Wszyscy ci ciemni, brodaci, czarni są w gruncie rzeczy arabskimi terrorystami [Larry Charles „Dyktator” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Konrad Wągrowski Po raperze Alim G., kazachskim reporterze Boracie Sagdijewie i austriackim geju-projektancie Bruno Sacha Baron Cohen wciela się w kolejnego bohatera – nietuzinkowego, bo samego generała admirała Aladeena, dyktatora pewnego bliskowschodniego kraju, jednego z ostatnich obrońców świata przed dramatem demokracji.
Konrad WągrowskiWszyscy ci ciemni, brodaci, czarni są w gruncie rzeczy arabskimi terrorystami [Larry Charles „Dyktator” - recenzja]Po raperze Alim G., kazachskim reporterze Boracie Sagdijewie i austriackim geju-projektancie Bruno Sacha Baron Cohen wciela się w kolejnego bohatera – nietuzinkowego, bo samego generała admirała Aladeena, dyktatora pewnego bliskowschodniego kraju, jednego z ostatnich obrońców świata przed dramatem demokracji.
Larry Charles ‹Dyktator›EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Dyktator | Tytuł oryginalny | The Dictator | Dystrybutor | UIP | Data premiery | 18 maja 2012 | Reżyseria | Larry Charles | Zdjęcia | Lawrence Sher | Scenariusz | Sacha Baron Cohen, Alec Berg, David Mandel, Jeff Schaffer | Obsada | Anna Faris, Megan Fox, Sacha Baron Cohen, John C. Reilly, Ben Kingsley, B.J. Novak, Kevin Corrigan, Aasif Mandvi, Jim Piddock | Muzyka | Erran Baron Cohen | Rok produkcji | 2012 | Kraj produkcji | USA | Gatunek | komedia | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Aladeen miłościwie uciska swój kraj, poświęcając swój czas na sukcesy osobiste (jest wielokrotnym złotym medalistą krajowych igrzysk sportowych, najczęściej nagradzanym lokalnym aktorem, etc. etc.) oraz na rozwój znaczenia swej ojczyzny na arenie międzynarodowej np. poprzez rozwój broni masowego rażenia, transportowanej przez rakiety o obowiązkowo naostrzonym czubku. Problemy lokalne Aladeen rozwiązuje zwykle w sposób dosyć standardowy – zlecając natychmiastową likwidację krnąbrnych jednostek. Gorzej z problemami międzynarodowymi – tu będzie konieczne wystąpienie przed ONZ, które trzeba przekonać, że kraj nie tworzy międzynarodowego zagrożenia. Aladeen nie wie, że jego wuj ma pewne plany co do przyszłości umiłowanej ojczyzny, w których nie ma miejsca dla obecnego przywódcy i które będzie chciał wprowadzać w życie podczas wypadu do Nowego Jorku. Wydaje się, że po odjechanym „Bruno”, który nie przyniósł spodziewanych przychodów, „Dyktator” jest powrotem Cohena do bardziej standardowych projektów. Przede wszystkim w przeciwieństwie do „Borata” i „Bruno” film nie zawiera części „dokumentalnej” – scen inscenizowanych poprzez nagrywanie reakcji przypadkowych widzów na prowokacje Cohena. Tym razem mamy do czynienia z filmem z aktorami od początku do końca zdającymi sobie sprawę ze swej roli. Po drugie – bo fabularnie „Dyktator” jest projektem w sumie nieskomplikowanym, o dość tradycyjnej fabule, choć niekoniecznie tradycyjnych gagach. Główna linia fabularna zakłada zderzenie postaci tyrana z normalnym (no, prawie normalnym) nowojorskim życiem i rozgrywanie gagów opartych na tej opozycji. Ale oczywiście chodzi przede wszystkim o wyśmiewanie kogo się tylko da. Pierwszym celem satyry jest oczywiście sam, wzorowany głównie na Saddamie Husajnie, bliskowschodni przywódca. Cohen nie waha się wykorzystać wszelkich możliwych stereotypów na temat Arabów (choć sam bohater zaznacza, że Arabem nie jest, ale przecież my – tak jak i grany przez Johna C. Reilly’ego amerykański agent – wiemy, że wszyscy ci ciemni, brodaci, czarni są w gruncie rzeczy arabskimi terrorystami). Jego bohater jest męskim szowinistą, lubi tortury i terror, ale także nie grzeszy bystrością, sobowtór dyktatora – jakże by inaczej – preferuje kozy nad kobiety. Byłoby jednak nudne, gdyby cały film miał naśmiewać się jedynie z bliskowschodnich przywódców – po pierwsze, byłoby to monotonne, a po drugie, już nieco zużyte i zgrane. Gdy więc, po wstępnej sekwencji w ojczyźnie Aladeena, bohater przybywa do Ameryki, ostrze satyry zaczyna trafiać w różne cele. Dostaje się amerykańskiemu rasizmowi, antyterrorystycznej fobii, dostaje się rykoszetem ekologicznemu feminizmowi, bardzo trafne są kpiny z iluzji przemian demokratycznych w Iraku czy Afganistanie i wątłych efektów „wojny z terrorem”. Dostaje się też naszej pokryzysowej rzeczywistości, zwłaszcza w przemowie na forum ONZ z tematem przewodnim, dlaczego nasz świat nie toleruje dyktatorów, choć przecież autorytarna forma władzy ma wiele zalet. „Dyktator” nie jest może jakąś bardzo ambitną formą krytyki współczesnego świata, ale myśl przewodnia, że wcale niekoniecznie nasze społeczeństwo tak bardzo moralnie góruje nad reżimami z innych stron świata ostatnio robi się bardzo popularna. Tu można znaleźć pokrewieństwo z niedawnym „Iron Sky”, w którym to z kolei naziści niewiele różnili się od współczesnych polityków. Konstatacje dość ponure, ale chyba będące znakiem naszych kryzysowych czasów. Najważniejsze jednak będzie to, że „Dyktator” sprawdza się po prostu jako komedia – jest po prostu zabawny, a momentami naprawdę szalenie śmieszny. Jak to u Cohena – jakaś część humoru jest mocno niewyszukana, balansując na granicy dobrego smaku i orbitując wokół fekalnych tematów (żart ze „zrzucaniem balastu” podczas przeprawy między wieżowcami to ukoronowanie trendu), ale inne dowcipy trzymają dobry poziom, z perełkami, jak choćby początkowe dynamiczne wprowadzenie do sytuacji w ojczyźnie Aladeena, scena rozmowy w wycieczkowym helikopterze, wspomniana przemowa w ONZ, czy żarty finałowe. Zaznaczyć należy też, że sam Cohen należy wciąż do najlepszych współczesnych aktorów komediowych, o wciąż niesamowitym vis comica i oglądanie go w dowolnej roli jest prawdziwą przyjemnością.
|