Jarhead: Żołnierz Piechoty Morskiej
(Jarhead)
Sam Mendes
‹Jarhead: Żołnierz Piechoty Morskiej›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Jarhead: Żołnierz Piechoty Morskiej |
Tytuł oryginalny | Jarhead |
Dystrybutor | UIP |
Data premiery | 6 stycznia 2006 |
Reżyseria | Sam Mendes |
Zdjęcia | Roger Deakins |
Scenariusz | William Broyles Jr. |
Obsada | Jake Gyllenhaal, Jamie Foxx, Peter Sarsgaard, Lucas Black, Chris Cooper, Dennis Haysbert, Scott MacDonald, Jacob Vargas |
Muzyka | Thomas Newman, Tom Waits |
Rok produkcji | 2005 |
Kraj produkcji | USA |
Cykl | Jarhead |
Czas trwania | 123 min |
WWW | Strona |
Gatunek | dramat, komedia, wojenny |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Opowieść rozgrywa się w podczas wojny w Zatoce Perskiej w 1990 roku, a jej bohaterami są żołnierze z amerykańskiego plutonu, wyruszający w podróż przez zdradziecką saudyjską pustynię.
Teksty w Esensji
Filmy – Publicystyka
Utwory powiązane
MC – Michał Chaciński [5]
Ciekawa porażka. Z jednej strony najbardziej jawnie homoerotyczny film wojenny od nie wiem jak dawna. Pomysł z wojną jako metaforą niespełnienia naprawdę niezły, choć chwilami serwowany łopatologicznie (ale scena z frustracją z braku spełnienia i wreszcie z ujściem przy strzelaniu w powietrze niezła!). Z drugiej strony worek ciekawych skojarzeń zupełnie pozbawionych puenty i spójności. Nie wiem, co ten film mówi ani o bohaterze, ani o wojnie (war sucks - co za banał). Ale tym bardziej, po tym kiepawym podsumowaniu, zupełnie nie wiem, co o jednym i drugim myśli Mendes. Szkoda, bo po wstępnych scenach, w których od razu sygnalizuje, że tez widział wszystkie filmy wojenne ostatniego ćwierćwiecza, spodziewałem się, że jednak powie coś ważnego.
Niezrozumiany i niedoceniony to film, a w całej swej rozciągłości znakomity, inteligentny, zabawny i tragiczny zarazem, wymykający się łatwym interpretacjom. Bez zwyczajowych umoralniających przesłanek i niewiarygodnych przemian bohaterów. Do tego świetnie zagrany, nakręcony, sfotografowany, zmontowany, umuzyczniony etc. Wspaniale się ten rok zaczyna, oby tak dalej.
WO – Wojciech Orliński [4]
To jest mój film o marines. Jest taki sam jak inne filmy o marines, ale ten jest mój - powiedział Sam Mendes i zabrał się za kręcenie remake'u "Full Metal Jacket". Wtórność tego filmu powala niczym salwa z jakiegoś M-ileś tam A-ileś tam. A więc najpierw mamy rekruta inteligentniejszego od pozostałych, który właściwie nie wiadomo co robi wśród tej bandy psychopatów, szkolony przez sadystycznego sierżanta. Robią z niego żołnierza, który jedzie na wojnę. Przy czym, saprajs saprajs, dalej jest inteligentniejszy od pozostałych i właściwie nie wiadomo co robi wśród tej bandy psychopatów. Wszystko to już widzieliśmy i to zrobione dużo lepiej u Kubricka, Stone'a, Coppoli i tak dalej. Strata pieniędzy na bilety.
KS – Kamila Sławińska [2]
Gdyby to był pierwszy film na podobny temat, jaki w życiu oglądałam - nie mając żadnego militarnego doświadczenia z pierwszej ręki niechybnie doszłabym do wniosku, że na wojnie amerykańscy marines umierają głównie z nudów. Nuda bowiem zdaje się głównym problemem tego wtórnego i nieznośnie rozwlekłego filmu, którego twórca najwyraźniej do dziś nie zdołał się twórczo pozbierać po zbyt udanym filmowym debiucie. Co tu dużo gadać - Sam Mendes guzik wie o wojnie. Co gorsza widać coraz bardziej, że guzik wie o kinie - i tam, gdzie różni się ono od teatru, jest kompletnie bezradny. Tymczasem dobrego filmu o wojnie nie da się zrobić tylko w oparciu o napuszone dialogi: wiedzieli o tym i Kubrick, i Coppola, i masa innych reżyserów, których Mendes próbuje tu kopiować. Niestety - z żałosnym efektem.
KŚ – Kamil M. Śmiałkowski [7]
Do tej pory nikt tak dobitnie nie pokazał, że wojna to przede wszystkim nuda i niespełnienie. Życie marines w dzisiejszych czasach na nawalenie się adrenaliną po uszy i niewielkie szanse na upuszczenie jej gdziekolwiek. Czego zabrakło to umiejętności opowiadania o nudzie. Za dużo Mendes się naoglądał filmów wojennych, a za mało Seinfelda, do którego jego film jest znacznie bardziej podobny. Tu też nic się w zasadzie nie dzieje. A oglądanie nudnego filmu o nudzie nikogo nie pociąga. Chyba, że ktoś lubi wczesnego Jarmusha.
KW – Konrad Wągrowski [7]
Po kilku dniach od seansu w głowie zostaje przede wszystkim niesamowita scena marszu marines wśród płonących pól naftowych i dla niej jednej z pewnością film warto zobaczyć. Poza tym wydaje się być dość szczerym obrazem wojskowej rzeczywistości i obrazu wojny jako niespełnienia - zwróćmy uwagę, że żołnierze żałują, że nie zabili żadnego człowieka nie ze względu na mordercze skłonności, lecz ze względu na fakt, że tylko to zabicie mogłoby nadać jakiś sens ich ostatnim kilku miesiącom spędzonym bez kobiet w brudzie i upale. Problem w tym, że to niespełnienie udziela się widzowi wychodzącemu z kina - być może taki był zamysł reżysera, ale jakieś solidne spuentowanie filmu pewnie by mu nie zaszkodziło.