Pomysł wydania przez 35mm boksu z czterema najwybitniejszymi filmami ormiańskiego, choć urodzonego w Gruzji, reżysera Siergieja Paradżanowa uznać należy za spełnienie marzeń nie tylko wielbicieli radzieckiej kinematografii, ale przede wszystkim tych, którzy cenią kino znaczone oryginalną myślą i formą. Pierwsze chronologicznie są „Cienie zapomnianych przodków” – arcydzieło filmowej mistyki, które przywróciło do łask ukryty w mrokach dziejów świat Hucułów.
Co ta miłość z nich zrobiła…
[Siergiej Paradżanow „Kolekcja Filmów Siergieja Paradżanowa” - recenzja]
Pomysł wydania przez 35mm boksu z czterema najwybitniejszymi filmami ormiańskiego, choć urodzonego w Gruzji, reżysera Siergieja Paradżanowa uznać należy za spełnienie marzeń nie tylko wielbicieli radzieckiej kinematografii, ale przede wszystkim tych, którzy cenią kino znaczone oryginalną myślą i formą. Pierwsze chronologicznie są „Cienie zapomnianych przodków” – arcydzieło filmowej mistyki, które przywróciło do łask ukryty w mrokach dziejów świat Hucułów.
Siergiej Paradżanow
‹Kolekcja Filmów Siergieja Paradżanowa›
Huculszczyzna to położona w Karpatach Wschodnich typowa kraina pogranicza. Dziś w przeważającej części leży na obszarze Ukrainy, w przeszłości zaś należała – od czasów króla Kazimierza Wielkiego – do Królestwa Polskiego, a następnie, po wojnie z bolszewikami 1920 roku, do II Rzeczypospolitej. Przejściowo, w okresie porozbiorowym, znajdowała się na obszarze monarchii habsburskiej, a po jej rozpadzie w 1918 roku skrawki tych ziem przypadły Węgrom i Rumunom. We wrześniu 1939 roku na tereny te wkroczyła Armia Czerwona, po zakończeniu wojny natomiast oficjalnie stały się one częścią Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Hucułów traktowano podejrzliwie – nie ulegali bowiem ukrainizacji, a tym bardziej nie poddawali się sowietyzacji; na dodatek ogromna ich część była, podobnie zresztą jak spokrewnieni z nimi Łemkowie czy Bojkowie, wyznania grekokatolickiego (unickiego), nie zaś prawosławnego jak Ukraińcy. Początek wielkiego zainteresowania etnografów i pisarzy Huculszczyzną datuje się na przełom XIX i XX wieku. Piękno ziemi huculskiej i jej mieszkańców rozsławili głównie Mychajło Kociubyński, autor literackiego pierwowzoru „Cieniów zapomnianych przodków” (1911), Ferdynand Antoni Ossendowski, który w ramach wydawanej przed wojną serii „Cuda Polski” opublikował książkę „Huculszczyzna: Gorgany i Czarnohora” (1936), wreszcie Stanisław Vincenz, którego matka urodziła się w Kryworówni, a który poświęcił jej rodzinnym ziemiom trylogię „Na wysokiej połoninie” (pierwszy tom ukazał się w 1938 roku). Po drugiej wojnie światowej zainteresowanie polskich badaczy tym regionem dawnej Rzeczypospolitej znacznie osłabło, co miało swoje przyczyny w zmianach politycznych i terytorialnych, które dokonały się po 1945 roku, i odżyło dopiero w ostatnich latach. Dowodem na to mogą być chociażby wydane w ubiegłym roku książka Michała Kruszony „Huculszczyzna. Opowieść kabalistyczna” oraz album Krzysztofa Heikego „Huculszczyzna”.
Gruzja, Armenia, Związek Radziecki
Po raz pierwszy jednak ta magiczna nazwa dotarła na zachód Europy i inne kontynenty w połowie lat 60. ubiegłego wieku, kiedy to światowy rozgłos zyskały „Cienie zapomnianych przodków” – rozgrywający się wśród społeczności huculskiej miłosny dramat wyreżyserowany przez Siergieja Paradżanowa. Był to także początek wielkiej kariery jednego z najbardziej oryginalnych twórców w dziejach światowej kinematografii, człowieka, którego życiorys mógłby posłużyć za kanwę niejednego wstrząsającego obrazu na temat losów artysty w kraju totalitarnym. Siergiej Josifowicz Paradżanow (a właściwie Sarkis Paradżanian) urodził się 9 stycznia 1924 roku w stolicy Gruzji Tbilisi, która w tamtym czasie nosiło jeszcze nazwę Tyflis, w rodzinie ormiańskiego antykwariusza. Do czasu zajęcia państwa przez bolszewików rodzinie wiodło się nienajgorzej; kryzys nadszedł wraz z wcieleniem niepodległej republiki (1918-1921) do Rosji Radzieckiej, a następnie – Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (od grudnia 1922). Iosif Paradżanow był nawet przez jakiś czas więziony przez nowe władze, ale ostatecznie zachował życie, co uznać można za wyjątkowo szczęśliwe zdarzenie. W 1942 roku osiemnastoletni Siergiej rozpoczął naukę w tbiliskim Instytucie Inżynierów Transportu Kolejowego, a rok później dodatkowo zaczął uczęszczać na zajęcia w miejscowym konserwatorium (gdzie uczył się śpiewu i gry na skrzypcach) oraz w szkole choreograficznej działającej przy Teatrze Opery (gdzie zgłębiał tajniki tańca). Został członkiem zespołu estradowego, który dawał koncerty w szpitalach wojskowych oraz domach dla inwalidów wojennych. Gdy skończyła się Wielka Wojna Ojczyźniana, postanowił przenieść się do Moskwy, aby kształcić się dalej w znacznie bardziej renomowanym stołecznym konserwatorium. Po kilku miesiącach zmienił jednak zainteresowania i po zdaniu egzaminów wstępnych został słuchaczem wydziału reżyserskiego Wszechzwiązkowego Państwowego Instytutu Kinematografii (WGIK). Pięcioletnie studia w jego przypadku rozciągnęły się do lat siedmiu, co spowodowane zostało poważnymi perturbacjami w życiu osobistym Paradżanowa.
W 1947 roku Siergiej Josifowicz został bowiem w rodzinnym Tbilisi aresztowany przez służbę bezpieczeństwa – po raz pierwszy, ale też, jak pokazała przyszłość, nie ostatni. Oskarżono go o homoseksualizm, a podstawą oskarżenia były zdarzenia sprzed kilku lat, czyli domniemany romans z majorem NKGB Nikołajem Mikawą, który miał przyszłemu reżyserowi ułatwić wstąpienie do moskiewskiego konserwatorium. Rozprawa odbywała się przez Trybunałem Wojennym Wojsk Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (MWD); wyroki, ogłoszone w październiku 1948 roku, były wysokie: Mikawa dostał karę ośmiu lat więzienia, natomiast Paradżanow (i sześciu innych doprowadzonych przed oblicze sowieckiej wojskowej „sprawiedliwości”) – pięciu lat. Na szczęście objęła go amnestia i wyszedł po zaledwie kilku miesiącach. Wrócił na studia we WGIK-u, zahaczając się jednocześnie w 1949 roku w Kijowskiej Wytwórni Filmowej, gdzie dane mu było podpatrywać przy pracy Igora Sawczenkę, Władimira Brauna oraz Ołeksandra Dowżenkę. Pierwszemu z nich asystował na planie „Trzeciego szturmu” (1948) i „Tarasa Szewczenki” (1951), drugiemu – na planie „Maksimki” (1952). Jednocześnie na początku lat 50. Siergiej Josifowicz zabrał się za realizację własnego filmu dyplomowego. Zanim jednak do tego doszło, przeżył wielką tragedię osobistą. W 1950 roku poznał w Moskwie, w czasie wizyty w stoisku drogeryjnym CUM-u (Centralnego Uniwersalnego Magazynu), młodą i piękną Tatarkę rodem z Mołdawii, Nigiar Kerimową. Jeszcze tego samego dnia Paradżanow zaprosił ją na randkę. Romans zakończył się kilka miesięcy później ślubem. Aby go wziąć, Nigiar porzuciła islam i przeszła na prawosławie, co stało się zaczątkiem ogromnego nieszczęścia.
Nieszczęścia rzadko nie chodzą parami
Kiedy o małżeństwie z ormiańskim chrześcijaninem dowiedzieli się członkowie rodziny panny młodej, postanowili interweniować – w Moskwie pojawili się bracia Nigiar i zażądali od Siergieja Josifowicza odszkodowania finansowego. Ten nie miał, co prawda, pieniędzy, ale obiecał, że uzbiera i zapłaci. Natychmiast też napisał list do ojca mieszkającego w Tbilisi z prośbą o pożyczkę. Ten jednak odmówił, nie mogąc wybaczyć synowi, że zamiast pójść w jego ślady i zostać antykwariuszem, poświęcił się sztuce. Paradżanow senior nie mógł przewidzieć, jak straszliwe skutki będzie miała jego decyzja. Gdy reżyser poinformował braci żony, że nie ma pieniędzy, ci zażądali od Nigiar, aby opuściła Moskwę i wróciła z nimi do Mołdawii. Nie chciała; wówczas podstępem wyciągnęli ją z domu i ukarali na swój sposób za ślub z „niewiernym”, wpychając dziewczynę pod pociąg elektryczny. Miało to miejsce w lutym 1951 roku. Zdruzgotany tym Siergiej Josifowicz opuścił wówczas stolicę Rosji i już na stałe, przynajmniej na następnych kilkanaście lat, przeprowadził się do Kijowa. W następnym roku pod okiem Igora Sawczenki nakręcił dyplomową „Mołdawską bajkę”, która oparta była na wierszowanej baśni Emiliana Bucova. Dwa lata później, wespół z żydowskim reżyserem Jakowem Bazelianem, podszedł do tego samego tekstu jeszcze raz, rozwinął pewne wątki i w efekcie zrealizował godzinny film zatytułowany „Andrijesz” (1954) – o zwykłym pastuchu, który staje się bohaterem. W 1955 roku Paradżanow ożenił się po raz drugi, z poznaną w Kijowie Ukrainką Swietłaną Szczerbatiuk. I chociaż ze związku tego przyszedł na świat syn Suren, małżeństwo nie było ani udane, ani szczęśliwe. Kobieta nie mogła znieść dziwactw i przeróżnych mistyfikacji męża; ostatecznie po sześciu latach zabrała dziecko i wyprowadziła się. Rok później wzięli rozwód. Nie był to, niestety, koniec ich kontaktów. Jedenaście lat później zeznania Szczerbatiuk przyczynią się do kolejnego skazania Siergieja Josifowicza.
W trakcie małżeństwa z Ukrainką Paradżanow nakręcił w Kijowskiej Wytwórni Filmowej trzy obrazy fabularne. W 1958 roku premierę miała błaha komedyjka „Pierwszy chłopak”, opowiadająca o byłym żołnierzu, sierżancie Danile Kożemiaku, który po demobilizacji wraca do rodzinnej wsi, gdzie zachęca pogrążoną w nudzie i apatii młodzież do budowy stadionu. Film obejrzało prawie dwadzieścia milionów widzów, co było rezultatem na tyle obiecującym, że wkrótce pozwolono reżyserowi na realizację kolejnego dzieła. „Ukraińska rapsodia” (1961) była już obrazem znacznie poważniejszym. Opowiadała o krasnoarmiejcu Antonie, który ranny w czasie walk z Niemcami, dostał się do niewoli. Wywieziony do Rzeszy, zdołał uciec z konwoju i aż do wyzwolenia przez wojska amerykańskie ukrywał się u organisty Weinera. Jego prawdziwe problemy zaczynają się jednak dopiero w momencie, gdy musi podjąć decyzję o powrocie na rodzinną Ukrainę, gdzie czeka na niego z utęsknieniem ukochana dziewczyna. I zapewne również enkawudziści. Równie daleki od rozrywkowego charakteru był nakręcony w 1962 roku „Kwiatek na kamieniu”. Akcja tego ekscentrycznego melodramatu rozgrywa się w górniczej osadzie na stepie pod Donieckiem i opowiada między innymi o zagrożeniach ze strony sekt religijnych. Film nie spodobał się władzom ukraińskiej kinematografii, którzy zdecydowali o jego ograniczonej dystrybucji. Efekt był taki, że „Kwiatek…” obejrzało zaledwie około pięciu milionów widzów, co w realiach Związku Radzieckiego było wynikiem gorzej niż złym. Paradżanow się jednak nie poddawał. Już po rozwodzie ze Szczerbatiuk przystąpił do pracy nad swym kolejnym dziełem – pierwszym z czterech wielkich – „Cieniami zapomnianych przodków”.