Droga do Guantanamo
(The Road to Guantanamo)
Michael Winterbottom, Mat Whitecross
‹Droga do Guantanamo›
Opis dystrybutora
Historia trzech Muzułmanów z Wielkiej Brytanii, którzy w Guantanamo, słynnym amerykańskim więzieniu na Kubie, spędzili dwa lata, choć nikt nie przedstawił im aktu oskarżenia.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Utwory powiązane
MC – Michał Chaciński [5]
Sam pomysł jest interesujący: zrealizować docudramę z nadzieją, że widoczny dla myślącego widza wysiłek włożony w inscenizację oraz dokumentalna stylistyka przekonają widza do punktu widzenia reżysera, który przecież nie próbuje dociec prawdy, tylko serwuje swoją opinię. Tyle że ja tego nie kupuję. Dałbym się może przekonać, gdyby zabiegi Winterbottoma były mniej oczywiste – gdyby zadawał sobie na poważnie pytania na ile można wierzyć bohaterom filmu, gdyby zakwestionował ich dziurawe zeznacznia i przycisnął do muru z pytaniami co naprawdę tam robili. No, ale to nie pasuje do tezy, więc po niemal obraźliwym dla inteligentnego widza zignorowaniu oczywistych pytań, przechodzimy do łamania praw człowieka w więzieniu. Paradoksalnie, gdybyśmy wiedzieli, że ci faceci coś tam jednak mają za uszami, nie ujmowałoby to nic z dramatyzmu i nie zmniejszało oburzenia nagannymi metodami przesłuchań. ba, pogłębiłoby sprawę, bo film zyskałby wątek ważny dzisiaj w Polsce – nie wystarczy wiedzieć, że ktoś jest winny, trzeba mu też tę winę udowodnić. Szkoda, że Winterbottom o tym nie pomyślał.
Docudrama Winterbottoma odtwarza relacje „trzech z Tipton” przy udziale naturszczyków (świetnych!), profesjonalnych aktorów, zdjęć archiwalnych, jak również pozwala się wypowiedzieć samym zainteresowanym. W tym zresztą tkwi jej jedyny mankament – bezzasadne terroryzowanie więźniów w Guantanamo jest faktem, co do którego nie ma żadnych wątpliwości – niemniej film mógłby nieść znacznie bardziej uniwersalny, mniej jednostronny wydźwięk, gdyby do głosu dopuszczono także oprawców, współwięźniów, znajomych Rasula i spółki. Choć właściwie otwierająca film wypowiedź prezydenta Busha („Jedyną rzeczą, którą wiem na pewno, jest to, że to są źli ludzie”) pozwala zrozumieć opory Winterbottoma przed prezentacją większej ilości podobnych kontrargumentów.
Jestem ostrożnie za (choć już nie …chwycony). Jedna rzecz mi u Winterbottoma zazgrzytała. Zupełnie nie potrafił uwiarygodnić podróży czterech młodych Brytyjczyków do Afganistanu. Pojechali tam „pomagać”. Ale w czym i komu? Sceny tortur w Guantanamo – zaserwowane w surowym, dokumentalnym stylu – zgodnie z intencjami reżysera robią na widzu wrażenie. Daje też do myślenia puenta: bohaterowie, na początku drogi i w reminiscencjach wyglądający jak zwykli europejscy nastolatkowie, po traumatycznej przygodzie z wujem Samem, wyraźnie już podkreślają (strojem, wyglądem, zarostem) swoją odrębność kulturową i przywiązanie do islamu.
KS – Kamila Sławińska [9]
Mistrzowsko zrealizowany film fabularnie, który ogląda się jak dokument. Michael Winterbottom zdobył mnie dla swoich paradokumentalnych eksperymentów już przy okazji „In This World”, ale ten film jest o wiele mocniejszy, zrobiony z większą pasją i staranniejszy w warstwie produkcyjnej. Młodzi ludzie w rolach pechowych „wycieczkowiczów” zasługują na najwyższe pochwały – zaś Michael Winterbottom okazuje się niesłychanie taktownym i wyważonym reżyserem w podejściu do tematu budzącego skrajne i gwałtowne emocje. Najważniejsze zaś, że bez względu na to, czy ogląda się to z punktu widzenia osoby, której leżą na sercu sprawy GITMO, czy z perspektywy kinomana spragnionego jedynie mocnych wrażeń – film broni się i tak, i tak – a to już coś, co mało który twórca zaangażowanego politycznie filmu może o swoim dziele powiedzieć.
Film cenny, bo pokazuje to, co dzieje się z więźniami w amerykańskim obozie Guantanamo. Szokujący i bardzo niemile drażniący mieszczańską sytość i spokój. Okruchy, które przekazywały na ten temat telewizyjne programy informacyjne, nie dawały obrazu całości. A to, co się tam dzieje, przekracza wszelkie normy i łamie prawa obowiązujące w tzw. cywilizowanym, zachodnim świecie. Michael Winterbottom wystylizował swój film na dokument – to jednocześnie siła i słabość. Drażni gra aktorów, udających naturszczyków. Wymiar artystyczny nie jest tu jednak najważniejszy. Film przemawia z dużą siłą, pokazuje to, czego kamera dokumentalisty pokazać nie może, a co pokazać trzeba. Punkty za wartość humanitarną i informacyjną.