Transfer
(Rendition)
Gavin Hood
‹Transfer›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Transfer |
Tytuł oryginalny | Rendition |
Dystrybutor | Warner Bros |
Data premiery | 26 października 2007 |
Reżyseria | Gavin Hood |
Zdjęcia | Dion Beebe |
Scenariusz | Kelley Sane |
Obsada | Reese Witherspoon, Jake Gyllenhaal, Meryl Streep, Alan Arkin, Peter Sarsgaard, J.K. Simmons, Bob Gunton, Omar Metwally |
Muzyka | Paul Hepker, Mark Kilian |
Rok produkcji | 2007 |
Kraj produkcji | RPA, USA |
Czas trwania | 120 min |
WWW | Strona |
Gatunek | thriller |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Kiedy podczas lotu z Afryki Południowej do Waszyngtonu znika podejrzany o terroryzm Egipcjanin Anwar El-Ibrahim, jego żona, Amerykanka Isabella, jedzie do Waszyngtonu, by dowiedzieć się, co się stało. W tym czasie pracujący w tajnym więzieniu analityk CIA Douglas Freeman poddaje w wątpliwość swoje uczestnictwo w pewnym zadaniu...
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje
Utwory powiązane
Istnieje tu ślad prawdziwego dramatu: sytuacja, wokół której zaplata się scenariusz, nie ma dobrych rozwiązań. Tyle że poza tym faktem i pewną polityczną aktualnością nic więcej z tego nie wynika. Ciężko znaleźć mi inny niż estetyczny powód, który uzasadniałby wymyślną konstrukcję filmu Gavina Hooda. Patos więc wylewa się chwilami uszami, a przejąć sie tym wszystkim jakoś ciężko.
Kolejny nieudany transfer postwrześniowej traumy w hollywoodzkie realia. Aktorsko bez zarzutu, jednak wysiłek utalentowanej obsady idzie na marne, gdyż podjętych tu wątków starczyłoby na mini-serial, a wciśnięte w ramy dwugodzinnej fabuły i dodatkowo pogmatwane dla samej zasady, służą tylko stylistycznym ćwiczeniom, niczemu więcej. Gavin Hood chciał mieć swój „Babel”, ale wyszedł mu bubel.
Podobał mi się chwyt z nielinearną fabułą. Kompletnie nie uwierzyłem w papierowego bohatera kreowanego przez Jake’a Gyllenhaala. Trochę szkoda tego filmu. Początek intrygował, scenarzyści postawili ciekawe pytania, a potem zrobiło się tsotsi-ckliwie. Oby tylko teraz – za sprawą Hooda – także poczciwy Wolverine nie zmienił się w płaczliwego gamonia. Nie daruję!
KS – Kamila Sławińska [2]
I znowu słuszna idea, ale wykonanie przygnębiająco fatalne. Czy naprawdę nie mamy lepszych fachowców do robienia filmów na tak ważne i gorące tematy? W sumie mogłabym napisać to samo, co napisałam o “Ukrytej strategii” – tyle tylko, że chociaż nie spodziewałam się niczego dobrego po egzaltowanym twórcy „Tsotsi”. Podczas seansu przerwy w ziewaniu wypełniałam sobie snuciem teorii spiskowych, w których za powierzeniem tego filmu Gavinowi Hoodowi stoją Paul Wolfowitz i Norman Podhoretz, uszczęśliwieni, że po takiej dawce wodolejstwa i patosu nikt już tych marudnych liberałów nie będzie traktował poważnie. A mnie szlag trafia, kiedy pomyślę, że zrobienie tego dobrze mogło mieć jakiś pozytywny skutek… tymczasem jednak jest, jak jest i tzw. publika, która za dziesięć miesięcy pójdzie głosować w wyborach, ze zrozumiałych względów woli oglądać gloryfikujący stosowanie tortur, piekielnie emocjonujący serial „24” niż takie świętojebliwe knoty.
Kolejny z filmów, który przerabia traumę ataku Amerykanów na Irak. Trochę to wszystko zbyt stereotypowe, za oczywiste i za bardzo kalejdoskopowe. Reżyser, zapatrzony w mojego ulubieńca Inarritu, próbuje wmówić mi, że jak za chwilę zabiję tego namolnego mola, który lata mi nad głową, to wywołam tym gestem lawinę śnieżną. Jakoś nie mogę się przekonać do tej myśli.
MW – Michał Walkiewicz [5]
Potencjał był spory i na tym się skończyło. Głos twórców w sprawie terroryzmu brzmi wyjątkowo cienko, film od samego początku rozłazi się na kilka wątków, z których żaden nie jest należycie przepracowany. Rozumiem, że naświetlenie problemu z różnych stron buduje jego pełniejszy obraz, że każdy z bohaterów ma tu swoje racje i są one uzasadnione. Sęk w tym, iż większość scen wydaje się zaledwie szkicem do czegoś większego, a każda postać – wyzwalaczem osobnego scenariusza. Gdyby podzielić „Transfer” na części albo zwiększyć jego metraż do trzech godzin, wyszłoby pewnie zawodowo. Szczególnie, że aktorstwo Gyllenhaala zahacza miejscami o geniusz.