Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
75,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Esensja ogląda: Październik 2016 (3)
[ - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Kolejna, trzecia już w październiku, edycja naszego cyklu krótkich recenzji filmowych, a w niej cztery kinowe zaległości oraz recenzja jednej pozycji DVD.

Jarosław Loretz, Jarosław Robak

Esensja ogląda: Październik 2016 (3)
[ - recenzja]

Kolejna, trzecia już w październiku, edycja naszego cyklu krótkich recenzji filmowych, a w niej cztery kinowe zaległości oraz recenzja jednej pozycji DVD.
Kino
WASZ EKSTRAKT:
75,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Aż do piekła
(2016, reż. David Mackenzie)
Jarosław Robak [70%]
W ostatnich latach przemysł filmowy wielokrotnie zajmował się błędami i wypaczeniami kapitalizmu, najczęściej opowiadając o deprawacji i przekrętach na Wall Street i przyległościach. Na tle kina po kryzysie 2008 roku „Aż do piekła” w reżyserii Davida Mackenziego („Młody Adam”, „Ostatnia miłość na Ziemi”) i według scenariusza Taylora Sheridana („Sicario”) stanowi przypadek o tyle ciekawy, że opowiada o tych, którzy brali śmieciowe kredyty ochoczo wciskane im przez banki – a w dodatku czyni to w konwencji westernu. Film zaczyna się od znakomitej sceny napadu na bank w jednym z teksańskich miasteczek – nie ma w niej ani odrobiny rozmachu znanego ze skoków z „Gorączki” czy „Mrocznego rycerza”, ale mniejsza skala wcale nie odbiera akcji dramaturgii (a w kilku momentach przydaje zaskakującego humoru). Potem też jest całkiem dobrze, bo choć McKenzie i Sheridan podążają ścieżkami, które zdążyli wydeptać już bracia Coen i Cormac McCarthy, czynią to bardzo sprawnie: niezłe są tu dialogi, plany i motywacja postaci ze sceny na scenę robią się coraz ciekawsze (to jeden z tych filmów, gdy widzimy, że bohaterowie robią źle – ale i tak trzymamy kciuki, by im się powiodło), a krajobraz amerykańskiego południa po kryzysie sportretowany jest co najmniej frapująco (a i świetnie sfotografowany przez Gilesa Nuttgensa). Sprawdza się również obsada – po Benie Fosterze i Jeffie Bridgesie można było spodziewać się dobrych ról, ale prawdziwym odkryciem jest tu Chris Pine, czyli kapitan Kirk z nowego „Star Treka”, wreszcie nie tylko ładny, ale niespodziewanie wiarygodny w poważniejszej i niejednoznacznej roli mężczyzny z kilkoma bliznami z przeszłości i kilkoma, które jeszcze musi sobie zadać. A że całości dopełnia znakomita muzyka Nicka Cave’a i Warrena Ellisa, pewna wtórność i przewidywalność opowieści nie przeszkadza tu ani na moment.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Osobliwy dom pani Peregrine
(2016, reż. Tim Burton)
Jarosław Robak [50%]
Już trochę straciłem wiarę, że Tim Burton jest jeszcze w stanie nakręcić dobry film. „Osobliwy dom pani Peregrine” (ekranizacja powieści Ransoma Riggsa) tej wiary nie przywraca – wprawdzie nie budzi takiego zażenowania jak „Alicja w Krainie Czarów” czy „Mroczne cienie” (i nie przynudza jak pozbawione autorskiego charakteru „Wielkie oczy” sprzed dwóch lat), ale znów niewiele tu ponad kilka ulubionych Burtonowskich motywów oraz skojarzeń z produkcjami, które podobne tematy ogrywały dużo ciekawiej. Tytułowy dom dla wyjątkowych dzieci nieodparcie nasuwa skojarzenia z „X-Men”, pomysł na „pętle czasowe” w magiczny sposób pozwalające odtwarzać jeden wybrany dzień z życia wychowanków placówki to rzecz rodem z „Dniem świstaka”, z kolei stojąca przed bohaterami perspektywa wiecznego dzieciństwa wyjęta jest jakby z „Piotrusia Pana”. Burton tak bardzo utożsamia magiczne i ekscentryczne z pięknym i dobrym, że w żaden sposób nie jest w stanie dostrzec dwuznaczności metafory placówki, która, zgodnie z intencją jego dyrektorki, ma chronić podopiecznych przed złem, ale jednocześnie odbiera im dojrzewanie i dorosłość. Wprawdzie na wolności czekałoby je realne niebezpieczeństwo, lecz komfort odtwarzającego codziennie te same rytuały domu pani Peregrine w praktyce też okazuje się oparty o dość chwiejne podstawy. Innym problemem produkcji Burtona jest brak wyrazistych bohaterów – reżyser znów jakby zakładał, że obdarzenie postaci jakąś dziwną przypadłością w tajemniczy sposób dodaje im osobowości: niestety, to tak nie działa – dzieciaki w filmie, choć wyglądają fajnie, są doskonale przezroczyste, gdy idzie o charakter.
Żeby jednak tak do końca nie narzekać: opowiedziane jest to bez większych potknięć (a kulminacyjna konfrontacja z czarnym charakterem i jego poplecznikami, podczas której w ruch idą szkielety jak spod ręki Raya Harryhausena jest wyborna i każe mi podnieść ocenę o 10%), zdjęcia Bruno Delbonnela są śliczne i oddają magię i melancholię tej historii, Florence Welch śpiewa ładną piosenkę przy napisach końcowych. A Eva Green jest bardzo uroczym Charlesem Xavierem i wygląda szałowo jak zwykle – szkoda tylko, że nie ma tu wiele do zagrania.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Kosmos
(2015, reż. Andrzej Żuławski)
Jarosław Robak [80%]
Powiedzmy sobie jasno: kto nie trawi kina Andrzeja Żuławskiego – aktorskiej nadekspresji, krzyków i szaleństwa, powtórzeń i niełatwych do wychwycenia puent i przytłaczającej erudycji reżysera, ten „Kosmos” powinien omijać szerokim łukiem. Kto jednak kino nadmiaru i obsesji twórcy „Opętania” ceni, w pożegnalnym filmie zmarłego w tym roku twórcy może rozkoszować się przez kilka seansów. Żuławski bierze tu na warsztat ostatnią powieść Witolda Gombrowicza – przemyślną kpinę z nowoczesnej racjonalności, każącej doszukiwać się we wszystkim sensu, zbiorowi przypadków nadać logikę i znaczenie. Filmowy „Kosmos” zachowuje przesłanie książki, ale przefiltrowuje je przez osobowość twórczą Żuławskiego, który dokonuje kilku znaczących zmian i transpozycji w stosunku do powieści. Chyba najbardziej rzuca się w oczy dużo mniej pesymistyczny ton niż w literackim pierwowzorze – nie dość, że Żuławski chętniej sobie żartuje: z popkultury, z egzystencjalizmu, z Gombrowicza, z własnego kina i z samego siebie, to jeszcze zostawia nas z kilkoma zakończeniami, które wcale nie należą do najmroczniejszych. Pozorne znaki, które bohater powieści łączył w paranoiczny sposób, nie mogły zaprowadzić gdzie indziej niż na manowce – Żuławski jest bardziej wyrozumiały, pokazując, że wprawdzie racjonalność skazana jest na porażkę wobec chaosu rzeczywistości, to jednak sztuka i namiętność, konstruowanie fikcji, które te same przypadkowe obrazy, gesty i słowa uwznioślają – choć często bywają źródłem frustracji i męczarni – okazują się wcale nie najgorszym sposobem nadawania odrobiny sensu i odnajdywania wzruszeń i zachwytu w ogólnym zamęcie.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Jarosław Robak [70%]
Chciałoby się napisać, że to dokument, ale jednak nie byłaby to do końca prawda – o zabiegu, jaki zastosował reżyser, aby uniknąć zarzutów o naruszenie etyki, informują tu dopiero napisy końcowe i byłoby czymś nieprzyzwoitym zdradzić tę tajemnicę w krótkiej notce. Z czystym sumieniem można napisać za to, że ten film o psychoterapii dwóch kobiet, matki i córki, to jedna z najciekawszych polskich produkcji tego roku. Bohaterki próbują przy pomocy krakowskiego psychologa Bogdana de Barbaro naprawić relację zatrutą przez wzajemne żale, samotność i niezrozumienie. Film składa się z pięciu spotkań kobiet z terapeutą – każdego niezwykle emocjonalnego, obfitującego w łzy, zbyt mocne słowa, ale i mozolny wysiłek służący nie tyle temu, by w finale wreszcie paść sobie w ramiona (na szczęście Łoziński oszczędza nam kiczu łzawego happy endu), co spojrzeć na drugą osobę z innej perspektywy i wypracować odrobinę porozumienia, nad którym najtrudniejsza praca czeka po wyjściu z gabinetu. De Barbaro cierpliwie słucha opowieści swoich pacjentek, czasem hamuje, gdy wydaje się, że słowa „kocham cię” załatwiają sprawę, czasem nakłania do wycofania jakiegoś stwierdzenia, ponownego przemyślenia jakiejś kwestii. Łozińskiemu udaje się w przekonujący sposób pokazać jak „słowa mają znaczenie” – i że wbrew intuicji, czasem pierwsze, co nam ślina na język przyniesie, to, co spontaniczne, wcale nie musi najlepiej trafiać w sedno. W „Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham” jest wręcz przeciwnie – wypowiedziane w emocjach myśli bohaterek poddane żmudnej obróbce nie tracą na autentyczności, a i zdają się lepiej ujmować istotę problemu.
Chwilami jednak nawet tak udany film budzi wątpliwości: słuchając opowieści pacjentek mamy wrażenie, że zbyt wiele w nich ogólników, a nadmiar emocji ukrywa zaskakujący niedostatek społecznego i ekonomicznego kontekstu. Dzięki temu „Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham” niby ułatwia identyfikację z bohaterkami, w końcu każdy był kiedyś trochę samotny i niezrozumiany, ale jednocześnie taki poziom ogólności powoduje, że ostatecznie niewiele wiadomo o samych kobietach i w kilku momentach seansu można sobie zadać pytanie „ale właściwie co takiego się stało?”. Z tego powodu trudno też kupić gładkie zakończenie – nie wiadomo, w którym momencie i dlaczego między matką i córką coś zaskoczyło na tyle, że nad przepaścią nie do zasypania pojawił się jakiś pomost (tu najbardziej widać, że ów koncept, którego ujawnić nie wypada, nie we wszystkim zdaje egzamin).
DVD / BD
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Igrzyska Śmierci: Kosogłos. Część 2
(2015, reż. Francis Lawrence)
Jarosław Loretz [40%]
Fatalne domknięcie cyklu, trwoniące nagromadzony w poprzednich częściach potencjał w sposób wręcz dramatyczny. Intryga – dotąd gęsta i ciekawa – tutaj nagle więdnie, rozciągana ponad miarę i rozwadniania, byle tylko zapewnić ponad dwie godziny seansu. Dychawiczna akcja koszmarnie się ślimaczy, a wrzucone ze dwie czy trzy żywsze sekwencje walki wyglądają na sztuczne wtręty, wepchnięte wyłącznie po to, żeby widzowie nie mogli zarzucić twórcom, iż 160 baniek poszło głównie na scenerię i aktorskie gaże. Rozpisany na raty finał skutecznie osłabia wymowę filmu, bezsensownie wygaszając u widza ostatnie niedobitki emocji. A do tego szwankuje wzmacniany z filmu na film wątek romansowy, wyraźnie w tej części sztuczny i serwowany jakby z wysiłkiem, co o tyle nie dziwi, że Peeta literalnie nie jest sobą i jako amant nie mógłby wystąpić nawet w szkolnych jasełkach. Wszystko to powoduje, że film ogląda się z wysiłkiem (związanym z próbą utrzymania uwagi) i pewnego rodzaju niesmakiem, mającym źródło w różnych drobnych scenach, które przy lepszej dramaturgii zapewne wtopiłyby się bezboleśnie w tło (kolejne męczeńskie zachowania bohaterki czy wyżywanie się na kocie). Po prostu przykro patrzeć, jak udało się zarżnąć jedną z najlepszych młodzieżówek sf ostatnich lat.
koniec
24 października 2016

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Niedożywiony szkielet
Jarosław Loretz

27 V 2023

Sądząc ze „Zjadacza kości”, twórcy z początku XXI wieku uważali, że sensowne pomysły na horrory już się wyczerpały i trzeba kleić fabułę z wiórków kokosowych i szklanych paciorków.

więcej »

Młodzi w łodzi (gwiezdnej)
Jarosław Loretz

28 II 2023

A gdyby tak przenieść młodzieżową dystopię w kosmos…? Tak oto powstał film „Voyagers”.

więcej »

Bohater na przekór
Sebastian Chosiński

2 VI 2022

„Cudak” – drugi z trzech obrazów powstałych w ramach projektu „Kto ratuje jedno życie, ten ratuje cały świat” – wyreżyserowała Anna Kazejak. To jej pierwsze dzieło, które opowiada o wojennej przeszłości Polski. Jeśli ktoś obawiał się, że autorka specjalizująca się w filmach i serialach o współczesności nie poradzi sobie z tematyką Zagłady, może odetchnąć z ulgą!

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Solidarni z uchodźcami
— Piotr Dobry

Z tego cyklu

Marzec 2018 (2)
— Sebastian Chosiński, Grzegorz Fortuna, Krzysztof Spór, Konrad Wągrowski

Marzec 2018 (1)
— Piotr Dobry, Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Luty 2018 (2)
— Jarosław Loretz, Anna Nieznaj, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Luty 2018 (1)
— Marcin Mroziuk, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Styczeń 2018 (1)
— Jarosław Loretz

Grudzień 2017 (4)
— Konrad Wągrowski

Grudzień 2017 (3)
— Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Grudzień 2017 (2)
— Sebastian Chosiński

Grudzień 2017 (1)
— Piotr Dobry, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk

Listopad 2017 (3)
— Jarosław Loretz, Kamil Witek

Tegoż twórcy

Ultimate Goth
— Miłosz Cybowski

Gdzie jest autor?
— Karolina Ćwiek-Rogalska

Podręcznik pijaru
— Gabriel Krawczyk

Igrzyska muszą trwać dalej
— Karolina Ćwiek-Rogalska

Dla dużych dzieci
— Małgorzata Steciak, Onet

Horrorek, horroreczek
— Agnieszka Szady

Duże ilości Burtona naraz
— Grzegorz Fortuna

Wciąż lepsza historia milosna niż „Zmierzch”
— Mateusz Kowalski

Zmysł utracony
— Joanna Pienio

Metoda w szaleństwie
— Ewa Drab

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.