„Cienie zapomnianych przodków” nakręcone zostały na Ukrainie, „Barwy granatu” powstały w Armenii, natomiast „Legendę o Twierdzy Suramskiej” – kolejny wielki film Siergieja Paradżanowa – wyprodukowano w Gruzji. Po szesnastu latach wymuszonego na reżyserze przez władze radzieckie milczenia. Po doświadczeniach obozów pracy. Po okresie sukcesywnego psychicznego i fizycznego niszczenia. Warto o tym pamiętać, sięgając po kolejny obraz z boksu wydanego przez 35mm.
Pamięci gruzińskich wojowników
[Siergiej Paradżanow „Kolekcja Filmów Siergieja Paradżanowa” - recenzja]
„Cienie zapomnianych przodków” nakręcone zostały na Ukrainie, „Barwy granatu” powstały w Armenii, natomiast „Legendę o Twierdzy Suramskiej” – kolejny wielki film Siergieja Paradżanowa – wyprodukowano w Gruzji. Po szesnastu latach wymuszonego na reżyserze przez władze radzieckie milczenia. Po doświadczeniach obozów pracy. Po okresie sukcesywnego psychicznego i fizycznego niszczenia. Warto o tym pamiętać, sięgając po kolejny obraz z boksu wydanego przez 35mm.
Siergiej Paradżanow
‹Kolekcja Filmów Siergieja Paradżanowa›
Kiedy w 1973 roku Siergiej Josifowicz Paradżanow został aresztowany, a następnie skazany na pięcioletni pobyt w obozie pracy, był już jednym z najbardziej znanych w świecie reżyserów filmowych żyjących w Kraju Rad. Sławę (i nieśmiertelność) zapewniły mu dwa obrazy nakręcone w latach 60.: powstałe w Kijowskiej Wytwórni Filmowej imienia Ołeksandra Dowżenki (a więc na Ukrainie) „
Cienie zapomnianych przodków” (1964) oraz wyprodukowane w erywańskim studiu „Armenfilm” „
Barwy granatu” (1968), będące poetycką opowieścią o kolejach losu osiemnastowiecznego poety z Kaukazu Południowego Sajat-Nowy. Pomimo wielkich sukcesów odnoszonych przez dzieła Paradżanowa na największych festiwalach filmowych świata, w ZSRR artysta ten nie mógł liczyć na żadne względy – był sukcesywnie niszczony, jakby sowieckie władze postawiły sobie za punkt honoru wymazać jego istnienie. Co prawda, po interwencjach Lili Brik i jej szwagra, komunizującego francuskiego pisarza Louisa Aragona, wszechwładny sekretarz generalny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego (KPZR) Leonid Breżniew zdecydował się 30 grudnia 1977 roku podarować Siergiejowi Josifowiczowi wolność, ale nie oznaczało to wcale dla niego spokojnego życia. Po opuszczeniu łagru dowiedział się on bowiem o konfiskacie swego kijowskiego mieszkania oraz zakazie osiedlania się w Moskwie, Leningradzie, Kijowie, a nawet Erywaniu. Reżyserowi nie pozostało więc nic innego, jak wrócić do rodzinnego domu w gruzińskim Tbilisi.
Człowiek, który nie bał się śmierci
Pierwsze lata „wolności” były dla Paradżanowa niezwykle trudne. W środowisku traktowano go jak trędowatego, był przecież napiętnowany przez władze. Nie mógł pracować w zawodzie, skupiał się więc na pisaniu (scenariuszy i nowel) oraz malowaniu (tworzył przede wszystkim kolaże plastyczne). Przywódcom Kraju Rad mogło się wydawać, że osiągnęli sukces – udało im się zepchnąć na margines życia społecznego i artystycznego niepokornego twórcę, całkowicie zamknęli mu drogę do publicznego wyrażania poglądów. Ale nie zapomniano o nim na Zachodzie. W 1980 roku w centrolewicowym, bardzo wpływowym i opiniotwórczym paryskim dzienniku „Le Monde” ukazał się wywiad z Siergiejem Josifowiczem. Odzwierciedlał on ówczesny stan ducha reżysera, niósł także ze sobą bezlitosne oskarżenie systemu sowieckiego. Paradżanow mówił w nim o beznadziejności swego życia, narzekał na towarzyszący mu każdego dnia ogromny strach – że zostanie okradziony, jeśli tylko wyjdzie z domu, że zostaną zniszczone obrazy, które namalował w czasie pobytu w łagrze, w końcu że zostanie wsadzony ponownie za kratki za „uchylanie się od pracy”, o którą bardzo się starał, ale której z przyczyn politycznych nie otrzymywał. Wspominał o próbach nawiązania współpracy ze studiem „Armenfilm” i utrącaniu przez zwierzchników wytwórni wszystkich projektów, w których pojawiało się nazwisko Siergieja Josifowicza. Najbardziej przerażająco brzmiały jednak słowa, w których stwierdzał, że gdy przebywał w więzieniu – w przeciwieństwie do jego obecnej egzystencji – miało to jakiś sens. „Ja nie boję się śmierci, ale to życie [w domyśle: które obecnie prowadzę] jest od niej gorsze” – żalił się francuskiemu dziennikarzowi. Po czym dodawał: „Ja nie mogę żyć, nie pracując”.
W lipcu 1980 roku dotarła do Paradżanowa wieść o nagłej i niespodziewanej śmierci Włodzimierza Wysockiego. Nie byli może wielkimi przyjaciółmi, ale od połowy lat 60. spotykali się niemal za każdym razem, gdy trafiała się okazja, a więc kiedy reżyser przyjeżdżał do Moskwy bądź Teatr na Tagance, w którym występował Wołodia, pojawiał się na gościnnych występach w Kijowie. W pierwszą rocznicę śmierci legendarnego barda dyrektor Taganki Jurij Pietrowicz Liubimow przygotował spektakl poświęcony Wysockiemu; w czasie gdy trwały ostatnie próby, na zaproszenie bliskich znajomych pojawił się w Moskwie, choć przecież nie miał na to zgody władz, Siergiej Josifowicz. Wizyta miała zostać utrzymana w tajemnicy, ale się nie udało. Liubimow ściągnął Paradżanowa na próbę generalną przedstawienia, której uważnie przyglądali się również pracownicy Ministerstwa Kultury i funkcjonariusze KGB. Wiedząc o tym doskonale, ormiański artysta po zakończeniu próby wyszedł na scenę i dał Jurijowi Pietrowiczowi kilka dobrych rad dotyczących spraw czysto reżyserskich; poprosił też, aby się nie denerwował. Najważniejsze słowa padły jednak na koniec przemówienia: Jeśli za ten spektakl wywalą Liubimowa z pracy, nie powinien się martwić, to tak naprawdę nic tragicznego; on sam nie może pracować już od wielu lat i jakoś żyje. Co prawda, pomaga mu sam papież, który przysyła diamenty, sprzedawane później na czarnym rynku. Siergiej Josifowicz określił też władzę radziecką mianem faszystowskiej, ponieważ najlepszych ludzi izoluje ze społeczeństwa i zamyka w więzieniach. Ta tyrada nie mogła pozostać bez echa.
Wizjoner, prorok, oskarżony
Jeśli chodzi o przyszłość Liubimowa, Paradżanow wykazał się przerażającą intuicją. Atmosfera wokół Taganki od początku lat 80. XX wieku robiła się nie do zniesienia. W kolejnych latach władze zakazały prezentowania na scenie trzech niezwykle istotnych, premierowych dla teatru spektakli: wspomnianego już „Włodzimierza Wysockiego” (1981), opartego na dramacie Aleksandra Puszkina „Borysa Godunowa” (1982) oraz „Powieści teatralnej” Michaiła Bułhakowa (1983). A gdy w marcu 1984 roku Jurij Pietrowicz wyjechał do Londynu, aby wyreżyserować tam „Zbrodnię i karę” Fiodora Dostojewskiego, został najpierw zwolniony z funkcji kierownika artystycznego Taganki, a w ślad za tym… pozbawiony obywatelstwa radzieckiego. O tej decyzji dowiedział się podczas pobytu we Włoszech od sowieckiego konsula w Turynie. Stał się emigrantem-bezpaństwowcem. Do ojczyzny mógł powrócić dopiero w maju 1988 roku, obywatelstwo otrzymał ponownie dwanaście miesięcy później. Nie mniej dramatyczne wydarzenia zachodziły w tym samym czasie w życiu Paradżanowa. Po pamiętnym wystąpieniu na deskach Taganki w lipcu 1981 roku Moskwa zażądała od władz w Tbilisi, aby te rozprawiły się z reżyserem. Niestety, sam dał on pretekst do kolejnych represji. Gdy jego bliski krewny Gieorgij Paradżanow nie został przyjęty do szkoły teatralnej, Siergiej Josifowicz zdecydował, że mu pomoże i postanowił uruchomić prywatne kanały, przekupując odpowiednią osobę. Efekt był taki, że artysta ponownie trafił w ręce milicji i został oskarżony o korupcję. Na dodatek dokładnie przetrząśnięto jego tbiliski dom, zapewne szukając diamentów, jakie miał dostawać od Jana Pawła II.
W 1982 roku wydano wyrok; brzmiał on bardzo niepokojąco i znajomo: pięć lat więzienia! I prawdopodobnie przyszłoby Paradżanowowi go odsiedzieć, gdyby nie szybka interwencja słynnej poetki Biełły Achmadulinej (zmarłej w końcu listopada ubiegłego roku), która napisała list do ówczesnego pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Gruzji Eduarda Szewardnadzego (w przyszłości między innymi ministra spraw zagranicznych Związku Radzieckiego i jednego z twórców Gorbaczowowskiej pierestrojki). Ten odniósł się do zawartej w epistole prośby ze zrozumieniem i Siergiej Josifowicz wyszedł na wolność. Na pożegnanie sędzia poprosił go jednak, aby „już więcej nie urządzał przedstawień”. Jednocześnie po kilkunastu latach przerwy pozwolono reżyserowi wrócić do pracy na planie filmowym. W „Armenfilmie” złożył on propozycję ekranizacji „Dawida Sasuńskiego” – pochodzącego sprzed X wieku eposu historycznego, który opowiada o walce narodowowyzwoleńczej Ormian przeciwko najeźdźcom arabskim i tureckim. Wytwórnia odmówiła, ale za to pomocną dłoń wyciągnęło tbiliskie studio „Gruzja-film”. Paradżanow uzyskał zgodę na adaptację starego gruzińskiego podania o młodzieńcu, który pozwolił zamurować się żywcem w murze warowni. Tak powstało trzecie z wielkich dzieł ormiańskiego wizjonera kina – „Legenda o Twierdzy Suramskiej”. Mało kto jednak wie, że było to już drugie podejście do tego tematu, w 1922 roku bowiem wielki gruziński reżyser epoki kina niemego Iwan Perestiani nakręcił „Twierdzę Suramską”, w której główne role zagrali Ormianin Amo Bek-Nazarian oraz Gruzin Michaił Cziaureli.
Włodarze wytwórni z Tbilisi nie chcieli pozostawiać Siergieja Josifowicza bez nadzoru, dlatego też formalnym współreżyserem mianowali Dodo (Dawida) Abaszydzego, jednego z najbardziej zasłużonych aktorów Zakaukazia. Premiera obrazu odbyła się w marcu 1985 roku, ale do dystrybucji skierowano go dopiero… czternaście miesięcy później. Jeżeli Paradżanow miał nadzieję, że dzięki „Legendzie…” zyska możliwość dotarcia do swoich wielbicieli w całym Związku Radzieckim, bardzo szybko wyprowadzono go z błędu. Wykonano bowiem jedynie pięćdziesiąt siedem kopii filmu, a więc prawie dziewięćdziesiąt mniej niż w przypadku „
Barw granatu”. Efekt był taki, że na dzieło Siergieja Josifowicza wybrało się do kin niespełna pół miliona widzów. Nie można tego nazwać inaczej, jak kolejną próbą marginalizacji artysty, który nigdy nie pozwolił wprzęgnąć się w ciasne ramy wyznaczone reżyserom w Kraju Rad przez Goskino, czyli Państwowy Komitet Kinematografii. Tym samym powtórzyła się sytuacja z lat 60. – „Legenda…”, niedostępna praktycznie w ojczyźnie twórcy, odnosiła spore sukcesy za granicą. W 1986 roku zdobyła nagrody na festiwalach filmowych w katalońskim Sitges i francuskim Besançon, zaś rok później – w holenderskim Rotterdamie oraz brazylijskim São Paulo. Legendę, która stała się inspiracją dla filmów Iwana Perestianiego i Siergieja Paradżanowa, spisał i opublikował żyjący w połowie XIX wieku Daniel Czonkadze, mający w swoich żyłach zarówno krew gruzińską, jak i osetyńską. Nowela „Twierdza Suramska”, jedyne znane szerzej jego dzieło, ukazała się w języku gruzińskim w 1858 roku w czasopiśmie „Tsiskari” („Świt”), dwa lata przed śmiercią pisarza (z powodu zapalenia płuc).