coś przed nim ukrywa, choć obaj siedzieli w tym po uszy.
Odsunęli się od drzwi.
– Anhelo urządził polowanie. – Żimmy wciąż nie patrzył mu w oczy. – Kilkunastu starszaków z różnych grup dorwało naszych wojowników. Ciężko ich pobili.
Arto odchylił głowę i spojrzał w głąb sali. Faktycznie, było pusto. Nie było nawet Derta. Nic dziwnego, że to właśnie Żimmy przyniósł mu wieści. Odesłał go od siebie, by chronić, lecz zamiast tego nieświadomie wysłał prosto w kłopoty. Jeszcze niedawno czułby satysfakcję, widząc jak oberwało się zdrajcom, jak poznają jak to jest być ściganym i bitym, lecz nie miał już w sobie tamtego gniewu. Gdyby nie Iwen, byłby taki jak oni. Teraz myślał inaczej, bardziej jak Iwen. Znowu popełniał ten sam błąd, znowu ciągnął za sobą innych. Znowu przegrał. Skończy się tak samo, jak gdybym zostawił Iwena samemu sobie, pomyślał. Jedyna różnica to to, że ja się zmieniłem i że inni za to ucierpią. My, cała grupa, inne grupy.
To nic, że kazał grupie trzymać się z daleka od walki. To już nie wystarczyło. Byli z nim, to wystarczyło, by stać się celem. Jeźdźcy Smoków nie mieli szansy przeciwko połowie szkoły. Czuł się jak Wel, bity przez kolegów na środku korytarza.
– Kto? – spytał. Po zachowaniu Żimmiego widział, że było coś jeszcze.
– Aristo. I Marsjanie.
Westchnął bezwiednie. Zostali zdradzeni. Każdy jego ruch tylko pogarszał sytuację. Anhelo nie był wściekły póki go nie sprowokował do pobicia. Potem napuścił na niego sojuszników – Anhelo wściekł się jeszcze bardziej. Zbyt późno zrozumiał, iż jedynym sposobem było nie robienie z tym niczego, od samego początku. Iwen nie miał pojęcia o szkole, lecz miał rację. Gdyby sprzeciwili się wszyscy, wtedy Anhelo poszedłby prosto do akademii, lecz zbyt wielu się wahało, zbyt wielu się go bało – bo byli tacy jak Aristo i było ich wielu.
Czego się spodziewał? Dostał ostrzeżenie. Jak mógł wierzyć, że starszaki okażą się bardziej lojalne od jego własnej grupy? Ze wstydem przyznał przed samym sobą, iż przegrał tę wojnę, lecz oni nie musieli jej przegrywać wraz z nim. Została tylko jedna decyzja, jaką mógł podjąć.
– Żimmy, zrzekam się dowództwa. Teraz ty jesteś kapitanem.
Żimmy wlepił w niego zdumione spojrzenie. Wreszcie spojrzał mu prosto w twarz. Nie odezwał się, lecz jego oczy pytały za niego.
– Nie chcę pociągać was za sobą – wyjaśnił chłodnym, rozkazującym głosem. – Rozpowiesz, że mnie pokonałeś. Każ tak mówić naszym wojownikom… albo nie, sam im to napiszę. Nie chcę byś udawał, że rządzisz, ty masz rządzić. Ja… Chciałbym tylko, aby Rejkert wciąż uważał za nas obu na lekcji. Naprawdę nie mamy czasu na naukę.
Żimmy milczał. Arto nie mógł odgadnąć, co teraz myślał. Naprawdę zwariowałem, pomyślał. Biłem się z Żimmym o grupę, tylko po to, by mu ją teraz oddać.
– Ale… Nie rozumiem… – wyjąkał wreszcie. – Zostaniesz sam, tylko was dwóch…
– Tak musi być. Nie zbliżajcie się do nas. Nie próbujcie rozmawiać, najwyżej na lekcji. Ogłoś, że nas wyrzucasz. Nam to nie zaszkodzi, a wam może pomóc.
Żimmy milczał bardzo długą chwilę.
– Byliśmy wrogami! – powiedział wreszcie.
– Żimmy, ja muszę. Nie mogę…
– Dlaczego nie Dert? – Żimmy nie zwracał uwagi na jego słowa. – Jemu ufasz bardziej!
Żimmy go oskarżał. O co? Że nie miał wyjścia? Nie rozumiał, że tak musiało się stać?
– Nikt nie uwierzy, że Dert mnie pokonał. Nikt nie uwierzy, że ty nie pokonałbyś go na drugie rozjaśnienie. Nie byłeś dla mnie wrogiem, ja tylko się broniłem. Zrób z tym co zechcesz.
Żimmy zawahał się.
– Wiesz, że ja bym tak nie mógł.
– Robię to dla dobra grupy. – Arto uznał, że chłody, surowy głos najlepiej przekona Żimmiego o słuszności decyzji. – Jest twoja. Jeśli… Jeśli zwrócicie się przeciwko nam, jak inni, jeśli zechcesz się mścić…
Żimmy spojrzał na niego z gniewem. Sama myśl była dla niego obrazą.
– Zrobię co powiedziałeś – obiecał. – Uznam to za twój rozkaz. Ale nie zrobię nic poza tym. Wciąż będziesz w grupie, wciąż będziesz kapitanem, tylko…
Żimmy był taki poważny, taki przejęty, że Arto uśmiechnął się lekko.
– Tylko inni nie będą o tym wiedzieć.
« 1 2 3 4 5 12 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.