Zombieland
Ruben Fleischer
‹Zombieland›

WASZ EKSTRAKT: 70,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Zombieland |
Dystrybutor | UIP |
Data premiery | 4 grudnia 2009 |
Reżyseria | Ruben Fleischer |
Zdjęcia | Michael Bonvillain |
Scenariusz | Paul Wernick, Rhett Reese |
Obsada | Jesse Eisenberg, Emma Stone, Woody Harrelson, Amber Heard, Abigail Breslin, Mike White, Bill Murray |
Muzyka | David Sardy |
Rok produkcji | 2009 |
Kraj produkcji | USA |
Cykl | Zombieland |
Czas trwania | 88 min |
WWW | Strona |
Gatunek | groza / horror, komedia |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Opowieść o największym tchórzu na świecie, który wraz z grupą kilku innych osób musi przetrwać inwazję zombie.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Publicystyka

Filmy – Wieści

Utwory powiązane
Filmy

Kto zachwycał się, że w „Zack i Miri kręcą porno” Kevin Smith ubrał komedię romantyczną w przaśny lateksowy strój porno, powinien docenić tą fuzję. Bo ten zombie-movie, jest w zasadzie obłożonym zgniłym mięsem, klasycznym filmem familijnym, wpisującym się nurt Disneyowski. Mamy dojrzewających bohaterów, ideał nieidealnej rodziny i pochwałę tradycyjnych wartości. A sztafaż romboidalny sprawia, że możemy się tym cieszyć, już nie tylko w sobotnie popołudnia, ale też podczas tradycyjnych nocnych pokazów w centrach handlowych. Oznacza to też perwersyjne proporcje 50% przemocy, na 50% krzepiących banałów i absolutne zero seksu. Groteskowy rys rozgrzesza z zabijania, ale z lepkimi myślami do Disneylandu wstęp wzbroniony. Oznacza to też – bardzo klasycznie, ale jednak – sensownie opracowany scenariusz, czyli przyjemność nie tak częstą w filmach, którą są rąbanką i zgrywą jednocześnie. Mimo kilku czerstwawych żartów i bladej podróbki Michaela Cery w roli głównej, to naprawdę zacna rozrywka.
No proszę, a już wszystko wskazywało na to, że komedią roku będzie „Kac Vegas”. Nieprawdopodobnie zabawny film Fleischera pokazuje, że zombie movie – jakkolwiek paradoksalnie to brzmi – żyje i ma się dobrze. Obsada jest kapitalna, zaś Bill Murray daje poważny argument na stworzenie kategorii Oscara za najlepszy epizod.
Zaśmiejecie się w trupa! Solidne amerykańskie kino rozrywkowe, z ciekawie napisaną parą głównych bohaterów, dobrymi efektami specjalnymi, widowiskową rozwałką i fenomenalnym występem Billa Murraya w roli Billa Murraya. Trupio dobry pomysł z kodeksem przetrwania głownego bohatera, którego punkty ilustrowane są przykładami z życia (a raczej gwałtownej śmierci nieprzestrzegających reguł wspomnianego kodeksu nieboraków).
UL – Urszula Lipińska [8]
Było poczekać z tą nominacją do Oscara dla Abigail Breslin – w „Zombielandzie” jest dużo bardziej naturalna niż jako miss w piankowym kostiumie udająca tłuściutkiego prosiaczka. A tak serio, zaiste Breslin gra strasznie fajną postać. Owoc kultury gier komputerowych, który mimo swoich dwunastu lat bezproblemowo posługuje się bronią, ale wobec pytania „Kim jest Bill Murray?” pozostaje bezbronną. Właśnie kilka takich celnych obserwacji z powodzeniem zamydla różniste luki „Zombielandu”, który marnuje parę okazji na bycie lepszym filmem. Najkorzystniej wypada rozliczenie tej produkcji jako fabuły o inicjacji nastolatka w dorosłość – wówczas „Zombieland” jawi się naprawdę oryginalnym kawałkiem kina. Poza tym, nie mogę nie docenić filmu, w którym bystre dziewuchy robią facetów w konia na każdym kroku (zakręcie). Za to uczciwe spostrzeżenie wywiedzione z rzeczywistości Ruben Fleischer ma u mnie dużego plusa.
MO – Michał Oleszczyk [5]
„Grona gniewu” z Wielkim Kryzysem zamienionym na inwazję zombich. Takie fajne, że aż głowa boli. Świetni aktorzy grają scenariusz oparty na jajcarstwie, a prawie całkiem wyzuty z autentycznego humoru. Dziwny, zastanawiający hołd dla „Mechanicznej pomarańczy” i destrukcyjnego delirium jako takiego obudził mnie na dobrych pięć minut i dla tej sceny mogę „Zombieland” polecić. PS. Jesse Eisenberg stał się po tym filmie – i po „Adventrurelandzie” wydanym na DVD – moim ulubionym aktorem amerykańskim młodego pokolenia.
Filmy o zombie są jak punk rock – wiecznie żywe. Dowodem tego fabularny debiut Rubena Fleischera, który bez przesadnej finezji przypomina za co ów specyficzny gatunek kochamy. Absurdalne sposoby uśmiercania zombiaków są tu ważniejsze od kalkowania apokaliptycznej atmosfery romerowskich rozpraw o humanizmie. „Zombieland” to kawał bezpretensjonalnej rozrywki, której głęboko zakorzenione poczucie przyzwoitości tym razem schowało się głęboko w kieszeni.
MW – Michał Walkiewicz [8]
Woody Harrelson mierzy do Abigail Bresiln ze strzelby, a widz wie (bo wynika to z fabuły), że jest to odruch małego dziecka, które boi się, że ktoś zabierze mu zabawkę. I za taki rodzaj humoru dziękuję Fleischerowi. Poza tym, palone, siekane, miażdżone i eksplodujące zombie zawsze dają tyle samo frajdy i „Zombieland” o tym przypomniał.
KW – Konrad Wągrowski [6]
Film nie jest zły, ale mógłby być zdecydowanie lepszy. Wielki szum zza oceanu, jaki z nim przybył sugerował, że mamy do czynienia z rzeczą znakomitą, a dostaliśmy przyzwoitą komedyjkę, która – w zderzeniu z obietnicą – lekko rozczarowuje. Do mitologii zombie nie wnosi literalnie nic (oczywiście – przecież nie musi, ale mogłaby), jest mocno nierówny – dobry początek, przyzwoite rozwinięcie, pół godziny nudy, wreszcie – na osłodę – naprawdę dobry finał. Nieco śmiechu (ale nie tak znów wiele), niezłe cameo Murraya (ale – tu się pewnie narażę temu i owemu – wcale nie aż tak znów genialne, a zwieńczenie występu raczej głupie niż śmieszne, pomijając może świetny tekst o „Garfieldzie”), kilka tu i ówdzie wplecionych fajnych scenek, ale w sumie nic mi po seansie nie zostało. I nawet nie wiem do końca, czego zabrakło. Może właśnie jakiegoś zachwiania zgranej konwencji? Może większej odwagi twórców?