The Social Network
David Fincher
‹The Social Network›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | The Social Network |
Dystrybutor | UIP |
Data premiery | 15 października 2010 |
Reżyseria | David Fincher |
Zdjęcia | Jeff Cronenweth |
Scenariusz | Aaron Sorkin |
Obsada | Jesse Eisenberg, Andrew Garfield, Rooney Mara, Brenda Song, Rashida Jones, Justin Timberlake, Joseph Mazzello, Malese Jow, Max Minghella, Caleb Landry Jones, John Getz, Mike Ahuja |
Muzyka | Trent Reznor, Atticus Ross |
Rok produkcji | 2010 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 120 min |
Gatunek | obyczajowy |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Pewnego październikowego wieczoru w 2003 roku, po zerwaniu z dziewczyną, Mark włamuje się do uniwersyteckiej sieci komputerowej i tworzy stronę internetową będącą bazą studentek Harvardu. Następnie umieszcza obok siebie zdjęcia dziewcząt i zadaje użytkownikom pytanie, o to, która z nich jest atrakcyjniejsza. Strona otrzymuje nazwę Facemash i staje się niezwykle popularna, wywołując jednocześnie mnóstwo kontrowersji...
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Wieści

Utwory powiązane
„Zemsta frajerów” na poważnie. Nie pamiętam tak mrocznego filmu o nerdach, z których kino zazwyczaj przyjaźnie się podśmiewa. U Sorkina i Finchera mamy zaś władzę zrodzoną z kompleksów, zdradę wynikłą z tejże władzy, niemal szekspirowskie konflikty w ciasnej przestrzeni studenckiego dyskursu. Najbardziej fascynuje jednak uchwycenie swoistego paradoksu – za portalem społecznościowym skupiającym pół miliarda osób stoi socjopata niezdolny do asymilacji nawet z najbliższym otoczeniem. Ot, znak czasów.
BH – Błażej Hrapkowicz [9]
O zjawisku Facebooka, relacjach sieciowych czy cyfrowym uniwersum „The Social Network” mówi niewiele, zatrzymując się na wątpliwościach etycznych związanych z redefiniowanymi napięciami na linii prywatne-publiczne. Sorkin napisał pędzący na złamanie karku nowoczesny moralitet, zasilany energetycznymi interakcjami między bohaterami, ciętymi ripostami i ostrymi jak brzytwa frazami. Prawdę mówiąc, wielkiego potencjału krytycznego ta historia nie ma, a po projekcji w głowie zostaje niewiele. Ale reżyseria Finchera jest wprost FENOMENALNA. Nie chodzi nawet o tempo – przede wszystkim ta kompozycja! Narracja toczy się retrospektywnie, ramę stanowią postępowania prawne, które Zuckerbergowi (rewelacyjny Eisenberg) wytoczyli partner i niedoszli wspólnicy. Wokół nich Fincher buduje makrodramaturgię, uzupełniając ją o mikrodramaturgię poszczególnych segmentów, z których żaden nie jest odpuszczony i broni się jako samodzielna perełka. Montaż i muzyka współgrają idealnie, drugi plan aktorski nie ustępuje Eisenbergowi (nawiasem mówiąc, miło było zobaczyć po latach Johna Getza – Raya ze „Śmiertelnie proste” Coenów). Kawał pierwszorzędnego kina.
MO – Michał Oleszczyk [8]
Tekst, aktorzy i reżyser w pełnej synchronii – fizyczna przyjemność oglądania. Szkoda, że scenarzysta Aaron Sorkin ma telewizyjny nawyk umieszczania moralnych wniosków w dialogach; pisany przezeń werbalny ping-pong jest tak ekscytujący, że tym bardziej rażą poutykane tu i tam złote myśli, podane w papierowej torebce jako take-out do przeżucia po seansie.
WO – Wojciech Orliński [10]
Najlepszy film Finchera. OK, ode mnie to może nie są wielkie słowa, bo tak naprawdę zachwycił mnie tylko „Fight Club”, „Seven” mnie trochę irytował pretensjonalnością. Ale tutaj… tutaj wszystko jest doskonałe. Owszem, jak to u Finchera, film ma niebanalną strukturę – akcja dzieje się w co najmniej trzech płaszczyznach chronologicznych (narodziny Facebooka śledzimy przez pryzmat dwóch procesów, który wytoczyli Zuckerbergowi koledzy-współzałożyciele). Ale wszystko jest doskonale logiczne i klarowne dla widza, jeśli ten film nie dostanie Oscara za montaż to znaczy, że ktoś inny musiał dać potężną łapówkę. Do tego rewelacyjna muzyka i znakomita obsada, wliczając w to Timberlake’a (!). Kto by pomyślał, że chłopak umie grać?
KW – Konrad Wągrowski [9]
Słysząc newsa: „David Fincher ekranizuje Facebooka” trudno było nie być sceptycznym (niezależnie od tego, co się rozumiało poprzez „ekranizację serwisu społecznościowego”). Potem okazało się, że Fincher ekranizuje nie Facebooka, lecz opowiada o jego powstaniu – co nadal nie brzmiało bardzo przekonująco (żadnych psychopatów, Obcych, wyimaginowanych kumpli-anarchistów?). Tymczasem zobaczyłem film nie tylko mądry, wieloznaczny, dający cholernie do myślenia, ważny dla naszych czasów, ale i przy tym świetnie nakręcony, film, którego dwie godziny seansu mijają jak z bicza strzelił i chce się więcej. Dla mnie najlepszy jak do tej pory film 2010 roku.
Świetnie skonstruowany i zagrany film. Fincher z mistrzowską precyzją połączył wątki i płaszczyzny czasowe. Każda scena jest ważna. Analiza narodzin Facebooka jest pretekstem do niebanalnych obserwacji współczesności. Razem z bohaterami redefiniujemy pojęcia prywatności, sukcesu, popularności, moralności.
Pan redaktor Orliński chyba nie widział filmu "Southland Tales" z brawurową rolą Justina Timberlake'a!