Aleksiej German: Świat bez wojny i miłość bez happy endu
[Aleksiej German „Dwadzieścia dni bez wojny” - recenzja]
Film Germana jest wierną adaptacją książki Simonowa. Trudno zresztą, aby było inaczej, skoro scenariusz wyszedł spod pióra autora pierwowzoru literackiego. Rok 1942 zbliża się powoli ku końcowi, wciąż jeszcze trwają zacięte walki o Stalingrad; wśród żołnierzy broniących miasta jest dwukrotnie ranny w bojach korespondent „Czerwonej Gwiazdy” major Wasilij Nikołajewicz Łopatin. Wraz z innymi przechadza się wzdłuż brzegu Wołgi, kiedy nadlatują hitlerowskie samoloty; po zakończonym ostrzale okazuje się, że trafili Paszę Rubcowa, od ponad roku już towarzysza walk Łopatina. Major mocno to przeżywa, ale przecież na wojnie trzeba być gotowym na śmierć w każdej chwili. Kiedy dostaje dwadzieścia dni urlopu, postanawia pojechać do stolicy Uzbekistanu Taszkientu – tam mieszka teraz żona Paszy, której będzie mógł oddać rzeczy zabitego żołnierza; przy okazji odwiedzi również swoją byłą małżonkę Ksenię Siergiejewnę, która zdążyła poszukać już sobie nowego męża. W Taszkiencie znalazła także swoją wojenną przystań wytwórnia filmowa „Mosfilm”, w której akurat powstaje obraz oparty na relacjach Łopatina z frontu – dziennikarz nie omieszka więc zajrzeć na jego plan, aby przekonać się, jak bardzo rzeczywistość filmowa odbiega od tej z pola bitwy. Zanim jednak znajdzie się daleko na tyłach, musi przebyć bardzo długą drogę pociągiem. A w nim, jak to często bywa, spotyka różnych ludzi. Chociażby kapitana lotnictwa, który, wiedząc o literackich zamiłowaniach majora, prosi go o napisanie w jego imieniu listu do żony. Między małżonkami nie dzieje się bowiem najlepiej, kapitan podejrzewa najgorsze, ale wierzy, że pięknie sformułowane słowa pozwolą mu ponownie trafić do serca kobiety.
Jadąc na wschód, Łopatin wkracza w zupełnie inny świat – bez wojny i ciągłego strachu o własne życie. To błogosławieństwo spokoju wprowadza go jednak w dziwny stan, z trudem się do niego przyzwyczaja, wyraźnie jest nieswój. Poczucie obcości potęguje jeszcze zmieniający się krajobraz. Za oknem pociągu widzi egzotyczne rośliny i wszechobecne wielbłądy – obrazki jak z czasopisma podróżniczego. A przecież w tym samym czasie na froncie giną każdego dnia tysiące żołnierzy, może nawet jego najbliżsi towarzysze broni. Kiedy znajduje się już blisko celu podróży, jego uwagę przykuwa stojąca na korytarzu kobieta o jasnych, krótko ostrzyżonych włosach, która zresztą także i jemu przygląda się z dużym zainteresowaniem. Chętnie by do niej podszedł, porozmawiał, ale nie ma śmiałości; później rozgląda się za nią na taszkienckim peronie, lecz skutecznie utrudnia mu to przybyły po niego przyjaciel Wiaczesław. Pierwsze kroki Łopatin kieruje do żony Paszy i zdecydowanie nie jest to miłe spotkanie. Rubcowa, widząc walizkę z rzeczami męża, domyśla się ciągu dalszego i wpada w histerię. Nie mniej dramatyczne okazuje się pierwsze spotkanie z Ksenią Siergiejewną, która na jego widok wybucha płaczem i parokrotnie wyrzuca mu, że ich nieudane małżeństwo było winą braku akceptacji Wasilija dla jej przyjaciół (cokolwiek ma to znaczyć). Na planie filmowym też nie dzieje się najlepiej; przydzielony ekipie jako konsultant wojskowy emerytowany pułkownik co rusz wprowadza zmiany, które irytują majora. Jemu zależy przecież na tym, aby film był możliwie najbliższy prawdy, a tymczasem za jego wartość merytoryczną odpowiada człowiek, który ostatnio, jak sam przyznaje, wąchał proch podczas wojny domowej.
O ile więc Łopatin liczył na spokój i odpoczynek, przeżył rozczarowanie. Na szczęście jednak nie wszystko zamienia się w totalną katastrofę. Podczas wizyty u żony zostaje mu przedstawiona znajoma Ksieni, Nina Nikołajewna – jak się okazuje, jest to kobieta, na którą zwrócił już uwagę w pociągu. Od tej pory stara się spędzać z nią jak najwięcej czasu, ale ten jest nieubłagany – dni urlopu mijają bardzo szybko i trzeba wracać do jednostki, na front. Marzenia o bliskości drugiej osoby, o tym, aby, gdy już wojna dobiegnie kresu, móc do kogo wrócić – rozpływają się więc w niebycie. Bo jaką Nina ma pewność, że Wasilij dożyje końca konfliktu, a jaką on, że kobieta będzie cierpliwie czekać, odmawiając sobie wszelkich uciech i radości? Obraz według powieści Simonowa można więc traktować jak film wojenny (wszak akcja rozgrywa się w samym środku walk z Niemcami), ale jest to również melodramat z wyeksponowanym wątkiem psychologicznym. Na ekranie widzimy przecież człowieka, który z jednej strony, jako korespondent z linii frontu, żywi się wojną, z drugiej jednak – jest jej ofiarą, nie daje mu ona bowiem szans na normalne życie, ba! nawet na odrobinę miłości. Jedyne, co podnosi Łopatina na duchu, to świadomość, że jego trud nie jest obojętny ludziom radzieckim w najdalszych nawet zakątkach kraju, gdzie Niemców widziano jedynie na ekranach kin w kronikach filmowych. Dlatego jedną z kluczowych scen dzieła Germana jest wizyta majora w miejscowej fabryce zbrojeniowej, gdzie zostaje poproszony o wygłoszenie kilku słów do załogi. Wyraźnie wzruszony, stojąc pod transparentem, na którym wypisano hasło: „Wszystko dla frontu, wszystko dla zwycięstwa!”, dziennikarz zagrzewa robotników do jeszcze wydajniejszej pracy. A towarzyszą mu dźwięki „Świętej wojny” – najsłynniejszej radzieckiej pieśni z czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Choćby z tego powodu warto było przyjechać do Taszkientu…
Obsadzając główną rolę, reżyser zaskoczył i widzów, i krytyków. Doskonale jednak wiedział, co robi, bo choć do tej pory aktor ów dał się poznać jako fenomenalny komik, to jednak był również weteranem Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i grając Łopatina, w pewnym sensie grał siebie samego. Chodzi oczywiście o Jurija Nikulina („
Operacja Y, czyli Przypadki Szurika”, „
Brylantowa ręka”, „
12 krzeseł”), któremu na ekranie towarzyszyła – jako Nina Nikołajewna – piękna
Ludmiła Gurczenko („
Syberiada”, „
Dworzec dla dwojga”, „
Kolorowy zmierzch”). Także w rolach drugoplanowych i epizodach pojawili się aktorzy niepośledni: Aleksiej Pietrenko („
Król Lear”, „
12”, „
Pochowajcie mnie pod podłogą”) jako spotkany w pociągu kapitan lotnictwa, Michaił Kononow („
Andriej Rublow”, „
Dworzec dla dwojga”) grający Paszę Rubcowa, Nikołaj Grińko („
Dziecko wojny”, „
Solaris”, „
Stalker”) – Wiaczesława oraz Lija Achedżakowa („
Ironia losu”, „
Moskwa nie wierzy łzom”) – kobietę z zegarkiem. Jedynie przed Jekatieriną Wasiljewą (wdową po Rubcowie) kariera dopiero stała otworem („
Samolot w płomieniach”, „
Ojciec”, „
Czarna Błyskawica”). Operatorem filmu był Walerij Fiedosow (rocznik 1941), uczeń Borisa Wołczeka we Wszechzwiązkowym Państwowym Instytucie Kinematografii (WGIK), którego German zatrudnił również podczas pracy nad „Moim przyjacielem Iwanem Łapszynem”. Ostatnim filmem Fiedosowa okazał się „Morderczy Afganistan” (1990) Władimira Bortko. Można powiedzieć, że w pewnym sensie zginął on na jego planie. Gdy ekipa filmowa pracowała w tadżyckim Duszanbe, w mieście doszło do rozruchów i walk ulicznych, zaintrygowany operator wyjrzał przez okno pokoju hotelowego i wtedy został trafiony kulą. Zdjęcia dokończył za niego Paweł Zasiadko, ale już w Turkmenii.
„Dwadzieścia dni bez wojny”, chociaż zostały ocenione wysoko, nie poprawiły notowań Germana. Nawet jeśli bowiem film sygnowany był nazwiskiem Simonowa, to jednak nie takiego obrazu wojny (bez wojny) oczekiwały władze kinematografii. W efekcie wprowadzono na Aleksieja Jurjewicza nieformalny zapis cenzorski, co oznaczało, że w najbliższym czasie raczej nie mógł liczyć na zatrudnienie w roli reżysera czy nawet scenarzysty (w każdym razie jego nazwisko nie mogłoby się pojawić ani w początkowych, ani w końcowych napisach filmu). Wybrnął z tego, publikując kolejne scenariusze pod nazwiskiem swojej żony Swietłany Karmalitej (mieliśmy więc do czynienia z sytuacją niemal żywcem przeniesioną z „Figuranta” Woody’ego Allena). Dzięki temu były one kierowane do produkcji, a German zarabiał na życie. Z opublikowanych incognito tekstów skorzystali między innymi Jakow Bazelian (oparty na prozie Jurija Germana dramat wojenny o blokadzie Leningradu „Siądź z nami, Miszka!” z 1977 roku), Michaił Ordowski (komedia przygodowa dla dzieci „Podróż w góry Kaukazu”, 1981), Siemion Aranowicz (wojenne „Samoloty torpedowe”, 1983), Rudolf Fruntow (opowiadający o przedostatnim roku wojny „Odważny kapitan”, 1985) oraz Michaił Nikitin (rozgrywający się w 1945 roku „Mój bojewoj rascziot”, 1987). Ostatnim „archiwalnym” tekstem Germana i Karmalitej był dramat historyczny „Gibiel Otrara”, którego akcja przenosiła widzów do trzynastowiecznego Kazachstanu; został on sfilmowany w ostatnim roku istnienia Związku Radzieckiego (1991) przez Ardaka Amirkułowa. Konstantin Simonow zmarł w 1979 roku z powodu raka; jego prochy, zgodnie z życzeniem pisarza, rozsypano na polach w okolicach białoruskiego Mohylewa. Po postać Łopatina sięgnięto jeszcze raz – trzydzieści jeden lat temu Maja Markowa i Walerij Fokin zrealizowali spektakl telewizyjny „My nie uwidimsia s toboj”; w korespondenta wojennego wcieliło się w nim dwóch aktorów – Michaił Żygałow (w młodości) oraz Michaił Głuzski (w wieku dojrzałym).