Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 12

« 1 2 3 4 5 8 »

Alan Akab

Więzień układu – część 12

Szybkość, z jaką Buris się odwrócił zupełnie go zaskoczyła. Nigdy, nawet podczas pracy nad statkiem, nie widział, by poruszał się tak zwinnie i pewnie. Buris zamachnął się do rzutu jakimś ciężkim narzędziem, lecz w porę rozpoznał z kim ma do czynienia. Odłożył je na bok i siadł na skrzyni.
Chwilę mierzyli się wzrokiem. Obaj byli spięci; żaden nie wiedział jak zareaguje ten drugi.
– No to teraz ty przyłapałeś mnie – stwierdził w końcu Buris. – Jesteśmy kwita. Ten przegląd to twoja robota, co? Zastawiłeś pułapkę?
– Może – odpowiedział ostrożnie. Nie wiedział po czyjej stronie naprawdę gra Buris. Przecież powinienem się domyślić, pomyślał. Gdy wszystko wokół jest w ruchu, nieruchomy obiekt przykuwa wzrok już samą swoją naturą. A wokół mnie był tylko jeden taki obiekt…
Lerszen wspomniał, że są elitą – i chyba miał rację. Tylko rzekomo nierozgarnięty Buris nijak nie pasował do tego obrazka. Powinienem się domyślić, powtarzał sobie w myśli, powinienem odgadnąć, choć nawet teraz nie wierzył w to, co widział. Czuł się jak ostatni dureń. Nieważne, że pod każdym względem działanie Burisa było mu na rękę, tak wtedy gdy Arto ukradł klucz, jak i teraz. Nie interesowało go w jaki sposób udawało się Burisowi przemycać narzędzia na zewnątrz. Liczyło się tylko to, że Arto był już w drodze.
– Oto i cała prawda – powiedział, uśmiechając się sztucznie. – Nieźle sobie z nami pogrywałeś, Buris. Zwłaszcza ze mną.
– To nie tak jak myślisz. Zaraza i duszności! – Buris poruszył się niespokojnie. – Wiedziałem, że przez tę historię z Lerszenem zrobię się nieostrożny. I jeszcze ta twoja wieczna podejrzliwość – spojrzał bacznie na Wilana. – Chyba mnie nie wydasz, co? Wciąż mam dość dowodów, by cię wsadzić, nawet jeśli statek przestał cię interesować.
– Zależy co mi powiesz – stwierdził ostrożnie. – Jak ci się udawało, przez tyle lat?
– Dzięki resztkom dawnej czujności i odpowiedniemu sprzętowi – wskazał na korytarz wyjściowy. – Jedna z tamtych zabawek przegania automaty, druga wykrywa ruch.
– Niewiele by ci to pomogło, gdyby ktoś tu wszedł, chyba że potrafiłbyś zniknąć.
– Zniknąć? – i Buris nagle zniknął. Nie poruszył się, po prostu znikł Wilanowi z oczu.
Kamuflaż optyczny! Wilan rozejrzał się po pomieszczeniu. Były tu perceptory, choć teraz nieczynne, lecz one nie potrafiły wykryć emisji energii. Tak było w całej stoczni. Maszyny wytwarzały dość własnego pola, by oślepić każde takie urządzenie. Jeśli kiedykolwiek chciał mieć pewność, że nikt i nic go nie zobaczy, uzyskał ją teraz. Zefred osobiście odłączył perceptory w magazynie od sieci, Buris też musiał się zabezpieczyć, a gdyby tego było mało, sześcianik kolonisty zakłócał ich pracę. Ciekawe czy Buris miał przy sobie podobny?
Buris pojawił się w tym samym miejscu, w którym siedział wcześniej.
– Wiem kiedy przegrywam. Gdybyś sam nie korzystał z podobnych zabawek, nigdy byś mnie nie znalazł. Dla kogo pracujesz? Kosa, Protektorzy?
– Tylko dla siebie. Myślałem, że znasz mnie choć na tyle. A może twoja paranoja nie pozwala ci uwierzyć, że mogę nie mieć z nimi nic wspólnego?
– Dla siebie, ech? – spojrzał nieufnie. – Jeśli tak, powinieneś mnie puścić.
– Pracuję dla siebie, lecz nie jestem sam. Przekonaj mnie, że nie zaufałem niewłaściwej osobie. Dla kogo ty pracujesz?
– Jeszcze się nie domyśliłeś? – zdziwienie kolonisty zawsze było udawane, lecz Buris chyba aż tak daleko nie zaszedł. Jego uniesione brwi wyglądały bardzo przekonywująco.
Wilan przyznał mu w myśli rację. Był głupi, zaiste był! Powinien na to wpaść dużo, dużo wcześniej, ale aż do teraz nie zwrócił na to uwagi. Buris siedział w tym o wiele głębiej niż myślał po ostrzeżeniach kolonisty. Owszem, czuł, że jest z nim coś jest nie tak, lecz gdy zaczął pracować nad statkiem, czuł to wobec każdej osoby. Jego umysł zbyt często wszczynał alarm bez powodu, więc przestał zwracać na niego uwagę.
– Nie wiedziałem, że Podziemie ma kogoś w stoczni – stwierdził ironicznie. – Nie wiedziałem, że jesteśmy aż tak ważni.
– Myślałeś, że Podziemie to tylko żołnierze? Ktoś musi im dostarczać sprzęt i materiały. Drobnica, jak ja. Ktoś, kto wie co robić, umie i zrobi to za niewygórowaną sumkę – uśmiechnął się do siebie, patrząc na swoje stopy – lecz w razie kłopotów nikt nie będzie za nim płakał – uniósł głowę. – Wiesz co jest najzabawniejsze? Połowa z tego o co mnie teraz posądzasz to nie moja robota. Te skrzynie – poklepał tę na której siedział – są otwierane gdzieś po drodze. Wiedziałbym, gdyby to działo się tutaj. Czasem brakuje kilka drobiazgów, czasem nie. Co mi tam – machnął ręką. – Każdy kradnie jak może. Nie mój problem, jak długo mnie nie złapią i nie oskarżą.
Wilan spojrzał w stronę wejścia. Schował depolaryzator. Ani chciał go używać, ani wierzył, by Buris spróbował sztuczek. Każdy z nich miał dość haków na drugiego, by to poczuć.
– Dobrze odegrałem swoją rolę, co? – Buris też się uspokoił.
– Byłeś bardzo przekonujący – stwierdził Wilan, zastanawiając się czy kiedykolwiek nauczy się poznawać na ludziach, czy też na zawsze pozostanie beznadziejnym przypadkiem. – Co wspólnego miał reaktor, mój reaktor, z twoimi kolegami po fachu? Przeszkadzał w przemycie? Nie mogłeś od razu wydusić o co ci chodzi?
– I co miałbym powiedzieć? Wil, stary, pamiętam co mówiłeś o Podziemiu, ale widzisz, ja jestem jednym z nich? Nawet ci się nie dziwię. Media od lat wsadzają nas do jednej skrzyni z przestępcami, wywrotowcami i zamachowcami, a ludzie w to wierzą, bo nie chce im się myśleć. Nawet nasi znajomi z innych organizacji wolą wszystko zwalić na nas. W Układzie działa z tuzin różnych dużych organizacji, plus dziesiątki mniejszych, takich co pojawiają się nagle i szybko zostają wyłapane. Ledwie kilka istnieje dłużej niż kilkadziesiąt lat i liczy się naprawdę. Wiedziałeś, że Podziemie ma już dwa wieki?
– Ale jak…?
– Taka jest nasza natura. Informujemy ludzi o ciemniej stronie działalności Rządu. Nie podkładamy bomb, nie porywamy ludzi ani statków. Nasze ataki to głównie włamania do komputerów, wykradanie lub niszczenie jakichś rzeczy czy tajnych projektów… Mnie o to nie pytaj. Do tego potrzeba sprzętu. Ja – wskazał kciukiem na siebie – jestem nikim, lecz jest nas wielu i działamy razem. To dlatego jesteśmy najniebezpieczniejsi dla Rządu i dlatego obwinia nas on o wszystko, nawet o plamy na Słońcu.
– Nie jesteście niewinni! Przekazujecie informacje prawdziwym zamachowcom. To wy mówicie im gdzie i jak uderzyć, zdradzacie zabezpieczenia…
– Niektórzy tak robią – Buris kiwnął głową. – Czasami dla kolonistów, czasami dla siebie, dla impulsów. Czasem zdarza się coś większego, jak porwanie czy ta historia Argo… lecz tamto to był wypadek. Rząd sam tak to pociągnął, byle tylko nie ustąpić. Tak czy inaczej, wszystko, co złe, to wina Podziemia. Nikt nie zastanawia się nad tym skąd się biorą plotki, które ludzie z takim przekonaniem powtarzają między sobą. Kto ujawnił, że Rząd próbuje rozszerzyć sieć podsłuchową? Politycy? Ha! To my utrzymujemy równowagę między tym co robi Rząd i tym co chcieliby zrobić zwykli ludzie! Nie kreujemy się na zbawców i też popełniamy błędy. Czasami nasze metody nie różnią się wiele od tego, co robią Protektorzy, ale trudno robić inaczej, gdy ma się takiego wroga.
– I nie wiecie, że to przez was są te wszystkie zabezpieczenia? – Wilan z oburzeniem wskazał na najbliższy perceptor, obserwujący ich martwym spojrzeniem swoich analizatorów. – Wasze istnienie jest dla Rządu dobrą wymówką, by nas śledzić, podsłuchiwać sieć i podglądać gdy tylko jest to możliwe!
Z trudem opanował gniew. Gdyby nie perceptory nie musieliby teraz tańczyć na włóknie, doprowadzając całą operację do końca. Chociaż… kto wie czy Lerszen, kolonista, on sam czy nawet Buris nie byli tylko nieświadomymi narzędziami w tym rzekomym bałaganie?
– Wil, wierz sobie w co chcesz, mi to obojętne – Buris wzruszył ramionami – lecz zastanów się nad tym. Co jeśli Rząd mógłby nas zniszczyć, w każdej chwili? Co stałoby się z całą tą siecią? Wraz z końcem Podziemia Rząd straciłby wiele wymówek, nie sądzisz? Wiele bym dał, by wiedzieć za iloma zamachami stoją sami Protektorzy. Sam mam wątpliwości. Każdy je ma. Trudno ich nie mieć. Co byśmy nie robili, ludzie przywykają do wszystkiego. Nie wierzą, gdy próbujemy ich ostrzec. Nie ufają już nikomu, nawet tym, co mówią prawdę. Protestują dopiero wtedy, gdy coś zmieni ich życie na gorsze, lecz wtedy jest już za późno. Ich protest jest osamotniony i skazany na porażkę. Póki system jest znośny, póki daje dość swobody, by nie widzieć go na co dzień, siedzą w nim cicho i robią co do nich należy. Może poza nielicznymi, ale to wyjątki.
– Jak ty.
– Nie jak ja! – Buris podniósł głos. – Właśnie o to chodzi, że ja też zacząłem przywykać! Myślisz, że dlaczego jestem już tym zmęczony?
– Buris, ty naprawdę masz paranoję – uznał, nie wierząc, że sam to powiedział. – Czy jest ktoś, ktokolwiek, komu jeszcze ufasz? To twoje… zajęcie…
« 1 2 3 4 5 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.