Dreamgirls
Bill Condon
‹Dreamgirls›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Dreamgirls |
Dystrybutor | UIP |
Data premiery | 2 marca 2007 |
Reżyseria | Bill Condon |
Zdjęcia | Tobias A. Schliessler |
Scenariusz | Bill Condon |
Obsada | Jamie Foxx, Beyoncé Knowles, Eddie Murphy, Danny Glover, Anika Noni Rose, Keith Robinson, Jennifer Hudson, Sharon Leal, Hinton Battle, Loretta Devine, John Lithgow, Smalls |
Muzyka | Harvey Mason Jr., Damon Thomas |
Rok produkcji | 2006 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 131 min |
WWW | Strona |
Gatunek | musical |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Opowieść o trzech czarnoskórych wokalistkach, które próbują zdobyć sławę w zdominowanym przez białych przemyśle muzycznym lat 60.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Publicystyka

Utwory powiązane
Owszem, nie ma to większej głębi niż jakaś tam pierwsza lepsza „Infiltracja”, ale jeśli ktoś idzie na hollywoodzki musical, by pobudzić się intelektualnie, to zaraz po seansie powinien udać się do kliniki leczącej takie schorzenia. Natomiast wszyscy, którzy pragną po prostu czystej rozrywki na bardzo wysokim poziomie, a gospel kojarzy im się z czymś więcej niż tylko psalmami Rubika, powinni koniecznie „Dreamgirls” obejrzeć. Film jest zrobiony z takim feelingiem, jakby Condon był co najmniej zaginionym członkiem The Temptations, a nie białym nowojorskim gejem po filozofii. Znakomita obsada, świetne piosenki w stylu Motown lat 60. i 70. – nie pamiętam, kiedy ostatni raz wychodziłem z kina w tak pozytywnym nastroju.
KS – Kamila Sławińska [7]
Musical jak musical, ale ta Jennifer Hudson! Z całego filmu tak naprawdę zapamiętuje się tylko ją: jej niezwykły głos, jej autentyzm w tej tragicznej roli. Jej charyzmę, która sprawia, że nawet supergwiazda Beyonce wypada przy niej jak mdła, chuda wydra z ładną buzią. Rzadko zdarza się oglądać na ekranie tak ogromny i niewątpliwy talent; miejmy nadzieję, że zostanie on odpowiednio wykorzystany. A co do reszty – cóż, historia bez niespodzianek dla tych, co wiedzą jak to było z The Supremes; oprawa dość typowa dla hollywoodzkiego musicalu, muzyka skoczna i wpadająca w ucho, a Eddie Murphy naprawdę niezły w swojej roli. Bez Hudson byłaby solidna piątka, ale młoda wokalistka jest tak przejmująca i wyjątkowa, że z przeciętnego filmu robi wydarzenie.
KW – Konrad Wągrowski [6]
Kino czarnych i musical w jednym – czyli coś co w żaden sposób nie ma szans w polskich kinach. Pomimo tego, choć nie jest to mój rodzaj muzyki, podczas seansu tupałem sobie całkiem wesoło, a „One night only” (oczywiście w wykonaniu Jennifer Hudson) nuciłem jeszcze parę dni później. Bardzo duża zawartość piosenek, w znikomym stopniu popychających fabułę do przodu i w wykonaniu scenicznym (czyli bardziej koncertowym niż filmowym), może jednak znużyć, nawet pomimo tego, że są to całkiem sympatyczne kawałki. A to znużenie spowoduje, że nie zwróci się nalezytej uwagi na główny jednak temat filmu – cynizmowi w show-biznesie, stawianiu na „ładnie” zamiast „odważnie i nowatorsko”. Tu jednak wyszło też raczej „ładnie”. Co nie zmienia faktu, że dla samej Jennifer Hudson warto ten film zobaczyć – piękny głos i ekspresja, zupełnie kasuje tu Beyonce. Bardziej jednak koncert niż film.