Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Upiór w operze (The Phantom of the Opera)

Joel Schumacher
‹Upiór w operze›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułUpiór w operze
Tytuł oryginalnyThe Phantom of the Opera
Dystrybutor Monolith
Data premiery14 stycznia 2005
ReżyseriaJoel Schumacher
ZdjęciaJohn Mathieson
Scenariusz
ObsadaGerard Butler, Emmy Rossum, Patrick Wilson, Miranda Richardson, Minnie Driver, Ciarán Hinds, Simon Callow
MuzykaAndrew Lloyd Webber
Rok produkcji2004
Kraj produkcjiUSA, Wielka Brytania
Czas trwania143 min
WWW
Gatunekmusical
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Opis dystrybutora
Straszliwie oszpecony mężczyzna, znany jako Upiór, uwielbia wzbudzać strach w umysłach pracowników Paryskiej Opery. Pewnego dnia Upiór przychodzi do młodej śpiewaczki Christine Daae i oferuje jej pomoc w ćwiczeniach nad głosem. Upiór zakochuje się w Christine i chce mieć ją wyłącznie dla siebie. Dziewczyna, zakochana do szaleństwa w Raoulu Viscount de Chagny, nie podziela jego uczucia. Upiór, rozgniewany i zawiedziony postanawia porwać Christine i w swojej mrocznej kryjówce spędzić z nią resztę życia.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje      
Agnieszka ‘Achika’ Szady ‹Upadły anioł muzyki›

Tomasz Kujawski ‹Parada wyjców›

Utwory powiązane
Filmy (13)       [rozwiń]






Tetrycy o filmie [2.25]

MC – Michał Chaciński [2]
Po prostu upiorne. Śmiertelnie nudny spektakl, ciągnący się jak flaki z olejem. Wygląda to na wymarzony film geja-scenografa, który zaczął parać się reżyserią, ale zapomniał zadać sobie pytanie jak zaciekawić widza. No tak, ale przecież reżyserował Joel Schumacher, czyli gej-scenograf, który zaczął parać się... itd. Do tego morderczo kiczowata muzyka Webbera, którą sprzedać dałoby się wyłącznie puszczając oko, że świadomie sprzedajemy kicz. A w "Upiorze" obaj panowie sprzedają całość na poważnie. O ile "Upiór" oglądany na scenie broni się m.in. tym, że widzimy zywych ludzi odgrywających spektakl w naszej obecności, w kinie wychodzi z tego czerstwa buła, która sprawia wrażenie, że powstała jedynie dla pokazania scenografii, kostiumów i ładnych zdjęć.

PD – Piotr Dobry [2]
Gdyby tak skrócić to o połowę, wyrzucić irytujące zaśpiewy w rodzaju „Hooooow aaaareee yoooouuuuu toooooodaaaaayy?” i zostawić same piosenki – nadal byłby to kicz większy niż całe kino bollywoodzkie, ale chociaż kicz w miarę przyswajalny. Oczekiwałem musicalu, dostałem absurdalnie barokową operę, niemniej zdziwiony nie jestem – wszak przygotował ją facet, który wcześniej potrafił zrobić operę nawet z „Batmana”. I może dlatego, że bardzo chciał nakręcić swój trzeci film o przygodach Nietoperza, ale mu nie dano – wziął się za postać Upiora i perwersyjnie przerobił go na przystojniejszą i bardziej dystyngowaną wersję Harveya „Dwie Twarze” Denta, ubierającego się jednak jak Batman. W swej perfidii jest to pomysł całkiem intrygujący, ale z drugiej strony znajdźcie audytorium składające się z transwestytów zafascynowanych jednocześnie komiksem i Webberem. Mission impossible.

TK – Tomasz Kujawski [3]
Dziełko zrealizowane w konwencji zmanierowanej i sztucznej, i co gorsza podchodzące do tej konwencji na poważnie. Schumacher nakręcił bardziej jarmarczną operę niż film. Fabuła jest szczątkowa i naiwna, opowiedziana bez żadnej dbałości o płynność historii i dramaturgię - obraz całkowicie wyprany z emocji. Opowieść jest skromna i banalna, ale przez porażająco powolne tempo rozciągnięta na dwie i pół godziny seansu. Postacie to sztuczne twory, których ruchy i słowa podporządkowane są muzyce, a odtwarzający je aktorzy bardziej skupieni są na dopasowaniu się na playbacku niż grze. Jedyny plus to kilka rozpisanych na orkiestrę melodyjnych piosenek.

KS – Kamila Sławińska [2]
Kto narzeka na kiczowatość tego obrazu, nie rozumie podstawowej rzeczy – Andrew Lloyd Weber to uosobienie kiczu: tak było, jest i będzie. Prawdziwy problem leży w tym, że w oryginalnej historii piękna Christine miała wyraźny powód, by porzucić Upiora: facet był brzydki jak kupa. W filmowej wersji Gerald Butler, wcielający się w postać Upiora, wygląda dużo ciekawiej niż wymoczkowaty Patrick Wilson, więc widzowie nie mają innego wyjścia, jak zastanawiać się, w czym ta laska widzi problem? Po chwili zastanowienia doszłam do wniosku, że to ten głos: Upiór zawsze mówi z ciężkim pogłosem - i gdyby przy wspólnym stole, przy śniadaniu, zwrócił się takim piwniczno-grobowym głosem do Christine-żony „kochaaaaaaaanie, poooooodaj mi maaaasło” – ich dzieci zapewne uciekłyby w popłochu. Skoro ten dylemat został rozwiązany, pozostaje jeszcze jeden: po co w ogóle oglądać ten nieskończenie nudny i napuszony film, który daje widzowi mniej więcej tyle przeżyć, co ponaddwugodzinna reklama bielizny? Odpowiedź: dla kilku minut, kiedy na ekranie jest Minnie Driver, pyszna w burleskowej roli operowej włoskiej divy. Kiedy Driver zniknie z ekranu – można spokojnie wyjść z kina.

Oceń lub dodaj do Koszyka w

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Copyright © 2000-2024 – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.