Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

300

Zack Snyder
‹300›

WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Tytuł300
Dystrybutor Warner Bros
Data premiery23 marca 2007
ReżyseriaZack Snyder
ZdjęciaLarry Fong
Scenariusz
ObsadaGerard Butler, Lena Headey, Dominic West, David Wenham, Vincent Regan, Andrew Tiernan, Rodrigo Santoro, Stephen McHattie, Peter Mensah
MuzykaTyler Bates
Rok produkcji2007
Kraj produkcjiUSA
Cykl300
Czas trwania91 min
WWW
Gatunekakcja, przygodowy, wojenny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Opis dystrybutora
Film oparty na słynnej komiksowej powieści Franka Millera, jest okrutnym obrazem starożytnej bitwy pod Termopilami z 480 r. p.n.e., w której król Leonidas wraz z 300 Spartanami walczył do ostatniej kropli krwi z Kserksesem i jego niezliczoną armią perską.
Inne wydania

Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje      


Filmy – Publicystyka (6)       [rozwiń]

Michał Chaciński, Piotr Dobry, Ewa Drab, Urszula Lipińska, Łukasz Twaróg, Konrad Wągrowski, Kamil Witek ‹Porażki i sukcesy A.D. 2007›




Utwory powiązane
Filmy (9)       [rozwiń]






Tetrycy o filmie [6.00]

DA – Darek Arest [3]
DEKLARACJA: Lubię w kinie i dobrą rąbankę. Jeżeli jest dobra. Uważam, że obraz ma prawo, a nawet powinien, zdominować film. Jeśli rzeczywiście to mocny obraz. Kocham komiks i wkurza mnie, że ten słaby film będzie broniony argumentami, że to „przecież tylko komiks”. Bo to gówno prawda. 300 to smutek, nędza i żałość. Pył i proch. Spartanie wyruszający na wojnę, wygladają w filmie jak zgraja aktorów porno, która odpręża się po jakiejś scenie zbiorowej. Efektu dopełnają silikonowe majtki i długie czerwone peleryny, które – jak zauważył kiedyś Spider-man – muszą niemiłosiernie krępować ruchy. Wszystko jest tu zrąbane: od koncepcji „zróbmy to jak „Sin city” (tylko gorzej), poprzez logikę (której brak) i rozchwianą ideowość, do kwestii technicznych. I najbardziej zaskakuje właśnie to, że walki są mdłe, zrealizowane co najwyżej poprawnie i bez polotu. Kiedy walk na ekranie nie ma, to już wogóle żałość bierze. Genialne jest również zagranie z narratorem. Pomysł, żeby dokładnie powtarzał on, co dzieje się w obrazie, jest szczególnie przebiegły. Efekt robi wrażenie parodii komiksu. 300 w tej postaci nigdy nie powinno przekraczać koronnego dystansu Snydera. To jest jakieś 30 sekund do 2 minut. W sam raz na trailer.

PD – Piotr Dobry [9]
Niemal każda recenzja „300” w polskiej prasie zaczyna się od deklaracji typu: „Film rzeczywiście olśniewający wizualnie, ale..”, po czym następuje tyrada o przemocy/głupocie/zakłamaniu/probushostwie, zwieńczona wystawieniem niskiej, co najwyżej przeciętnej oceny. Czy ludzie, którzy z pogardą piszą o „300”, wychwalając jednocześnie pod niebiosa żenująco nieporadne warsztatowo, serbsko-turecko-pakistańskie dramaty albo polskie filmy offowe (czyli 90% tego, co w oficjalnym obiegu) tylko dlatego, że owe wątpliwe dzieła poruszają problem SENSU ŻYCIA, pojmują w ogóle jakże przecież oczywisty fakt, że FILM JEST SZTUKĄ WIZUALNĄ? Pojmują, na czym przede wszystkim polega funkcja krytyka sztuki? Przypuszczam, że wątpię. „300” jest najwierniejszą ekranizacją komiksu od czasu „Sin City”, ale w przeciwieństwie do Rodrigueza Snyder znalazł sposób, by nie tylko pokazać wirtuozersko skopiowane kadry, ale też zawrzeć między tymi kadrami emocje, których w „Mieście Grzechu” próżno było szukać. Uczta dla oczu, 300% patosu i na dokładkę jedna z najładniejszych scen erotycznych w kinie rozrywkowym ostatnich lat.

BF – Bartek Fukiet [10]
Jak widać po sąsiedzku, gówno i prawda to pojęcia względne. ;-) Dla mnie „300” to kinomański odlot. Po seansie miałem ochotę na natychmiastowy replay. To nie – jak pisali niektórzy – przerost formy nad treścią. Tutaj forma jest treścią. OK, można przykładać do fabuły „mędrca szkiełko i oko”, punktując niedociągnięcia twórców z zakresu teorii wojskowości lub wyśmiewając trędowatych kapłanów-erotomanów, czarne majtki Spartiatów (chyba jakiś dziwny jestem, bo na gacie wojowników zupełnie nie zwróciłem uwagi) i najeżonego kolczykami, hermafrodytycznego Kserksesa, ale potęga wyobraźni wizualnej ekipy Snydera i błyskotliwe wykonanie w pełni rekompensują zgrzyty. Tak, twierdzę, że to filmowy komiks i jako taki rządzi się prawami umowności przedstawianego świata. Miller ma szczęście do ekranizacji swoich flagowych dzieł. Wcześniej Rodriguez zaprezentował chyba najwierniejszy w historii przekład dymków na język kina – „Sin City”, teraz dostajemy podobnie czołobitny wobec rysowanego oryginału „300”. Pal licho niezbyt przekonujący wątek dworskiej intrygi z udziałem królowej Sparty (IMHO bardzo, ale to BARDZO seksowna Lena Headey). Ten film jest dowodem na to, że rozwijająca się technika komputerowa – zamiast zabijać kino – daje reżyserom do ręki zupełnie nowe narzędzia kreacji. Peter Jackson zademonstrował, co to jest artyzm efektów specjalnych. Snyder jest jego godnym kontynuatorem. „300” to dzieło olśniewające od strony wizualnej, z fenomenalnie pokazanymi scenami walk, tryskające adrenaliną i komiksowo wystylizowaną krwią. Howgh! W gatunku „komiksowanie na ekranie” Snyder zasłużył u mnie na maksa i czekam niecierpliwie na „Watchmen”. A tym z kolegów po klawiaturze, którzy dostrzegają w „300” apoteozę homoseksualizmu i defilady aktorów porno, sugeruje zimny prysznic i profilaktyczną dawkę bromu. PS. Mam tylko żal do Snydera-scenarzysty za niemądry postępek królowej, która – podobno bystra – wykazała się skrajnym brakiem rozwagi i falstartem w dysponowaniu swoimi atutami w negocjacjach z wrogiem (kto widział, wie o co chodzi. ;-)

WO – Wojciech Orliński [6]
Miałem te same odczucia co przy „Sin City” – to bardzo ciekawy eksperyment formalny, ale odczuwałem zdumiewająco mało emocji jak na tak zagęszczoną akcję i tyle ekranowych kilotrupsów. To już nie komiks na ekranie, to już gra wideo (czy tylko mi soundtrack tak silnie kojarzył się z soundrackiem do „Quake II"?), nawet na zakonczenie poziomów było coś w rodzaju bossa („a teraz pokonaj bojowego nosorożca, łohohohohoho”). Bardzo szanuję Franka Millera, rozumiem jego urazy do Hollywood z czasów „Robocopa 2”, ale wydaje mi się, że droga obsesyjnie wiernego przenoszenia komiksu na ekran to jednak droga donikąd.

KS – Kamila Sławińska [3]
Byłby z tego znakomity film niemy: przepych oprawy wizualnej miałby pełne prawo grać pierwsze skrzypce, a bohaterowie i ich perypetie nie musiałyby widzów obchodzić – nawet obwoźny perski zamtuz z gołymi odaliskami i obkolczykowany Kserkses w gaciach barwy gold metallic byłyby wtedy do przyjęcia. Niestety, wspaniała robota ekipy projektancko-scenograficznej oraz zespołu odpowiedzialnego za efekty i postprodukcję została kompletnie rozłożona przez idiotyczny scenariusz, porażająco durne dialogi i nieprawdopodobnie nadęte aktorstwo. Co gorsza, zamiast skupić się na oddaniu sprawiedliwości przepięknym planszom komiksu Millera, film dryfuje w stronę telenoweli w miarę, jak sceny pałacowo-polityczne zajmują miejsce bitewnych. Gdyby postawić za sterem tego przedsięwzięcia Mela Brooksa i od początku nastawić się na parodię – byłoby fajnie; niezamierzona parodia wywołuje jedynie zażenowanie.

MW – Michał Walkiewicz [4]
Zastanawiające jest, jak łatwo przykłada się do tego wybryku miarę „esencji filmowości”. To zresztą paradoks, że obrońcy filmu zasłaniają się postmodernizmem, popkulturą i Millerem, a ich punkt docelowy to kategorie Ingardena sprzed osiemdziesięciu lat. Wychodzi na to, że aby dotrzeć do istoty kina, wystarczy bezmózgą sieczkę opakować w „widzialność obcowania człowieka z materią” i szczery, bo przecież zrośnięty z tematem, patos. Na ekranie wygląda to mniej więcej tak: Leonidas i jego trzystu wyruszają do Gorących Wrót, by przerobić Persów na pudding. Kiedy sieką na prawo i lewo, można ziewnąć, gdyż młócka jest wyjątkowo nużąca, a zaliczającym kolejne levele i kolejnych sub-bossów Spartanom (Spartiatom?) finezja kończy się już po pierwszej akcji. Kiedy nie sieką, mamy teatr telewizji o faszyzujących ćwierćmózgach, cierpiących na przerost ambicji. Alternatywy dla rozdętej klaty Butlera nie ma, bo kształtny tyłeczek Leny Headey działa w służbie społecznej sprawiedliwości i marnuje się podczas akademii na cześć Sparty walczącej. Szkoda. Darek pisze o zgrai aktorów porno. Początek pokazuje, że gdyby Spartanie nie poszli się bić, Wyrocznia zlazła z tej góry, a królowa Gorgo trochę zluzowała, byłby z tego świetny pornos.

KW – Konrad Wągrowski [7]
Po raz pierwszy chyba zdarzy mi się takie stwierdzenie – ale film jest przestylizowany. Z jednej strony wierne przeniesienie wielu kadrów Franka Millera robi wrażenie, a scena z tonącymi w burzy perskimi okrętami i wiwatującymi na brzegu Spartanami przebija wręcz komiks, to jednak stylizacja armii perskiej na połączenie sił Mordoru, imperatorów Palpatine i Cenobitów z Hellraisera nie jest już potrzebna i odwraca uwagę od rzeczywistego tematu – powinności Spartiatów. Nie sprawdza się też doklejony wątek polityczny – gdy się zastanowić głębiej nad nim, dochodzi się do wniosku, że jest wyjątkowo sztampowy i nic nie wnoszący do treści i przesłania. Miałem też problem z batalistyką – jeśli Spartanie mają niwelować przewagę we wrotach, dlaczego właściwie walczą wciąż na szerokim klifie? I czym różni się ich sytuacja w bitwach zwycięskich od sytuacji w bitwie, która toczy się już po ich okrążeniu. Niestety, Snyder zrobił porządny „Świt żywych trupów”, ale talentem nie może się jednak równać ze Scottem i Jacksonem, a zatrudnieni przez niego aktorzy, choć robią co mogą, to też nie Crowe czy Mortensen, więc film nie ma takiej siły emocjonalnej, jak „Gladiator” czy „Władca pierścieni”, nie ma tu też tak wywołujących dreszcze słów jak „I am a husband to a murdered wife” czy „This day we fight!”. Ponarzekałem, ale generalnie film zły nie jest. Wizualnie ma wiele do zaoferowania, ma pewne nowatorskie pomysły na batalistykę, ma odpowiednią dawkę patosu i przede wszystkim jest robiącą wrażenie opowieścią epicką – o powinnościach, bohaterstwie, miłości etc., czyli czymś co zawsze sprawdza się na dużym ekranie, za czym wielu tęskni. Współczesnych akcentów politycznych czy gejowskich specjalnie nie odnotowałem – to nadinterpretacja znudzonych krytyków.

BZ – Beata Zatońska [6]
Mistrzowska robota filmowa. W doskonały sposób „ożywiony”, „ufilmowiony” komiks. Feeria efektów, olśniewająca strona plastyczna, bardzo konsekwentna stylistyka. Wrażenia podobne jak przy „Sin City”. Jeśli przyjmiemy, że kino to przede wszystkim obraz, to jest to film rzeczywiście na 300 punktów. Drażnił mnie wątek polityczno-moralistyczny – czyli to, co dzieje się w Sparcie, podczas gdy dzielni żołnierze walczą z Persami. Jest tu za to mnóstwo mocnych wrażeń dla spragnionych rozrywki małych i większych chłopców (dziewczynek też) i filmowa rozrywka w najczystszej postaci. Głębsza myśl utonęła niestety w morzu atrakcji (a właściwie to jej tu chyba wcale nie miało być).

Oceń lub dodaj do Koszyka w

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Copyright © 2000-2024 – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.