Hotel Ruanda
(Hotel Rwanda)
Terry George
‹Hotel Ruanda›
WASZ EKSTRAKT: 80,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Hotel Ruanda |
Tytuł oryginalny | Hotel Rwanda |
Dystrybutor | Best Film |
Data premiery | 4 listopada 2005 |
Reżyseria | Terry George |
Zdjęcia | Robert Fraisse |
Scenariusz | Keir Pearson, Terry George |
Obsada | Don Cheadle, Sophie Okonedo, Nick Nolte, Joaquin Phoenix, Desmond Dube, Cara Seymour, Jean Reno |
Muzyka | Jerry ‘Wonder’ Duplessis, Rupert Gregson-Williams, Andrea Guerra |
Rok produkcji | 2004 |
Kraj produkcji | Kanada, RPA, Wielka Brytania, Włochy |
Czas trwania | 121 min |
WWW | Strona |
Gatunek | dramat, wojenny |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Akcja dzieje się w czasie okrutnych walk międzyplemiennych (Tutsi przeciw Hutu) w stolicy Rwandy, Kigali, w 1993 roku. Jednym z bohaterów jest właściciel tytułowego hotelu Paul Rusesabagina, który dał schronienie tysiącom bezbronnych Rwandyjczyków.
Inne wydania
Teksty w Esensji
Filmy – Publicystyka
Utwory powiązane
Filmy
MC – Michał Chaciński [6]
Nie wiem, czy można przy takim filmie wybrzydzać na realizację. Najważniejsze jest w zasadzie to, że porusza i daje się postawić w sytuacji bohatera - faceta walczącego o swoją rodzinę i naiwnie przekonanego, że ludzie nie mogą być przecież tak okrutni, żeby zrobić sobie nawzajem krwawe piekło. Szkoda jednak, że Terry George tak łopatologicznie operuje tu muzyką, która nachalnie podkreśla wiele scen. Szkoda też, że jego scenariusz jest tak przewidywalny. Na szczęście aktorzy pozwalają to wszystko przekonująco sprzedać. W sumie czuję lekkie rozczarowanie, bo temat pozwalał na znacznie więcej, ale powraca pytanie, czy można przy takim filmie wybrzydzać. Nawiasem mówiąc kto szuka suplementu, powinien obejrzeć dokument "Shake Hands With the Devil" o losach generała Dellaire, granego w filmie przez Nicka Nolte.
Poruszający, głęboko humanistyczny film, który sprawdza się i jako portret niezwykłego heroizmu, i jako rachunek sumienia Zachodu. Terry George unika taniej sensacji, nie epatuje przemocą, całość rysuje zaskakująco bezkrwawym kolorem. Ważniejszy od obrazowania ludzkiego okrucieństwa jest dla niego manifest wiary w człowieka. Don Cheadle genialnie odnajduje się we wszystkich, najsubtelniejszych niuansach swojej złożonej roli. Drobną słabością filmu jest przewidywalność wielu scen, ale trudno żeby było inaczej, skoro już przed seansem wiemy, że Rusesabagina przeżył. „Hotel Ruanda” jest pomnikiem wystawionym jemu i całej Afryce, ale i pomnikiem raczej niepożądanym przez resztę świata. Wzrusza, podnosi na duchu, ale i rozbudza poczucie wstydu za tych „cywilizowanych”, którzy swego czasu bez skrupułów przymknęli oczy na Trzeci Świat i trzecie co do wielkości ludobójstwo XX wieku.
Ważny temat ukazany bez zbędnego epatowania przemocą i jako obraz dokumentujący prawdziwe wydarzenia należy się bardzo wysoka nota. Realizacja i świetne aktorstwo, do tego spora dawka emocji. Odniosłem niestety wrażenie, że gdyby nie świadomość, iż jest to film na faktach, ocena byłaby niższa, gdyż dramaturgicznie jest często stereotypowo i przewidywalnie, ale w końcu w takich realizacjach nie o oryginalność chodzi.
WO – Wojciech Orliński [8]
Dziwią mnie pochwały dla aktorstwa w tym filmie, które mi akurat wydawało się nieprzekonujące, z wyjątkiem wyrazistych postaci drugoplanowych (np. skorumpowanego miłośnika single maltów). Zdjęcia "pięknych okoliczności przyrody" dyskretnie podkreślają to, że akcja dzieje się w miejscu, które powinno być rajem, nie piekłem. Bardzo chwalę ten film też za to, że choć pokazuje okropności - to jednak unika epatowania nimi. Nie musimy oglądać rozłupywania czaszek maczetami by poczuć grozę otaczającą głównych bohaterów.
KS – Kamila Sławińska [8]
Ambiwalencja uczuć, jakie budzi we mnie ten obraz, wynika z zupełnie nie związanego ze sztuką filmową dylematu: czy rzeczywiście służy on upamiętnieniu najtragiczniejszego bodaj wydarzenia ostatniego półwiecza - czy raczej głaskaniu sumień tych, co mogli przemówić przeciw ludobójstwu, kiedy ono miało miejsce, ale tego nie zrobili? Czy gwiazdy, wcielające się dziś w bohaterów tamtych tragicznych wydarzeń, nie robią tego raczej by okupić swą ówczesną bezczynność, a nie by oddać hołd ofiarom? Jakkolwiek brzmi odpowiedź na takie pytania – trudno przecenić emocjonalną siłę tego filmu, świetne aktorstwo Chidle’a i Okonedo, wyważoną, pozbawioną zbędnej egzaltacji reżyserię Terry George’a i piękne zdjęcia Roberta Fraisse’a.
"Hotel Ruanda" jest filmem, w którym odnajduje się wzruszenie i wstyd, ale też czuć nutkę fałszu. Don Cheadle i Sophie Okonedo tworzą piękną parę współczesnego Romeo i Julii, których miłość przezwycięża różnice plemienne. Słowa Joaquina Pheoenixa – o powracaniu do zwykłych obowiązków domowych po telewizyjnych relacjach z wielkich ludzkich tragedii – przyjmuje się z głęboką pokorą. Fakt, że wzruszenia dostarcza film o ogromnej katastrofie, a nie sama ogromna katastrofa, jest przecież oznaką wielkiego egoizmu. Dlatego szkoda, że właśnie na proponowaniu ludziom emocjonalnej dojrzałości nie skupił się Terry George. Wolał skupić się na wystawianiu pomników, co oczywiście jest zrozumiałe i wychodzi całkiem nieźle. Niestety George ma ten sam problem, co Meirelles, czyli gloryfikacja Afryki przy jednoczesnym upodleniu Zachodu. Odniosłem dziwne wrażenie, że reżyser chce pokazać, jakoby cały ruandyjski konflikt był wyłącznie winą białego kolonizatora, a później eksploatatora. Ale czego oczekiwać od europejskich i amerykańskich rządów? Mieli niby wkroczyć z pokaźnym arsenałem i liczną armią, żeby później banda pacyfistów i humanistów mówiła o "kapitalistycznych morderstwach"? Nie o to chodzi, ale zdaje mi się, że o tym Terry George nie ma pojęcia. Kwa heri.