Kodeks 46
(Code 46)
Michael Winterbottom
‹Kodeks 46›

Opis dystrybutora
Akcja filmu rozgrywa się w bliskiej przyszłości w Szanghaju - w świecie, w którym metody kontrolowania obywateli rosną wraz z rozwojem technologicznym. Gdy podział embrionów czy zapłodnienie in-vitro są na porządku dziennym, konieczna staje się ścisła kontrola nad przyszłymi rodzicami w celu uniknięcia genetycznych mezaliansów...
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Utwory powiązane
MC – Michał Chaciński [7]
Gdyby Soderbergh robił dziś remake Blade Runnera mógłby nakręcic taki film jak Kodeks46. Cały futurystyczny świat pięknie sugeruje naszą rzeczywistość oddaloną ledwie o krok lub dwa od dnia dzisiejszego: świat pełen cyfrowych gadżetów wykorzystywanych do zwykłych codziennych czynności i świat barier oddzielających cywilizacje, klasy społeczne, czy kategorie ludzi. A w tym wszystkim nie zmieni się to, co nie ma prawa się zmienić - konflikt racjonalności z emocjonalnością, w którym ta pierwsza przegrywa, bo człowiek pozostaje zwierzęciem niedoskonałym. Winterbottom ładnie pokazuje, że technologia nie da rady tych niedoskonałości wyeliminować, choć próbuje je selektywnie naprawiać. Czyli inteligentny film o konflikcie ludzkiej natury z technologiczną machiną, dodatkowo uwiarygodniony postaciami "zwykłych" aktorów zamiast gwiazd z żurnalu.
Winterbottom ma dobry gust muzyczny i świetnego zdjęciowca, ale ma też niestety zadęcie na pierwszego yntelektualystę kina. Wydaje mu się, że odkrywa jakieś wielkie prawdy o miłości i antyutopii, ale tylko mu się wydaje, bo fabularnie i ideologicznie „Kodeks 46” to mniej więcej zestawienie „Między słowami” z „Człowiekiem demolką”. Generalnie jednak do diabła z przekazem, rzecz jest poetycka, ma świetny soundtrack i tylko mogłoby być mniej zbliżeń na twarz Samanthy Morton, a więcej na jej elegancko wygoloną waginę. Chociaż z drugiej strony po co denerwować Susan Sarandon?
WO – Wojciech Orliński [7]
Bardzo, bardzo, bardzo dziwna dystopia science-fiction. Skojarzenia z "Blade Runnerem" nasuwają się automatycznie - główny bohater jest detektywem, który nie przepada za swoim zawodem, a w trakcie śledztwa zakochuje się w kimś, kogo powinien wytropić. Zamiast futurystycznego Los Angeles, mamy futurystyczny Szanghaj, Dubaj i Jaipur. Też niezłe! Tim Robbins jako detektyw może się mierzyć z Harrisonem Fordem, ale brakuje odpowiedników Racheli czy Pris. Kochankę głównego bohatera gra Samantha Morton (grała też jedną z przepowiadaczek przyszłości w "Raporcie mniejszości") - aktorka o urodzie niezbyt przystojnego chłopca. Sceny erotyczne niepokojąco przypominają więc tutaj filmy Kieślowskiego.
KS – Kamila Sławińska [7]
Nie do końca udał się Winterbottomowi ten melacholijny, fantastyczny snuj z parą znakomitych aktorów w głównych rolach – ale ma w sobie coś, co sprawia, że trudno o nim zapomnieć. Może dlatego, że to pierwsza naprawdę przemyślana globalistyczna anty-utopia, w której pojawiają się wątki jak z Baumana, straszne przez swoje bolesne prawdopodobieństwo. Jest tu coś z włóczęgowskiej poezji Wendersa, coś z wizualnej magii Wang Kar-Waia, ale bez pretensji tego pierwszego i nudziarstwa ostatniego. Trudno bez zastanowienia polecić, ale przy odrobinie wyrozumiałości – seans sprawi przyjemność; jeśli nie z innych powodów, to choćby przez przepiękne, hipnotyczne zdjęcia i nastrojową muzykę.
Umowne science-fiction, które przede wszystkim mówi, a dopiero później pokazuje, że dotyczy przyszłości. Dialogi i fabuła zręcznie dziergają futurystyczną otoczkę, wciągając widza w świat stworzony przez Winterbottoma. Szczytem imaginacji są świetnie sfotografowane blisko- i dalekowschodnie metropolie. Z umiejętnościami Alwina Kuchlera nawet na warszawskim Tarchominie udałoby się nakręcić kontynuację „Ja, Robot”. Mało przekonywujący są natomiast aktorzy. W ostateczności mogę jeszcze uwierzyć w Tima Robbinsa jako „deckard wanna-be”, ale w Samanthę Morton jako obiekt pożądania nie uwierzę nigdy. Szkoda też, że bardzo dobre science-fiction przechodzi w mierne geological-fiction. Alter-globalistyczne hasełka z „Kodeksu 46” są bardziej dosłowne niż czerwona farba na futrach z norek.
KW – Konrad Wągrowski [7]
Film science fiction jak sprzed 30 lat - ale to nie zarzut, to zaleta tego filmu. Bez futurystycznej scenografii, ale za to w świecie przyszłości z jasno określonymi zasadami i wynikającym w miarę logicznie z współczesności. Jasno w głównym świetle staje para bohaterów (Tim Robbins i Samantha Morton nadają im wiarygodności), a film nabiera bardzo niedzisiejszego nastroju nostalgicznego romantyzmu. "Kodeks 46", podobnie jak "Zakochany bez pamięci" staje się opowieścią na temat piękna, niedoskonałości, ale i siły ludzkich uczuć w zmieniającym się świecie. Aby opowiadać takie właśnie historie powstała fantastyka naukowa.