Angel-A
Luc Besson
‹Angel-A›
Opis dystrybutora
Opowiedziana w czarno-białej kolorystyce historia człowieka, który na swej drodze spotyka... kobietę-anioła. Osnuty mgłą tajemniczy i wytworny Paryż, błyskotliwy humor i nieziemska kobieta.
Teksty w Esensji
Filmy – Publicystyka
Utwory powiązane
MC – Michał Chaciński [4]
Ostateczny dowód na to, że Luc Besson przestał być reżyserem i jest już tylko stylistą. Przy okazji także dowód na to, co Besson mówił kilka lat temu w wywiadach: że stracił przyjemność reżyserowania filmów. W jego wykonaniu Angel-A to w najlepszym razie usprawiedliwienie, żeby pokazać zbiór pięknych obrazków z Paryża z fascynującą modelką na pierwszym planie. Ale w kategoriach filmowych to niestety pozbawiona emocji smuta.
Biedny Luc Besson. Miał materiał na lekką i zgrabną komedyjkę romantyczno-gangsterską, to wziął podręcznik psychologii dla opornych, namącił, pofilozofował jak przemądrzały dwunastolatek i wszystko spieprzył. Ładnie się „Angel-A” zaczyna i przyzwoicie kończy, ale cały środek jest mdły, nudny i przegadany do bólu. Zdjęcia ładne, acz bez rewelacji, nie jest to Paryż ani tak bajkowy jak w „Amelii”, ani tak tajemniczy jak w „Szaradzie”. Prawdę mówiąc, jest to dość zwyczajny Paryż, choć może się podobać – moje pojęcie romantyzmu najwyraźniej nie jest kompatybilne z pojęciem Bessona. I szkoda mi tylko Jamela Debbouze, bo dał tu z siebie wszystko, a cały jego wysiłek poszedł na marne.
WO – Wojciech Orliński [6]
Takie sobie. Właściwie wszystkie punkty daję mu za to, że główną rolę gra straszliwie ładna supermodelka. No, może jeszcze ze dwa punkty za to, że w tle jest straszliwie piękne miasto. Debbouze'a nigdy nie lubiłem, w Bessona straciłem wiarę pod wpływem serii "Taxi".
MS – Małgorzata Sadowska [5]
Miała być bajeczka, a wyszło bajdurzenie o samoakceptacji - jak z podręcznika asertywności dla zakompleksionych nastolatków. Bardzo cienkiego podręcznika dodajmy, bo łatwo o wrażenie, że scenariusz do „Angel - A” liczył góra dziesięć stron. Jeżeli dodamy do tego, że mądrości życiowe wygłasza anioł wystylizowany na dziwkę´, nie pozostaje nic innego, tylko z rozpaczy rzucić się z mostu. Szczególnie rozczarowani poczują się zapewne zagorzali fani Bessona, bo w „Angel - A” nie znajdą ani krztyny tego, do czego przyzwyczaił nas twórca „Leona Zawodowca”: ani prowokacji, ani ironii, ani emocji. Jeden z najsprytniejszych kinowych speców od twórczego recyklingu tym razem zafundował nam bowiem nieznośny ckliwy banał. W tej sytuacji od aniołów we Francji zdecydowanie wolę anioły w Ameryce.
Bardzo nastrojowy film, ale poza nastrojem nic więcej Bessonowi nie udało się wnieść do historii. Trochę to paradoksalne, bo często świetnym filmom brakuje atmosfery, a w "Angel-A" jest od samego początku. Ładne zdjęcia, przepiękna muzyka Anji Garbarek i zawsze przyjemny Paryż. Tak, jak napisał Piotrek – Besson świetnie zaczyna i nieźle kończy, niestety słabo wychodzi mu odgrywanie kina gadanego przez cały środek. Trochę to dziwne, bo Jamel jest stworzony do wyrzucania z siebie dialogów i nawet tutaj udowadnia to znakomicie, ale przecież z tak słabych tekstów nie da się nic wyrzeźbić. Tak więc przez cały film chodzą dwie katarynki i nadają o pseudo-głębokich rzeczach. Dobrze, że Rie Rasmussen ma fajowe nogi, bo inaczej byłby zapewne stan kryzysowy.