Ruchomy zamek Hauru
(Hauru no ugoku shiro)
Hayao Miyazaki
‹Ruchomy zamek Hauru›
Opis dystrybutora
Sophie ma 18 lat i całe dnie spędza w sklepie z kapeluszami, który wcześniej należał do jej zmarłego ojca. W trakcie jednej z nieczęstych wizyt w mieście, poznaje czarodzieja o imieniu Hauru. Hauru jest niezwykle przystojny, ale także dość skryty. Zazdrosna o ich zażyłość czarodziejka, rzuca czar na Sophie, przez który dziewczyna zmienia się w 90-letnią staruszkę.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje
Filmy – Publicystyka
Utwory powiązane
MC – Michał Chaciński [8]
Jak po każdym filmie Miyazakiego, pozostaję właściwie oniemiały. Znowu mistrzowskie pomysły fabularne, opowiadanie przyjaznym tonem o strasznych życiowych tragediach i wrażenie obcowania ze starym mistrzem, któremu mądrość pozwala na cichy, spokojny ton, zamiast krzyku. Ale w odróżnieniu od Spirited Away i Księżniczki Mononoke miałem w drugiej części filmu wrażenie lekkiego wyobcowania przy przejściu na abstrakcyjny poziom starcia wrogich sił. Trudno mi nawet powiedzieć dlaczego. Choć scenograficznie to jeden z bardziej europejskich znanych mi filmów Miyazakiego, rozwiązania w końcówce wydały mi się po prostu bardziej abstrakcyjne niż poprzednio.
Szedłem do kina z nastawieniem na powtórkę ze „Spirited Away”, a tymczasem zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony europejskością tego filmu. Zarówno w formie jak i treści – całość jest urzekającą w swej prostocie przygodowo-miłosną historią, będącą czymś na kształt połączenia „Pięknej i Bestii” z „Czarnoksiężnikiem z Oz”, ze znikomą ilością orientalnych motywów. Żadnych pagód, bambusowych chatek, tylko przepiękne południowoeuropejskie pejzaże, zamek jak od braci Grimm, Wiedźma z Pustkowia jak od Chometa, cała galeria już nie tylko cudacznych, ale i cudownych postaci. Ponadto komplet ładnych morałów – zwycięstwo miłości, starość jako błogosławieństwo, krytyka wojny, egoizmu etc. Takie bajki to ja lubię.
WO – Wojciech Orliński [10]
Zajebioza. Muszę się jeszcze chwilę zastanowić, czy nie uważam tego filmu za najwspanialsze anime ever, ale tak czy siak, to arcydzieło gatunku.
KS – Kamila Sławińska [9]
Może nie jest to aż taki cios prosto w metafizyczny splot słoneczny jak Chichiro – ale uroda „Howl’s Moving Castle” od pierwszej chwili oczarowuje i trudno jej się oprzeć. Nie będę rozwodzić się nad łatwa do przewidzenia w filmie Miyazakiego uroda formalną: pięknem zamku na kurzych nóżkach, różnorodnością fantastycznych istot, zaludniających magiczny świat, który jest jakby ładniejsza, idealną wersją sielskiej, południowej Europy. Najbardziej urzekł mnie, zupełnie niespotykany w dzisiejszych czasach – w których każdy musi wyglądać jak młody bóg i zachowywać się jak nastolatek – wątek starości jako swoistego błogosławieństwa: główna bohaterka dzięki zaklęciu, które robi z niej staruszkę, staje się dojrzalszą i mądrzejszą osobą. No ale jak to u mistrza Miyazakiego – historia pozwala interpretować się na wiele sposobów, i każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Naprawdę szkoda by było, gdyby miał to być już ostatni Miyazaki, zwłaszcza, ze dorównujących mu artyzmem i wyobraźnia następców jakoś nie widać.
Cały czas miałem wrażenie, że Miyazaki zrealizował wyłącznie fragmenty wewnątrz tytułowego zamku. W domostwie Hauru czuć było magię, poza nim tylko znużenie. Dla jednych celowy zamysł, dla mnie fabularny niedostatek. Dlatego zauroczył mnie ten film, ale i pozostawił obojętnym. Piękny wizualnie, zaskakuje oryginalnym wykorzystaniem środków wyrazu z kina aktorskiego. Porusza też aktualne tematy, nie pomijając tych z lekko zakurzonego strychu socjologii. Niestety, robi to na jednym biegu, co nie przeszkadza podczas niszczenia kultu piękności, ale krytyka wojny wymaga już ostrzejszego tonu. Zabrakło mi tego "krzyku".
KW – Konrad Wągrowski [7]
Nie można powiedzieć, że film nie jest piękny, bo po prostu jest. Tytułowy zamek zachwyca, steampunkowa w formie scenografia alternatywnej magicznej rzeczywistości inspiruje, sceny wojenne poruszają, a wpływającego uszkodzonego okrętu nie zapomnę długo. Ale od strony fabularnej całość wydała mi się zbyt mało angażująca, zbyt słabo rysująca bohaterów i pozwalająca na przejmowanie się nimi, abyt prosto zakończona. Choć mam - jak zwykle u Miyazakiego - niejasne przeczucie istnienia drugiego dna, ukrytych znaczeń. Może kolejne seanse pomogą.